W ciągu minionego roku odwiedziliśmy kilkadziesiąt bytomskich bram, klatek schodowych i podwórek. Niektóre zapadły w pamięć - z racji na swoją oryginalność, spotkane tam osoby czy śmieszne sytuacje. Inne utonęły gdzieś w zaułkach pamięci, pomieszały się z pozostałymi ze względu na swoja powtarzalność czy nijakość. Bramy prezentowały różny stopień odrapania, odnowienia czy opuszczenia. W jednych pachniało kapuśniakiem, w innych intensywną konwalią, rybą albo kiblem. W jednych miałam ochotę zostać dłużej i wręcz przysiąść na schodach z kanapką, w innych - potrzeba dłuższego przebywania była dużo bardziej ograniczona. Ale była tylko jedna brama, na wspomnienie której dostaję gęsiej skórki, a na plecach pojawiają się zimne kropelki potu… Nie wiem czy jej zdjęcia są w stanie oddać wrażenie? Zapewne nie… Bo upiorność gromadzącej się tam atmosfery była składową wielu czynników - dźwięków, zapachów, światła, stojącego powietrza, jak również “scenek rodzajowych” odbywających się prawie pod moimi nogami. A przede wszystkim tego, że cała atmosfera tego miejsca była zupełnie niespodziewana, wlazłam tam oczekując kolejnej bramy takiej jak wszystkie… No a tak nie było.. No ale może po kolei…
Wracaliśmy właśnie z wycieczki w rejon ulicy Mickiewicza. Było późne, marcowe popołudnie, słońce się już dawno schowało za linie kamienic, a z każdego zaułka zawiewało chłodem. Powietrze na ulicy było rześkie i jak na miasto dosyć czyste i orzeźwiające. Nie planowaliśmy już zwiedzania, a raczej szybką teleportację na dworzec autobusowy i powrót do domu. Przecieliśmy ulice Piłsudskiego, której ruchliwość i ogólna atmosfera centrum miasta zdaje się zupełnie nie wiać tajemniczością. Zawinięci mocno w kołnierze kurtek skręciliśmy w boczna ulice prowadzącą w stronę rynku. Mijaliśmy właśnie jedną z (na pozór) zwyczajnych kamienic - gdy zwróciła naszą uwagę otwarta krata prowadząca w ciemną otchłań bramy. Pierwsza myśl, która się pojawiła to “zajrzeć”. Bo otwarta krata = jesteś dzieckiem szczęścia - bo zapewne innym razem krata będzie zamknięta. W takich momentach trzeba łapać chwile - i jak to mówią: kuć żelazo póki gorące. Kamienica z zewnątrz wydaje się być porządna, choć późniejsze przyjrzenie się jedynemu zdjęciu “od ulicy” sugeruje, że większość lokali jest jednak już opuszczona.
Sam “przepust” bramy jest maksymalnie ciemny. Zdjęcie zrobione z błyskiem, więc wygląda zupełnie inaczej niż to co wtedy widziałam. Powietrze nagle robi się jakieś inne - nieruchome, ciepłe i jakby gęste.. I troche przesycone zapachem padliny...
Zwykle każda z takich bram kończy się “światełkiem w tunelu”, bo widać na jej końcu jasność podwórka. Tu dalej też jest ciemno.. Bo wchodzimy w podwórko o tak małej podstawie, że chyba o żadnej porze dnia nie docierają tu promienie słońca. Po prostu czarna studnia! Na ziemi nie ma prawie ździebełka trawy - tylko gruz, śmieci i klepisko. Zadzierając głowę wysoko, gdzieś tam majaczy niebo, ale jakoś dziwnym trafem akurat teraz napłynęły na nie ciemne, skłębione chmury.
Czy ktoś tu jeszcze mieszka? Część okien zapchana jest dyktą lub rozbita, ale niektóre są jakby całkiem nowe. W jednym z okien pali się przyćmione światło, więc na pewno ktoś tam teraz jest…
Nie jest to podwórko zachęcające do dłuższego przebywania. Wrażenie klaustrofobii jest tu przytłaczające. Zupełnie jakby te czarne ściany miały się zawalić na głowę, im dłużej patrzysz w górę - to jakby to wszystko się zwężało w oczach! Jakby zaraz miało się zamknąć gdzieś tam u góry, jakby te mury rosły, a przestrzeń stopniowo ciemniała... Teraz też, dużo intensywniej niż wcześniej, dolatuje mnie zapach.. Początkowo łącze go z niewywiezionymi śmieciami, ale zalatuje nie ze śmietnika a z klatki schodowej! Zaglądam.. Przy schodach leży martwy kot.. Jego stan sugeruje, że albo został zagryziony albo coś go zaczęło zjadać później… No i chyba leży tutaj już dosyć długo…
Wspinam się po schodach… zapach padliny powoli ustępuje na rzecz aromatu spalenizny, moczu i przetrawionego alkoholu.
Mdłe światełko wyłania wielobarwne liszaje zacieków na ścianie. Każdy krok po schodach odbija się jakby echem gdzieś w oddali... jakby schody skrzypiały, ale nie pod stopą, tylko dwa piętra wyżej...
Nagle słyszę tupanie i jakiś tumult kilka metrów od siebie. Automatycznie łapa zaciska mi się na buteleczce z gazem, którą w takich momentach zawsze mam w podręcznej kieszeni. Szkoda, że złapałam za gaz a nie za aparat… Kilka metrów przede mną schody przecina kilka szczurów - wielkich i tłustych jak koty! Przypominam sobie kota z parteru.. Nie ma wątpliwości kto rządzi w tej bramie! Takich szczurów gigantów to jeszcze nigdy nie widziałam. Jeden z nich przystaje i rzuca mi spojrzenie, tak mądre, że robi mi się z lekka zimno. Te czarne oczy ma jakieś takie.. ludzkie. Jakby zaraz miał coś powiedzieć...Na szczęście chyba nie wyglądam jak apetyczny posiłek. Szczur prycha z odrazą, otrząsa się i biegnie za swoimi towarzyszami. Między schodami a murem jest spora szczelina, wszystkie gęsiego tam nurkują, tylko majtające ogony przecinają powietrze...
Zza jednych z drzwi słychać jakby dźwięki pozytywki. Takie jak to były dawniej grające kartki urodzinowe. Jakaś prosta, skoczna melodia, wygrywana na zabawkowym pianinku o dziesięciu przyciskach... Przez szczeliny między drzwiami a futryną wydobywa się też jakby mgła? Jakby kurz? Tak jakby ktoś trzepał starą kanapę w ostrych promieniach słońca? Piętro wyżej słyszę pisk. Ktoś stanął szczurowi na ogon? Po pisku następuje jakby charczenie i skrzyp schodów, a ścianie przede mną miga cień... I nie jest to cień szczura...
Na tym etapie postanawiam zakończyć zwiedzanie tej klatki schodowej i bramy. Przypomniałam sobie, że przecież się spieszymy na autobus!
Zaułkami Bytomia
Re: Zaułkami Bytomia
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Kiedyś, bardzo dawno temu, chyba byłam jeszcze w podstawówce, jechaliśmy ulicą Szyby Rycerskie. Juz kompletnie nie pamiętam dokąd i w jakim celu. Zostało w pamięci jedynie poczucie dzikości, pustki i tajemniczości. Wokół było dużo ruin, zarośli i pustych terenów poprzemysłowych. W połączeniu z nietypową nazwą ulicy wspomnienie tego miejsca pozostało jakieś takie niesamowite i intrygujące. Jakoś przez długie lata nie było okazji, aby tam wrócić i zweryfikować to pierwsze wrażenie sprzed lat...
Wracając z Łagiewnik i jadąc ku Kolonii Zgorzelec, zawijamy w rejon dawnej Huty Zygmunt. Huta od prawie 20 lat już nie działa. Pozostały jedynie pojedyncze budynki...
Obecnie nie znaleźliśmy już nawet tego napisu… Zdjęcie z googlemaps z 2018 roku..
Choć wszystko wskazuje na to, że ów napis powinien się znajdować między tymi budynkami ze zdjęć poniżej.
Ten budynek zdaje się być jeszcze do czegoś używany…
A ten zdecydowanie mniej… Od zawsze bardzo żałuję, że nie opanowałam umiejętności wspinaczki po murze.. Chętnie by się zajrzało do jednego czy drugiego okienka, które jest tak zachęcająco otwarte…
Ceglany budynek mocno porasta juz nie tyle trawą co krzewami.. Ale brama wygląda na całkiem nową...
Dzielna samochodzina zwana “Archimedesem” nas tu przywiozła! Nieprawdaż, że on się wszędzie super maskuje? Na jakimkolwiek wygwizdowie by go nie postawić - to wygląda jakby tam stał od zawsze i był wkomponowany w otaczający krajobraz!
Wpadamy tu tylko na chwilkę - 15 minut to zdecydowanie za mało na zwiedzenie takiego miejsca i poczucie jego klimatu… Cóż… trzeba będzie wrócić i coś więcej pomyszkować po okolicznych zaroślach… np. taka droga idąca gdzieś w dal wydaje się być dosyć rokująca.. jakieś nietypowe słupy zdobią jej pobocza!
Zatrzymujemy się też na chwileczkę przy ceglanych budynkach przy ulicy Szyby Rycerskie. Droga wzdłuż kamienic jest zrobiona z mojej ulubionej trylinki! Jakoś jest taka reguła - jeśli gdzieś jest droga wykładana trylinką to jest to klimatyczne miejsce. 99.9% sprawdzalności!
Ciekawe okablowanie domu! Istna pajęczyna!
A na rogu świeżutka cegiełka! Pewnie ta ciemna też tak wyglądała w czasach swej młodości. Ciekawe co wygryzło dom tak akurat na samym rogu? A może coś w niego wjechało? Bo te dwa nowe słupki dają do myślenia!
A tu owe domy od podwórka. Nie było już czasu zajrzeć ani do bram, ani za komórki, ani w okoliczne zarośla… Może kiedyś jeszcze tu mnie przywieje i pozwoli kontynuować tą relacje, która jest tylko migawką w przelocie...
Wracając z Łagiewnik i jadąc ku Kolonii Zgorzelec, zawijamy w rejon dawnej Huty Zygmunt. Huta od prawie 20 lat już nie działa. Pozostały jedynie pojedyncze budynki...
Obecnie nie znaleźliśmy już nawet tego napisu… Zdjęcie z googlemaps z 2018 roku..
Choć wszystko wskazuje na to, że ów napis powinien się znajdować między tymi budynkami ze zdjęć poniżej.
Ten budynek zdaje się być jeszcze do czegoś używany…
A ten zdecydowanie mniej… Od zawsze bardzo żałuję, że nie opanowałam umiejętności wspinaczki po murze.. Chętnie by się zajrzało do jednego czy drugiego okienka, które jest tak zachęcająco otwarte…
Ceglany budynek mocno porasta juz nie tyle trawą co krzewami.. Ale brama wygląda na całkiem nową...
Dzielna samochodzina zwana “Archimedesem” nas tu przywiozła! Nieprawdaż, że on się wszędzie super maskuje? Na jakimkolwiek wygwizdowie by go nie postawić - to wygląda jakby tam stał od zawsze i był wkomponowany w otaczający krajobraz!
Wpadamy tu tylko na chwilkę - 15 minut to zdecydowanie za mało na zwiedzenie takiego miejsca i poczucie jego klimatu… Cóż… trzeba będzie wrócić i coś więcej pomyszkować po okolicznych zaroślach… np. taka droga idąca gdzieś w dal wydaje się być dosyć rokująca.. jakieś nietypowe słupy zdobią jej pobocza!
Zatrzymujemy się też na chwileczkę przy ceglanych budynkach przy ulicy Szyby Rycerskie. Droga wzdłuż kamienic jest zrobiona z mojej ulubionej trylinki! Jakoś jest taka reguła - jeśli gdzieś jest droga wykładana trylinką to jest to klimatyczne miejsce. 99.9% sprawdzalności!
Ciekawe okablowanie domu! Istna pajęczyna!
A na rogu świeżutka cegiełka! Pewnie ta ciemna też tak wyglądała w czasach swej młodości. Ciekawe co wygryzło dom tak akurat na samym rogu? A może coś w niego wjechało? Bo te dwa nowe słupki dają do myślenia!
A tu owe domy od podwórka. Nie było już czasu zajrzeć ani do bram, ani za komórki, ani w okoliczne zarośla… Może kiedyś jeszcze tu mnie przywieje i pozwoli kontynuować tą relacje, która jest tylko migawką w przelocie...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Bytomska Kolonia Zgorzelec jest położona na totalnym odludziu. Powstała w początkach XX wieku dla pracowników pobliskiej huty Hubertus (po wojnie nazwanej hutą Zygmunt). To 34 niewielkie, ceglane, podobne do siebie familoki. Osiedle otaczają lasy, dolina Bytomki, stawy i tereny poprzemysłowe. Nawet zdjęcie satelitarne pokazuje jak odosobnione (jak na miasto) jest to miejsce.
Na terenie osiedla nie widzieliśmy żadnego sklepiku - i szczerze mówiąc nie wiem dokąd podążają mieszkańcy w celu zakupów - czy na Godule, Szombierki czy Chropaczów? Chyba, że nikt nie chodzi piechotą?
Wrażenie odosobnienia potęguje fakt, że włócząc się pomiędzy zabudowaniami chyba z pół godziny - nie spotkaliśmy żywej duszy. Było pochmurne letnie popołudnie i chyba w obawie przed nadchodzącym deszczem wszyscy schowali się w domach? A szkoda, bo miło by było pogadać z kimś miejscowym o tym ciekawym i sympatycznym osiedlu!
Obecnie nie wszystkie budynki są zamieszkałe. Całkiem sporo z nich ma napisy “zakaz wstępu” czy “wyłączone z użytku”. Do żadnego z pustych domów nie udaje się nam wejść (a nawet zajrzeć przez okno) - bo okna i drzwi są bardzo skutecznie i skrupulatnie pozamurowywane. Ponoć opuszczone domy mają być wyremontowane i przeznaczone na nowe mieszkania do zasiedlenia. Kiedyś w przeszłości był już taki plan - chciano tu zrobić dzielnicę dla artystów, ale coś, nie wiedzieć czemu, nie wypaliło. Nie wiem czy zabrakło funduszy, czy może artystów, którzy by się chcieli tu osiedlić i realizować założony plan?
A tu poniżej to budynek dawnej piekarni i pralni - tyle znalazłam w internecie. (zwiedzając to miejsce myślałam, że to raczej kaplica? albo młyn! ) Ponoć jest plan przerobienia tego budynku na świetlicę. Szkoda, że nie było możliwości zobaczyć jego wnętrz. Ciekawe czy gdzieś są dostępne chociaż zdjęcia?
Trzy wejścia do kanałów? Albo innych schronów? I tak zaraz koło siebie??
Tego brakuje na większości osiedli! Miejsce, gdzie można autku zajrzeć pod brzuszek! Kiedyś wszędzie takie bywały, a teraz poznikały jak sen… I czołgaj się po chodniku jak dureń, mordą po asfalcie…
Słyszałam, że niektóre babeczki dobierają kolorystycznie buty do torebki. A może inne osoby dobierają auto do ram okiennych? Nieprawdaż, że się ładnie komponuje?
Jakiś zapalony miłośnik motoryzacji tu działa w rejonie!
Ślady generalnego remontu w jednym z familoków.
Są i domy wydmuszki, zasiedlone tylko przez ptactwo… Mają teraz one wyraj na tych strychach! Nikt ich nie niepokoi!
Tu dla odmiany nie mur a dykta chroni wnętrza przed wzrokiem niepożądanych eksploratorów…
I chyba złomiarze się do ankrów dobrali?….
Słyszałam kiedyś teorie, że okna na czerwono malowali górnicy, a na zielono hutnicy. A kto malował w kropeczki? Może artyści? W końcu takowi mieli się tu osiedlać?
To jest chyba rondo! Albo po prostu klomb?
Dużo tu ukwieconych, miłych ogródków!
Kolorowe życie w cieniu ruin…
Chyba będą kwietniki! Sprawa widać w toku!
Przydomowy zestaw wypoczynkowy.
I poddrzewny...
Wypoczynko - grillowo - ogniskowy.
Nie wiem czemu - ale strasznie lubię wszelakie fotele i kanapy w terenie - TUTAJ relacja z takowych miejsc nie tylko w Bytomiu.
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... renie.html
Zaułek biwakowy.
Bytomska riwiera.
A tu to pełen wypas! Altanka, huśtawki nadrzewne i cały zakątek biesiadny w tle! Niezmiernie cieszy oko takie miłe zagospodarowanie terenu!
Pachniało to nieco jak kolejowe podkłady! Takim aromatem karbolu czy jak się tam ten impregnat nazywał? Czyżby więc była tu gdzieś nieopodal jakaś linia kolejowa, która właśnie definitywnie zakończyła swój żywot?
Na terenie osiedla nie widzieliśmy żadnego sklepiku - i szczerze mówiąc nie wiem dokąd podążają mieszkańcy w celu zakupów - czy na Godule, Szombierki czy Chropaczów? Chyba, że nikt nie chodzi piechotą?
Wrażenie odosobnienia potęguje fakt, że włócząc się pomiędzy zabudowaniami chyba z pół godziny - nie spotkaliśmy żywej duszy. Było pochmurne letnie popołudnie i chyba w obawie przed nadchodzącym deszczem wszyscy schowali się w domach? A szkoda, bo miło by było pogadać z kimś miejscowym o tym ciekawym i sympatycznym osiedlu!
Obecnie nie wszystkie budynki są zamieszkałe. Całkiem sporo z nich ma napisy “zakaz wstępu” czy “wyłączone z użytku”. Do żadnego z pustych domów nie udaje się nam wejść (a nawet zajrzeć przez okno) - bo okna i drzwi są bardzo skutecznie i skrupulatnie pozamurowywane. Ponoć opuszczone domy mają być wyremontowane i przeznaczone na nowe mieszkania do zasiedlenia. Kiedyś w przeszłości był już taki plan - chciano tu zrobić dzielnicę dla artystów, ale coś, nie wiedzieć czemu, nie wypaliło. Nie wiem czy zabrakło funduszy, czy może artystów, którzy by się chcieli tu osiedlić i realizować założony plan?
A tu poniżej to budynek dawnej piekarni i pralni - tyle znalazłam w internecie. (zwiedzając to miejsce myślałam, że to raczej kaplica? albo młyn! ) Ponoć jest plan przerobienia tego budynku na świetlicę. Szkoda, że nie było możliwości zobaczyć jego wnętrz. Ciekawe czy gdzieś są dostępne chociaż zdjęcia?
Trzy wejścia do kanałów? Albo innych schronów? I tak zaraz koło siebie??
Tego brakuje na większości osiedli! Miejsce, gdzie można autku zajrzeć pod brzuszek! Kiedyś wszędzie takie bywały, a teraz poznikały jak sen… I czołgaj się po chodniku jak dureń, mordą po asfalcie…
Słyszałam, że niektóre babeczki dobierają kolorystycznie buty do torebki. A może inne osoby dobierają auto do ram okiennych? Nieprawdaż, że się ładnie komponuje?
Jakiś zapalony miłośnik motoryzacji tu działa w rejonie!
Ślady generalnego remontu w jednym z familoków.
Są i domy wydmuszki, zasiedlone tylko przez ptactwo… Mają teraz one wyraj na tych strychach! Nikt ich nie niepokoi!
Tu dla odmiany nie mur a dykta chroni wnętrza przed wzrokiem niepożądanych eksploratorów…
I chyba złomiarze się do ankrów dobrali?….
Słyszałam kiedyś teorie, że okna na czerwono malowali górnicy, a na zielono hutnicy. A kto malował w kropeczki? Może artyści? W końcu takowi mieli się tu osiedlać?
To jest chyba rondo! Albo po prostu klomb?
Dużo tu ukwieconych, miłych ogródków!
Kolorowe życie w cieniu ruin…
Chyba będą kwietniki! Sprawa widać w toku!
Przydomowy zestaw wypoczynkowy.
I poddrzewny...
Wypoczynko - grillowo - ogniskowy.
Nie wiem czemu - ale strasznie lubię wszelakie fotele i kanapy w terenie - TUTAJ relacja z takowych miejsc nie tylko w Bytomiu.
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... renie.html
Zaułek biwakowy.
Bytomska riwiera.
A tu to pełen wypas! Altanka, huśtawki nadrzewne i cały zakątek biesiadny w tle! Niezmiernie cieszy oko takie miłe zagospodarowanie terenu!
Pachniało to nieco jak kolejowe podkłady! Takim aromatem karbolu czy jak się tam ten impregnat nazywał? Czyżby więc była tu gdzieś nieopodal jakaś linia kolejowa, która właśnie definitywnie zakończyła swój żywot?
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
O “Szybie Południowym” dowiedziałam się dopiero kilka lat temu - i to z internetu. Jak to możliwe? Mieszkać w Miechowicach prawie 20 lat - i nigdy, przenigdy, nic o tym miejscu nie usłyszeć? Ani w szkole, ani na podwórku, ani od sąsiadów czy znajomych? Żadnego odległego echa, legendy czy opowiastki przy ognisku… Nic... Przedziwne...
Pamiętam, jak za czasów podstawówki czy liceum oglądałam różne filmy czy czytałam opowiadania o podziemiach pod Książem, tunelach koło Wałbrzycha czy innych sztolniach gdzieś w zachodniej Polsce, rozważając jaki to ten Dolny Śląsk tajemniczy i nafaszerowany legendami. I ani by mi do głowy wtedy nie wpadło, że jedną z takich historii mam na wyciągnięcie ręki - kilka kilometrów od domu...
Szyb Południowy kopalni Miechowice to jedno z bardziej tajemniczych i owianych legendami miejsc w Bytomiu. Wybudowano go w początkach XX wieku, a już w latach trzydziestych został on wyłączony z użytku - ponoć z racji na wybrane zapasy węgla w okolicy i nieopłacalność jego utrzymywania. Szyb ów jest położony na uboczu, na peryferiach kopalni i nie miał żadnego wpływu na wydobycie w pozostałej części. Przypomniano sobie o nim w roku 1944. Wycofujący się z Górnego Śląska hitlerowcy rozpoczęli rekonstrukcje szybu, acz cała akcja była utrzymywana w wielkiej tajemnicy i wykonywały ją ekipy spoza Śląska. Kilka miesięcy później widziano w okolicy kursujące ciężarówki z jakimś ładunkiem w skrzyniach, a odnowiony szyb został niebawem wysadzony w powietrze. Dziwnym trafem jednocześnie zniknęli też jeńcy z przykopalnianego obozu pracy. Co woziły ciężarówki i czy rzeczywiście to coś trafiło w czeluście szybu? Sprawa obrosła w legendy, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach. Snute są opowieści o dokumentach gestapo zawierających namiary na ich tajnych agentów, dziełach sztuki wywożonych wgłąb Rzeszy w czasie ucieczki przed Armią Czerwoną, kosztownościach czy tajemniczych wynalazkach. Jedna z hipotez zakładała też użycie szybu jako wielkiego cmentarza, gdzie wrzucono ciała jeńców i robotników przymusowych, którzy “widzieli za dużo”. Miejscem ukrycia “tego czegoś” miał być najprawdopodobniej chodnik na poziomie 370 m.
Za PRLu sprawą zajmowala sie komisja badająca zbrodnie hitlerowskie. Jednak z nieznanych przyczyn nigdy nie udało się dotrzeć do owego chodnika, mimo że można to było łatwo zrobić z okolicznych, podówczas działających kopalń. Zawsze pojawiały się jakieś przeszkody natury biurokratycznej. Krążyły też przypuszczenia, że w szybie mogły się znaleźć ofiary nie tylko hitlerowskich zbrodni, ale również radzieckich, jako że kilkuset mieszkańców Miechowic zostało zamordowanych przy okazji “wyzwalania”.
Całkiem niedawno, bo około roku 2013, temat wrócił. Zaczął węszyć katowicki IPN szukając śladów podejrzewanego tutaj ludobójstwa. Był pomysł i plan obecnych prywatnych właścicieli dawnej zabrzańskiej kopalni “Pstrowski” na dotarcie do chodników na “tamtym poziomie”. Ponoć były podejmowane próby przekopania się i z dołu, i dotarcia z góry. Ale dalej sprawa się rozmywa. Jakieś konkretne prace były prowadzone, ponoć bardzo zmieniła się wentylacja w okolicach szybu, tworzyły się wokół podejrzane wiatry i wiry. Czy było to związane z przebiciem się do tego właśnie chodnika? Oficjalna wersja głosi, że się nie udało tam dotrzeć - ze względu na zły stan kopalni, zbyt duże koszty i niebezpieczeństwo. Tajemnica więc póki co jest nierozwiązana - lub jej rozwiązanie nie zostało szeroko upowszechnione A działania sprzed kilku lat - dołączyły do listy niewyjaśnionych zagadek...
Szyb był również badany po wojnie przez radiestetów, którzy twierdzili, że jest tam ukryte złoto. Były też współczesne badania za pomocą wysłanej tam kamery. Kamera powiedziała, że nic tam nie ma, żadnych skrzyń ani nic innego, co by potwierdzało legendy sprzed lat.
Wybieramy się tam minionego lata z Karoliną i Klamerką. Wyboista droga pełna kałuż prowadzi z zabrzańskiego Osiedla Młodego Górnika w las… Zagajniki gęstnieją, a w powietrzu czuć zapach postindustrialnej przeszłości. Gdzieś tu, pośrodku niczego, przekraczamy granicę Zabrza i Bytomia. Gdzieś tu trzeba porzucić auto i wbijać w gęste krzaki.
Obecnie szyb jest dosyć trudno znaleźć. Wśród gęstego lasu wystaje tylko betonowy “czop” zamykający wlot do podziemi, który w letnią część roku ledwo co przeziera gdzieś spomiędzy pokrzyw i innych zarośli.
Przez szczeline widać wnętrze z wielką dziurą.
Do budynku podszybia da radę wejść każdy - tzn. o ile się nie boi ciemności i że sie pobrudzi. Zjeżdżamy na zadkach po pochyłości.
Do szybu nie schodzimy - brak umiejętności, sprzętu a przede wszystkim odwagi. Włazi się zapewne gdzieś tędy..
Ja to głównie przyszłam sobie tu posiedzieć na kanapie i popatrzeć na ścienną mapę świata Wiedziałam, że to tu znajdę! (jeśli to czytasz - to pozdrawiam! ) Kanapa niestety już trochę nasiąkła wilgotnym oddechem podziemi, więc nie bardzo dało się usiąść normalnie...
Ciekawy opis jednej z eksploracji szybu przez prawdziwych koneserów gatunku znajduje sie pod linkiem: http://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=21&t=4211
Pamiętam, jak za czasów podstawówki czy liceum oglądałam różne filmy czy czytałam opowiadania o podziemiach pod Książem, tunelach koło Wałbrzycha czy innych sztolniach gdzieś w zachodniej Polsce, rozważając jaki to ten Dolny Śląsk tajemniczy i nafaszerowany legendami. I ani by mi do głowy wtedy nie wpadło, że jedną z takich historii mam na wyciągnięcie ręki - kilka kilometrów od domu...
Szyb Południowy kopalni Miechowice to jedno z bardziej tajemniczych i owianych legendami miejsc w Bytomiu. Wybudowano go w początkach XX wieku, a już w latach trzydziestych został on wyłączony z użytku - ponoć z racji na wybrane zapasy węgla w okolicy i nieopłacalność jego utrzymywania. Szyb ów jest położony na uboczu, na peryferiach kopalni i nie miał żadnego wpływu na wydobycie w pozostałej części. Przypomniano sobie o nim w roku 1944. Wycofujący się z Górnego Śląska hitlerowcy rozpoczęli rekonstrukcje szybu, acz cała akcja była utrzymywana w wielkiej tajemnicy i wykonywały ją ekipy spoza Śląska. Kilka miesięcy później widziano w okolicy kursujące ciężarówki z jakimś ładunkiem w skrzyniach, a odnowiony szyb został niebawem wysadzony w powietrze. Dziwnym trafem jednocześnie zniknęli też jeńcy z przykopalnianego obozu pracy. Co woziły ciężarówki i czy rzeczywiście to coś trafiło w czeluście szybu? Sprawa obrosła w legendy, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach. Snute są opowieści o dokumentach gestapo zawierających namiary na ich tajnych agentów, dziełach sztuki wywożonych wgłąb Rzeszy w czasie ucieczki przed Armią Czerwoną, kosztownościach czy tajemniczych wynalazkach. Jedna z hipotez zakładała też użycie szybu jako wielkiego cmentarza, gdzie wrzucono ciała jeńców i robotników przymusowych, którzy “widzieli za dużo”. Miejscem ukrycia “tego czegoś” miał być najprawdopodobniej chodnik na poziomie 370 m.
Za PRLu sprawą zajmowala sie komisja badająca zbrodnie hitlerowskie. Jednak z nieznanych przyczyn nigdy nie udało się dotrzeć do owego chodnika, mimo że można to było łatwo zrobić z okolicznych, podówczas działających kopalń. Zawsze pojawiały się jakieś przeszkody natury biurokratycznej. Krążyły też przypuszczenia, że w szybie mogły się znaleźć ofiary nie tylko hitlerowskich zbrodni, ale również radzieckich, jako że kilkuset mieszkańców Miechowic zostało zamordowanych przy okazji “wyzwalania”.
Całkiem niedawno, bo około roku 2013, temat wrócił. Zaczął węszyć katowicki IPN szukając śladów podejrzewanego tutaj ludobójstwa. Był pomysł i plan obecnych prywatnych właścicieli dawnej zabrzańskiej kopalni “Pstrowski” na dotarcie do chodników na “tamtym poziomie”. Ponoć były podejmowane próby przekopania się i z dołu, i dotarcia z góry. Ale dalej sprawa się rozmywa. Jakieś konkretne prace były prowadzone, ponoć bardzo zmieniła się wentylacja w okolicach szybu, tworzyły się wokół podejrzane wiatry i wiry. Czy było to związane z przebiciem się do tego właśnie chodnika? Oficjalna wersja głosi, że się nie udało tam dotrzeć - ze względu na zły stan kopalni, zbyt duże koszty i niebezpieczeństwo. Tajemnica więc póki co jest nierozwiązana - lub jej rozwiązanie nie zostało szeroko upowszechnione A działania sprzed kilku lat - dołączyły do listy niewyjaśnionych zagadek...
Szyb był również badany po wojnie przez radiestetów, którzy twierdzili, że jest tam ukryte złoto. Były też współczesne badania za pomocą wysłanej tam kamery. Kamera powiedziała, że nic tam nie ma, żadnych skrzyń ani nic innego, co by potwierdzało legendy sprzed lat.
Wybieramy się tam minionego lata z Karoliną i Klamerką. Wyboista droga pełna kałuż prowadzi z zabrzańskiego Osiedla Młodego Górnika w las… Zagajniki gęstnieją, a w powietrzu czuć zapach postindustrialnej przeszłości. Gdzieś tu, pośrodku niczego, przekraczamy granicę Zabrza i Bytomia. Gdzieś tu trzeba porzucić auto i wbijać w gęste krzaki.
Obecnie szyb jest dosyć trudno znaleźć. Wśród gęstego lasu wystaje tylko betonowy “czop” zamykający wlot do podziemi, który w letnią część roku ledwo co przeziera gdzieś spomiędzy pokrzyw i innych zarośli.
Przez szczeline widać wnętrze z wielką dziurą.
Do budynku podszybia da radę wejść każdy - tzn. o ile się nie boi ciemności i że sie pobrudzi. Zjeżdżamy na zadkach po pochyłości.
Do szybu nie schodzimy - brak umiejętności, sprzętu a przede wszystkim odwagi. Włazi się zapewne gdzieś tędy..
Ja to głównie przyszłam sobie tu posiedzieć na kanapie i popatrzeć na ścienną mapę świata Wiedziałam, że to tu znajdę! (jeśli to czytasz - to pozdrawiam! ) Kanapa niestety już trochę nasiąkła wilgotnym oddechem podziemi, więc nie bardzo dało się usiąść normalnie...
Ciekawy opis jednej z eksploracji szybu przez prawdziwych koneserów gatunku znajduje sie pod linkiem: http://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=21&t=4211
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Nie wiem czemu, ale jeden z miechowickich familoków od zawsze darzyłam jakąś szczególną sympatią... Zawsze na niego patrzyłam przejeżdżając autobusem czy rowerem.. Bo sobie stał taki cofnięty od drogi, taki otulony zielenią...
Taki narożny przy ulicy Przelotowej i Niskiej. Podczas moich wycieczek rowerowych z 2017 roku jeszcze był zamieszkany. Niby tak niedawno… Biegające dzieci, jeżdżące rowerki, babeczki w oknach… Miła kamieniczka jeszcze wtedy żyła...
A teraz bum! Nie do poznania! Wszystko wyprute… Nie wiem czemu, ale strasznie smutno mi się zrobiło... Jakoś tak bardzo lubiłam to miejsce...
Wszystko się teraz jakoś szybciej zmienia... Masz coś w oczach od zawsze, wryte gdzieś głęboko w pamięć... Od zawsze, od lat takie samo.. A potem nagle to bum! Tak jak pobliski zamek też się zmienił... Też nie umiem przywyknąć do jego nowego wyglądu... Acz on zmienił się w zupełnie inną stronę niż narożna kamienica.. Widać równowaga w przyrodzie musi być Jak jedno odnawiają - to drugie się rozpada... Remont oczywiście musi być związany z wyrżnięciem całej otaczającej zieleni...
2017
2019
Ale wracając na Przelotową.. Tu od strony podwórka - wygląda na to, że całą zawartość kamienicy wyrzucili z okien? Czy zwożą tu śmieci z połowy Bytomia?
Rzut oka na drugą część kamienicy. Ona jest jeszcze zasiedlona! (a przynajmniej była w listopadzie 2019). Spotkany w bramie koleś mówił, ze 4 rodziny jeszcze tu mieszkają. Na pierwszym piętrze widać wstawione całkiem nowe okna!
Wejście do zamieszkanej bramy od podwórka (klatka schodowa części opuszczonej jest szczelnie zamurowana)
Wnętrze klatki schodowej już wyraźniej sugeruje, że historie o jej częściowym zasiedleniu są prawdą.
Jedno z opuszczonych mieszkań.
Głównie chyba zamieszkane są lokale “od ulicy”. Od tej strony kamienica wygląda porządniej. Wręcz można powiedzieć, że wygląda zupełnie normalnie. Kto i po co tak zdemolował to jej podwórko???
Na ul. Chroboka taka ni to kamienica, ni to blok? Ciekawe z jakich czasów pochodzi? Klatka schodowa mało ciekawa - betonowa, jak w klasycznym bloku z wielkiej płyty.
Solidny płot! Ktoś ma za nim chyba zaciszny ogródek! Z dala od wścibskich oczu przechodniów (np. moich )
Mijaliśmy kilku kolesi, którzy nad piwkiem rozprawiali o ponoć sporym problemie starych dzielnic w zimowy czas - pożarach i zatruciach czadem. Że Walduś tak skończył przed laty, a teraz Felo.. Ogłoszenia wiszące po bramach, jak widać, wychodzą naprzeciw lokalnym problemom.
Inne ogłoszenie narynnowe też są “tematyczne” dla tej części Polski.
A tu kamienica na rogu Chroboka i Hutniczej. Kamienica o “dwóch twarzach” Bo kompletnie inaczej wygląda od tyłu i od przodu. Przeglądając zdjęcia aż się zastanawiałam, czy to nie są dwa różne domy!
Tył:
Przód:
A to jej klatka schodowa.
Kurde… Tą dziurę w suficie i prowadzącą doń drabinę namierzyłam dopiero na zdjęciu… Jak to możliwe, że będąc tam tego nie zarejestrowałam??? Jak można być taką gapą!!!!!!
Wycinanki schodów w połączeniu z ostrym słońcem dają przefajne refleksy na ścianach! Świetlne kwiatuszki, gwiazdki.
Kabak jest zachwycony! Raz po raz zasłania inne otworki i biegnie sprawdzić czy coś się zmieniło. A ja się zaczynam obawiać, że słysząc te dzikie tupoty i kwiki - zaraz ktoś z lokatorów wezwie policje
cdn
Taki narożny przy ulicy Przelotowej i Niskiej. Podczas moich wycieczek rowerowych z 2017 roku jeszcze był zamieszkany. Niby tak niedawno… Biegające dzieci, jeżdżące rowerki, babeczki w oknach… Miła kamieniczka jeszcze wtedy żyła...
A teraz bum! Nie do poznania! Wszystko wyprute… Nie wiem czemu, ale strasznie smutno mi się zrobiło... Jakoś tak bardzo lubiłam to miejsce...
Wszystko się teraz jakoś szybciej zmienia... Masz coś w oczach od zawsze, wryte gdzieś głęboko w pamięć... Od zawsze, od lat takie samo.. A potem nagle to bum! Tak jak pobliski zamek też się zmienił... Też nie umiem przywyknąć do jego nowego wyglądu... Acz on zmienił się w zupełnie inną stronę niż narożna kamienica.. Widać równowaga w przyrodzie musi być Jak jedno odnawiają - to drugie się rozpada... Remont oczywiście musi być związany z wyrżnięciem całej otaczającej zieleni...
2017
2019
Ale wracając na Przelotową.. Tu od strony podwórka - wygląda na to, że całą zawartość kamienicy wyrzucili z okien? Czy zwożą tu śmieci z połowy Bytomia?
Rzut oka na drugą część kamienicy. Ona jest jeszcze zasiedlona! (a przynajmniej była w listopadzie 2019). Spotkany w bramie koleś mówił, ze 4 rodziny jeszcze tu mieszkają. Na pierwszym piętrze widać wstawione całkiem nowe okna!
Wejście do zamieszkanej bramy od podwórka (klatka schodowa części opuszczonej jest szczelnie zamurowana)
Wnętrze klatki schodowej już wyraźniej sugeruje, że historie o jej częściowym zasiedleniu są prawdą.
Jedno z opuszczonych mieszkań.
Głównie chyba zamieszkane są lokale “od ulicy”. Od tej strony kamienica wygląda porządniej. Wręcz można powiedzieć, że wygląda zupełnie normalnie. Kto i po co tak zdemolował to jej podwórko???
Na ul. Chroboka taka ni to kamienica, ni to blok? Ciekawe z jakich czasów pochodzi? Klatka schodowa mało ciekawa - betonowa, jak w klasycznym bloku z wielkiej płyty.
Solidny płot! Ktoś ma za nim chyba zaciszny ogródek! Z dala od wścibskich oczu przechodniów (np. moich )
Mijaliśmy kilku kolesi, którzy nad piwkiem rozprawiali o ponoć sporym problemie starych dzielnic w zimowy czas - pożarach i zatruciach czadem. Że Walduś tak skończył przed laty, a teraz Felo.. Ogłoszenia wiszące po bramach, jak widać, wychodzą naprzeciw lokalnym problemom.
Inne ogłoszenie narynnowe też są “tematyczne” dla tej części Polski.
A tu kamienica na rogu Chroboka i Hutniczej. Kamienica o “dwóch twarzach” Bo kompletnie inaczej wygląda od tyłu i od przodu. Przeglądając zdjęcia aż się zastanawiałam, czy to nie są dwa różne domy!
Tył:
Przód:
A to jej klatka schodowa.
Kurde… Tą dziurę w suficie i prowadzącą doń drabinę namierzyłam dopiero na zdjęciu… Jak to możliwe, że będąc tam tego nie zarejestrowałam??? Jak można być taką gapą!!!!!!
Wycinanki schodów w połączeniu z ostrym słońcem dają przefajne refleksy na ścianach! Świetlne kwiatuszki, gwiazdki.
Kabak jest zachwycony! Raz po raz zasłania inne otworki i biegnie sprawdzić czy coś się zmieniło. A ja się zaczynam obawiać, że słysząc te dzikie tupoty i kwiki - zaraz ktoś z lokatorów wezwie policje
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Były momenty, że Stare Miechowice przemierzałam codziennie - i to dwa razy. Jak chodziłam do liceum, a pogoda dopisywała - to często szłam sobie pieszo. Co to jest te 7 km dzielących ul. Nickla od Żeromskiego? Ile można jeździć zatłoczonym autobusem, gdy za oknami kwitną bzy? Poza tym autobus zawsze jedzie podobną trasą - a piechotą, jej dobór zależał wyłącznie ode mnie. No i od koleżanki - bo przeważnie ruszałyśmy na te wycieczki we dwójkę. Przeważnie szłyśmy ulicą Lipową mijając Brandkę od południa, a potem przekraczałyśmy Celną, wbijając w przykolejowe, poprzemysłowe tereny i wypluwało nas w okolicy stawów, które mija tramwaj linii 19. Gdy szłam sama - raczej trzymałam się ludnych terenów, więc trasa zwykle prowadziła przez plac Słoneczny i potem w miarę wzdłuż trasy autobusu. Czasem odbijało się jednak w boczne uliczki, bo coś przyciągnęło uwagę - to sklepik, to okienko albo nietypowe ogrodzenie. Poznawało się różnych ludzi, piło wino z żulikami, a raz nawet nosiłam pewnemu dziadkowi kwiaty na cmentarz - na grób jego żony, bo on już nie miał sił. Teraz już nie ma tej kamieniczki, w jej miejscu jest tylko trawnik. Ale ilekroć tam jestem - to wciąż widzę w powietrzu zarys tego budynku i podpartą na poduszce sylwetkę, o uśmiechniętej zawsze gębie i smutnych oczach. O twarzy jakby sklejonej z dwóch osób - kształtem pasującej, ale kompletnie niespójnej w nastroju...
Od czasu moich szkolnych wycieczek wiele starych familoków zniknęło - głównie tych położonych między ulicami Racjonalizatorów, Frenzla a trasą nr 88 na Zabrze… W pewien listopadowy dzień wybraliśmy się w te tereny ponownie. Zobaczyć co się zmieniło, a i pozaglądać w podwórka i bramy - bo niegdyś nigdy tego nie robiłam.
Tu niewielka kamieniczka w pobliżu kościoła. Od ulicy nie da się do niej wejść - brama zatkana blachą falistą.
Zaglądamy od podwórka - a tu dla odmiany płot.. I miły wewnętrzny ogródek!
Kolejne podwóreczko gdziesik nieopodal…
I znów wycinankowe schody!
I na parterze dużo szarych drzwi. Zamkniętych. Stawiałabym na kibelki - ale nie mam pewności.
Tu prowadził kabaczek - śladem kałuż. Wycieczki z czterolatkiem mają swoje prawa!
Coś nas oszczekuje z powietrza
Nie omieszkam zajrzeć w bramę…
Fajna klamka! Nieczęsto już spotyka się ten stary mechanizm.
My tymczasem, podążając wciąż śladem kałuż, zbliżamy się do placu Słonecznego.
Wszędzie wokół ceglane klimaty! W ciepłych barwach nisko już wiszącego słońca rudość elewacji prezentuje się jeszcze sympatyczniej niż zwykle!
Ślady przeszłości zaklęte w rdzy… Tabliczki sprzed lat, dawne nazwy ulic…
Sklepik na rogu już niestety nieczynny… zabity na głucho.. Smutno… bo nieraz się tu coś kupowało i tyle wspomnień…
I kolejne stopnie skrzypiących schodów. Ja nawet odpuściłabym wchodzenie każdymi na samą górę. Ale kabak już nie.. Dla niej są dwie główne atrakcje takich wycieczek - kałuże i schody Cóż… Trzeba wychodzić naprzeciw potrzebom wszystkich uczestników spaceru.. A poza tym - te schody też mnie pociągają (przynajmniej za pierwszym razem Bo nieraz przemierzamy je i trzykrotnie )
Wyboisty trakt prowadzi w kolejne czeluście podwórek!
Fajny garaż tu mają!
Ciekawe co mieściło się w tym małym budyneczku po prawej. Teraz nie ma do niego wejścia - jakby zamurowane.. (no chyba że od środka coś jest?)
W bramie zwracają uwagę ogromne, błyszczące drzwi! Zamknięte - więc nie wiem dokąd prowadzą…
Przy bocznej uliczce coraz więcej pustych, zamurowanych albo wypalonych okien…
Ekipa Puchatka cieszy się na kolejne grillowanie!
Wśród murków i komórek..
Śpiewająca brama. Ona miała w sobie coś przerażającego. Wchodze. Słyszę muzykę. Przystaję. Muzyka cichnie. No ktoś tu mieszka - słuchał radia, a potem wyłączył. Normalne. Idę. Muzyka znów gra. Zatrzymuje się. Cichnie. Wchodzę na schody. Wspinam się w górę. Gra… I to jakoś do rytmu skrzypiących stopni. Staje.. To jakaś znana piosenka - tylko jaka? Cisza.. Łapię coraz większą schizę.. Spierdzielam z tej bramy! Ja nie wiem co to było.. Ktoś się chyba świetnie bawił - tylko jak?
Schodkami do ogródków. Muszę tu wrócić wiosną. Musi tu być cudnie, jak wszystko zarośnie.
Listopad… Chłodne wieczory.. To i kamieniczka zmarzła i postanowiła się nakryć - z braku odpowiednio dużej kołderki - choć dywanem!
Intrygujący budynek. To szopa? Czy tylko ogrodzenie? Teraz mi ciężko oszacować czy te cegły stanowią budulec ściany - czy one są tam zmagazynowane?
Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec resztki złotej jesieni…
Huśtawka z dawnych lat…
Kamienica o falistych basztach..
No i walimy na przystanek. Co można robić mając 4 minuty do odjazdu autobusu? Ano pogalopować zwiedzić jeszcze jedno podwórko! Ot tam - gdzie pokazuje szubienica sto pierwszego procenta!
Przemiły zakątek biesiadny!
I jedna z piękniejszych klatek schodowych! Czy tylko ja tak lubię kręcone schody???
P.S. Na autobus udało się zdążyć!
cdn
Od czasu moich szkolnych wycieczek wiele starych familoków zniknęło - głównie tych położonych między ulicami Racjonalizatorów, Frenzla a trasą nr 88 na Zabrze… W pewien listopadowy dzień wybraliśmy się w te tereny ponownie. Zobaczyć co się zmieniło, a i pozaglądać w podwórka i bramy - bo niegdyś nigdy tego nie robiłam.
Tu niewielka kamieniczka w pobliżu kościoła. Od ulicy nie da się do niej wejść - brama zatkana blachą falistą.
Zaglądamy od podwórka - a tu dla odmiany płot.. I miły wewnętrzny ogródek!
Kolejne podwóreczko gdziesik nieopodal…
I znów wycinankowe schody!
I na parterze dużo szarych drzwi. Zamkniętych. Stawiałabym na kibelki - ale nie mam pewności.
Tu prowadził kabaczek - śladem kałuż. Wycieczki z czterolatkiem mają swoje prawa!
Coś nas oszczekuje z powietrza
Nie omieszkam zajrzeć w bramę…
Fajna klamka! Nieczęsto już spotyka się ten stary mechanizm.
My tymczasem, podążając wciąż śladem kałuż, zbliżamy się do placu Słonecznego.
Wszędzie wokół ceglane klimaty! W ciepłych barwach nisko już wiszącego słońca rudość elewacji prezentuje się jeszcze sympatyczniej niż zwykle!
Ślady przeszłości zaklęte w rdzy… Tabliczki sprzed lat, dawne nazwy ulic…
Sklepik na rogu już niestety nieczynny… zabity na głucho.. Smutno… bo nieraz się tu coś kupowało i tyle wspomnień…
I kolejne stopnie skrzypiących schodów. Ja nawet odpuściłabym wchodzenie każdymi na samą górę. Ale kabak już nie.. Dla niej są dwie główne atrakcje takich wycieczek - kałuże i schody Cóż… Trzeba wychodzić naprzeciw potrzebom wszystkich uczestników spaceru.. A poza tym - te schody też mnie pociągają (przynajmniej za pierwszym razem Bo nieraz przemierzamy je i trzykrotnie )
Wyboisty trakt prowadzi w kolejne czeluście podwórek!
Fajny garaż tu mają!
Ciekawe co mieściło się w tym małym budyneczku po prawej. Teraz nie ma do niego wejścia - jakby zamurowane.. (no chyba że od środka coś jest?)
W bramie zwracają uwagę ogromne, błyszczące drzwi! Zamknięte - więc nie wiem dokąd prowadzą…
Przy bocznej uliczce coraz więcej pustych, zamurowanych albo wypalonych okien…
Ekipa Puchatka cieszy się na kolejne grillowanie!
Wśród murków i komórek..
Śpiewająca brama. Ona miała w sobie coś przerażającego. Wchodze. Słyszę muzykę. Przystaję. Muzyka cichnie. No ktoś tu mieszka - słuchał radia, a potem wyłączył. Normalne. Idę. Muzyka znów gra. Zatrzymuje się. Cichnie. Wchodzę na schody. Wspinam się w górę. Gra… I to jakoś do rytmu skrzypiących stopni. Staje.. To jakaś znana piosenka - tylko jaka? Cisza.. Łapię coraz większą schizę.. Spierdzielam z tej bramy! Ja nie wiem co to było.. Ktoś się chyba świetnie bawił - tylko jak?
Schodkami do ogródków. Muszę tu wrócić wiosną. Musi tu być cudnie, jak wszystko zarośnie.
Listopad… Chłodne wieczory.. To i kamieniczka zmarzła i postanowiła się nakryć - z braku odpowiednio dużej kołderki - choć dywanem!
Intrygujący budynek. To szopa? Czy tylko ogrodzenie? Teraz mi ciężko oszacować czy te cegły stanowią budulec ściany - czy one są tam zmagazynowane?
Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec resztki złotej jesieni…
Huśtawka z dawnych lat…
Kamienica o falistych basztach..
No i walimy na przystanek. Co można robić mając 4 minuty do odjazdu autobusu? Ano pogalopować zwiedzić jeszcze jedno podwórko! Ot tam - gdzie pokazuje szubienica sto pierwszego procenta!
Przemiły zakątek biesiadny!
I jedna z piękniejszych klatek schodowych! Czy tylko ja tak lubię kręcone schody???
P.S. Na autobus udało się zdążyć!
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Był szary i dżdżysty listopadowy dzień. Taki dzień, że nawet dywany porastają mchem od nadmiaru wilgoci… Zwykle w takie momenty nie chce się wyłazić z domu, ale są ludzie, którzy niezależnie od okoliczności nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu. Ruszamy więc powłóczyć się wśród starych kamienic ociekających wodą, pogapić się w ołowiane niebo, zmoknąć, zmarznąć i zrobić trochę brzydkich zdjęć. Bo jak jest prawie noc polarna i wodospad deszczu zalewa obiektyw - to rzadko zdjęcia wychodzą ładnie. Aha! Z tymi dywanami to nie była żadna “poetycka przenośnia”. To sama brutalna, omszała prawda!
Zmokła kura w znaczeniu dosłownym…
Ładne drzwi! Acz koleś z klamki jakiś taki zamyślony i melancholijny...
A schody utrzymane są w tym samym odcieniu kolorystycznym. Podejrzewam tą samą baryłkę z farbą!
To nie jest błąd obiektywu. Ten dom w środku naprawdę tak wygląda. Nie wiem jaki on ma odchył od pionu i co dzieje się pod nim - ale raczej nic dobrego. Chyba im tam parówki z talerza uciekają… Masakra co się w Bytomiu z tą ziemią wyrabia…
I teraz pytanie… Zamieszkała kamienica czy nie? Dwa poziomy zabitych dechami okien a na górze jakby nowo wprawione?
A stąd przed chwilą wyszedł pewien pan. I drzwi bramy zamknął za sobą na klucz. Czyżby mieszkał sam w całym budynku?
Kamieniczka o oknach ziejących ciemnością… Nie wiem czy to widać na zdjęciach, ale ich czerń była wybitnie głęboka i jakby zasysająca.. Wnętrze chyba było wypalone? Acz wiatr przynosił zapach nie dymu, nie popiołu a… kapuśniaku!
Zabawna sytuacja też tu miała miejsce. Stoimy i gapimy się w puste otwory okien. Tak jakbyśmy chcieli wzrokiem wwiercić się w ciemność i coś tam zobaczyć - może wygląd wnętrz? Może historię, która ten budynek spotkała? W pewnym momencie czerń się poruszyła. Wyfrunął ze środka gołąb. Usiadł jakiś metr ode mnie na chodniku - i zaczął we mnie świdrować oczami. Oczami o odcieniu tych pustych okien… Pogapił sie tak z minutę, pokręcił łebkiem (jakby chciał powiedzieć “co za durne ludzie! włóczą się w taką pogodę i jeszcze gapią na kamienice jak wół na malowane wrota..”), szurnął dwa razy nóżką i odleciał z powrotem do swego okna. Ze środka rozległo się gruchanie i pięć łebków wysunęło się zza parapetu. Po czym wszystkie się schowały i znów okno przedstawiało sobą jedynie nieprzebraną pustkę i nicość….
Wyznanie miłości na okiennej dykcie…
I poręcze z kwiatuszkiem.
Są w okolicy i jednopiętrowe domy - takie jakby na wsi. I chaszcz o ostatnich barwach jesieni...
Dom utopiony w krzewach śnieguliczek. Dom o niesamowicie czarnej elewacji - nie często spotyka się domy o tej barwie!
Podjazd chroniony przez “zęby smoka” - prawie jak na bunkrach MRU!
Familoki przeplatane są ogródkami.
Koty to jak zwykle umieją się ustawić! Pod daszkiem, na poduszce…
Różnokształtne i wielobarwne szopy, garaże, budki i kamerliki często porastają jakieś pnącza.
Przyfamilokowy figloraj!
Gęsty chaszcz udekorowany betonowymi słupami, o różnej wysokości i stanie omszenia. Nie mam pojęcia czego to są pozostałości.
Szutrowe, przygarażowe skróty.
Letnie zestawy wypoczynkowe teraz są nieco porzucone...
Dwie, prawie bliźniacze kamienice.
Jedna jest opuszczona. A wydaje się być w całkiem dobrym stanie - nie wiem czemu nikt tam już nie mieszka…
Próbuje się wspiąć do rozkutego okna, ale raz, że wspinaczka nigdy nie była moją mocną stroną - a dwa, że chyba nawet jakby się udało to się nie zmieszczę przez ta dziure
Wnętrza wyglądają jakby ktoś całkiem niedawno je remontował…
Kabak w którymś momencie wskoczył w przydrożne zarośla. Wylazła mokra - i z żółtym balonem w łapce! To jest chyba ostatnia rzecz jaką bym się spodziewała znaleźć w takim miejscu!
Zaczyna solidniej polewać więc chowamy się w knajpie. Grzane wino to świetna sprawa na taki moment! Uświadamiamy sobie, że właśnie o tym od rana marzyliśmy!
Fajne tu mają stoliki, kwietniki - wszystko zrobione ze starych wózków!
A jak wyłazimy z knajpy to już jest ciemno… więc wycieczkę trzeba uznać za zakończoną… Ot urok listopadowych dni..
cdn
Zmokła kura w znaczeniu dosłownym…
Ładne drzwi! Acz koleś z klamki jakiś taki zamyślony i melancholijny...
A schody utrzymane są w tym samym odcieniu kolorystycznym. Podejrzewam tą samą baryłkę z farbą!
To nie jest błąd obiektywu. Ten dom w środku naprawdę tak wygląda. Nie wiem jaki on ma odchył od pionu i co dzieje się pod nim - ale raczej nic dobrego. Chyba im tam parówki z talerza uciekają… Masakra co się w Bytomiu z tą ziemią wyrabia…
I teraz pytanie… Zamieszkała kamienica czy nie? Dwa poziomy zabitych dechami okien a na górze jakby nowo wprawione?
A stąd przed chwilą wyszedł pewien pan. I drzwi bramy zamknął za sobą na klucz. Czyżby mieszkał sam w całym budynku?
Kamieniczka o oknach ziejących ciemnością… Nie wiem czy to widać na zdjęciach, ale ich czerń była wybitnie głęboka i jakby zasysająca.. Wnętrze chyba było wypalone? Acz wiatr przynosił zapach nie dymu, nie popiołu a… kapuśniaku!
Zabawna sytuacja też tu miała miejsce. Stoimy i gapimy się w puste otwory okien. Tak jakbyśmy chcieli wzrokiem wwiercić się w ciemność i coś tam zobaczyć - może wygląd wnętrz? Może historię, która ten budynek spotkała? W pewnym momencie czerń się poruszyła. Wyfrunął ze środka gołąb. Usiadł jakiś metr ode mnie na chodniku - i zaczął we mnie świdrować oczami. Oczami o odcieniu tych pustych okien… Pogapił sie tak z minutę, pokręcił łebkiem (jakby chciał powiedzieć “co za durne ludzie! włóczą się w taką pogodę i jeszcze gapią na kamienice jak wół na malowane wrota..”), szurnął dwa razy nóżką i odleciał z powrotem do swego okna. Ze środka rozległo się gruchanie i pięć łebków wysunęło się zza parapetu. Po czym wszystkie się schowały i znów okno przedstawiało sobą jedynie nieprzebraną pustkę i nicość….
Wyznanie miłości na okiennej dykcie…
I poręcze z kwiatuszkiem.
Są w okolicy i jednopiętrowe domy - takie jakby na wsi. I chaszcz o ostatnich barwach jesieni...
Dom utopiony w krzewach śnieguliczek. Dom o niesamowicie czarnej elewacji - nie często spotyka się domy o tej barwie!
Podjazd chroniony przez “zęby smoka” - prawie jak na bunkrach MRU!
Familoki przeplatane są ogródkami.
Koty to jak zwykle umieją się ustawić! Pod daszkiem, na poduszce…
Różnokształtne i wielobarwne szopy, garaże, budki i kamerliki często porastają jakieś pnącza.
Przyfamilokowy figloraj!
Gęsty chaszcz udekorowany betonowymi słupami, o różnej wysokości i stanie omszenia. Nie mam pojęcia czego to są pozostałości.
Szutrowe, przygarażowe skróty.
Letnie zestawy wypoczynkowe teraz są nieco porzucone...
Dwie, prawie bliźniacze kamienice.
Jedna jest opuszczona. A wydaje się być w całkiem dobrym stanie - nie wiem czemu nikt tam już nie mieszka…
Próbuje się wspiąć do rozkutego okna, ale raz, że wspinaczka nigdy nie była moją mocną stroną - a dwa, że chyba nawet jakby się udało to się nie zmieszczę przez ta dziure
Wnętrza wyglądają jakby ktoś całkiem niedawno je remontował…
Kabak w którymś momencie wskoczył w przydrożne zarośla. Wylazła mokra - i z żółtym balonem w łapce! To jest chyba ostatnia rzecz jaką bym się spodziewała znaleźć w takim miejscu!
Zaczyna solidniej polewać więc chowamy się w knajpie. Grzane wino to świetna sprawa na taki moment! Uświadamiamy sobie, że właśnie o tym od rana marzyliśmy!
Fajne tu mają stoliki, kwietniki - wszystko zrobione ze starych wózków!
A jak wyłazimy z knajpy to już jest ciemno… więc wycieczkę trzeba uznać za zakończoną… Ot urok listopadowych dni..
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Czasem dwa różne światy są położone zaraz koło siebie… Niby rzut beretem, a dzieli je jakaś niewidzialna linia - jakby mur krańcowo innej atmosfery, klimatu i “gęstości powietrza”. Jest też takie miejsce w Bytomiu.
Przy ruchliwej drodze nr 88 biegnącej w stronę Zabrza i Gliwic rozłożyło się osiedle marketów - Castorama, Plejada, Decathlon.. Ogromne parkingi... samochody, autobusy, tłum, latarnie, równe asfalty… Betonowy, uporządkowany świat, ukochany przez większość ludzi.. Gdyby nie mapa to nigdy bym nie wpadła, że zaraz za murem marketów zaczyna się świat zarośli, wody i ruin. Wśród zagajników siedzi staw o nazwie Trójkąt - miejsce na tyle klimatyczne, że już dwukrotnie zapodaliśmy tam nasze wycieczkowe kroki!
Od czego wzięła się nazwa stawu - nie ma pewności. Raczej nie od jego kształtu - no bo trójkątny to on nie jest. Są przesłanki, że nazwa może być związana z “trójkątem”, jaki w tym miejscu niegdyś tworzyły tory kolejowe. A może i staw niegdyś miał inny kształt? Na starym planie Bytomia (takim z lat 80tych) wygląda nieco inaczej i otaczają go wysokie hałdy. Potem ponoć hałdy wywieźli, a jeziorko częściowo zasypali. Wody wybiły jednak kawałek dalej zalewając młody las, którego resztki obecnie sterczą wszędzie nad powierzchnią wody. Miejsce chyba rzadko odwiedzają spacerowicze, popularne jest głównie wśród wędkarzy.
Woda, drewno i ptactwo!
Mini molo i ławeczki zrobione chyba z dawnych kolejowych podkładów.
Tu też jakaś konstrukcja niegdyś zbudowana ręką człowieka.
I coś dla bardziej wygodnych! Choć dziś jak przyszliśmy to fotel był już zajęty!
Okolice stawu porasta malowniczy chaszcz, który mimo bardzo wczesnowiosennej aury jest niesamowicie kolorowy! Mówi się, że o tej porze roku to wszędzie jest szaro - a tu niespodzianka! Bytomskie hałdy rządzą się innym prawem! Czerwone łodyżki, zieleń jemioł i białe kożuchy jakiś nasion - dają wrażenie wielobarwności, której by się złota jesień nie powstydziła!
A oprócz tego sporo tu kałuż!
Okolica może się też poszczycić dużym nasyceniem starego betonu. Pod torami przebiega sporych rozmiarów tunel.
Zaraz przy tunelu jest most.
Most bardzo solidny, betonowy, acz chyba już od dawna opuszczony...
No i niestety “niedrożny” bo zawalony…
Jest też w krzakach studnio - sztolnio - kanał? Barwy mchu i rdzy dodają mu uroku!
Z nadbrzeżnych trzcin wystaje fragment betonowej konstrukcji. Nie mamy pojęcia do czego to mogło niegdyś służyć.
Tereny wokół są wybitnie postindustrialne - pod nogami bardzo często chrupie zeszklony żwir, powietrze sprawia wrażenie jak nieco przesiane pyłem, a gdzieś w oddali słychać dźwięki pracujących maszyn. Krajobrazu dopełniają kominy elektrociepłowni Miechowice czy wystające zza drzew znaki pobliskich marketów - przypominają nam, że jednak nie jesteśmy w totalnej dziczy i pustkowiu, a miasto jest bardzo niedaleko stąd.
Wiją się tutaj też rury giganty, które (w zależności od gustów) urozmaicają bądź szpecą krajobraz.
Miejscami, aby dojść do lustra wody, trzeba takową rurę przekroczyć. Dołem…
...lub górą. Ciężko o lepszy plac zabaw dla czterolatka!
I to nie koniec atrakcji! Rura również wchodzi do jednego z tuneli!
Jest w nim piękne echo!
I nieco pachnie człowiekiem - widać (i czuć), że zimą tu chyba sypiają bezdomni. Zastanawialiśmy się co tą płynie rurą - noclegownia wskazuje, że coś ciepłego - więc chyba woda!
Teren jest na tyle fajny, że kiedyś tu znowu wrócimy. Plan jest taki aby iść za tory, za duży tunel, w stronę trzech stawów, z których jeden się nazywa Barbara.
cdn
Przy ruchliwej drodze nr 88 biegnącej w stronę Zabrza i Gliwic rozłożyło się osiedle marketów - Castorama, Plejada, Decathlon.. Ogromne parkingi... samochody, autobusy, tłum, latarnie, równe asfalty… Betonowy, uporządkowany świat, ukochany przez większość ludzi.. Gdyby nie mapa to nigdy bym nie wpadła, że zaraz za murem marketów zaczyna się świat zarośli, wody i ruin. Wśród zagajników siedzi staw o nazwie Trójkąt - miejsce na tyle klimatyczne, że już dwukrotnie zapodaliśmy tam nasze wycieczkowe kroki!
Od czego wzięła się nazwa stawu - nie ma pewności. Raczej nie od jego kształtu - no bo trójkątny to on nie jest. Są przesłanki, że nazwa może być związana z “trójkątem”, jaki w tym miejscu niegdyś tworzyły tory kolejowe. A może i staw niegdyś miał inny kształt? Na starym planie Bytomia (takim z lat 80tych) wygląda nieco inaczej i otaczają go wysokie hałdy. Potem ponoć hałdy wywieźli, a jeziorko częściowo zasypali. Wody wybiły jednak kawałek dalej zalewając młody las, którego resztki obecnie sterczą wszędzie nad powierzchnią wody. Miejsce chyba rzadko odwiedzają spacerowicze, popularne jest głównie wśród wędkarzy.
Woda, drewno i ptactwo!
Mini molo i ławeczki zrobione chyba z dawnych kolejowych podkładów.
Tu też jakaś konstrukcja niegdyś zbudowana ręką człowieka.
I coś dla bardziej wygodnych! Choć dziś jak przyszliśmy to fotel był już zajęty!
Okolice stawu porasta malowniczy chaszcz, który mimo bardzo wczesnowiosennej aury jest niesamowicie kolorowy! Mówi się, że o tej porze roku to wszędzie jest szaro - a tu niespodzianka! Bytomskie hałdy rządzą się innym prawem! Czerwone łodyżki, zieleń jemioł i białe kożuchy jakiś nasion - dają wrażenie wielobarwności, której by się złota jesień nie powstydziła!
A oprócz tego sporo tu kałuż!
Okolica może się też poszczycić dużym nasyceniem starego betonu. Pod torami przebiega sporych rozmiarów tunel.
Zaraz przy tunelu jest most.
Most bardzo solidny, betonowy, acz chyba już od dawna opuszczony...
No i niestety “niedrożny” bo zawalony…
Jest też w krzakach studnio - sztolnio - kanał? Barwy mchu i rdzy dodają mu uroku!
Z nadbrzeżnych trzcin wystaje fragment betonowej konstrukcji. Nie mamy pojęcia do czego to mogło niegdyś służyć.
Tereny wokół są wybitnie postindustrialne - pod nogami bardzo często chrupie zeszklony żwir, powietrze sprawia wrażenie jak nieco przesiane pyłem, a gdzieś w oddali słychać dźwięki pracujących maszyn. Krajobrazu dopełniają kominy elektrociepłowni Miechowice czy wystające zza drzew znaki pobliskich marketów - przypominają nam, że jednak nie jesteśmy w totalnej dziczy i pustkowiu, a miasto jest bardzo niedaleko stąd.
Wiją się tutaj też rury giganty, które (w zależności od gustów) urozmaicają bądź szpecą krajobraz.
Miejscami, aby dojść do lustra wody, trzeba takową rurę przekroczyć. Dołem…
...lub górą. Ciężko o lepszy plac zabaw dla czterolatka!
I to nie koniec atrakcji! Rura również wchodzi do jednego z tuneli!
Jest w nim piękne echo!
I nieco pachnie człowiekiem - widać (i czuć), że zimą tu chyba sypiają bezdomni. Zastanawialiśmy się co tą płynie rurą - noclegownia wskazuje, że coś ciepłego - więc chyba woda!
Teren jest na tyle fajny, że kiedyś tu znowu wrócimy. Plan jest taki aby iść za tory, za duży tunel, w stronę trzech stawów, z których jeden się nazywa Barbara.
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Kolejna wycieczka śladem zaułków wypada w rejonie ulicy Mickiewicza.
Pierwsze podwórko na naszej trasie jest dosyć przestronne.
I chyba lekko podmokłe Trzcina, jakiej by się nie powstydziło żadne odrzańskie starorzecze, rośnie tutaj całkiem dorodnie!
Rzeźbiony terenowy zestaw wypoczynkowy. Jak widać najlepiej się wypoczywa na stole, nawet jak jest lekko pochyły.
Garaże opatrzone tajemniczymi skrótami…
Drewniana, mocno już wytarta, podłoga wjazdowej bramy. Te wystające kawałki to sęki? I są twardsze od reszty desek, więc się nie powycierały?
Drzwi bez klamek często prowadzą w ciekawe miejsca
Te mają klamkę, ale też są kuszące!
Ozdobne sufity.. Na tej ulicy jest sporo takich bram!
I różnorodne schody…
Komórki o dachach krytych mchem.. Zastanawia mnie co było w tej takiej trójkątnej “baszcie”, którą widać na elewacji kamienicy w tle? Kibelki? Albo winda towarowa? Zsyp?
Jedna z opuszczonych kamienic też posiada takową baszte.
Ruina kamienicy o grzebieniastych resztkach dachowej konstrukcji.
Acz lewa część jak widać wciąż zamieszkana.. Ciekawe jakie dźwięki niosą się nocami z pustych pokoi i korytarzy…
Rowerek ukryty w komórce, której już nie ma…
Stare napisy nieśmiało wychylają się spod łuszczących się tynków…
A inne takowe są widoczne całkiem dobrze - jakby wczoraj je wymalowali!
Brama o skośnych sufitach…
Tu się jakiś spory remont szykuje! Chyba chodzi o dach!
Kącik biesiadny w klimatach szkolnych. Takie krzesła zawsze będą mi przypominać klasę!
Brama w barwach zachodzącego słońca…
Schody moro. Maskowanie łączące walory rdzy i wiekowego lakieru o kolorze już nieokreślonym..
A tu nietypowa i ciekawa konstrukcja artystyczna Ni to altanka, ni to kapliczka, ni to co?
Gdyby nie kabaczek, to wiele rzeczy można by przegapić. Tu np. zwróciła mi uwagę, że “podłoże wygląda jak rozsypane kostki domino”
Jeden z miejscowych wspominał mi kiedyś o pewnym miejscu. Aby szukać go w “ch**owej bramie”. Spytałam go - jak się zorientować, która to brama? On się roześmiał.. “Nie będziecie mieć wątpliwości”. Miał racje! Udało się znaleźć
Bramka z czasów jak dzieciaki lubiły kopać piłkę… Potrzeba matką wynalazków! Kiedyś wszędzie były takie bramki!
Dziwnie pomalowany budyneczek. Ni to fragment remontu, ni to napoczęte graffiti? Ten sam kolor co bramki - więc może ktoś po prostu miał kubełek farby i mu się nudziło?
A tu dla odmiany, w dziwnym miejscu pojawiły się kafelki!
No i w końcu ta klatka schodowa - co ma być inna niż wszystkie.
I coś w tym jest. Między schodami jest dziura. Jest “szyb” przez całą klatkę. Jak to wspominał nasz “informator” - można rzucać kamieniami w tych na dole. Faktycznie - na większości klatek schodowych jest to niemożliwe. W bloku taką klatkę kiedyś spotkałam, w kamienicy jeszcze nigdy!
Podwórko brukowane cegłą.
Betonowy krąg na środku podwórka. Pozostałość po studni? Fontannie? Klombie?
A w tle okna, jakby częściowo witrażowe? Z kolorowych szybek!
Świat krat..
Dwa w jednym. Osłona piwnicy może być jednocześnie ławeczką!
Tu się chyba paliło! Zapach zdaje się to potwierdzać.
Miłe, narożne balkoniki. Balkon wykładany dywanem nie brzmi jak coś dziwnego - ale z zewnątrz????
Jedna z tych poręczy, których pod żadnym pozorem nie można się trzymać. Bo stoi jak domek z kart..
Takie domofony jesteśmy w stanie zaakceptować na naszych wycieczkach!
cdn
Pierwsze podwórko na naszej trasie jest dosyć przestronne.
I chyba lekko podmokłe Trzcina, jakiej by się nie powstydziło żadne odrzańskie starorzecze, rośnie tutaj całkiem dorodnie!
Rzeźbiony terenowy zestaw wypoczynkowy. Jak widać najlepiej się wypoczywa na stole, nawet jak jest lekko pochyły.
Garaże opatrzone tajemniczymi skrótami…
Drewniana, mocno już wytarta, podłoga wjazdowej bramy. Te wystające kawałki to sęki? I są twardsze od reszty desek, więc się nie powycierały?
Drzwi bez klamek często prowadzą w ciekawe miejsca
Te mają klamkę, ale też są kuszące!
Ozdobne sufity.. Na tej ulicy jest sporo takich bram!
I różnorodne schody…
Komórki o dachach krytych mchem.. Zastanawia mnie co było w tej takiej trójkątnej “baszcie”, którą widać na elewacji kamienicy w tle? Kibelki? Albo winda towarowa? Zsyp?
Jedna z opuszczonych kamienic też posiada takową baszte.
Ruina kamienicy o grzebieniastych resztkach dachowej konstrukcji.
Acz lewa część jak widać wciąż zamieszkana.. Ciekawe jakie dźwięki niosą się nocami z pustych pokoi i korytarzy…
Rowerek ukryty w komórce, której już nie ma…
Stare napisy nieśmiało wychylają się spod łuszczących się tynków…
A inne takowe są widoczne całkiem dobrze - jakby wczoraj je wymalowali!
Brama o skośnych sufitach…
Tu się jakiś spory remont szykuje! Chyba chodzi o dach!
Kącik biesiadny w klimatach szkolnych. Takie krzesła zawsze będą mi przypominać klasę!
Brama w barwach zachodzącego słońca…
Schody moro. Maskowanie łączące walory rdzy i wiekowego lakieru o kolorze już nieokreślonym..
A tu nietypowa i ciekawa konstrukcja artystyczna Ni to altanka, ni to kapliczka, ni to co?
Gdyby nie kabaczek, to wiele rzeczy można by przegapić. Tu np. zwróciła mi uwagę, że “podłoże wygląda jak rozsypane kostki domino”
Jeden z miejscowych wspominał mi kiedyś o pewnym miejscu. Aby szukać go w “ch**owej bramie”. Spytałam go - jak się zorientować, która to brama? On się roześmiał.. “Nie będziecie mieć wątpliwości”. Miał racje! Udało się znaleźć
Bramka z czasów jak dzieciaki lubiły kopać piłkę… Potrzeba matką wynalazków! Kiedyś wszędzie były takie bramki!
Dziwnie pomalowany budyneczek. Ni to fragment remontu, ni to napoczęte graffiti? Ten sam kolor co bramki - więc może ktoś po prostu miał kubełek farby i mu się nudziło?
A tu dla odmiany, w dziwnym miejscu pojawiły się kafelki!
No i w końcu ta klatka schodowa - co ma być inna niż wszystkie.
I coś w tym jest. Między schodami jest dziura. Jest “szyb” przez całą klatkę. Jak to wspominał nasz “informator” - można rzucać kamieniami w tych na dole. Faktycznie - na większości klatek schodowych jest to niemożliwe. W bloku taką klatkę kiedyś spotkałam, w kamienicy jeszcze nigdy!
Podwórko brukowane cegłą.
Betonowy krąg na środku podwórka. Pozostałość po studni? Fontannie? Klombie?
A w tle okna, jakby częściowo witrażowe? Z kolorowych szybek!
Świat krat..
Dwa w jednym. Osłona piwnicy może być jednocześnie ławeczką!
Tu się chyba paliło! Zapach zdaje się to potwierdzać.
Miłe, narożne balkoniki. Balkon wykładany dywanem nie brzmi jak coś dziwnego - ale z zewnątrz????
Jedna z tych poręczy, których pod żadnym pozorem nie można się trzymać. Bo stoi jak domek z kart..
Takie domofony jesteśmy w stanie zaakceptować na naszych wycieczkach!
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Czasem przemykaliśmy przez Bytom w celu zupełnie innym niż całodzienna wycieczka i zwiedzanie zaułków. Szło się coś kupić, coś załatwić… I gdzieś po drodze zajrzało się wyrywkowo do jednej czy drugiej bramy, wpadła w oczy jakaś scenka czy detal… O tym więc będzie ta relacja - o migawkach z Bytomia, gdzieś w przelocie…
Okolice ulicy Murarskiej i bramny plac zabaw! Praktyczna sprawa - i w czasie deszczu do użytku!
Słyszałam, że polikwidowano już wszędzie w blokach zsypy. Wsypy jak widać nie!
Betonowo - ceglany świat…
Mocno osypująca się brama. Jak tupniesz - to tynk leci na łeb jak śnieg…
Opuszczona kamienica. Chyba to było na ulicy Kościelnej.
Najprawdopodobniej najwęższa bytomska ulica, o wdzięcznej nazwie Zaułek.
Boczne podwóreczka..
Anioły pod klimą…
Okolice ul. Miarki i kamienica o ciekawym kształcie, zdobiona w szlaczki!
Podwórko, które powoli staje się zielone! Miło zarasta mchem i trawą!
Zabili dechami piwnice? Nikt jej nie używa?
Ściany w barwach maskujących..
Grunt to szczęśliwie dotrzeć do mety!
Czasem klatka schodowa okazuje się nie być jedynie anonimową przestrzenią publiczną… okazuje się być przedsionkiem mieszkania albo nawet jego fragmentem… Są momenty, gdy wychodząc zza zakrętu wpadasz komuś wręcz do talerza z zupą… Momenty, gdzie nawet ja mam poczucie, że zawędrowałam jednak kawałek za daleko…
Schody, które nie wiedzieć czemu, pięknie pachniały żywicą! Jak nie w kamienicy - tylko gdzieś na porębie w środku lasu! A drewno przecież nie jest tu świeże…
No i ktoś nie zamknął… Nie wiem jak z pijakami, ale buba wlazła!
Świat krat… Kraty na suficie to widzę po raz pierwszy!
Moda też trafiła za kratki...
Nie znaleźliśmy. Dzwoniliśmy do tych drzwi. Powiedzieli nam “nie tu”. “A gdzie?” - “A nie wiemy. Kiedyś, dawno, już nieaktualne”..
Rzut oka na kopalnie Rozbark, gdzie przed kilku dniami zawalił się komin…
No to chyba nie uratowali… No ale o płocie i tablicy to nie zapomnieli...
Lekko zazieleniony górnik. Fajną ma lampkę!
Pomnik z wagonikiem..
W owej ruinie to więcej nowych pustaków do zamurowywania niż tych starych cegieł!
Szczerze mówiąc, chyba by mi było obojętne w jaką studnie wpadnę? Ale tutaj postanowili mnie uświadomić i dokładnie poinformować o możliwościach
cdn
Okolice ulicy Murarskiej i bramny plac zabaw! Praktyczna sprawa - i w czasie deszczu do użytku!
Słyszałam, że polikwidowano już wszędzie w blokach zsypy. Wsypy jak widać nie!
Betonowo - ceglany świat…
Mocno osypująca się brama. Jak tupniesz - to tynk leci na łeb jak śnieg…
Opuszczona kamienica. Chyba to było na ulicy Kościelnej.
Najprawdopodobniej najwęższa bytomska ulica, o wdzięcznej nazwie Zaułek.
Boczne podwóreczka..
Anioły pod klimą…
Okolice ul. Miarki i kamienica o ciekawym kształcie, zdobiona w szlaczki!
Podwórko, które powoli staje się zielone! Miło zarasta mchem i trawą!
Zabili dechami piwnice? Nikt jej nie używa?
Ściany w barwach maskujących..
Grunt to szczęśliwie dotrzeć do mety!
Czasem klatka schodowa okazuje się nie być jedynie anonimową przestrzenią publiczną… okazuje się być przedsionkiem mieszkania albo nawet jego fragmentem… Są momenty, gdy wychodząc zza zakrętu wpadasz komuś wręcz do talerza z zupą… Momenty, gdzie nawet ja mam poczucie, że zawędrowałam jednak kawałek za daleko…
Schody, które nie wiedzieć czemu, pięknie pachniały żywicą! Jak nie w kamienicy - tylko gdzieś na porębie w środku lasu! A drewno przecież nie jest tu świeże…
No i ktoś nie zamknął… Nie wiem jak z pijakami, ale buba wlazła!
Świat krat… Kraty na suficie to widzę po raz pierwszy!
Moda też trafiła za kratki...
Nie znaleźliśmy. Dzwoniliśmy do tych drzwi. Powiedzieli nam “nie tu”. “A gdzie?” - “A nie wiemy. Kiedyś, dawno, już nieaktualne”..
Rzut oka na kopalnie Rozbark, gdzie przed kilku dniami zawalił się komin…
No to chyba nie uratowali… No ale o płocie i tablicy to nie zapomnieli...
Lekko zazieleniony górnik. Fajną ma lampkę!
Pomnik z wagonikiem..
W owej ruinie to więcej nowych pustaków do zamurowywania niż tych starych cegieł!
Szczerze mówiąc, chyba by mi było obojętne w jaką studnie wpadnę? Ale tutaj postanowili mnie uświadomić i dokładnie poinformować o możliwościach
cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Szyb Zachodni Kopalni Miechowice stoi sobie w lesie. Wprawdzie nie jest położony na takim totalnym pustkowiu jak Szyb Południowy, ale też z daleka od innych zabudowań. Z założenia był szybem wentylacyjnym. Dosyć wcześnie został zamknięty, bo wyłączono go z eksploatacji już w latach 70 tych, gdy kopalnie działały jeszcze pełną parą.
Jeszcze kilka lat temu można było na spokojnie połazić po opuszczonych budynkach. Teraz niestety wszystko jest ogrodzone i szczelnie pozamykane.
Miałam okazje powłóczyć się tam około roku 2000. Niestety nie mogę odnaleźć zrobionych wtedy zdjęć, gdzieś mi zaginęły Ich wartość artystyczna zapewne była niewielka, acz zawsze pamiątka historyczna - miejsc, których już nie ma… W pamięci z tamtej wycieczki pozostały mocno zruinowane klatki schodowe z zagruzowanymi podłogami, brak dachów i wrak Syreny stojący gdzieś w cieniu ceglanych murów…
W pewien letni dzionek podjeżdżamy tutaj na chwile, przejazdem, sunąc docelowo do innego szybu położonego nieopodal. Budynki cechowni malowniczo porastają bluszcze… Oglądamy je niestety jedynie zza płotu.. Na swobodne i legalne wejście nie ma teraz szans…
Mebli też już raczej tutaj nie ma...
Idę jeszcze zajrzeć w szczelinę między ceglanym budynkiem a wysokim płotem z falistej blachy. Nie spodziewałam się tam raczej niczego ciekawego - ot zapewne miejsce gdzie można wdepnąć w kupe i znaleźć śmieci. Natrafiam jednak nie na śmietnik - a na składzik.
O! Jest i auto! Tak jak dawniej! Acz to chyba raczej nie Syrena tym razem!
Najdziwniejszym fragmentem składowiska są kawałki starych nagrobków… Czemu są tu a nie na cmentarzu? Czy zostały usunięte bo rodzina przestała opłacać kwatery? Co jak co - ale takiego znaleziska się nie spodziewałam!
Długo potem sobie myślę o panu Antonim i jego dziwnej historii w ponad 40 lat po pogrzebie...
Jeszcze kilka lat temu można było na spokojnie połazić po opuszczonych budynkach. Teraz niestety wszystko jest ogrodzone i szczelnie pozamykane.
Miałam okazje powłóczyć się tam około roku 2000. Niestety nie mogę odnaleźć zrobionych wtedy zdjęć, gdzieś mi zaginęły Ich wartość artystyczna zapewne była niewielka, acz zawsze pamiątka historyczna - miejsc, których już nie ma… W pamięci z tamtej wycieczki pozostały mocno zruinowane klatki schodowe z zagruzowanymi podłogami, brak dachów i wrak Syreny stojący gdzieś w cieniu ceglanych murów…
W pewien letni dzionek podjeżdżamy tutaj na chwile, przejazdem, sunąc docelowo do innego szybu położonego nieopodal. Budynki cechowni malowniczo porastają bluszcze… Oglądamy je niestety jedynie zza płotu.. Na swobodne i legalne wejście nie ma teraz szans…
Mebli też już raczej tutaj nie ma...
Idę jeszcze zajrzeć w szczelinę między ceglanym budynkiem a wysokim płotem z falistej blachy. Nie spodziewałam się tam raczej niczego ciekawego - ot zapewne miejsce gdzie można wdepnąć w kupe i znaleźć śmieci. Natrafiam jednak nie na śmietnik - a na składzik.
O! Jest i auto! Tak jak dawniej! Acz to chyba raczej nie Syrena tym razem!
Najdziwniejszym fragmentem składowiska są kawałki starych nagrobków… Czemu są tu a nie na cmentarzu? Czy zostały usunięte bo rodzina przestała opłacać kwatery? Co jak co - ale takiego znaleziska się nie spodziewałam!
Długo potem sobie myślę o panu Antonim i jego dziwnej historii w ponad 40 lat po pogrzebie...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Tak… Bytom, niby moje miasto, a znów wychodzi, że nic o nim nie wiem.... I tak śmiesznie się czasem składa, że jego zaułki pokazuje mi - i to kto?? Koleżanka z Sosnowca! Gdyby nie ona - zapewne nigdy bym nie trafiła w to miejsce. Dzisiejszą ciekawostką jest bardzo a to bardzo nietypowy dom! Budynek na betonowych palach, “na kurzej stopce”, gdzie pod podłogami hula sobie wiatr… Dziś też pierwszy raz spotykam się z tym słowem. Że taki rodzaj mieszkań, urządzonych w dawnych zabudowaniach o funkcjach przemysłowych, nazywa się “loft”.
Bytomski loft mieści się na ulicy Kruszcowej. Przysposobiono go do mieszkania już kilkanaście lat temu. Jest to dawny budynek lampowni położony przy szybie Bolko. Mieszkanie jest jednopoziomowe i stoi na ośmiu żelbetowych słupach. Wchodzi się tam po zewnętrznych schodach, a pod domem jest ogród! Teren otacza metalowy, lekko dziurkowany płot, po którym się pną bluszcze.
Pobliski szyb miło się prezentuje w promieniach zachodzącego słońca.
Bytomski loft mieści się na ulicy Kruszcowej. Przysposobiono go do mieszkania już kilkanaście lat temu. Jest to dawny budynek lampowni położony przy szybie Bolko. Mieszkanie jest jednopoziomowe i stoi na ośmiu żelbetowych słupach. Wchodzi się tam po zewnętrznych schodach, a pod domem jest ogród! Teren otacza metalowy, lekko dziurkowany płot, po którym się pną bluszcze.
Pobliski szyb miło się prezentuje w promieniach zachodzącego słońca.
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Na tą rowerową wycieczkę wyruszam całkowicie bez planu. Początkowo jadę w stronę centrum, z zamiarem zwiedzania podwórek w rejonie ul. Katowickiej. Jednak już w połowie drogi wizja przebijania się praktycznie przez całe miasto, trochę mnie zniechęca. Dlatego przed Karbiem odbijam na lewo, wzdłuż nowej, ruchliwej szosy. Moja droga biegnie równolegle, jest szutrowa, pylista i jestem jej jedynym użytkownikiem. Tak blisko, a całkiem inny wymiar. Dwie drogi, dwa światy. Na stromych zjazdach wiatr rozwiewa włosy, a wzrok pada na dziwne bilbordy. Zawsze się zastanawiam kto takowe wiesza, w jakim celu i co nim kieruje. Czy jest to wyraz sympatii do religii czy właśnie wręcz przeciwnie? Bo jakoś to budzi niesmak... Tutaj mamy “Jezu ufam tobie”, a sto metrów wcześniej, na takim samym plakacie, była kiełbasa z Lidla za 6.99.
Zawijam nad Brandkę od strony zatopionego lasu.
Hmmm… I gdzie by tu dalej pojechać? Wspinam się na żużlowe skarpy (chyba dawnych hałd) nad rozlewiskiem. Dość długo kluczę różnymi większymi i mniejszymi ścieżkami wśród brzozowych zagajników. Jak to jest, że brzoza lubi hałdy? A ja lubię i hałdy i brzozy!
W końcu wyrzuca mnie w znanym miejscu. W tym rejonie wszystkie drogi prowadzą do “Wójcika”, czyli zajazdu “Pod Dębem”. Wszystko jest zamknięte na głucho. I drewniany domek, i nowsza knajpa. I zarosłe cudnym bluszczem Hotello!
Pobliska latarnia to już całkowicie przyrodnicze dzieło sztuki!
Dalej postanawiam pojechać wzdłuż toru wąskotorówki, ale nie w lewo jak zazwyczaj to robiłam - ale w prawo.
Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, bo spotykam kolejkę! I to nie zwyczajny kurs turystyczny, ale jakiś taki towarowo - remontowy? Lokomotywka ciągnie jeden wagon bagażowy, skrywający w swych wnętrzach różne ciekawe rzeczy np. żelazny piecyk z wystającym z dachu kominkiem. Drugi wagon jest odkrytą platformą, na którą ładują ścięte krzaki.
Kolejka porusza się, ale bardzo powoli. Co chwilę przystaje dla dalszego załadunku. Kręcący się przy niej ludzie również zachowują się nieśpiesznie i w całej sytuacji panuje atmosfera sielskiego pikniku.
Wąski tor wije się wśród drewnianych podkładów i zieloności lasu. Falistość torowiska (zwłaszcza widoczna na dużym zoomie) niezwykle dobrze komponuje się z drgającym powietrzem upalnego, lipcowego dnia.
A zaraz potem niespodziewanie wjeżdżam na osiedle. Nigdy tu jeszcze nie byłam! Chyba najspokojniejsza i najzaciszniej położona dzielnica w Bytomiu. Jako osoba wiele lat mieszkająca w Miechowicach, dokładnie wiem, ze las przy bloku to mega skarb. Ale Miechowice są nieporównywalnie bardziej rojne i gwarne! Osiedle to dodatkowo ma niezwykle intrygującą nazwę - Osiedle Awaryjne. Od razu ponosi mnie fantazja! Jaka to u licha tajemnicza awaria miała tu miejsce? A może to teren jest w “awaryjnym stanie” i może np. zapaść się pod ziemię (co w Bytomiu miało już swoje przypadki). Potem, kupę już czasu po powrocie, próbuję się popytać w internecie i takowe znaczenia znajduję:
- osiedle przeznaczone początkowo dla specjalistów likwidujących awarie na kopalniach, w razie takowej awarii ratownicy byli na miejscu.
- było budowane dla kadry kierowniczej kopalni. W przypadku potrzeby miało wokół siebie tereny zielone i mogło się "awaryjnie" rozrosnąć.
- bloki były budowane dla rodzin, których mieszkania uległy zniszczeniu przez szkody górnicze, mieli tam mieszkać czasowo, ale jakoś tak wyszło, że zostali na stałe.
Osiedle jest przemiłe, a przede wszystkim malutkie - bloków i kamienic jest kilka. Ponoć fajnie się tu mieszka właśnie ze względu na położenie na uboczu, spokój i bliski kontakt z przyrodą. Acz niektórzy narzekają na niedziałające latarnie czy brak sklepu w pobliżu.
A kiedyś mieli tu nawet basen! Jego ślady zarósł młody las. Jedynym namacalnym śladem tego akcentu z przeszłości jest mały budyneczek o nietypowym kształcie - dawna kasa biletowa. Ale tego wszystkiego dowiedziałam się dopiero po powrocie. Będąc TAM nie wiedziałam nic o basenowej przeszłości skarpy na brzegu osiedla. Obchodzę więc budyneczek cmokając i zastanawiając się - ki czort? Ni to garaż? (bo sporo takowych jest w pobliżu). Ni to budka piwna? (prawdopodobieństwo tego rozwiązania sugerowała obecność okienka/lady na jednej ze ścian.
Tu np. przedstawiciel gatunku garaży. Też już od lat nieużywany i przykuwający wzrok feerią rudości i łanami kołyszących się na wietrze pokrzyw.
Wyjeżdżając kawałek dalej doznaję szoku! Szeroka nowa szosa, z jeszcze szerszymi chodniko - ścieżkami rowerowymi. Rząd latarni, stojących prawie jedna przy drugiej, niknie na horyzoncie. Z takiego zacisznego miejsca nagle wpadam w sam środek ruchliwej i nowoczesnej okolicy! Czekaj…. Ale tutaj nie ma nikogo. Sunę wymalowaną ścieżką rowerową. Mijają mnie chyba 2 auta. Gdzieś w tle furkoczą jakieś maszyny - coś się tam buduje.
Jadę do końca drogi. Kończy się ona rondem. Takim donikąd. Można je objechać i zawrócić albo skręcić w takową, boczną drogę o nawierzchni szutrowo - ceglastej, która po chwili nurkuje w las.
W tle majaczą bloki kolejnych osiedli.
Widać stąd też nowy kościół wyglądający bardziej jak hala fabryczna niż obiekt sakralny.
Można się też wyłożyć na równiusim asfalcie, dzisiaj jednocześnie niesamowicie ciepłym, bo wygrzanym przez palące słońce. Fajnie tak poleżeć na rondzie, popatrzeć na płynące po niebie obłoki i nie być przez nikogo niepokojonym.
Miło jest, ale nie będe leżeć na rondzie cały dzień Poza tym ciągnie mnie w okolice kopalni, aby tam trochę powęszyć. Najpierw zjeżdżam w rejon zaraz przy rondzie. Coś tu stawiają. Stoi już szkielet i zwałowane pryzmy materiałów budowlanych. Turkocząca pod kołami betonowa płyta i ukryte w krzakach stróżówki, sugerują, że niegdyś już tutaj zaczynały się kopalniane tereny i jakieś zapewne już rozburzone zabudowania.
Obecnie po kopalni Powstańców Śląskich został tylko Szyb Kopernik.
Reszta zabudowań została rozebrana. Teren jest dość mocno ogrodzony i to nie tylko zwykłym płotem, za który można dogodnie zapuścić żurawia. Ogrodzenie jest z wysokiej blachy falistej, więc sporo czasu zajmuje mi budowanie piramid ze śmieci, aby być w stanie wystawić nad ogrodzenie rękę z aparatem albo szukanie dziur, szczelin czy osuniętej ziemi, by móc wpełznąć od spodu. W takich sytuacjach bardzo ubolewam z racji “niemania” drona, bo wtedy już żaden głupi płot by mnie nie zatrzymał!
Przy szybie wala się dużo żelastwa, więc raczej wygląda to jakby tą kopalnie rozbierali na części pierwsze niż prowadziłaby jeszcze jakieś wydobycie.
Pryzmy żwiru, pokruszonego asfaltu.
Taśmociągi i inne mielarki zdecydowanie są na chodzie. Cały czas turkoczą i rozsiewają wokół siebie pył.
Człowiek wpełza pod nadkruszony mur i co widzi? Drugi płot!
Boczna uliczka. Nieco upiorne miejsce. Jadący rower podnosi takie tumany drobniusiego i czarnego jak węgiel kurzu, że od razu to zalepia nos, oczy, już nie wspominając o rowerze. Pył jest gęsty, lepki i sporo czasu mi zajmuje, aby się potem jakoś z tego odczyścić. Wszystko tu pachnie jakby topioną smołą... Skrzypiące, martwe drzewa dodają wrażenia terenów niezbyt przyjaznych dla dłuższego bytowania.
A tu miałam bardzo dziwne skojarzenie. Patrząc na tą latarnię zobaczyłam but, z dziurą na przodzie, z której wystaje palec. Fioletowy, jakby dziecinny but i też na tle nieba, tak jakby ktoś leżał na plecach na trawie i wystawiał nogi do góry. Przedziwna migawka, która trwała chyba sekundę lub dwie. I nie wiem skąd się wzięła, skąd pojawiła i dokąd odleciała….
Spotkany później miejscowy koleś opowiadał mi, że od 2011 roku (od kiedy jest nowy właściciel kopalni) szyb znów działa i są prowadzone zjazdy na dół. Czy celem wydobywania czegoś czy raczej konserwacji lub demontażu - nie był mi już w stanie powiedzieć. Biorąc pod uwagę, że gość chciał mi też pokazać jakiś schron, którego nie było, to też nie wiem na ile był osobą godną zaufania, a jego opowieści prawdziwe.
Przy kopalni, już na terenie ogólnodostępnym, leżą zwałowane podkłady kolejowe i wagoniki. Jak to metal i drewno po długim czasie stają się do siebie podobne - i w kolorze, i w fakturze!
Ciekawe jaki jest plan odnośnie przyszłości tych wagoników. Czy trafią na złom czy skończą tak:
Chciałam przejechać rowerem tym chodniczkiem, acz napis mnie nieco zniechęcił
Jak to szybko na takie miejsca wkracza przyroda… Rury porastają pnączami, a ceglany budynek małymi drzewkami. Skubane! Jak one biedne rosną? Tak bez ziemi, bez wody, gdzieś w szczelinie muru…
Ten budynek jest wciąż używany, ale drzewka już się czają za kominem!
Zarastają też chodniki.
A i maszyny!
W łopacie panują chyba najlepsze warunki dla ziół - bo mokro i ziemi dużo!
Już oczyma wyobraźni widzę siebie wpełzającą tam na górę! Schodki, drabiny, wszystko jest! Gdyby tylko tak móc na chwilę stać się niewidzialną!
Sam czubeczek szybu.
Boczna, wyboista uliczka, gdzie asfalt przypomina mozaikę albo inne puzzle w różnych odcieniach szarości. Jest też kolorowa mozaika przy dawnym wejściu.
Tablica ogłoszeń? Przystanek autobusowy? Pomnik? Ciekawa i fikuśna betonowa budowla, o nieznanym pierwotnym przeznaczeniu.
Taki napis na niej wisi.
Stare tabliczki. Chyba tych wypadków w zakładach pracy musiało być sporo, bo tak wszędzie o nich wspominają…
Wejścia pod ziemię, chyba jakieś schrony. Niestety wszystkie pozamykane..
Kawałek dalej mijam chyba jakieś dawne warsztaty mechaniczne czy inne garaże. Oprócz tabliczki o silnikach są też na stróżówce megafony albo inne syreny?
Zawijam nad Brandkę od strony zatopionego lasu.
Hmmm… I gdzie by tu dalej pojechać? Wspinam się na żużlowe skarpy (chyba dawnych hałd) nad rozlewiskiem. Dość długo kluczę różnymi większymi i mniejszymi ścieżkami wśród brzozowych zagajników. Jak to jest, że brzoza lubi hałdy? A ja lubię i hałdy i brzozy!
W końcu wyrzuca mnie w znanym miejscu. W tym rejonie wszystkie drogi prowadzą do “Wójcika”, czyli zajazdu “Pod Dębem”. Wszystko jest zamknięte na głucho. I drewniany domek, i nowsza knajpa. I zarosłe cudnym bluszczem Hotello!
Pobliska latarnia to już całkowicie przyrodnicze dzieło sztuki!
Dalej postanawiam pojechać wzdłuż toru wąskotorówki, ale nie w lewo jak zazwyczaj to robiłam - ale w prawo.
Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, bo spotykam kolejkę! I to nie zwyczajny kurs turystyczny, ale jakiś taki towarowo - remontowy? Lokomotywka ciągnie jeden wagon bagażowy, skrywający w swych wnętrzach różne ciekawe rzeczy np. żelazny piecyk z wystającym z dachu kominkiem. Drugi wagon jest odkrytą platformą, na którą ładują ścięte krzaki.
Kolejka porusza się, ale bardzo powoli. Co chwilę przystaje dla dalszego załadunku. Kręcący się przy niej ludzie również zachowują się nieśpiesznie i w całej sytuacji panuje atmosfera sielskiego pikniku.
Wąski tor wije się wśród drewnianych podkładów i zieloności lasu. Falistość torowiska (zwłaszcza widoczna na dużym zoomie) niezwykle dobrze komponuje się z drgającym powietrzem upalnego, lipcowego dnia.
A zaraz potem niespodziewanie wjeżdżam na osiedle. Nigdy tu jeszcze nie byłam! Chyba najspokojniejsza i najzaciszniej położona dzielnica w Bytomiu. Jako osoba wiele lat mieszkająca w Miechowicach, dokładnie wiem, ze las przy bloku to mega skarb. Ale Miechowice są nieporównywalnie bardziej rojne i gwarne! Osiedle to dodatkowo ma niezwykle intrygującą nazwę - Osiedle Awaryjne. Od razu ponosi mnie fantazja! Jaka to u licha tajemnicza awaria miała tu miejsce? A może to teren jest w “awaryjnym stanie” i może np. zapaść się pod ziemię (co w Bytomiu miało już swoje przypadki). Potem, kupę już czasu po powrocie, próbuję się popytać w internecie i takowe znaczenia znajduję:
- osiedle przeznaczone początkowo dla specjalistów likwidujących awarie na kopalniach, w razie takowej awarii ratownicy byli na miejscu.
- było budowane dla kadry kierowniczej kopalni. W przypadku potrzeby miało wokół siebie tereny zielone i mogło się "awaryjnie" rozrosnąć.
- bloki były budowane dla rodzin, których mieszkania uległy zniszczeniu przez szkody górnicze, mieli tam mieszkać czasowo, ale jakoś tak wyszło, że zostali na stałe.
Osiedle jest przemiłe, a przede wszystkim malutkie - bloków i kamienic jest kilka. Ponoć fajnie się tu mieszka właśnie ze względu na położenie na uboczu, spokój i bliski kontakt z przyrodą. Acz niektórzy narzekają na niedziałające latarnie czy brak sklepu w pobliżu.
A kiedyś mieli tu nawet basen! Jego ślady zarósł młody las. Jedynym namacalnym śladem tego akcentu z przeszłości jest mały budyneczek o nietypowym kształcie - dawna kasa biletowa. Ale tego wszystkiego dowiedziałam się dopiero po powrocie. Będąc TAM nie wiedziałam nic o basenowej przeszłości skarpy na brzegu osiedla. Obchodzę więc budyneczek cmokając i zastanawiając się - ki czort? Ni to garaż? (bo sporo takowych jest w pobliżu). Ni to budka piwna? (prawdopodobieństwo tego rozwiązania sugerowała obecność okienka/lady na jednej ze ścian.
Tu np. przedstawiciel gatunku garaży. Też już od lat nieużywany i przykuwający wzrok feerią rudości i łanami kołyszących się na wietrze pokrzyw.
Wyjeżdżając kawałek dalej doznaję szoku! Szeroka nowa szosa, z jeszcze szerszymi chodniko - ścieżkami rowerowymi. Rząd latarni, stojących prawie jedna przy drugiej, niknie na horyzoncie. Z takiego zacisznego miejsca nagle wpadam w sam środek ruchliwej i nowoczesnej okolicy! Czekaj…. Ale tutaj nie ma nikogo. Sunę wymalowaną ścieżką rowerową. Mijają mnie chyba 2 auta. Gdzieś w tle furkoczą jakieś maszyny - coś się tam buduje.
Jadę do końca drogi. Kończy się ona rondem. Takim donikąd. Można je objechać i zawrócić albo skręcić w takową, boczną drogę o nawierzchni szutrowo - ceglastej, która po chwili nurkuje w las.
W tle majaczą bloki kolejnych osiedli.
Widać stąd też nowy kościół wyglądający bardziej jak hala fabryczna niż obiekt sakralny.
Można się też wyłożyć na równiusim asfalcie, dzisiaj jednocześnie niesamowicie ciepłym, bo wygrzanym przez palące słońce. Fajnie tak poleżeć na rondzie, popatrzeć na płynące po niebie obłoki i nie być przez nikogo niepokojonym.
Miło jest, ale nie będe leżeć na rondzie cały dzień Poza tym ciągnie mnie w okolice kopalni, aby tam trochę powęszyć. Najpierw zjeżdżam w rejon zaraz przy rondzie. Coś tu stawiają. Stoi już szkielet i zwałowane pryzmy materiałów budowlanych. Turkocząca pod kołami betonowa płyta i ukryte w krzakach stróżówki, sugerują, że niegdyś już tutaj zaczynały się kopalniane tereny i jakieś zapewne już rozburzone zabudowania.
Obecnie po kopalni Powstańców Śląskich został tylko Szyb Kopernik.
Reszta zabudowań została rozebrana. Teren jest dość mocno ogrodzony i to nie tylko zwykłym płotem, za który można dogodnie zapuścić żurawia. Ogrodzenie jest z wysokiej blachy falistej, więc sporo czasu zajmuje mi budowanie piramid ze śmieci, aby być w stanie wystawić nad ogrodzenie rękę z aparatem albo szukanie dziur, szczelin czy osuniętej ziemi, by móc wpełznąć od spodu. W takich sytuacjach bardzo ubolewam z racji “niemania” drona, bo wtedy już żaden głupi płot by mnie nie zatrzymał!
Przy szybie wala się dużo żelastwa, więc raczej wygląda to jakby tą kopalnie rozbierali na części pierwsze niż prowadziłaby jeszcze jakieś wydobycie.
Pryzmy żwiru, pokruszonego asfaltu.
Taśmociągi i inne mielarki zdecydowanie są na chodzie. Cały czas turkoczą i rozsiewają wokół siebie pył.
Człowiek wpełza pod nadkruszony mur i co widzi? Drugi płot!
Boczna uliczka. Nieco upiorne miejsce. Jadący rower podnosi takie tumany drobniusiego i czarnego jak węgiel kurzu, że od razu to zalepia nos, oczy, już nie wspominając o rowerze. Pył jest gęsty, lepki i sporo czasu mi zajmuje, aby się potem jakoś z tego odczyścić. Wszystko tu pachnie jakby topioną smołą... Skrzypiące, martwe drzewa dodają wrażenia terenów niezbyt przyjaznych dla dłuższego bytowania.
A tu miałam bardzo dziwne skojarzenie. Patrząc na tą latarnię zobaczyłam but, z dziurą na przodzie, z której wystaje palec. Fioletowy, jakby dziecinny but i też na tle nieba, tak jakby ktoś leżał na plecach na trawie i wystawiał nogi do góry. Przedziwna migawka, która trwała chyba sekundę lub dwie. I nie wiem skąd się wzięła, skąd pojawiła i dokąd odleciała….
Spotkany później miejscowy koleś opowiadał mi, że od 2011 roku (od kiedy jest nowy właściciel kopalni) szyb znów działa i są prowadzone zjazdy na dół. Czy celem wydobywania czegoś czy raczej konserwacji lub demontażu - nie był mi już w stanie powiedzieć. Biorąc pod uwagę, że gość chciał mi też pokazać jakiś schron, którego nie było, to też nie wiem na ile był osobą godną zaufania, a jego opowieści prawdziwe.
Przy kopalni, już na terenie ogólnodostępnym, leżą zwałowane podkłady kolejowe i wagoniki. Jak to metal i drewno po długim czasie stają się do siebie podobne - i w kolorze, i w fakturze!
Ciekawe jaki jest plan odnośnie przyszłości tych wagoników. Czy trafią na złom czy skończą tak:
Chciałam przejechać rowerem tym chodniczkiem, acz napis mnie nieco zniechęcił
Jak to szybko na takie miejsca wkracza przyroda… Rury porastają pnączami, a ceglany budynek małymi drzewkami. Skubane! Jak one biedne rosną? Tak bez ziemi, bez wody, gdzieś w szczelinie muru…
Ten budynek jest wciąż używany, ale drzewka już się czają za kominem!
Zarastają też chodniki.
A i maszyny!
W łopacie panują chyba najlepsze warunki dla ziół - bo mokro i ziemi dużo!
Już oczyma wyobraźni widzę siebie wpełzającą tam na górę! Schodki, drabiny, wszystko jest! Gdyby tylko tak móc na chwilę stać się niewidzialną!
Sam czubeczek szybu.
Boczna, wyboista uliczka, gdzie asfalt przypomina mozaikę albo inne puzzle w różnych odcieniach szarości. Jest też kolorowa mozaika przy dawnym wejściu.
Tablica ogłoszeń? Przystanek autobusowy? Pomnik? Ciekawa i fikuśna betonowa budowla, o nieznanym pierwotnym przeznaczeniu.
Taki napis na niej wisi.
Stare tabliczki. Chyba tych wypadków w zakładach pracy musiało być sporo, bo tak wszędzie o nich wspominają…
Wejścia pod ziemię, chyba jakieś schrony. Niestety wszystkie pozamykane..
Kawałek dalej mijam chyba jakieś dawne warsztaty mechaniczne czy inne garaże. Oprócz tabliczki o silnikach są też na stróżówce megafony albo inne syreny?
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Powłóczywszy się po Osiedlu Awaryjnym i przy szybie Kopernik, jadę też w okolice stacji kolejowej Bytom Północny.
Przy torach wije się fajna, zarośnięta droga. Dalej widać całkiem solidne ruiny, wyraźnie o rodowodzie poprzemysłowym.
Mijam też miłe mostki, przepusty.
Zawijam też na osiedle szukając sklepu, bo skończyło mi się picie. Wpadają mi tu w oczy dwa budynki: kwiaciarnia z luksferami i bar piwny - szkoda, że już nieczynny
Odwiedzam też opuszczony wiadukcik przecinający drogę zwaną Dąbrowa Miejska, zaraz obok drugiego wiaduktu, którym przebiega czynna linia kolejowa. Teraz już na oko ciężko rozszyfrować czy była to droga czy druga nitka kolei… Wiadukt gęsto porasta trawa. Skądinąd ciekawe miejsce na rozbicie namiotu (tam na górze!) Chyba mało kto tu zagląda, bo raczej nie ma po co.
A potem skręcam w ulicę, która nie wiem jak się nazywa. Na mapie nie ma opisanej nazwy. Odbija w miejscu, gdzie jest skrzyżowanie Dąbrowy Miejskiej z ul. Celną. Pokrywa ją trylinka i stoi tu samotny blok. Dziwne, że taki jeden, w zupełnym odosobnieniu. Zawsze wydawało mi się, że bloki stawiano stadami.
Dalej trylinkowa droga mija jakiś poprzemysłowy budynek. Nie można zajrzeć do środka bo jest zabity na głucho.
W 2013 roku chyba jeszcze do czegoś był używany, miał szyby w oknach i kolesi wyglądających na ochronę. Zdjęcie ze “Street View”.
Tego czegoś z fajnymi kręconymi schodkami już nie ma…
Kawałek dalej stoi jeszcze takowy szkieletor.
Za szkieletorem rozciągają się juz tylko asfaltowe place, gęsto porosłe roślinnością. Widać, że to tereny, gdzie coś stało, ale zostało już dawno wyburzone.
Mam tutaj dziwne spotkanie. Krążę sobie rowerkiem tu i tam. Dojeżdżam aż do Strzelców Bytomskich i nie znalazłszy niczego - wracam. I zauważam idące placem samotne dziecko. Takie na oko 5 lat. Idzie nieśpiesznie tymi placami i się rozgląda. Zupełnie samo. Zabłądziło? Podjeżdżam, aby zapytać czy wszystko w porządku i czy się nie zgubiło, a dzieciątko na mój widok daje drapaka w krzaki. W momencie gdy jego postać znika w zaroślach - z owych krzaków wyskakuje wilczur i rzuca się na mnie z charkotem szczerząc zęby. Niesamowite zjawisko! Wygląda to zupełnie jakby to dziecko zmieniło się w tego psa! Niewiele myśląc osiągam na rowerze chyba prędkość światła. Nawet nie wiem kiedy mijam szkielet i zabity dyktą budynek... Zatrzymuje się dopiero przy samotnym bloku niedaleko skrzyżowania. Psa nie ma. Dziecka też nie. Grupka żulików siedzących na krawężniku pyta mnie co się stało, bo widzieli mój szaleńczy pęd i blady, spocony pysk…. Najpierw muszę się wysapać. Jak już udaje się odzyskać normalny oddech, to im opowiadam. Patrzą na mnie jakby chcieli powiedzieć: “Ta to wypiła dzisiaj więcej niż my razem wzięci…”
A w ogóle to ja przyjechałam w te rejony szukać wspomnień sprzed 20 lat. Właśnie gdzieś tu, naprzeciwko M1 byłam z miechowickimi harcerzami jesienią 2001. Wchodziliśmy na komin i zjeżdżaliśmy na linach z betonowych szkieletów budynków. Chciałam dzisiaj znaleźć to miejsce i zobaczyć co z niego zostało. A chyba nie zostało za wiele. Bo wychodzi, że to było gdzieś w rejonie tych placów z dziecko-psem. Chyba już wszystko zburzyli, zmielili i pozostało tylko na starych zdjęciach i we wspomnieniach tego ciepłego jesiennego popołudnia
Jedynie się zastanawiam czy mijany szkieletor (ten od skupu palet) nie jest tym budynkiem z poniższego zdjęcia? Zdjęcie zrobione z komina. Co by potwierdzało, że zostały tylko place...
Wracając z wojaży zawijam jeszcze na ulicę Owocową. Stoi przy niej chyba tylko jeden, drewniany domek. Niegdyś w środku lasu - teraz przyklejony do samej autostrady, rozjazdów i ekranów...
Z tego co kojarzę, to w bytomskich lasach były trzy osady takich domków - na Chłopskiej, leśniczówka niedaleko knajpy “Pod Dębem”, no i ta Owocowa. O pozostałych pisałam już kiedyś w RELACJI: ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html )
Domek na Owocowej na pierwszy rzut oka wydaje mi się opuszczony. Ogród porastają wysokie zioła.
Podchodzę do płotu.. Stoją nowe śmietniki… Chyba jednak zamieszkany? Chwilę później widzę jak z domu wychodzi jakiś koleś. W jednej ręce niesie dwa kubeczki (chyba z kawą) a w drugiej talerzyk pełen ciasteczek. Mija mnie z obojętną miną, nie odpowiada na “dzień dobry” i wbija na przełaj w las...
Wracam drogą przytykającą do autostrady. Dziwne takie uczucie - słyszysz wizg aut, popierdzielasz nowiusim asfaltem a wokół nikogusieńko…
Przepust. Bardzo mnie ciekawi czym grozi? Jakim wypadkiem? Że się autostrada zawali na głowę? Czy że można się potknąć i nogę skręcić?
Przy torach wije się fajna, zarośnięta droga. Dalej widać całkiem solidne ruiny, wyraźnie o rodowodzie poprzemysłowym.
Mijam też miłe mostki, przepusty.
Zawijam też na osiedle szukając sklepu, bo skończyło mi się picie. Wpadają mi tu w oczy dwa budynki: kwiaciarnia z luksferami i bar piwny - szkoda, że już nieczynny
Odwiedzam też opuszczony wiadukcik przecinający drogę zwaną Dąbrowa Miejska, zaraz obok drugiego wiaduktu, którym przebiega czynna linia kolejowa. Teraz już na oko ciężko rozszyfrować czy była to droga czy druga nitka kolei… Wiadukt gęsto porasta trawa. Skądinąd ciekawe miejsce na rozbicie namiotu (tam na górze!) Chyba mało kto tu zagląda, bo raczej nie ma po co.
A potem skręcam w ulicę, która nie wiem jak się nazywa. Na mapie nie ma opisanej nazwy. Odbija w miejscu, gdzie jest skrzyżowanie Dąbrowy Miejskiej z ul. Celną. Pokrywa ją trylinka i stoi tu samotny blok. Dziwne, że taki jeden, w zupełnym odosobnieniu. Zawsze wydawało mi się, że bloki stawiano stadami.
Dalej trylinkowa droga mija jakiś poprzemysłowy budynek. Nie można zajrzeć do środka bo jest zabity na głucho.
W 2013 roku chyba jeszcze do czegoś był używany, miał szyby w oknach i kolesi wyglądających na ochronę. Zdjęcie ze “Street View”.
Tego czegoś z fajnymi kręconymi schodkami już nie ma…
Kawałek dalej stoi jeszcze takowy szkieletor.
Za szkieletorem rozciągają się juz tylko asfaltowe place, gęsto porosłe roślinnością. Widać, że to tereny, gdzie coś stało, ale zostało już dawno wyburzone.
Mam tutaj dziwne spotkanie. Krążę sobie rowerkiem tu i tam. Dojeżdżam aż do Strzelców Bytomskich i nie znalazłszy niczego - wracam. I zauważam idące placem samotne dziecko. Takie na oko 5 lat. Idzie nieśpiesznie tymi placami i się rozgląda. Zupełnie samo. Zabłądziło? Podjeżdżam, aby zapytać czy wszystko w porządku i czy się nie zgubiło, a dzieciątko na mój widok daje drapaka w krzaki. W momencie gdy jego postać znika w zaroślach - z owych krzaków wyskakuje wilczur i rzuca się na mnie z charkotem szczerząc zęby. Niesamowite zjawisko! Wygląda to zupełnie jakby to dziecko zmieniło się w tego psa! Niewiele myśląc osiągam na rowerze chyba prędkość światła. Nawet nie wiem kiedy mijam szkielet i zabity dyktą budynek... Zatrzymuje się dopiero przy samotnym bloku niedaleko skrzyżowania. Psa nie ma. Dziecka też nie. Grupka żulików siedzących na krawężniku pyta mnie co się stało, bo widzieli mój szaleńczy pęd i blady, spocony pysk…. Najpierw muszę się wysapać. Jak już udaje się odzyskać normalny oddech, to im opowiadam. Patrzą na mnie jakby chcieli powiedzieć: “Ta to wypiła dzisiaj więcej niż my razem wzięci…”
A w ogóle to ja przyjechałam w te rejony szukać wspomnień sprzed 20 lat. Właśnie gdzieś tu, naprzeciwko M1 byłam z miechowickimi harcerzami jesienią 2001. Wchodziliśmy na komin i zjeżdżaliśmy na linach z betonowych szkieletów budynków. Chciałam dzisiaj znaleźć to miejsce i zobaczyć co z niego zostało. A chyba nie zostało za wiele. Bo wychodzi, że to było gdzieś w rejonie tych placów z dziecko-psem. Chyba już wszystko zburzyli, zmielili i pozostało tylko na starych zdjęciach i we wspomnieniach tego ciepłego jesiennego popołudnia
Jedynie się zastanawiam czy mijany szkieletor (ten od skupu palet) nie jest tym budynkiem z poniższego zdjęcia? Zdjęcie zrobione z komina. Co by potwierdzało, że zostały tylko place...
Wracając z wojaży zawijam jeszcze na ulicę Owocową. Stoi przy niej chyba tylko jeden, drewniany domek. Niegdyś w środku lasu - teraz przyklejony do samej autostrady, rozjazdów i ekranów...
Z tego co kojarzę, to w bytomskich lasach były trzy osady takich domków - na Chłopskiej, leśniczówka niedaleko knajpy “Pod Dębem”, no i ta Owocowa. O pozostałych pisałam już kiedyś w RELACJI: ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html )
Domek na Owocowej na pierwszy rzut oka wydaje mi się opuszczony. Ogród porastają wysokie zioła.
Podchodzę do płotu.. Stoją nowe śmietniki… Chyba jednak zamieszkany? Chwilę później widzę jak z domu wychodzi jakiś koleś. W jednej ręce niesie dwa kubeczki (chyba z kawą) a w drugiej talerzyk pełen ciasteczek. Mija mnie z obojętną miną, nie odpowiada na “dzień dobry” i wbija na przełaj w las...
Wracam drogą przytykającą do autostrady. Dziwne takie uczucie - słyszysz wizg aut, popierdzielasz nowiusim asfaltem a wokół nikogusieńko…
Przepust. Bardzo mnie ciekawi czym grozi? Jakim wypadkiem? Że się autostrada zawali na głowę? Czy że można się potknąć i nogę skręcić?
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Zaułkami Bytomia
Na tą wycieczkę wybieram się z koleżanką. Wypady z Karoliną charakteryzują się tym, że mają tempo zwiedzania chyba dziesięciokrotnie wyższe, niż gdy włóczę się gdziekolwiek samodzielnie. Powoduje to więc efekt, że po jakiejś godzinie czy dwóch zaczynają mi się "palić styki", rejestrowanie otaczającego mnie świata przechodzi w jakiś tryb awaryjny, a wspomnienia zmieniają się w mocno wymieszaną kolorową pulpę Po powrocie do domu zazwyczaj mam totalny kołowrót w głowie, wszystko faluje, a przed oczami przesypuje się kalejdoskop obrazów. Gdy położę się spać to nawiedzają mnie sny iście artystyczno - psychodeliczne! Tak, tak... Uwielbiam wycieczki z Karoliną, bo nadają one moim wędrówkom zupełnie inny wymiar! Acz istnieje potem spory problem, gdy chcę przelać wspomnienia do relacji - bo natrafiam na rozsypane jakby puzzle z tysięcy elementów, których za nic nie potrafie logicznie poskładać do kupy.
Taka więc będzie i ta relacja - zakręcona, chaotyczna, niespójna i być może totalnie myląca miejsca, w których byłam. Jeśli zatem jakieś obrazy są niezgodne z opisem - z góry przepraszam! Takie były realia!
Sporą część wycieczki spędzamy w okolicach ulicy Brzezińskiej, gdzie już miałam kilka podejść do zwiedzania ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... inska.html ), ale zawsze coś pokrzyżowało plany i odkładało je na później. Dziś właśnie nadszedł ten dzień, by tej ulicy przyjrzeć się dłużej i dokładniej!
Rozpoczynamy od remiz strażackich, gdzie młodzież współtworzy przyszłość miasta i jest dobrze od początku Obecnie teren pełni funkcję chyba składu złomu, ale też takiego z gatunku nieco zapomnianych.
W okolicach można natrafić na ślady bytności pojazdu szynowego. Na początku skojarzyło mi się z tramwajem... Acz nigdy nie miałam okazji przyjechać w ten rejon na takowym transporcie. Nie wiem więc jaka linia tu jeździła i kiedy została ona zlikwidowana.
A może to nie tramwaj był? Niedaleko znów napotykamy kawałki pofragmentowanego torowiska, ale wbijające w bramę Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Nie udało mi się niestety póki co pozwiedzać tego miejsca. Kilka osób sugerowało różne sposoby, ale zawsze one okazywały się "już nieaktualne".
Obchodzimy zabudowania z czerwonej cegły - wspomniane wyżej zakłady. Pozamykane, można jedynie kuknąć przez płot (albo pod nim
Z wyglądu przypominają mi one jakieś forty! Ale o “Twierdzy Bytom” póki co nie słyszałam!
Mieli tu kapliczkę, mural z flagą (nie widać już czy były jakieś napisy), cegły z Gliwic i potencjalnie bezpieczne manewry.
Rzut oka na Brzezińską… Droga pnie się w górę. Jesienne liście szeleszczą na wietrze, a te opadłe chrupią pod nogami. I jakiś taki spokój, cisza, jakby zawieszenie w niebycie… Czasem są takie miejsca, gdzie ma się wrażenie, że czas nie płynie. A przynajmniej nie płynie normalnie, tylko wiruje po jakimś okręgu. Jak te mini wiry porywające zeschłe liście na chodniku przy podmuchach wiatru...
Dach zawalony, ale okna to musieli pomurować aż po trzecie piętro… Coby jaki batman przypadkiem nie osiedlił się ani nie pozwiedzał…
Jakiś chyba ważny parking, że do niego tak naprowadzają!
Zaglądamy do losowo wybranych bram. Tu ktoś wpadł w szał malowania, ale zapał go nagle opuścił.
Taki napis to wręcz jak zaproszenie!
Pustostan jest rzeczywiście jak nazwa wskazuje - prawie zupełnie pusty. Tylko koszyk ktoś skitrał.
Czasem ze ściennych opisów można się dowiedzieć conieco o mieszkańcach i ich najskrytszych upodobaniach.
Tu poręcze zostały wzmocnione domorosłą, ale skuteczną metodą.
Widać, że te drzwi były nieraz otwierane w sposób nie do końca konwencjonalny.
Prosty sposób renowacji drzwi (być może miały podobną przeszłość jak te powżej?)
Te jeszcze przed renowacją - w formie przewiewnej.
A te drzwi to już całkowicie wymykają się ogarnięciu umysłem! Jaka historia jest wpisana w ich strukturę - to już tylko one same wiedzą!
Zawijamy też pod zabawkową kamienicę. W piaskownicy piasku już wprawdzie nie ma, ale jest za to sporo innych gadżetów przyciągających zapewne dziecięcą uwagę (jak widać po zdjęciach tych nieco starszych też
Chodniczek, plac zabaw, kamerliki. I wszystko z lekka muśnięte atmosferą zapomnienia.
Nie wiem czy tylko moje odczucie jest takie, ale ta panda wygląda na bardzo zadowoloną z siebie.
Tak jakby siadła w cieniu, po sutym i mocno zakrapianym posiłku i rzekła: “No! A teraz sobie odpocznę i poobserwuje co się tu odwala na dzielnicy!”
Kaktusiki wygrzewają do słońca swe igiełki.
Jakaś szeroko zakrojona akcja wymiany okien tu była?
Ludzie chyba jednak mają za dużo pustaków. Choćby najmniejsza, najbardziej niepozorna dziurka - od razu trzeba zamurować!
A to jest miejsce przedziwne! We wnękę w murze jest wmurowana… szafa??
Podwórko przechodzi w brukowaną drogę…
… która zaprowadza do jakiś opuszczonych warsztatów.
Na innym podwórku zwraca uwagę zagospodarowanie biesiadne. Jest ceglany grill.
I kącik wypoczynkowy, wyposażony w miękkie fotele i kanapy.
Gdzie indziej inny aspekt życia człowieka wysuwa się na pierwszy plan…
Kamerliki zawsze cieszą oko! Nawet takie z lekka wybebeszone...
Kolejne podwóreczko to Bytomska Riwiera! Baseny, namioty, palmy i egzotyczne zwierzęta.
Zebra urzekła mnie najbardziej! Opona oponą - to częsty patent! Ale ta szyja z rury! Rewelacja!
Dobra żaba nie jest zła!
Cegła w wersji moro!
I w wersji lakierowanej!
Ceglane moro wzbogacone sztucznym kwiatem, nieśmiało wyglądającym przez parterowe okna. Co ciekawe - coś obgryzło zewnętrzne parapety. A zazwyczaj ta część elewacji trzyma się nadpodziw dobrze, nawet w domach zupełnie opuszczonych.
Nieoczywiste okienka… Jakieś takie jakby niepasujące… Jakby za małe? Jakby nie z tej strony, gdzie by się ich człowiek spodziewał?
Zelektryfikowane garaże i zagraniczni goście.
Brzezińska to oczywiście też kupa starych napisów. Chyba to najbogatsza w tego typu atrakcję ulica w Bytomiu. Część z nich już kiedyś fociłam, ale nie zaszkodzi zrobić powtórki. Teraz nie ma tu ani jednego sklepiku. Ni mleka, ni sera, ni cygareta nie uświadczysz. No chyba, że jakiś ziomal poczęstuje!
Tu już kiedyś byłam. Ba! Trafiłam tu we właściwym momencie, gdy czasoprzestrzeń była sprzyjająca. Akurat wtedy, gdy jakaś dobra dusza rozkuła wejście i miałam okazję zobaczyć to miejsce również od środka. No ale potem zaś ktoś miał za dużo pustaków, zaprawy i wolnego czasu… Oczywiście krzaczkom też się oberwało...
Tego dnia...
Kilka miesięcy wcześniej...
A ten napis jest zdecydowanie nowszy, ale taki prawdziwy!
W różnych innych miejscach Bytomia też dziś wpadamy na wyłażące spod oblazłych tynków stare napisy. Te przedwojenne zazwyczaj trzymają się najlepiej.
Są i takie nieco nowsze, po polsku, ale utrzymane w podobnej, oblazłej konwencji.
To już chyba nie Brzezińska? Ale gdzieś blisko...
Zaglądamy do jakiegoś opuszczonego już mieszkania. Jak widać na załączonym obrazku kable są cenniejsze od foteli
A to już ul. Witczaka z kamienicą z klinkierową cegiełką.
A potem już dokładnie nie wiem jak szłyśmy. Jakoś w stronę rynku? Przebieg trasy całkowicie wymazał mi się z pamięci. Po drodze zapuszczaliśmy oczywisćie żurawia w ciemne otchłanie bram, o zapachu zbutwiałego drewna, starego, rzeźbionego metalu i smakowitej zupy ogórkowej.
Jedno z odwiedzonych podwórek, gdzie balkony chyba miały w planach odpadać (albo przynajmniej ktoś je o takowy zamiar podejrzewał) bo wsparto je drewnianymi palami.
Zwraca uwagę ciekawy, zabudowany balkonik. Z mocno niekompletnymi schodkami i drabiną znikąd donikąd…
Zaciekawił mnie też ten duży balkon. Czy powstał razem z kamienicą czy może został dobudowany później, bo któryś z mieszkańców miał fantazję?
Kamienica przy ul. Webera. Z przodu wygląda zupełnie normalnie…
A z boku to już nie… Wchodząc do pokoju trzeba wciągać brzuch
Fajny ten taras u góry! Nawet chwilę zastanawiamy się czy nie popróbować się tam jakoś dostać!
Ślepy tor…
Dwa widoczki różnych zaułków - już kompletnie nie pamiętam gdzie…
Zawinęłyśmy też na PKP. Dworzec jak dworzec, peron jak peron - przecież nieraz się tu bywało!
Ale dopiero Karolina zasugerowała podniesienie głowy. Ten wgięty element to ponoć ślad ostrzału jeszcze z czasów wojny. Solidnie coś musiało pierdyknąć.
Supersam jeszcze z napisami. Miesiąc temu odkryłam, że już ich nie ma.. Ukradli? Wywieźli na złom??
Na obrzeżach parku zerkamy na schrony. Wejść by się dało, ale mam obawy, że mogę nie wyjść o własnych siłach, więc jednak odpuszczam… Trochę za wysoko…
Rzeźba udaje, że na nas nie patrzy…
U styku ulic Wrocławskiej i Obrońców Warszawy mijamy krzyż - taki jak to zazwyczaj stoją na rozdrożach. Tutaj krzyż prawie opiera się o kamienicę i przytula do rynny. Mijałam to miejsce dziesiątki, jak nie setki razy. I dopiero dziś dowiedziałam się jego historii. Że nazywany jest "Wieszadłem" i upamiętnia miejsce dawnej, miejskiej szubienicy, gdzie kończyli swe życie lokalni rozbójnicy (tzn. ci nierozważni i pechowi, których udało się schwytać
Gdzieś w okolicach Wrocławskiej zaglądamy do różnych bram. Ot takie ciekawe kafle, podłogowe płytki i mozaiki…
Podwóreczko - studnia. Z niesamowitą akustyką i ogromną ilością gołębi. Donośne “gruu grrruuu” aż dudniło w tym miejscu. I chyba miejsce dosyć wilgotne, bo wszystkie pęknięcia tynku ozieleniałe od mchów.
Tak powinny wyglądać wszystkie elewacje kamienic!
Kable próbują naśladować przyrodniczych pobratymców i podobnie piąć się po murach! Jeszcze im daleko do ideału, ale widać, że się starają!
W dolną część jednej z kamienic jest wmurowana płyta, zwana "Trupi Kamień" ( http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic.php?t=891 ) Niestety (a może na szczęście?) nie jesteśmy w tym miejscu w okolicach północy. Bo wtedy ponoć tu straszy - pojawia się "duch w postaci małego, szarego człowieka o odrażającym wyglądzie".
Podwórko z chodnikiem z solidnych płyt.
I takie, gdzie podobne płyty wybrały jednak entropię.
Ciekawe kominy, sądząc po obecności drabinki mogące pełnić funkcję punktów widokowych…
Otoczenie wysokich ścian, takich zupełnie bez okien, ma w sobie coś przerażającego. Czy te kilka jaśniejszych plam sugeruje, że jakieś okna tutaj kiedyś były?
Ciąg bram… Z tunelu w tunel...
Jedna kamienica za mało jadła i nie urosła…
Różne pojazdy bądź ich fragmenty. W kompozycji z rurami.
Kamienica na pierwszy rzut oka jakby opuszczona. Acz może parkujące obok auto sugeruje coś innego?
A na sam koniec mamy okazję odwiedzić fajny sklepik. Chyba po raz pierwszy napotkany w Bytomiu sklep z pamiątkami. Można kupić koszulki z dymiącymi kominami, sylwetką elektrowni albo tramwajkiem z Piekarskiej. Jak ktoś lubi klimaty Górnego Śląska - to rewelacyjna sprawa! Mało jest takich miejsc i takiego zaopatrzenia!
Wszystkie koszulki wiszą na zabytkowych wieszakach!
Sa też szaliki, proporczyki, magnesiki. I bardzo sympatyczna obsługa, z którą ocinamy sobie dłuższą pogawędkę. Sklepik nazywa się Lokalny Patriota ( https://www.lokalnypatriota.pl/ ) i jakby ktoś szukał to mieści się na ulicy Józefczaka 37, ale kupować można też wysyłkowo.
I to wszystko wyżej opisane - zajęło jedno popołudnie... Nie wiem ile dokładnie... 3 godziny? Może 4 albo 5? MAGIA!!!! Pisząc tą relację sama nie mogłam w to uwierzyć! Bo wrażeń, odczuć, wspomnień jak z tygodnia Czas widać nieraz jest czymś z gumy. Można upchać kilkukrotnie większą objętość niż by się w najśmielszych snach oczekiwało, że się zmieści. Wiele razy się zastanawiałam - jak by to było, jakby cały czas żyć na takich obrotach? Non stop. Czy wreszcie by się wszystko zdążyło, nie miało poczucia, że życie przecieka między palcami, a moc wrażeń satysfakcjonowała duszę? Czy raczej bym zdechła po tygodniu... Ot takie myśli wirują mi w głowie, gdy po udanej wycieczce autobus linii 623 wiezie mnie do domu. Nie znam póki co odpowiedzi na owo nurtujace mnie podówczas pytanie - i chyba nie chce jej poznać...
Taka więc będzie i ta relacja - zakręcona, chaotyczna, niespójna i być może totalnie myląca miejsca, w których byłam. Jeśli zatem jakieś obrazy są niezgodne z opisem - z góry przepraszam! Takie były realia!
Sporą część wycieczki spędzamy w okolicach ulicy Brzezińskiej, gdzie już miałam kilka podejść do zwiedzania ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... inska.html ), ale zawsze coś pokrzyżowało plany i odkładało je na później. Dziś właśnie nadszedł ten dzień, by tej ulicy przyjrzeć się dłużej i dokładniej!
Rozpoczynamy od remiz strażackich, gdzie młodzież współtworzy przyszłość miasta i jest dobrze od początku Obecnie teren pełni funkcję chyba składu złomu, ale też takiego z gatunku nieco zapomnianych.
W okolicach można natrafić na ślady bytności pojazdu szynowego. Na początku skojarzyło mi się z tramwajem... Acz nigdy nie miałam okazji przyjechać w ten rejon na takowym transporcie. Nie wiem więc jaka linia tu jeździła i kiedy została ona zlikwidowana.
A może to nie tramwaj był? Niedaleko znów napotykamy kawałki pofragmentowanego torowiska, ale wbijające w bramę Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Nie udało mi się niestety póki co pozwiedzać tego miejsca. Kilka osób sugerowało różne sposoby, ale zawsze one okazywały się "już nieaktualne".
Obchodzimy zabudowania z czerwonej cegły - wspomniane wyżej zakłady. Pozamykane, można jedynie kuknąć przez płot (albo pod nim
Z wyglądu przypominają mi one jakieś forty! Ale o “Twierdzy Bytom” póki co nie słyszałam!
Mieli tu kapliczkę, mural z flagą (nie widać już czy były jakieś napisy), cegły z Gliwic i potencjalnie bezpieczne manewry.
Rzut oka na Brzezińską… Droga pnie się w górę. Jesienne liście szeleszczą na wietrze, a te opadłe chrupią pod nogami. I jakiś taki spokój, cisza, jakby zawieszenie w niebycie… Czasem są takie miejsca, gdzie ma się wrażenie, że czas nie płynie. A przynajmniej nie płynie normalnie, tylko wiruje po jakimś okręgu. Jak te mini wiry porywające zeschłe liście na chodniku przy podmuchach wiatru...
Dach zawalony, ale okna to musieli pomurować aż po trzecie piętro… Coby jaki batman przypadkiem nie osiedlił się ani nie pozwiedzał…
Jakiś chyba ważny parking, że do niego tak naprowadzają!
Zaglądamy do losowo wybranych bram. Tu ktoś wpadł w szał malowania, ale zapał go nagle opuścił.
Taki napis to wręcz jak zaproszenie!
Pustostan jest rzeczywiście jak nazwa wskazuje - prawie zupełnie pusty. Tylko koszyk ktoś skitrał.
Czasem ze ściennych opisów można się dowiedzieć conieco o mieszkańcach i ich najskrytszych upodobaniach.
Tu poręcze zostały wzmocnione domorosłą, ale skuteczną metodą.
Widać, że te drzwi były nieraz otwierane w sposób nie do końca konwencjonalny.
Prosty sposób renowacji drzwi (być może miały podobną przeszłość jak te powżej?)
Te jeszcze przed renowacją - w formie przewiewnej.
A te drzwi to już całkowicie wymykają się ogarnięciu umysłem! Jaka historia jest wpisana w ich strukturę - to już tylko one same wiedzą!
Zawijamy też pod zabawkową kamienicę. W piaskownicy piasku już wprawdzie nie ma, ale jest za to sporo innych gadżetów przyciągających zapewne dziecięcą uwagę (jak widać po zdjęciach tych nieco starszych też
Chodniczek, plac zabaw, kamerliki. I wszystko z lekka muśnięte atmosferą zapomnienia.
Nie wiem czy tylko moje odczucie jest takie, ale ta panda wygląda na bardzo zadowoloną z siebie.
Tak jakby siadła w cieniu, po sutym i mocno zakrapianym posiłku i rzekła: “No! A teraz sobie odpocznę i poobserwuje co się tu odwala na dzielnicy!”
Kaktusiki wygrzewają do słońca swe igiełki.
Jakaś szeroko zakrojona akcja wymiany okien tu była?
Ludzie chyba jednak mają za dużo pustaków. Choćby najmniejsza, najbardziej niepozorna dziurka - od razu trzeba zamurować!
A to jest miejsce przedziwne! We wnękę w murze jest wmurowana… szafa??
Podwórko przechodzi w brukowaną drogę…
… która zaprowadza do jakiś opuszczonych warsztatów.
Na innym podwórku zwraca uwagę zagospodarowanie biesiadne. Jest ceglany grill.
I kącik wypoczynkowy, wyposażony w miękkie fotele i kanapy.
Gdzie indziej inny aspekt życia człowieka wysuwa się na pierwszy plan…
Kamerliki zawsze cieszą oko! Nawet takie z lekka wybebeszone...
Kolejne podwóreczko to Bytomska Riwiera! Baseny, namioty, palmy i egzotyczne zwierzęta.
Zebra urzekła mnie najbardziej! Opona oponą - to częsty patent! Ale ta szyja z rury! Rewelacja!
Dobra żaba nie jest zła!
Cegła w wersji moro!
I w wersji lakierowanej!
Ceglane moro wzbogacone sztucznym kwiatem, nieśmiało wyglądającym przez parterowe okna. Co ciekawe - coś obgryzło zewnętrzne parapety. A zazwyczaj ta część elewacji trzyma się nadpodziw dobrze, nawet w domach zupełnie opuszczonych.
Nieoczywiste okienka… Jakieś takie jakby niepasujące… Jakby za małe? Jakby nie z tej strony, gdzie by się ich człowiek spodziewał?
Zelektryfikowane garaże i zagraniczni goście.
Brzezińska to oczywiście też kupa starych napisów. Chyba to najbogatsza w tego typu atrakcję ulica w Bytomiu. Część z nich już kiedyś fociłam, ale nie zaszkodzi zrobić powtórki. Teraz nie ma tu ani jednego sklepiku. Ni mleka, ni sera, ni cygareta nie uświadczysz. No chyba, że jakiś ziomal poczęstuje!
Tu już kiedyś byłam. Ba! Trafiłam tu we właściwym momencie, gdy czasoprzestrzeń była sprzyjająca. Akurat wtedy, gdy jakaś dobra dusza rozkuła wejście i miałam okazję zobaczyć to miejsce również od środka. No ale potem zaś ktoś miał za dużo pustaków, zaprawy i wolnego czasu… Oczywiście krzaczkom też się oberwało...
Tego dnia...
Kilka miesięcy wcześniej...
A ten napis jest zdecydowanie nowszy, ale taki prawdziwy!
W różnych innych miejscach Bytomia też dziś wpadamy na wyłażące spod oblazłych tynków stare napisy. Te przedwojenne zazwyczaj trzymają się najlepiej.
Są i takie nieco nowsze, po polsku, ale utrzymane w podobnej, oblazłej konwencji.
To już chyba nie Brzezińska? Ale gdzieś blisko...
Zaglądamy do jakiegoś opuszczonego już mieszkania. Jak widać na załączonym obrazku kable są cenniejsze od foteli
A to już ul. Witczaka z kamienicą z klinkierową cegiełką.
A potem już dokładnie nie wiem jak szłyśmy. Jakoś w stronę rynku? Przebieg trasy całkowicie wymazał mi się z pamięci. Po drodze zapuszczaliśmy oczywisćie żurawia w ciemne otchłanie bram, o zapachu zbutwiałego drewna, starego, rzeźbionego metalu i smakowitej zupy ogórkowej.
Jedno z odwiedzonych podwórek, gdzie balkony chyba miały w planach odpadać (albo przynajmniej ktoś je o takowy zamiar podejrzewał) bo wsparto je drewnianymi palami.
Zwraca uwagę ciekawy, zabudowany balkonik. Z mocno niekompletnymi schodkami i drabiną znikąd donikąd…
Zaciekawił mnie też ten duży balkon. Czy powstał razem z kamienicą czy może został dobudowany później, bo któryś z mieszkańców miał fantazję?
Kamienica przy ul. Webera. Z przodu wygląda zupełnie normalnie…
A z boku to już nie… Wchodząc do pokoju trzeba wciągać brzuch
Fajny ten taras u góry! Nawet chwilę zastanawiamy się czy nie popróbować się tam jakoś dostać!
Ślepy tor…
Dwa widoczki różnych zaułków - już kompletnie nie pamiętam gdzie…
Zawinęłyśmy też na PKP. Dworzec jak dworzec, peron jak peron - przecież nieraz się tu bywało!
Ale dopiero Karolina zasugerowała podniesienie głowy. Ten wgięty element to ponoć ślad ostrzału jeszcze z czasów wojny. Solidnie coś musiało pierdyknąć.
Supersam jeszcze z napisami. Miesiąc temu odkryłam, że już ich nie ma.. Ukradli? Wywieźli na złom??
Na obrzeżach parku zerkamy na schrony. Wejść by się dało, ale mam obawy, że mogę nie wyjść o własnych siłach, więc jednak odpuszczam… Trochę za wysoko…
Rzeźba udaje, że na nas nie patrzy…
U styku ulic Wrocławskiej i Obrońców Warszawy mijamy krzyż - taki jak to zazwyczaj stoją na rozdrożach. Tutaj krzyż prawie opiera się o kamienicę i przytula do rynny. Mijałam to miejsce dziesiątki, jak nie setki razy. I dopiero dziś dowiedziałam się jego historii. Że nazywany jest "Wieszadłem" i upamiętnia miejsce dawnej, miejskiej szubienicy, gdzie kończyli swe życie lokalni rozbójnicy (tzn. ci nierozważni i pechowi, których udało się schwytać
Gdzieś w okolicach Wrocławskiej zaglądamy do różnych bram. Ot takie ciekawe kafle, podłogowe płytki i mozaiki…
Podwóreczko - studnia. Z niesamowitą akustyką i ogromną ilością gołębi. Donośne “gruu grrruuu” aż dudniło w tym miejscu. I chyba miejsce dosyć wilgotne, bo wszystkie pęknięcia tynku ozieleniałe od mchów.
Tak powinny wyglądać wszystkie elewacje kamienic!
Kable próbują naśladować przyrodniczych pobratymców i podobnie piąć się po murach! Jeszcze im daleko do ideału, ale widać, że się starają!
W dolną część jednej z kamienic jest wmurowana płyta, zwana "Trupi Kamień" ( http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic.php?t=891 ) Niestety (a może na szczęście?) nie jesteśmy w tym miejscu w okolicach północy. Bo wtedy ponoć tu straszy - pojawia się "duch w postaci małego, szarego człowieka o odrażającym wyglądzie".
Podwórko z chodnikiem z solidnych płyt.
I takie, gdzie podobne płyty wybrały jednak entropię.
Ciekawe kominy, sądząc po obecności drabinki mogące pełnić funkcję punktów widokowych…
Otoczenie wysokich ścian, takich zupełnie bez okien, ma w sobie coś przerażającego. Czy te kilka jaśniejszych plam sugeruje, że jakieś okna tutaj kiedyś były?
Ciąg bram… Z tunelu w tunel...
Jedna kamienica za mało jadła i nie urosła…
Różne pojazdy bądź ich fragmenty. W kompozycji z rurami.
Kamienica na pierwszy rzut oka jakby opuszczona. Acz może parkujące obok auto sugeruje coś innego?
A na sam koniec mamy okazję odwiedzić fajny sklepik. Chyba po raz pierwszy napotkany w Bytomiu sklep z pamiątkami. Można kupić koszulki z dymiącymi kominami, sylwetką elektrowni albo tramwajkiem z Piekarskiej. Jak ktoś lubi klimaty Górnego Śląska - to rewelacyjna sprawa! Mało jest takich miejsc i takiego zaopatrzenia!
Wszystkie koszulki wiszą na zabytkowych wieszakach!
Sa też szaliki, proporczyki, magnesiki. I bardzo sympatyczna obsługa, z którą ocinamy sobie dłuższą pogawędkę. Sklepik nazywa się Lokalny Patriota ( https://www.lokalnypatriota.pl/ ) i jakby ktoś szukał to mieści się na ulicy Józefczaka 37, ale kupować można też wysyłkowo.
I to wszystko wyżej opisane - zajęło jedno popołudnie... Nie wiem ile dokładnie... 3 godziny? Może 4 albo 5? MAGIA!!!! Pisząc tą relację sama nie mogłam w to uwierzyć! Bo wrażeń, odczuć, wspomnień jak z tygodnia Czas widać nieraz jest czymś z gumy. Można upchać kilkukrotnie większą objętość niż by się w najśmielszych snach oczekiwało, że się zmieści. Wiele razy się zastanawiałam - jak by to było, jakby cały czas żyć na takich obrotach? Non stop. Czy wreszcie by się wszystko zdążyło, nie miało poczucia, że życie przecieka między palcami, a moc wrażeń satysfakcjonowała duszę? Czy raczej bym zdechła po tygodniu... Ot takie myśli wirują mi w głowie, gdy po udanej wycieczce autobus linii 623 wiezie mnie do domu. Nie znam póki co odpowiedzi na owo nurtujace mnie podówczas pytanie - i chyba nie chce jej poznać...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...