Wy to macie szczęście do tych starych chat, ja jak wspominałem w Miedziance chciałem tylko zajrzeć na klatkę schodową jedynej ocalałej kamienicy i ledwo drzwi tylko uchyliłem to jak spod ziemi wyrósł za plecami ktoś z tekstem "tu nie wolno".
A co do oblodzenia, we Wrocławiu na szczęście już dawno się całe cholerstwo stopiło ale będąc w Katowicach 2 dni temu lody jeszcze miały się w najlepsze. Śnieg przy drogach i na polach także, jakąś Syberię tam mają Jednak nie zapomnę, gdy pewnego razu gdy całą noc padał deszcz a nad ranem wszystko zamarzło by dojść na przystanek żona musiała iść w rakach, ja zaś po nocce ledwo doszurałem do domu parę razy bliski wywinięcia orła
Gdzieś na Dolnym Śląsku
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Tym razem jedziemy w okolice Strzegomia. Po drodze zahaczamy o Stoszów, jako ze mamy namiary, ze da rade dostac sie do srodka pałacu. Do budynku idzie sie przez mostek, calosc jest otoczona starymi fosami czy innym zespolem stawow, obecnie w stanie wyschnietym.
Portal nad drzwiami
Wnetrza mocno wypatroszone, stropy zaczynaja przesiąkac i trocic sie..
Okienko ze ślimakiem
Świat pałacowych lamp, pordzewialych, świszczacych na wietrze. W calym palacu jest straszny przeciąg...
Nietypowe zabezpieczenie okna? Czesto okna "zabija sie dechami" ale tu...hmmmm... Albo ktos przyniósł tu ze soba i po prostu odlozyl? Dziwne...
Znajduje tez narte, niekompletna ale zawsze
Od strony dziedzinca
Przypadkiem trafiamy do Śmiałowic. Tutejszy palac jest w dosc dobrym stanie, tak sie prezentuje przez szare zimowe pola..
Przy kosciele zwraca uwage krzyz pokutny, kolejny do naszej kolekcji Obok krzyza smukła kapliczka.
Skoro juz sie zatrzymalismy to idziemy obejrzec kosciol. Jest spory, z czerwonej cegly, wyglada troche jak zamek krzyzacki ;P
Pomysl spaceru naokolo okazuje sie calkiem dobry! Na scianach sa epitafia i inne rzezbione tablice!
Tu dosc ciekawe zestawienie- krzyz, gwiazdki, kotwica...i gorejacy wazon?
Zajezdzamy do Siedlimowic. Skrecamy w boczne gruntowe drogi, ktore dzis sa pokryte gruba wartswa lodu. Skodusia tanczy na wszystkie strony. Dalej idziemy z buta. Jakos but lepiej trzyma sie tej nawierzchni niz nawet zimowa opona..
W parku znalezlismy smutna zabe.. Nawet chcielismy ją zabrac ale byla mokra, cieknaca i troche wypatroszona tzn wnetrznosci wypadaly, glownie przez glowe i nie pachnialy zachecajaco.. Wiec zostala...
Palac jest w ruinie, ale widac ze kiedys byl ogromniasty! Ruiny leza w sympatycznym zdziczalym parku
Zachowalo sie troche zdobien np. gębule na wiezy
Czy rzezbiona brama
Koniuszek wiezy
Wieza jest jeszcze zadaszona, mozna sie tu schronic przed deszczem, widac, ze niejedna fajna impreza sie tu odbyla! Przy scianach stoja prowizoryczne ławeczki, stolik, o dziwo jest czysto.
Okno ma dziwny ksztalt... jakby jakas skulona postac...
Gdzies dalej odwiedzmy Pyszczyn. Palac jest ogromny i obecnie prywatny, sa przeprowadzane jakies remonty. Obiektu pilnuje jakas niezrownowazona osoba, ktorej nie podoba sie robienie zdjec nawet z daleka. Gdy stalam sobie po drugiej stronie ulicy padaly w moja strone wypowiedzi i okreslenia, ktorych przez grzecznosc i kulture nie zacytuje. Szkoda ze tak czesto palace trafiaja w rece osob chamskich, wulgarnych i bezinteresownie niesympatycznych...
Gosc zza plotu probuje rzucac we mnie kamieniami, ale chyba tylko na postrach. Widac, ze ma za maly zasieg rzutu, nie dolatuja nawet do plotu. Ale na wszelki wypadek trzymam sie drugiej strony drogi a ciekawe zdobienia sciagam sobie na zoomie. Stojąc na publicznej drodze mam prawo sfotografowac zabytek, cokolwiek sobie udumal w glupim łbie jakis cieć...
Troche sie gubiąc w polach dojezdzamy do wsi Zastuże. Ruiny palacu sa "przyklejone" do budynku kosciola/kaplicy, chyba dzialajacego, a napewno odnowionego.
Zachowało sie zdobienie odrzwi a poza tym to tylko kupa cegieł..
Niektore z pobliskich domow sa czesciowo pozawalane, ale nadal mieszkaja w nich ludzie
W jednej ze stodol znalezlismy bardzo ciekawa rzecz- zgromadzone ławki z jakiegos starego kina czy klubokawiarni! I ten zapach zaklęty w starych siedziskach- ni to drewna, ni to materialu, ni to zakurzonej poduchy, ni to wiórow.. po prostu zapach przeszlosci
Jadac w strone Strzegomia trafiamy do Krukowa. Tu tez jest cos pałacopodobnego a przed nim stoi wiata. A w niej kanapy, fotele. Mozna zapodac komfortowy odpoczynek na swiezym powietrzu
Nocujemy w Strzegomiu w miejscu zwanym "kwatery robotnicze". Jest to maly budyneczek w ogrodzie jednorodzinnego domu. Dzis jestesmy tu sami, innych robotnikow brak.
Wieczorem idziemy na miasto. Trafiamy do pizzerii "Pod Kasztanem" w rynku. Niby teraz wyglada to jak zwykla pizzeria acz towarzystwo zgromadzone w knajpce sugeruje, ze kiedys chyba byla tu jakas miła spelunka Wystroj sie zmienil ale klientela zostala? Kilku facetow w srednim wieku spiewa na glosy piosenki Maryli Rodowicz Inny tancuje. Płyną ciekawe rozmowy o regionie, o sporcie.. Potem schodzi na polityke ale my juz na szczescie wychodzimy. Widzac rozne rozbieznosci w pogladach biesiadujacych czuc, ze moze byc goraco
Tu tez po raz pierwszy w zyciu sie dowiaduje, ze strefy czasowe maja połówki!
Wracajac zagladamy jeszcze pod katedre.
Nascienne epitafia chowaja sie przed sniegiem i wiatrem
Niektore rzezbienia sa dziwne, jakby male ludziki probujace sie schowac za kolumna.
Miecie drobnym sniegiem, na ulicach zywego ducha. Miasto chyba juz spi, albo ukrylo sie gdzies w pieleszach. Okna pobliskich kamienic sa ciemne, jedynie błyskaja sine poswiaty ekranow..
Zaraz przy kosciele stoja baraczki ze scenkami bożonarodzeniowej szopki. Postacie sa naturalnych rozmiarow, a do niektorych scenek rodzajowych mozna sie dosiąść i pouczestniczyc w biesiadzie. Milo sie siedzi, pod daszkiem jakby zaciszniej i podmuchy lodowatego wiatru nie wgryzaja sie tak pod kurtke. Tylko wspolbiesiadnicy jacys tacy malo rozmowni...
Obok stoi kilka pustych budek. Poczatkowo nie zwracamy na nie uwagi. Bierzemy je za kramy minionego jarmarku swiatecznego. Przez chwile mi sie jednak wydaje, ze w jednej z nich cos sie rusza... Eeee, to chyba wiatr... albo mi sie zdawalo? Jeden z manekinow wbija we mnie wzrok i dziwnie sie usmiecha.. To w lampie cos nie stykało i zamrugała.. Blade swiatlo oswietla pusty przykoscielny plac gdzie tylko drobiny sniegu tancza jak wsciekłe na wszystkie strony. Zacisznie tu ale jakos tak dziwnie.. Czuc, ze nie jestesmy tu sami! Z budki rozlega sie beczenie. Ewidentne! Tam sa zwierzaki! Prawdziwe!!!!! Siedza zamkniete a wnetrze maja wylozone siankiem. Robia wrazenie calkiem zadowolone! Nie wiem czy juz spaly a mysmy je obudzili?
Zegnamy to nietypowe miejsce biesiadne, gdzie z ludzmi napic sie nie da a ze zwierzakami chyba nie wypada... Oblodzonymi, ciemnymi uliczkami suniemy ku naszej kwaterze, gdzies tam na obrzezach miasta...
Portal nad drzwiami
Wnetrza mocno wypatroszone, stropy zaczynaja przesiąkac i trocic sie..
Okienko ze ślimakiem
Świat pałacowych lamp, pordzewialych, świszczacych na wietrze. W calym palacu jest straszny przeciąg...
Nietypowe zabezpieczenie okna? Czesto okna "zabija sie dechami" ale tu...hmmmm... Albo ktos przyniósł tu ze soba i po prostu odlozyl? Dziwne...
Znajduje tez narte, niekompletna ale zawsze
Od strony dziedzinca
Przypadkiem trafiamy do Śmiałowic. Tutejszy palac jest w dosc dobrym stanie, tak sie prezentuje przez szare zimowe pola..
Przy kosciele zwraca uwage krzyz pokutny, kolejny do naszej kolekcji Obok krzyza smukła kapliczka.
Skoro juz sie zatrzymalismy to idziemy obejrzec kosciol. Jest spory, z czerwonej cegly, wyglada troche jak zamek krzyzacki ;P
Pomysl spaceru naokolo okazuje sie calkiem dobry! Na scianach sa epitafia i inne rzezbione tablice!
Tu dosc ciekawe zestawienie- krzyz, gwiazdki, kotwica...i gorejacy wazon?
Zajezdzamy do Siedlimowic. Skrecamy w boczne gruntowe drogi, ktore dzis sa pokryte gruba wartswa lodu. Skodusia tanczy na wszystkie strony. Dalej idziemy z buta. Jakos but lepiej trzyma sie tej nawierzchni niz nawet zimowa opona..
W parku znalezlismy smutna zabe.. Nawet chcielismy ją zabrac ale byla mokra, cieknaca i troche wypatroszona tzn wnetrznosci wypadaly, glownie przez glowe i nie pachnialy zachecajaco.. Wiec zostala...
Palac jest w ruinie, ale widac ze kiedys byl ogromniasty! Ruiny leza w sympatycznym zdziczalym parku
Zachowalo sie troche zdobien np. gębule na wiezy
Czy rzezbiona brama
Koniuszek wiezy
Wieza jest jeszcze zadaszona, mozna sie tu schronic przed deszczem, widac, ze niejedna fajna impreza sie tu odbyla! Przy scianach stoja prowizoryczne ławeczki, stolik, o dziwo jest czysto.
Okno ma dziwny ksztalt... jakby jakas skulona postac...
Gdzies dalej odwiedzmy Pyszczyn. Palac jest ogromny i obecnie prywatny, sa przeprowadzane jakies remonty. Obiektu pilnuje jakas niezrownowazona osoba, ktorej nie podoba sie robienie zdjec nawet z daleka. Gdy stalam sobie po drugiej stronie ulicy padaly w moja strone wypowiedzi i okreslenia, ktorych przez grzecznosc i kulture nie zacytuje. Szkoda ze tak czesto palace trafiaja w rece osob chamskich, wulgarnych i bezinteresownie niesympatycznych...
Gosc zza plotu probuje rzucac we mnie kamieniami, ale chyba tylko na postrach. Widac, ze ma za maly zasieg rzutu, nie dolatuja nawet do plotu. Ale na wszelki wypadek trzymam sie drugiej strony drogi a ciekawe zdobienia sciagam sobie na zoomie. Stojąc na publicznej drodze mam prawo sfotografowac zabytek, cokolwiek sobie udumal w glupim łbie jakis cieć...
Troche sie gubiąc w polach dojezdzamy do wsi Zastuże. Ruiny palacu sa "przyklejone" do budynku kosciola/kaplicy, chyba dzialajacego, a napewno odnowionego.
Zachowało sie zdobienie odrzwi a poza tym to tylko kupa cegieł..
Niektore z pobliskich domow sa czesciowo pozawalane, ale nadal mieszkaja w nich ludzie
W jednej ze stodol znalezlismy bardzo ciekawa rzecz- zgromadzone ławki z jakiegos starego kina czy klubokawiarni! I ten zapach zaklęty w starych siedziskach- ni to drewna, ni to materialu, ni to zakurzonej poduchy, ni to wiórow.. po prostu zapach przeszlosci
Jadac w strone Strzegomia trafiamy do Krukowa. Tu tez jest cos pałacopodobnego a przed nim stoi wiata. A w niej kanapy, fotele. Mozna zapodac komfortowy odpoczynek na swiezym powietrzu
Nocujemy w Strzegomiu w miejscu zwanym "kwatery robotnicze". Jest to maly budyneczek w ogrodzie jednorodzinnego domu. Dzis jestesmy tu sami, innych robotnikow brak.
Wieczorem idziemy na miasto. Trafiamy do pizzerii "Pod Kasztanem" w rynku. Niby teraz wyglada to jak zwykla pizzeria acz towarzystwo zgromadzone w knajpce sugeruje, ze kiedys chyba byla tu jakas miła spelunka Wystroj sie zmienil ale klientela zostala? Kilku facetow w srednim wieku spiewa na glosy piosenki Maryli Rodowicz Inny tancuje. Płyną ciekawe rozmowy o regionie, o sporcie.. Potem schodzi na polityke ale my juz na szczescie wychodzimy. Widzac rozne rozbieznosci w pogladach biesiadujacych czuc, ze moze byc goraco
Tu tez po raz pierwszy w zyciu sie dowiaduje, ze strefy czasowe maja połówki!
Wracajac zagladamy jeszcze pod katedre.
Nascienne epitafia chowaja sie przed sniegiem i wiatrem
Niektore rzezbienia sa dziwne, jakby male ludziki probujace sie schowac za kolumna.
Miecie drobnym sniegiem, na ulicach zywego ducha. Miasto chyba juz spi, albo ukrylo sie gdzies w pieleszach. Okna pobliskich kamienic sa ciemne, jedynie błyskaja sine poswiaty ekranow..
Zaraz przy kosciele stoja baraczki ze scenkami bożonarodzeniowej szopki. Postacie sa naturalnych rozmiarow, a do niektorych scenek rodzajowych mozna sie dosiąść i pouczestniczyc w biesiadzie. Milo sie siedzi, pod daszkiem jakby zaciszniej i podmuchy lodowatego wiatru nie wgryzaja sie tak pod kurtke. Tylko wspolbiesiadnicy jacys tacy malo rozmowni...
Obok stoi kilka pustych budek. Poczatkowo nie zwracamy na nie uwagi. Bierzemy je za kramy minionego jarmarku swiatecznego. Przez chwile mi sie jednak wydaje, ze w jednej z nich cos sie rusza... Eeee, to chyba wiatr... albo mi sie zdawalo? Jeden z manekinow wbija we mnie wzrok i dziwnie sie usmiecha.. To w lampie cos nie stykało i zamrugała.. Blade swiatlo oswietla pusty przykoscielny plac gdzie tylko drobiny sniegu tancza jak wsciekłe na wszystkie strony. Zacisznie tu ale jakos tak dziwnie.. Czuc, ze nie jestesmy tu sami! Z budki rozlega sie beczenie. Ewidentne! Tam sa zwierzaki! Prawdziwe!!!!! Siedza zamkniete a wnetrze maja wylozone siankiem. Robia wrazenie calkiem zadowolone! Nie wiem czy juz spaly a mysmy je obudzili?
Zegnamy to nietypowe miejsce biesiadne, gdzie z ludzmi napic sie nie da a ze zwierzakami chyba nie wypada... Oblodzonymi, ciemnymi uliczkami suniemy ku naszej kwaterze, gdzies tam na obrzezach miasta...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Ja kiedyś nad Bajkałem znalazłem 3 metrowego krokodyla, po wypraniu i wysuszeniu co trwało całe tygodnie leży do dziś na segmencie zajmując całą długość
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Hazmburk pisze:U mnie też jedna wielka szklanka. Na rowerku to max. 10 km/h, przy czym nie raz trzeba schodzić z roweru i pokonywać odcinki pieszo boczkiem. A hamować to czasem lepiej nogami. (Human pewnie by przeleciał i nawet nie zauważył lodu, ja na swojej kozie niestety tak nie potrafię ).
Dopiero doczytałem. Uwierz mi, ale Human jest tak samo dupa na lodzie jak inni. Żadne nawet najbardziej almajty skille, przekraczające moje o lata świetlne, Ci nie pomogą jak guma nie ma się w co wgryźć.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Dolnoślązak pisze:Ja kiedyś nad Bajkałem znalazłem 3 metrowego krokodyla, po wypraniu i wysuszeniu co trwało całe tygodnie leży do dziś na segmencie zajmując całą długość
Takiemu tez bym nie odpuscila! masz moze zdjecie delikwenta?
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Co prawda już drzemał ale pozwolił sobie zrobić zdjęcie
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
ojoj.. nie wyswietla mi sie
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Kolejny dzien mija nam na włóczędze po podstrzegomskich wioskach. I znow palacyki. W Goczałkowie Gornym wlazimy na teren dzialajacego gospodarstwa. Pod nogami skrzypi zmarzle na kamien bloto delikatnie przysypane igiełkami szadzi. Wieje. Zzzzimno. Coraz czesciej mysle o nalewce ukrytej w bagazniku. Bez rozgrzewacza z kwiatow dzikiego bzu chyba nie da sie dzis przezyc... Nic dziwnego, ze zaden desperat nie wloczy sie po terenie wokol palacu. Pusto. Stoja tylko jakies zmarzniete maszyny rolnicze. Sam budynek palacu jest opuszczony, najnowszym jego framentem jest jakas chwiejaca sie na dwoch gwozdziach tabliczka z unijnymi gwiazdkami.. Okna i drzwi dokladnie pozamykane, pokratowane. Ciezko nawet zajrzec do srodka.
Gdzieniegdzie zachowal sie jakis gzymsik, herb albo inne zawijasy
Kraty tez maja tu dosc ozdobne
Hmmm.. jedna z tych flag chyba kiedys byla inna? chyba przemalowali Napisy tez zatarte...
W Targoszynie za wiatrem, na sloneczku mozna przysiasc na zasypanych szeleszczacymi liscmi starych lezankach i troche sie powygrzewac, marząc o rychłym nadejsciu wiosny.. Choc zaraz mozna poczuc, ze to jednak wciaz styczen- zimno szybko przegryza sie z lodowatego podloza nawet przez grube warstwy ubrania..
Palacyk wygladajacy na nieuzywany polozony jest w parku. Przy nim jakies zagrody jakby dla koni. We wnetrzach porozrzucane meble i jakby zaczety i porzucony remont. Tabliczka na palacu mowi ze to "Dom Slaski", centrum kultury, edukacji i promocji a placowka jest "w organizacji". Co promuja i kogo edukuja nadal pozostaje dla mnie tajemnica..
W parku rosna obulwione stare drzewa przypominajace swieczniki
Nieopodal urzekło mnie jedno z gospodarstw, a zwlaszcza wanna- poidlo i miejsce kapieli dla gęsi.
hydrant z wiszącymi soplami
W Mściwojowie tez sa ruiny palacu. Raczej z nich malo zostalo.
Mozna jednak zajrzec do piwnic, o roznych strukturach i ksztaltach stropow. Trzeba jednak mocno uwazac pod nogi aby nie wdepnac w aromatyczna mine
Do palacu przytyka park z nowiutkimi ławeczkami i koszami na smieci. Jakos do ruin w tle pasuje to jak kwiatek do kożucha.
W parku jest tez stawek z resztami kaplicy na wyspie.
I baszta
Drugi stawek a raczej niewielkie oczko wodne jest po drugiej stronie palacu, wsrod uzywanych zabudowan gospodarczych.
Wsrod falistych linii tutejszych dachow i okapow przechadza sie gdaczaco- gulgający inwentarz. W tle dzwonia jakies dzwoneczki. Kilkakrotnie ide w ich strone, ale dzwiek znika i pojawia sie w innym miejscu. Nie udaje mi sie zlokalizowac zrodla dzwonienia, ale brzmialo jak krowy lub owce zywcem przeniesione ze wschodniokarpackich polonin!
Maja tu tez sklepik z miejscem biesiadnym, gdzie milo byc przysiasc celem spozycia jadla i napoju.. o ile temperatura by sprzyjala i tyłek nie przymarzal do dech... czyli dzis odpada..
Na wzgorzach na wsia spotykamy kolejne ruiny kaplicy.
Dalej na gorce nad jeziorkiem stoi nowa wieza widokowa. Idzie sie do niej swiezo wyłozonym deptakiem- chodniczkiem, bo straszne by bylo jakby turysta ubłocil buciki. Co jednak trzeba przyznac na plus- chodnik jest z granitowej kostki a nie z tego baumowatego obrzydlistwa, ktorym zachłysnal sie caly nasz kraj.
Jak nakazuje obecna moda chyba wiecej budulca poszlo na ogrodzenie wiezy niz na sama konstrukcje. Wszedzie tez wylewaja sie regulaminy i zakazy normujace jak na wieze nalezy wchodzic, co tam spozywac i w jaki sposob oddychac. Nie mozna tez zapomniec o oczach kamer śledzacych kazdy nasz ruch abysmy mogli sie czuc bezpiecznie i nowoczesnie. W ogrodzeniu jest bramka. W tej chwili otwarta. Jest jednak napisane, ze wieza jest otwarta tylko od 8 do 20. Czy w takim razie komus chce sie przylazic u wieczorem aby przekrecic kluczyk? Czy moze zamek zatrzaskuje sie automatycznie? A jak ktos nie zdazy zejsc na czas to zostaje uwieziony wewnatrz?
Ponoc widac stad Karkonosze. Ponoc to popularne miejsce wypoczynku. Dzis w oddali zalegaja geste chmury a na świszczącej na wietrze kontrukcji jestesmy sami. Towarzyszy nam tylko zadymka sniezna, ktora tworzy smieszne leje z wirujacych płatkow.
W ktorys z kolejnych dni, wracajac do domu, zahaczamy o Pielaszkowice. Sa tu ruiny sporego palacu, a wokol niego rozne fajne budki, garaze, skladziki i komorki. Chetnie bysmy obeszli palac tez od drugiej strony ale biegajace luzem psy giganty troche nas zniechecaja...
Do palacu idzie sie groblą , przez brame pod czesciowo zamieszkanym budynkiem
Wsrod zrytych koleinami placykow mozna wypatrzec rozne ciekawe rzezy np. przesuwną brame z drewnianych klepek!
W wiosce odnajdujemy tez krzyz pokutny, akurat trafilismy na niego zupelnie przypadkiem! Siedzi sobie pod murem okalajacym kaplice! Fajnie- bedzie kolejny do kolekcji! Za to lubie Dolny Slask! czlowiek sobie jedzie czesto calkiem na ślepo i bez celu a ciekawe rzeczy same sie rzucaja w oczy!
A w Mieczkowie niespodzianka. Nie szukamy pałacu Dla odmiany opuszczony kosciol! Stoi w centrum wsi, nieopodal drugiej dzialajacej swiatyni. Obecnie pelni role jakiegos magazynu. Zsypy, rury, rampy do wyładunku. I saletra amonowa w czesciowo zamurowanym oknie.
Niewielka przybudowka kosciola jest imprezownią (o czym swiadczy szklo po roznistych trunkach). Mozna sie dowiedziec w czym gustuja miejscowi. Na topie wisnia i czarna porzeczka. W czasie degustacji smakosze zasiadaja na starych koscielnych ławach.
Gdzieniegdzie zachowal sie jakis gzymsik, herb albo inne zawijasy
Kraty tez maja tu dosc ozdobne
Hmmm.. jedna z tych flag chyba kiedys byla inna? chyba przemalowali Napisy tez zatarte...
W Targoszynie za wiatrem, na sloneczku mozna przysiasc na zasypanych szeleszczacymi liscmi starych lezankach i troche sie powygrzewac, marząc o rychłym nadejsciu wiosny.. Choc zaraz mozna poczuc, ze to jednak wciaz styczen- zimno szybko przegryza sie z lodowatego podloza nawet przez grube warstwy ubrania..
Palacyk wygladajacy na nieuzywany polozony jest w parku. Przy nim jakies zagrody jakby dla koni. We wnetrzach porozrzucane meble i jakby zaczety i porzucony remont. Tabliczka na palacu mowi ze to "Dom Slaski", centrum kultury, edukacji i promocji a placowka jest "w organizacji". Co promuja i kogo edukuja nadal pozostaje dla mnie tajemnica..
W parku rosna obulwione stare drzewa przypominajace swieczniki
Nieopodal urzekło mnie jedno z gospodarstw, a zwlaszcza wanna- poidlo i miejsce kapieli dla gęsi.
hydrant z wiszącymi soplami
W Mściwojowie tez sa ruiny palacu. Raczej z nich malo zostalo.
Mozna jednak zajrzec do piwnic, o roznych strukturach i ksztaltach stropow. Trzeba jednak mocno uwazac pod nogi aby nie wdepnac w aromatyczna mine
Do palacu przytyka park z nowiutkimi ławeczkami i koszami na smieci. Jakos do ruin w tle pasuje to jak kwiatek do kożucha.
W parku jest tez stawek z resztami kaplicy na wyspie.
I baszta
Drugi stawek a raczej niewielkie oczko wodne jest po drugiej stronie palacu, wsrod uzywanych zabudowan gospodarczych.
Wsrod falistych linii tutejszych dachow i okapow przechadza sie gdaczaco- gulgający inwentarz. W tle dzwonia jakies dzwoneczki. Kilkakrotnie ide w ich strone, ale dzwiek znika i pojawia sie w innym miejscu. Nie udaje mi sie zlokalizowac zrodla dzwonienia, ale brzmialo jak krowy lub owce zywcem przeniesione ze wschodniokarpackich polonin!
Maja tu tez sklepik z miejscem biesiadnym, gdzie milo byc przysiasc celem spozycia jadla i napoju.. o ile temperatura by sprzyjala i tyłek nie przymarzal do dech... czyli dzis odpada..
Na wzgorzach na wsia spotykamy kolejne ruiny kaplicy.
Dalej na gorce nad jeziorkiem stoi nowa wieza widokowa. Idzie sie do niej swiezo wyłozonym deptakiem- chodniczkiem, bo straszne by bylo jakby turysta ubłocil buciki. Co jednak trzeba przyznac na plus- chodnik jest z granitowej kostki a nie z tego baumowatego obrzydlistwa, ktorym zachłysnal sie caly nasz kraj.
Jak nakazuje obecna moda chyba wiecej budulca poszlo na ogrodzenie wiezy niz na sama konstrukcje. Wszedzie tez wylewaja sie regulaminy i zakazy normujace jak na wieze nalezy wchodzic, co tam spozywac i w jaki sposob oddychac. Nie mozna tez zapomniec o oczach kamer śledzacych kazdy nasz ruch abysmy mogli sie czuc bezpiecznie i nowoczesnie. W ogrodzeniu jest bramka. W tej chwili otwarta. Jest jednak napisane, ze wieza jest otwarta tylko od 8 do 20. Czy w takim razie komus chce sie przylazic u wieczorem aby przekrecic kluczyk? Czy moze zamek zatrzaskuje sie automatycznie? A jak ktos nie zdazy zejsc na czas to zostaje uwieziony wewnatrz?
Ponoc widac stad Karkonosze. Ponoc to popularne miejsce wypoczynku. Dzis w oddali zalegaja geste chmury a na świszczącej na wietrze kontrukcji jestesmy sami. Towarzyszy nam tylko zadymka sniezna, ktora tworzy smieszne leje z wirujacych płatkow.
W ktorys z kolejnych dni, wracajac do domu, zahaczamy o Pielaszkowice. Sa tu ruiny sporego palacu, a wokol niego rozne fajne budki, garaze, skladziki i komorki. Chetnie bysmy obeszli palac tez od drugiej strony ale biegajace luzem psy giganty troche nas zniechecaja...
Do palacu idzie sie groblą , przez brame pod czesciowo zamieszkanym budynkiem
Wsrod zrytych koleinami placykow mozna wypatrzec rozne ciekawe rzezy np. przesuwną brame z drewnianych klepek!
W wiosce odnajdujemy tez krzyz pokutny, akurat trafilismy na niego zupelnie przypadkiem! Siedzi sobie pod murem okalajacym kaplice! Fajnie- bedzie kolejny do kolekcji! Za to lubie Dolny Slask! czlowiek sobie jedzie czesto calkiem na ślepo i bez celu a ciekawe rzeczy same sie rzucaja w oczy!
A w Mieczkowie niespodzianka. Nie szukamy pałacu Dla odmiany opuszczony kosciol! Stoi w centrum wsi, nieopodal drugiej dzialajacej swiatyni. Obecnie pelni role jakiegos magazynu. Zsypy, rury, rampy do wyładunku. I saletra amonowa w czesciowo zamurowanym oknie.
Niewielka przybudowka kosciola jest imprezownią (o czym swiadczy szklo po roznistych trunkach). Mozna sie dowiedziec w czym gustuja miejscowi. Na topie wisnia i czarna porzeczka. W czasie degustacji smakosze zasiadaja na starych koscielnych ławach.
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Dziwne z tymi zdjęciami, bo sprawdzałem po kilka razy wylogowując się czy działa i było...
https://goo.gl/photos/RiuxMHXDcLTn6z6h7
A teraz?
https://goo.gl/photos/RiuxMHXDcLTn6z6h7
A teraz?
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Cuuuuudny!!!! Tez bym go nie zostawila!!!!!!!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Wiele razy na naszych wycieczkach po Wzgorzach Strzelinskich przechodzilismy lub przejezdzalismy kolo palacyku w wiosce Stanica (na starszych mapach znaczonej rowniez jako Halinów). Zawsze miejsce nam sie podobalo- widac, ze palacyk byl zamieszkany, zadbany, ale jednoczesnie nie ociekał i nie smierdzial swieza farba jak to zwykle jest modne ostatnimi czasy- ze remont musi oznaczac obrzydliwą laboratoryjną sterylnosc. Ten palacyk byl wlasnie taki jak trzeba- sympatyczny, lekko przykryty patyną, a co najwazniejsze obrosly bluszczem czy innym dzikim winem i utopiony w starym cienistym parku.
Wtedy tez zauwazylismy, ze w jego obejsciu stoi zasypana liscmi tabliczka “tanie noclegi” z numerem telefonu. Czy dotyczy tego budynku? Jakos nigdy nie bylo nam po drodze tu spac, w koncu niecala godzine mamy do domu.
Ktoregos styczniowego dnia postanowilismy jednak to zmienic. Noclegi okazaly sie dotyczyc wlasciwego budynku. Zwiedzamy juz od lat te rozne palacyki Dolnego Slaska, fajnie, ze w koncu w ktoryms z nich mozna legalnie zanocowac, bez obaw, ze w nocy ktos przyjdzie i cie wywali. I nie jest to zaraz jakis wypasiony hotel, ktorego wnetrza wygladaja jak nowy salon meblowy a o atmosferze tchnącej przeszłoscia mozna tylko pomarzyc.
Zjawiamy sie wiec mroznym wieczorem w Stanicy. Ciagne za klamke. Zamkniete. Ide dookola, moze maja tu jakies inne drzwi? Splątane galezie bluszczu pozbawione sa lisci i szeleszcza na wietrze. Na balkoniku sadowia sie trzy koty i marszczac pyszczki staraja ukryc przed dokuczliwym wiatrem wsrod starych mebli.
Dalej nie ide bo biega tam i ujada wielkie psisko. Uczepione wprawdzie do linki, ale szlag wie jaka ona jest dluga. Na gornych pietrach widac swiatlo. Dzwonie w koncu telefonem. Otwiera nam bardzo sympatyczna i rozmowna babka i prowadzi do wnetrza. Zarowno wieczorem jak i rano dlugo gadamy na tysiac tematow. Widzimy sie od 5 minut a wrazenie jakbysmy przyjechali do starych, dobrych znajomych!
Gospodarze mieszkaja tu od lat 80tych kiedy nabyli ten budynek. Przed wojna spelnial role palacyku mysliwskiego i nalezal do tej samej rodziny co pobliski wypasny palac w Konarach. Ponoc wszystkie klamki, wieszaki i rozne sprzety byly tu zrobione ze zwierzecych kopytek. Po wojnie mieszkali tu ludzie, ktorzy palili wewnatrz ogniska a parter wogole zajmowala domowa chudoba. Mysliwskie wyposazenie zaginelo gdzies w odmętach powojennych dziejow. Aby doprowadzic miejsce do stanu nadajacego sie do zamieszkania ponoc bylo sporo roboty a glownie wywoz gnojowiska po inwentarzu dal sie we znaki. Szkoda, ze nie zachowaly sie zdjecia (albo raczej wogole nigdy nie powstaly) z czasow gdy w palacu mieszkaly kury, kaczki i swinie a w tle byly klamki z kopytek i jakies malowidla z mysliwskimi scenkami. Takie obrazy zachowaly sie tylko w pamieci starszych mieszkancow okolicznych wsi.
Obecnie w palacu mieszkaja gospodarze oraz jest kilka pokojow do wynajecia. Na gorne pietro wchodzimy skrzypiacymi schodami, ktore tak przypadaja do gustu kabaczkowi, ze domaga sie aby chodzic po nich w gore i w dol chyba ze 20 razy!
Dzieki temu jestem w stanie bardzo dokladnie sie im przyjrzec, ze maja ciekawe sloje drewna, ze niektore stopnie sa powygryzane przez korniki w ciekawe desenie i ze poszczegolne schodki skrzypia w zupelnie inny sposob! Przemierzajac je po raz n-ty mam skojarzenia jakbysmy chodzily po cymbałkach- rozne skrzypniecia, rozne odglosy krokow. Kabaczek ma swoje ulubione stopnie, na ktorych glosno tupie, podskakuje i rechocze.
W piwnicach jest sala imprezowa z kominkiem, barkiem i kolumnami ozdobiona roznymi fajnymi starociami.
Wpada w oczy tez jeden piekielny obraz
W pokojach jest cieplo- sa ogrzewane sympatycznymi piecykami.
W nocy chyba co dwie godziny dokladam szufle węgla. Oprocz skwierczenia palonych wegielkow towarzyszy nam w nocy jeszcze jeden dzwiek- jakby skrzypienie hustawki. Dobiega gdzies ze strychow. Ciekawe kto lub co sie tam husta po nocach
Mozna tez korzystac z kuchni w ktorej stoi sympatyczny piec, kredensy, gliniane dzbanuszki
Ten piecowy znaczek kojarzy mi sie jakos z pieczatkami ze schronisk! Teraz to rzadko jaka firma ma ładne logo...
Wokol wszedzie zapach drewna, dymu, chlodu starych wnetrz i zabytkowych mebli.
A tu palacyk z zewnatrz zimowa, bezlistna pora...
Wtedy tez zauwazylismy, ze w jego obejsciu stoi zasypana liscmi tabliczka “tanie noclegi” z numerem telefonu. Czy dotyczy tego budynku? Jakos nigdy nie bylo nam po drodze tu spac, w koncu niecala godzine mamy do domu.
Ktoregos styczniowego dnia postanowilismy jednak to zmienic. Noclegi okazaly sie dotyczyc wlasciwego budynku. Zwiedzamy juz od lat te rozne palacyki Dolnego Slaska, fajnie, ze w koncu w ktoryms z nich mozna legalnie zanocowac, bez obaw, ze w nocy ktos przyjdzie i cie wywali. I nie jest to zaraz jakis wypasiony hotel, ktorego wnetrza wygladaja jak nowy salon meblowy a o atmosferze tchnącej przeszłoscia mozna tylko pomarzyc.
Zjawiamy sie wiec mroznym wieczorem w Stanicy. Ciagne za klamke. Zamkniete. Ide dookola, moze maja tu jakies inne drzwi? Splątane galezie bluszczu pozbawione sa lisci i szeleszcza na wietrze. Na balkoniku sadowia sie trzy koty i marszczac pyszczki staraja ukryc przed dokuczliwym wiatrem wsrod starych mebli.
Dalej nie ide bo biega tam i ujada wielkie psisko. Uczepione wprawdzie do linki, ale szlag wie jaka ona jest dluga. Na gornych pietrach widac swiatlo. Dzwonie w koncu telefonem. Otwiera nam bardzo sympatyczna i rozmowna babka i prowadzi do wnetrza. Zarowno wieczorem jak i rano dlugo gadamy na tysiac tematow. Widzimy sie od 5 minut a wrazenie jakbysmy przyjechali do starych, dobrych znajomych!
Gospodarze mieszkaja tu od lat 80tych kiedy nabyli ten budynek. Przed wojna spelnial role palacyku mysliwskiego i nalezal do tej samej rodziny co pobliski wypasny palac w Konarach. Ponoc wszystkie klamki, wieszaki i rozne sprzety byly tu zrobione ze zwierzecych kopytek. Po wojnie mieszkali tu ludzie, ktorzy palili wewnatrz ogniska a parter wogole zajmowala domowa chudoba. Mysliwskie wyposazenie zaginelo gdzies w odmętach powojennych dziejow. Aby doprowadzic miejsce do stanu nadajacego sie do zamieszkania ponoc bylo sporo roboty a glownie wywoz gnojowiska po inwentarzu dal sie we znaki. Szkoda, ze nie zachowaly sie zdjecia (albo raczej wogole nigdy nie powstaly) z czasow gdy w palacu mieszkaly kury, kaczki i swinie a w tle byly klamki z kopytek i jakies malowidla z mysliwskimi scenkami. Takie obrazy zachowaly sie tylko w pamieci starszych mieszkancow okolicznych wsi.
Obecnie w palacu mieszkaja gospodarze oraz jest kilka pokojow do wynajecia. Na gorne pietro wchodzimy skrzypiacymi schodami, ktore tak przypadaja do gustu kabaczkowi, ze domaga sie aby chodzic po nich w gore i w dol chyba ze 20 razy!
Dzieki temu jestem w stanie bardzo dokladnie sie im przyjrzec, ze maja ciekawe sloje drewna, ze niektore stopnie sa powygryzane przez korniki w ciekawe desenie i ze poszczegolne schodki skrzypia w zupelnie inny sposob! Przemierzajac je po raz n-ty mam skojarzenia jakbysmy chodzily po cymbałkach- rozne skrzypniecia, rozne odglosy krokow. Kabaczek ma swoje ulubione stopnie, na ktorych glosno tupie, podskakuje i rechocze.
W piwnicach jest sala imprezowa z kominkiem, barkiem i kolumnami ozdobiona roznymi fajnymi starociami.
Wpada w oczy tez jeden piekielny obraz
W pokojach jest cieplo- sa ogrzewane sympatycznymi piecykami.
W nocy chyba co dwie godziny dokladam szufle węgla. Oprocz skwierczenia palonych wegielkow towarzyszy nam w nocy jeszcze jeden dzwiek- jakby skrzypienie hustawki. Dobiega gdzies ze strychow. Ciekawe kto lub co sie tam husta po nocach
Mozna tez korzystac z kuchni w ktorej stoi sympatyczny piec, kredensy, gliniane dzbanuszki
Ten piecowy znaczek kojarzy mi sie jakos z pieczatkami ze schronisk! Teraz to rzadko jaka firma ma ładne logo...
Wokol wszedzie zapach drewna, dymu, chlodu starych wnetrz i zabytkowych mebli.
A tu palacyk z zewnatrz zimowa, bezlistna pora...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
- Krzysztof63
- wędrowiec
- Posty: 479
- Rejestracja: 10-08-2013 11:18
- Lokalizacja: Świdnica
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Krzysztof63 pisze:Jakie ceny?
Zima po 40 zl od osoby. Latem, przy wiekszej grupie czy na dluzszy pobyt moze byc ponoc cos taniej...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Tym razem uderzamy na polnocny- wschod, na pogranicze woj. dolnoslaskiego i opolskiego, w tereny gdzies miedzy Bierutowem a Namysłowem. U nas sniegu prawie wcale nie ma.. Tu, niby blisko, a wpadamy w biale obrzydlistwo po kolana...
Pierwsza po drodze jest wies Minkowskie. Bylismy przy tutejszym palacu juz pare lat temu, ale zagladamy ponownie, majac informacje, ze mozna wejsc do srodka. Brama od ulicy jest jednak zamknieta na klodke. Nie widac tez nikogo kto by pilnowal obiektu. Obeszlismy wiec go dookola i na teren udalo sie dostac od strony parku gdzie jest przerwane ogrodzenie. Moze z 5 minut krecenia sie kolo budynku i pojawia sie dziadek- opiekun. Bardzo sympatyczny gosc, poopowiadal rozne historie z powojennych losow palacu i miejscowosci. Jeszcze 20 lat temu w palacu mieszkalo kilka rodzin. Ponoc żyło sie bardzo milo, wsrod rozleglego parku wypelnionego wiosna spiewem ptakow. Najwieksza frajde mialy dzieciaki, mogac calymi dniami buszowac po przepastnych piwnicach, strychach, wsrod zarosli i starych drzew. Do srodka jednak koles nas nie wpuszcza. Mowil, ze stropy sie walą i wlasciciel nie zezwala ze wzgledow bezpieczenstwa, wiec mozna obejrzec tylko z zewnatrz. Jak sie przygladalam drzwiom i oknom to na dzikie wejscie tez slabo, wszystko pozamykane. Palac jest znow na sprzedaz. Za sume jakas totalnie astronomiczna...
Z zewnatrz budynek wyglada na cos w calkiem dobrym stanie
Na scianach widnieja ciekawe plaskorzezby
Potem odwiedzamy Łączany. W centrum wsi, za wysokim murem stoi sobie spory bialy budynek. Z zewnatrz, z daleka wyglada na wrecz swiezo odmalowany.
Jest otwarty ale wnetrz zwiedzac sie juz nie da.. Wszystko sie wali na łeb, nie mam wiec odwagi wejsc..
Co ciekawe palac jest owiniety wokolo taśmami "nadzoru budowlanego". Wiele rozsypujacych sie obiektow odwiedzamy a takowe tasmy widzimy po raz pierwszy.
Palac siedzi sobie w sporym parku. Wydawaloby sie, ze miejsce przyjemne, ale jakos nie bardzo. Caly czas czuje jakis dziwny niepokoj i ogladam sie za siebie, majac wrazenie, ze ktos idzie za nami, ze ktos sie nam przyglada. Kabaczę tez jest jakies nerwowe, nie chce chodzic, płacze, ucieka na rece... Co u licha jest nie tak z tym miejscem?
Gdy wylazimy za mur juz jest w porzadku. Usmiechaja sie do nas z jakiegos szarego budynku kolorowe malunki. Bociany, sarenki, kaczuszki. Wyglada jakby jakies dzieciaki mialy radoche i mogly sobie pomalowac po murach. I od razu jakos weselej wygladaja te garaze i komorki!
W Pawłowicach palac "zwiedzamy" tylko z okien samochodu. Jest zamieszkany a wokol niego biegaja dwa agresywne psy rozmiaru dosc sporego, ktore rzucaja sie nawet na auto. Robimy tylko kółeczko przy budynku i nie bardzo mam odwage chocby reke wystawic z okna...
Nieopodal jest jeszcze opuszczona stacyjka. Nie wiem co to za linia byla, ale zniknela chyba na tyle dawno, ze nawet juz nie jest oznaczona na mapie. Wnetrza nosza slady zakrapianych biesiad minionych oraz planowanych (stoi kilka pelnych siatek z Biedronki). Na podlodze znajduje tez jakies łuski po pociskach.
Obecnie budyneczek wsrod pol ma nietypowe zastosowanie bo sluzy jako... ambona! Na drzwiach wisi skrzynka. Poczatkowo myslalam, ze to "kesz" czy jak to tam sie nazywa. A to ksiega wpisow mysliwskich dyzurow. Jesli jej wierzyc to prawie codziennie tu ktos bywa, zwykle w godzinach nocnych. I od dawna nic nie upolowali.
Zalodzona aleja w dawnych rejonach przykolejowych
Odwiedzamy tez Dalborowice. Tutejszy palac tez jest polozony w parku. Jeszcze chyba niedawno budynek sluzyl za jakis urzad (wisiala kartka "urzad przeniesiony i adres"). Budynek obecnie jest szczelnie pozamykany, dostac sie do srodka nie da, przynajmniej sposobami konwencjonalnymi.
Ganek chyba wykazuje chec zawalenia sie bo jest caly popodpierany drągami w ilosci duzo- wyglada to jak las!
Ze scian zerkaja na nas jakies tłuste amorki, trzymajace w rekach ryby? albo jakies łancuchy?
Wsrod zabudowan palacowych stoi blok i ludzie z niego wedruja do wychodka. Zawsze myslalam, ze w blokach jest kanalizacja a slawojki wystepuja przy wiejskich chatach- ale widac sie nie znam!
Przypadkiem trafiamy do Stradomii Dolnej, przyciaga wzrok jakis poprzemyslowy budynek z czerwonej cegly, z okienkiem zaslonietym dykta ze starymi napisami.
Drzwi tez ma sympatyczne i chyba uwzgledniajace kota!
Nieopodal stoi ogrodzony palac, w czesciowym remoncie
Pobliskie plowe pola sa pelne ruin , najprawdopodonniej po dawnych zabudowaniach folwarcznych. Drzewa zjadla jemioła....
A na koniec Stradomia Wierzchnia- spory palac w ruinie, ponoc splonal pod koniec lat 90 tych.. Droga do pałacu jest tak zalodzona, ze nie sposob normalnie isc i utrzymac sie na nogach. Nam sie jakos udaje przemieszczac krokiem posuwisto-slizgowym ale biedny kabaczek raz po raz sie przewraca, co ją bardzo irytuje! Bo przeciez juz umiala chodzic, wszystko bylo ok- a tu sie nagle znow nie da!
Budynek jest wcisniety miedzy mieszkalne domy, aby dojsc trzeba ludziom prawie deptac po wycieraczkach
Na palacu mimo znacznego stopnia zruinowania jest zachowane wiele ciekawych zdobien
Okno pełne nieba...
W zawalonym i zwęglonym wnetrzu mozna dopatrzec sie resztek rzezbionych sufitow.
Pod jedna ze scian przyczaila sie nieco smętna rzezba bez glowy.
Oprocz tych dwoch akcentow wnetrza wygladaja monotematycznie- rozpizdziel maksymalny!
Ktos kiedys chyba parał sie tu jakims remontem bo sa tez pozostalosci rusztowan.
Teren wokol palacu jest popularnym terenem spacerowym dla lokalnej ludnosci. Spotykamy tu cale rodziny, grupki mlodziezy chowajace cos w rekawach na widok doroslych, babcie spierajace sie na temat polityki. W sniegu sa wydeptane wyrazne sciezki. Az nam tak dziwnie przebywac w takim tlumie, zwykle tereny przypalacowe sa dosc odludne. A moze tu tylko tak w niedziele w porze poobiadowej? Moze tedy jest w zwyczaju wracac z kosciola? A moze powiedzieli wczoraj w telewizji, ze tu schowali "Zloty Pociag"?
Tutaj juz nie ma lodu tylko jest ubity snieg. Kabaczek wiec odzyskuje przyczepnosc i promienieje z radosci. Biega, skacze, turla sie sie po łące.
A na koniec upatruje sobie schodek i pol godziny spedza wchodzac i schodzac z niego. Jak jej sie to nie znudzi! Jeden jedyny schodek! Tam i nazad, tam i nazad!
Spotykamy tez dwoch turystow. Puszczaja drona, ktory robi zdjecia z roznych ujęc. Z zaslyszanej rozmowy wynika, ze odwiedzaja rozne opuszczone palace ale nie lubia takich miejsc i zle sie czuja wsrod ruin. Czy jest to zatem jakas odmiana masochizmu- spedzac swoj wolny dzien i wydawac wlasne pieniadze w sposob, ktorego sie nie lubi?
Po drugiej stronie zalodzonej drogi jest fabryczka, czesciowo zamieszkana i uzywana, wiec odpuszczam sobie proby wejscia do srodka.
W jej ogrodku stoja jakies wielkie cysterny, lekko nadgryzione zębem czasu.
Jakby pogoda sprzyjala mozna by tez siasc w wygodnym fotelu - z widokiem na palac, cysterny i fabryczke.
Pierwsza po drodze jest wies Minkowskie. Bylismy przy tutejszym palacu juz pare lat temu, ale zagladamy ponownie, majac informacje, ze mozna wejsc do srodka. Brama od ulicy jest jednak zamknieta na klodke. Nie widac tez nikogo kto by pilnowal obiektu. Obeszlismy wiec go dookola i na teren udalo sie dostac od strony parku gdzie jest przerwane ogrodzenie. Moze z 5 minut krecenia sie kolo budynku i pojawia sie dziadek- opiekun. Bardzo sympatyczny gosc, poopowiadal rozne historie z powojennych losow palacu i miejscowosci. Jeszcze 20 lat temu w palacu mieszkalo kilka rodzin. Ponoc żyło sie bardzo milo, wsrod rozleglego parku wypelnionego wiosna spiewem ptakow. Najwieksza frajde mialy dzieciaki, mogac calymi dniami buszowac po przepastnych piwnicach, strychach, wsrod zarosli i starych drzew. Do srodka jednak koles nas nie wpuszcza. Mowil, ze stropy sie walą i wlasciciel nie zezwala ze wzgledow bezpieczenstwa, wiec mozna obejrzec tylko z zewnatrz. Jak sie przygladalam drzwiom i oknom to na dzikie wejscie tez slabo, wszystko pozamykane. Palac jest znow na sprzedaz. Za sume jakas totalnie astronomiczna...
Z zewnatrz budynek wyglada na cos w calkiem dobrym stanie
Na scianach widnieja ciekawe plaskorzezby
Potem odwiedzamy Łączany. W centrum wsi, za wysokim murem stoi sobie spory bialy budynek. Z zewnatrz, z daleka wyglada na wrecz swiezo odmalowany.
Jest otwarty ale wnetrz zwiedzac sie juz nie da.. Wszystko sie wali na łeb, nie mam wiec odwagi wejsc..
Co ciekawe palac jest owiniety wokolo taśmami "nadzoru budowlanego". Wiele rozsypujacych sie obiektow odwiedzamy a takowe tasmy widzimy po raz pierwszy.
Palac siedzi sobie w sporym parku. Wydawaloby sie, ze miejsce przyjemne, ale jakos nie bardzo. Caly czas czuje jakis dziwny niepokoj i ogladam sie za siebie, majac wrazenie, ze ktos idzie za nami, ze ktos sie nam przyglada. Kabaczę tez jest jakies nerwowe, nie chce chodzic, płacze, ucieka na rece... Co u licha jest nie tak z tym miejscem?
Gdy wylazimy za mur juz jest w porzadku. Usmiechaja sie do nas z jakiegos szarego budynku kolorowe malunki. Bociany, sarenki, kaczuszki. Wyglada jakby jakies dzieciaki mialy radoche i mogly sobie pomalowac po murach. I od razu jakos weselej wygladaja te garaze i komorki!
W Pawłowicach palac "zwiedzamy" tylko z okien samochodu. Jest zamieszkany a wokol niego biegaja dwa agresywne psy rozmiaru dosc sporego, ktore rzucaja sie nawet na auto. Robimy tylko kółeczko przy budynku i nie bardzo mam odwage chocby reke wystawic z okna...
Nieopodal jest jeszcze opuszczona stacyjka. Nie wiem co to za linia byla, ale zniknela chyba na tyle dawno, ze nawet juz nie jest oznaczona na mapie. Wnetrza nosza slady zakrapianych biesiad minionych oraz planowanych (stoi kilka pelnych siatek z Biedronki). Na podlodze znajduje tez jakies łuski po pociskach.
Obecnie budyneczek wsrod pol ma nietypowe zastosowanie bo sluzy jako... ambona! Na drzwiach wisi skrzynka. Poczatkowo myslalam, ze to "kesz" czy jak to tam sie nazywa. A to ksiega wpisow mysliwskich dyzurow. Jesli jej wierzyc to prawie codziennie tu ktos bywa, zwykle w godzinach nocnych. I od dawna nic nie upolowali.
Zalodzona aleja w dawnych rejonach przykolejowych
Odwiedzamy tez Dalborowice. Tutejszy palac tez jest polozony w parku. Jeszcze chyba niedawno budynek sluzyl za jakis urzad (wisiala kartka "urzad przeniesiony i adres"). Budynek obecnie jest szczelnie pozamykany, dostac sie do srodka nie da, przynajmniej sposobami konwencjonalnymi.
Ganek chyba wykazuje chec zawalenia sie bo jest caly popodpierany drągami w ilosci duzo- wyglada to jak las!
Ze scian zerkaja na nas jakies tłuste amorki, trzymajace w rekach ryby? albo jakies łancuchy?
Wsrod zabudowan palacowych stoi blok i ludzie z niego wedruja do wychodka. Zawsze myslalam, ze w blokach jest kanalizacja a slawojki wystepuja przy wiejskich chatach- ale widac sie nie znam!
Przypadkiem trafiamy do Stradomii Dolnej, przyciaga wzrok jakis poprzemyslowy budynek z czerwonej cegly, z okienkiem zaslonietym dykta ze starymi napisami.
Drzwi tez ma sympatyczne i chyba uwzgledniajace kota!
Nieopodal stoi ogrodzony palac, w czesciowym remoncie
Pobliskie plowe pola sa pelne ruin , najprawdopodonniej po dawnych zabudowaniach folwarcznych. Drzewa zjadla jemioła....
A na koniec Stradomia Wierzchnia- spory palac w ruinie, ponoc splonal pod koniec lat 90 tych.. Droga do pałacu jest tak zalodzona, ze nie sposob normalnie isc i utrzymac sie na nogach. Nam sie jakos udaje przemieszczac krokiem posuwisto-slizgowym ale biedny kabaczek raz po raz sie przewraca, co ją bardzo irytuje! Bo przeciez juz umiala chodzic, wszystko bylo ok- a tu sie nagle znow nie da!
Budynek jest wcisniety miedzy mieszkalne domy, aby dojsc trzeba ludziom prawie deptac po wycieraczkach
Na palacu mimo znacznego stopnia zruinowania jest zachowane wiele ciekawych zdobien
Okno pełne nieba...
W zawalonym i zwęglonym wnetrzu mozna dopatrzec sie resztek rzezbionych sufitow.
Pod jedna ze scian przyczaila sie nieco smętna rzezba bez glowy.
Oprocz tych dwoch akcentow wnetrza wygladaja monotematycznie- rozpizdziel maksymalny!
Ktos kiedys chyba parał sie tu jakims remontem bo sa tez pozostalosci rusztowan.
Teren wokol palacu jest popularnym terenem spacerowym dla lokalnej ludnosci. Spotykamy tu cale rodziny, grupki mlodziezy chowajace cos w rekawach na widok doroslych, babcie spierajace sie na temat polityki. W sniegu sa wydeptane wyrazne sciezki. Az nam tak dziwnie przebywac w takim tlumie, zwykle tereny przypalacowe sa dosc odludne. A moze tu tylko tak w niedziele w porze poobiadowej? Moze tedy jest w zwyczaju wracac z kosciola? A moze powiedzieli wczoraj w telewizji, ze tu schowali "Zloty Pociag"?
Tutaj juz nie ma lodu tylko jest ubity snieg. Kabaczek wiec odzyskuje przyczepnosc i promienieje z radosci. Biega, skacze, turla sie sie po łące.
A na koniec upatruje sobie schodek i pol godziny spedza wchodzac i schodzac z niego. Jak jej sie to nie znudzi! Jeden jedyny schodek! Tam i nazad, tam i nazad!
Spotykamy tez dwoch turystow. Puszczaja drona, ktory robi zdjecia z roznych ujęc. Z zaslyszanej rozmowy wynika, ze odwiedzaja rozne opuszczone palace ale nie lubia takich miejsc i zle sie czuja wsrod ruin. Czy jest to zatem jakas odmiana masochizmu- spedzac swoj wolny dzien i wydawac wlasne pieniadze w sposob, ktorego sie nie lubi?
Po drugiej stronie zalodzonej drogi jest fabryczka, czesciowo zamieszkana i uzywana, wiec odpuszczam sobie proby wejscia do srodka.
W jej ogrodku stoja jakies wielkie cysterny, lekko nadgryzione zębem czasu.
Jakby pogoda sprzyjala mozna by tez siasc w wygodnym fotelu - z widokiem na palac, cysterny i fabryczke.
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Wycieczka miala miejsce w marcu 2016. Tego dnia jakos wszystko bylo nie tak... Najpierw nam nie zadzwonil budzik ustawiony na ósma. Obudzilismy sie wpol do dziesiatej... Wyjezdzalismy z domu wsrod ciepla i promieni slonca. Jednak chyba nie najlepiej wybralismy kierunek. Caly czas zmierzalismy ku czarnym skłębionym chmurom.. Dojezdzajac w rejon Stawow Milickich bylo juz szaro, ciemno i 10 stopni chlodniej..
Poczatkowo byl plan powloczyc sie w okolicy Brzostowa, polazic nad stawami, odnalezc dwa zagubione w lesie cmentarze. Skodusie zostawiamy przy jakis zabudowaniach folwarcznych.
Sympatycznymi alejami suniemy w strone lasu.
Po drodze okazuje sie, ze stawy wyschly albo spuscili z nich wode? Fakt taki, ze stawow brak.
Cmentarzy tez nie znalezlismy. Nie wiem czy ich nie bylo czy zle szukalismy?
Znajdujemy za to srodlesny domek, chyba jakis bunkier przystosowany do tych celow. Mieszkancow nie spotkalismy, a szkoda, fajnie by bylo pogadac.
Jest tu tez szary przystanek autobusowy z przyklejona kapliczka w jaskrawych kolorach. Przedstawiona kobieta ma twarz zombi, nie wiem czy tak bylo od poczatku czy uzyskala ją dopiero podczas rekonstrukcji
W Żeleźnikach znajdujemy wiosne
i odpowiedz na pytanie czemu wies sie tak nazywa
W Luboradowie odwiedzamy cmentarzyk, z ktorego malo juz zostalo
Acz trzeba przyznac, ze kilka najlepiej zachowanych grobow jest odwiedzanych, leża kwiatki, znicze, ktos tu bywa.
W Kotlarce przedwojenny cmentarz jest w stanie sporo lepszym, mozna odnalezc wiele napisow. Wloczac sie po tym Dolnym Slasku strasznie zaluje, ze wszystko zapomnialam co sie kiedys dawno temu uczylam z niemieckiego.. Tyle mozna by teraz poczytac.. Chyba 6 lat nauki, same piątki mialam a we łbie nic nie zostalo...
W Grabownicy wspinamy sie na wieze, ktora jest zaciszna i calkiem nadajaca sie na nocleg
Mielismy nadzieje, ze moze wiosna to jakies ptactwo wypatrzymy. Ptactwa oczywiscie nie ma, jest tylko szara zszargana wiatrem toń wodna wsrod plowych szuwarow...
Jest tez stary jaz
Przy jednym z domow pasie sie tłusta swinka
W Wąbnicach szukamy mauzoleum Hochbergów, ktore siedzi ukryte w lesie, za wsia na pagorku. Sarkofagi sa puste, nieboszczyki pewnie juz dawno temu sie "zuzyly" sluzac za zabawki lokalnej dzieciarni. Upiorne sa historie zaslyszane po roznych wioskach tych terenow- co spotkalo zwloki z roznych cmentarzy, klasztorow i katakumb- dzieci budowaly wieze z kosci, czaszki sluzyly za pilke co odwazniejszym chlopakom, a gdy troche podrosli to wieczorami straszyli nimi dziewczeta albo podrzucali nielubianej sasiadce do wychodka. "Najlepsza" historia byla z Jedrzychowa, gdzie ponoc jedna mumia zostala ubrana w dres i posadzona na przystanku autobusowym. Trzeba przyznac, ze tu fantazja najbardziej poszybowala Łażac po lesie w Wąbnicach zastawiam sie jakie historie mialy miejsce w tym mauzoleum. A widac, ze jakies miały..
W Wierzchowicach tez zagladamy na stary, mocno zarosly krzakami cmentarzyk z resztkami dawnej kaplicy
Nieopodal bardzo przypadla mi do gustu jedna stodola- taka cieniowana!
A gdzies nad ktoryms ze stawow wyczaiłam przyczepe. Ciekawe czy skodusia by pociagnela taki ciezar? To bylby klimat z taka jezdzic! Jak widac- ogrzewanie ma, wiec i na zime by sie nadala. Wnetrze tez pewnie urzadzone w stylu "barak drwali" To bylaby wolnosc- gdzie my tam i wiata! Zajechac taka na jakis wypicowany "eurokemping" i obserwowac miny ludzi!
Miały byc dzis spacery wsrod stawow, kląskania ptakow i wygrzewanie sie w wiosennym sloncu. Wyszlo - troche inaczej... Ale tez bylo fajnie!
Poczatkowo byl plan powloczyc sie w okolicy Brzostowa, polazic nad stawami, odnalezc dwa zagubione w lesie cmentarze. Skodusie zostawiamy przy jakis zabudowaniach folwarcznych.
Sympatycznymi alejami suniemy w strone lasu.
Po drodze okazuje sie, ze stawy wyschly albo spuscili z nich wode? Fakt taki, ze stawow brak.
Cmentarzy tez nie znalezlismy. Nie wiem czy ich nie bylo czy zle szukalismy?
Znajdujemy za to srodlesny domek, chyba jakis bunkier przystosowany do tych celow. Mieszkancow nie spotkalismy, a szkoda, fajnie by bylo pogadac.
Jest tu tez szary przystanek autobusowy z przyklejona kapliczka w jaskrawych kolorach. Przedstawiona kobieta ma twarz zombi, nie wiem czy tak bylo od poczatku czy uzyskala ją dopiero podczas rekonstrukcji
W Żeleźnikach znajdujemy wiosne
i odpowiedz na pytanie czemu wies sie tak nazywa
W Luboradowie odwiedzamy cmentarzyk, z ktorego malo juz zostalo
Acz trzeba przyznac, ze kilka najlepiej zachowanych grobow jest odwiedzanych, leża kwiatki, znicze, ktos tu bywa.
W Kotlarce przedwojenny cmentarz jest w stanie sporo lepszym, mozna odnalezc wiele napisow. Wloczac sie po tym Dolnym Slasku strasznie zaluje, ze wszystko zapomnialam co sie kiedys dawno temu uczylam z niemieckiego.. Tyle mozna by teraz poczytac.. Chyba 6 lat nauki, same piątki mialam a we łbie nic nie zostalo...
W Grabownicy wspinamy sie na wieze, ktora jest zaciszna i calkiem nadajaca sie na nocleg
Mielismy nadzieje, ze moze wiosna to jakies ptactwo wypatrzymy. Ptactwa oczywiscie nie ma, jest tylko szara zszargana wiatrem toń wodna wsrod plowych szuwarow...
Jest tez stary jaz
Przy jednym z domow pasie sie tłusta swinka
W Wąbnicach szukamy mauzoleum Hochbergów, ktore siedzi ukryte w lesie, za wsia na pagorku. Sarkofagi sa puste, nieboszczyki pewnie juz dawno temu sie "zuzyly" sluzac za zabawki lokalnej dzieciarni. Upiorne sa historie zaslyszane po roznych wioskach tych terenow- co spotkalo zwloki z roznych cmentarzy, klasztorow i katakumb- dzieci budowaly wieze z kosci, czaszki sluzyly za pilke co odwazniejszym chlopakom, a gdy troche podrosli to wieczorami straszyli nimi dziewczeta albo podrzucali nielubianej sasiadce do wychodka. "Najlepsza" historia byla z Jedrzychowa, gdzie ponoc jedna mumia zostala ubrana w dres i posadzona na przystanku autobusowym. Trzeba przyznac, ze tu fantazja najbardziej poszybowala Łażac po lesie w Wąbnicach zastawiam sie jakie historie mialy miejsce w tym mauzoleum. A widac, ze jakies miały..
W Wierzchowicach tez zagladamy na stary, mocno zarosly krzakami cmentarzyk z resztkami dawnej kaplicy
Nieopodal bardzo przypadla mi do gustu jedna stodola- taka cieniowana!
A gdzies nad ktoryms ze stawow wyczaiłam przyczepe. Ciekawe czy skodusia by pociagnela taki ciezar? To bylby klimat z taka jezdzic! Jak widac- ogrzewanie ma, wiec i na zime by sie nadala. Wnetrze tez pewnie urzadzone w stylu "barak drwali" To bylaby wolnosc- gdzie my tam i wiata! Zajechac taka na jakis wypicowany "eurokemping" i obserwowac miny ludzi!
Miały byc dzis spacery wsrod stawow, kląskania ptakow i wygrzewanie sie w wiosennym sloncu. Wyszlo - troche inaczej... Ale tez bylo fajnie!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...