: 10-08-2014 22:48
[quote="ukasz"]Ruski Prymus dobra rzecz.
Nie jest dla ludzi nieufnych o lękliwych sercach. Nie nadaje się do użycia w pomieszczeniach zamkniętych ( teoretycznie )
Nigdy nie słyszałem żeby jakiaś wybuchła ( trzeba skontrolować zaworek bezpieczeństwa na zbiorniczku )
Jeżeli sa z nią jakieś nieprzyjemne sytuacje to wtedy gdy jest nieumiejętnie rozpalana ( niektórzy wywołują "kontrolowany" pożar by ja rozpalić , a wystarczy kilka paliwa kropel na spodzie, odczekać do wypalenia i mamy ciśnienie wystarczające do pracy...[/quote]
Nie dla lękliwych, oj taaaak. Moja dwa razy walnęła, a raz nie, choć teoretycznie mogła.
Oprócz zaworka w zakrętce zbiorniczka trzeba kontrolować wypukłą blaszkę osłaniającą zbiorniczek. Jak blaszka pozostanie podniesiona bo np. ktoś ci de... zawraca - walnie. Pochodnia gdzieś na metr wysoka; huczy jak sto bandziorów, przyciąga wzrok, hipnotyzuje. Nawet nie pomyślałem, żeby uciekać. Po wypaleniu, po ostygnięciu kolejna porcja benzyny i dalej hulała normalnie, już z opuszczoną blaszką-osłoną.
Drugi raz walnęła bo było zbyt gorąco na dworze, ok. 45 st. C w cieniu. My pod zadaszeniem, a ona w pełnym słońcu; ale dała znać, że walnie - to charakterystyczne furkotania maszynki zaczęło przechodzić w szalony pisk (jak odgłos spadającej bomby). Tylko garnek zdążyłem zdjąć i pchnąć maszynkę w stronę metalowego kosza, i walnęła. Wszystkie śmieci w koszu się wypaliły; dobrze że nie było tam plastyków.
Trzeci raz nie walnęła mimo, że wypadła uszczelka, tzn. jej cześć chyba wycięta przez otwór wlewu paliwa w wyniku silnego dokręcania zakrętki z zaworem. Niby wzrokowo z uszczelką wszystko w porządku, a dziwne odgłosy dochodziły z maszynki; kiedy zaczął pokazywać się malutki płomyk przy zaworze, zrobiłem zastępczą uszczelkę z zakrętki od butelki i wszystko wróciło do normy. Nie wiem, jak długo używana była uszkodzona uszczelka, może nawet tydzień, ale jednak maszynka gotowała. Od następnej wyprawy była już zawsze dobrana zapasowa uszczelka.
A co do " "kontrolowanego" pożaru by ja rozpalić " - to oto właśnie chodzi; można podlewać spirytus salicylowy na talerzyk, (niewielka buteleczka mieści się w maszynce, a spirytus nie brudzi), można kręcić rączką aż się wykręci benzynkę, która spłynie na talerzyk, ale przy wlewaniu benzyny do zbiorniczka, jeszcze bez lejka - zawsze coś się ulało, A potem pierwsza adrenalina - sprawdzanie ile.
Ta maszynka to było największe osiągnięcie radzieckiej myśli technologicznej w służbie dla turystów: prosta konstrukcja, niemal toporna, wysoka sprawność, duża trwałość. Nawet postęp technologiczny się pojawił - w drugiej kupionej maszynce był już lejek. Jakiś czas temu znalazłem w Internecie identyczną już nowocześnie wykończoną maszynkę (kolorowa; chyba zielona), tyle że jej cena mogła przyprawić o ból głowy.
Nie jest dla ludzi nieufnych o lękliwych sercach. Nie nadaje się do użycia w pomieszczeniach zamkniętych ( teoretycznie )
Nigdy nie słyszałem żeby jakiaś wybuchła ( trzeba skontrolować zaworek bezpieczeństwa na zbiorniczku )
Jeżeli sa z nią jakieś nieprzyjemne sytuacje to wtedy gdy jest nieumiejętnie rozpalana ( niektórzy wywołują "kontrolowany" pożar by ja rozpalić , a wystarczy kilka paliwa kropel na spodzie, odczekać do wypalenia i mamy ciśnienie wystarczające do pracy...[/quote]
Nie dla lękliwych, oj taaaak. Moja dwa razy walnęła, a raz nie, choć teoretycznie mogła.
Oprócz zaworka w zakrętce zbiorniczka trzeba kontrolować wypukłą blaszkę osłaniającą zbiorniczek. Jak blaszka pozostanie podniesiona bo np. ktoś ci de... zawraca - walnie. Pochodnia gdzieś na metr wysoka; huczy jak sto bandziorów, przyciąga wzrok, hipnotyzuje. Nawet nie pomyślałem, żeby uciekać. Po wypaleniu, po ostygnięciu kolejna porcja benzyny i dalej hulała normalnie, już z opuszczoną blaszką-osłoną.
Drugi raz walnęła bo było zbyt gorąco na dworze, ok. 45 st. C w cieniu. My pod zadaszeniem, a ona w pełnym słońcu; ale dała znać, że walnie - to charakterystyczne furkotania maszynki zaczęło przechodzić w szalony pisk (jak odgłos spadającej bomby). Tylko garnek zdążyłem zdjąć i pchnąć maszynkę w stronę metalowego kosza, i walnęła. Wszystkie śmieci w koszu się wypaliły; dobrze że nie było tam plastyków.
Trzeci raz nie walnęła mimo, że wypadła uszczelka, tzn. jej cześć chyba wycięta przez otwór wlewu paliwa w wyniku silnego dokręcania zakrętki z zaworem. Niby wzrokowo z uszczelką wszystko w porządku, a dziwne odgłosy dochodziły z maszynki; kiedy zaczął pokazywać się malutki płomyk przy zaworze, zrobiłem zastępczą uszczelkę z zakrętki od butelki i wszystko wróciło do normy. Nie wiem, jak długo używana była uszkodzona uszczelka, może nawet tydzień, ale jednak maszynka gotowała. Od następnej wyprawy była już zawsze dobrana zapasowa uszczelka.
A co do " "kontrolowanego" pożaru by ja rozpalić " - to oto właśnie chodzi; można podlewać spirytus salicylowy na talerzyk, (niewielka buteleczka mieści się w maszynce, a spirytus nie brudzi), można kręcić rączką aż się wykręci benzynkę, która spłynie na talerzyk, ale przy wlewaniu benzyny do zbiorniczka, jeszcze bez lejka - zawsze coś się ulało, A potem pierwsza adrenalina - sprawdzanie ile.
Ta maszynka to było największe osiągnięcie radzieckiej myśli technologicznej w służbie dla turystów: prosta konstrukcja, niemal toporna, wysoka sprawność, duża trwałość. Nawet postęp technologiczny się pojawił - w drugiej kupionej maszynce był już lejek. Jakiś czas temu znalazłem w Internecie identyczną już nowocześnie wykończoną maszynkę (kolorowa; chyba zielona), tyle że jej cena mogła przyprawić o ból głowy.