Wiele razy się zastanawiałam, czemu tak kocham starorzecza? Być może dlatego, że zazwyczaj są bardziej dzikie i zapomniane niż rzeki w swoich głównych korytach. Może dlatego, że raczej nikt nie myśli ich pogłębiać, regulować, porządkować ich brzegi, sypać wały.. Z drugiej strony są też dla większości ludzi mniej atrakcyjne od jezior - mniejsze, o dziwnych, wydłużonych kształtach i dużym zamuleniu. Doceniają je jedynie czasem wędkarze. No i bobry, co wpływa na zasypanie toni wodnej dużą ilością powalonych drzew.
I jak to mówią - cudze chwalicie… Szukając szczęścia w różnych krainach, nie wiedziałam (przez kilkanaście lat mieszkania w Oławie), jakie cuda czają się zasięgu kilkunastu kilometrów od domu… Czasem to co na wyciągnięcie ręki - jest znaleźć najtrudniej.
Pierwszym odwiedzonym przez nas podługowatym bajorem jest jezioro Panieńskie zwane też Stara Odra. Ma kształt litery S - wije się jak przystało na dawną rzekę. Położone jest niedaleko wsi Kotowice, między Oławą a Wrocławiem. Znajduje się między głównym biegiem Odry a drugim starorzeczem - jeziorem Dziewiczym, o którym będzie w kolejnej relacji.
Nazwa jeziora pochodzi ponoć od trzech dziewcząt, które ojciec najpierw więził w domu, a potem pozabijał. W miejscu ich domu powstało jezioro. Duchy dziewcząt straszą teraz nad brzegami i wciągają nieostrożnych na niebezpieczne głębiny Ale mawiają, że tylko nocami - więc się nie boimy!
Wycieczkę zaczynamy pod wiaduktem linii kolejowej z Kotowic do Jelcza. To nie ostatni akcent kolejowy na naszej dzisiejszej trasie.
Mijamy dwa bajorka - takowe w wersji supermini.
Lasy już nieco pokolorowane jesienną barwą, ale zieleń jeszcze dominuje.
W końcu spośród zarośli wyłania się oczekiwany przez nas obiekt - most kolejowy.
Przed nim oczywiście bunkierek strażniczy.
Most przecina nasze starorzecze, a my wraz z nim. Bo kontynuować wycieczkę chcemy po drugiej stronie.
Detale o barwie rdzy dodają uroku temu miejscu.
Acz kolejny most, ten nad Odrą, jest chyba jeszcze bardziej urokliwy. Zdjęcia stamtąd w tej relacji: TUTAJ
Wiadukt spod spodu.
Inwazja biedronek! Są takie zwykłe, ale i żółte w czarne kropki, i czarne w czerwone…
Klimaty nabrzeżnej fauny i flory.
Nie odchodzimy daleko i znajdujemy cypelek.
Jest on na tyle miły, ciepły i słoneczny, że odbieramy to jako znak! Tu trzeba rozpalić ognisko!
Robimy też zakłady czy kabak sobie dzisiaj wybije zęby czy jeszcze nie. Bo zapewne na zdjęciu tego nie widać, ale ta belka się turlała i leży na górce. Przegrałam zakład. Na szczęście
Odpowiednio wyogniskowani i uwędzeni w dymie, suniemy w dalszą drogę jeziornymi brzegami.
Mijamy ukośne drzewa…
I te połamane…
Gęste zarośla…
I przestronne, świetliste trakty.
Wijące się pnącza…
kolorowe owocki...
I ciche, ukryte bagienka…
Wyłazimy na oświetlone popołudniowym światłem brzegi, gdzie w pełni można się rozkoszować barwami jesieni.
Sporo drzew zjadła tu jemioła…
Omszałe skarpy. Jedna tworzy wręcz fotel! Czy przyroda sama takie miejsce spreparowała? czy jednak ktoś jej kiedyś pomógł?
Wędrówkę kończymy tam gdzie zaczęliśmy - pod malutkim wiadukcikiem.
cdn
Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Kolejnym starorzeczem, nad którym przychodzi nam wędrować, jest Jezioro Dziewicze. Tu również wyruszamy spod PKP w Kotowicach.
Jest to chyba najtłumniej odwiedzane starorzecze, miejscami mamy wrażenie, że jesteśmy w miejskim parku. A może po prostu termin dobraliśmy niezbyt szczęśliwie? Bo raz, że niedziela, a dwa, że ciepły październikowy dzionek, w czasie największego wysypu kolorowych liści? Ten weekend, co to jadąc w Bieszczady, stoi się w korku już od Sanoka, a pod połoninami auta stoją w rowach na przestrzeni 10 km, bo parkingi zatykają się już o 7 rano No więc tu nie było tak bardzo źle - po prostu nie było całkiem pusto, a do tego przywykliśmy na większości naszych wycieczek.
Na początek las - i krajobraz z belą drewna.
Dobrze dobrane maskowanie to podstawa. Tu przypadkowo i dla zabawy, ale pół roku później taki ciuch będzie decydował o bezpieczeństwie w czasie wycieczki krzakami Ale tu jeszcze o tym nie wiemy, jakich durnych czasów dożyjemy...
Kabak coraz tłustszy. Coraz trudniej jest robić ziuuuuuuuu!
Małe leśne bajorka. Całkowicie zarosłe rzęsą.
Kolorki otaczają nas wszędzie wokół.
Pogoda sprzyja wypoczynkowi w hamaku. Mijamy ich po drodze chyba z 10 sztuk. Wystaje z nich od jednej do 6 nóg.
Zabawa w “znajdź dziuple”
Brzegami starorzecza wiją się zanikające ścieżynki.
Wokół sporo powalonych drzew..
I takich, co powalą się przy najbliższej wichurze.
W krainie trzcin i szuwarów.
Niestety poszukiwania pewnego miejsca się nie udały - nie znaleźliśmy... A to dlatego, że tego obiektu już od kilku dobrych lat nie ma... W 2015 roku zrównano go z ziemią. Ruiny ośrodka Rybakówka, kilka opuszczonych budynków, dawna knajpa, wiata... Marzyło się nam ognisko w tym miejscu... Ale niestety dupa... Spóźniliśmy się - i to sporo! Tak wyglądało to miejsce np. w 2012 roku - LINK: https://polska-org.pl/6022753,Kotowice, ... dawny.html
Na ognisko i minibiwaczek idziemy więc nad jezioro Panieńskie. Milej, spokojniej i nikt w garnki nie zagląda.
Kabaczę jest dziś niesamowicie radosne! Bo podarowałam jej jeden z moich starych aparatów! Nie wypuszcza go z łapek!
Jest to chyba najtłumniej odwiedzane starorzecze, miejscami mamy wrażenie, że jesteśmy w miejskim parku. A może po prostu termin dobraliśmy niezbyt szczęśliwie? Bo raz, że niedziela, a dwa, że ciepły październikowy dzionek, w czasie największego wysypu kolorowych liści? Ten weekend, co to jadąc w Bieszczady, stoi się w korku już od Sanoka, a pod połoninami auta stoją w rowach na przestrzeni 10 km, bo parkingi zatykają się już o 7 rano No więc tu nie było tak bardzo źle - po prostu nie było całkiem pusto, a do tego przywykliśmy na większości naszych wycieczek.
Na początek las - i krajobraz z belą drewna.
Dobrze dobrane maskowanie to podstawa. Tu przypadkowo i dla zabawy, ale pół roku później taki ciuch będzie decydował o bezpieczeństwie w czasie wycieczki krzakami Ale tu jeszcze o tym nie wiemy, jakich durnych czasów dożyjemy...
Kabak coraz tłustszy. Coraz trudniej jest robić ziuuuuuuuu!
Małe leśne bajorka. Całkowicie zarosłe rzęsą.
Kolorki otaczają nas wszędzie wokół.
Pogoda sprzyja wypoczynkowi w hamaku. Mijamy ich po drodze chyba z 10 sztuk. Wystaje z nich od jednej do 6 nóg.
Zabawa w “znajdź dziuple”
Brzegami starorzecza wiją się zanikające ścieżynki.
Wokół sporo powalonych drzew..
I takich, co powalą się przy najbliższej wichurze.
W krainie trzcin i szuwarów.
Niestety poszukiwania pewnego miejsca się nie udały - nie znaleźliśmy... A to dlatego, że tego obiektu już od kilku dobrych lat nie ma... W 2015 roku zrównano go z ziemią. Ruiny ośrodka Rybakówka, kilka opuszczonych budynków, dawna knajpa, wiata... Marzyło się nam ognisko w tym miejscu... Ale niestety dupa... Spóźniliśmy się - i to sporo! Tak wyglądało to miejsce np. w 2012 roku - LINK: https://polska-org.pl/6022753,Kotowice, ... dawny.html
Na ognisko i minibiwaczek idziemy więc nad jezioro Panieńskie. Milej, spokojniej i nikt w garnki nie zagląda.
Kabaczę jest dziś niesamowicie radosne! Bo podarowałam jej jeden z moich starych aparatów! Nie wypuszcza go z łapek!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Kolejne odwiedzone przez nas miejsce to takie nie do końca zwykłe starorzecze. To odnoga Odry, ponoć jej dawne koryto, tworzące teraz jezioro. Długi czas teren był wykorzystywany jako wyrobisko żwiru i gliny, czemu zawdzięcza nietypowy kształt. Bo wygląda jak zwinięty ślimak, z dziwnymi półwyspami. Aby dojść na ten najdalszy koniuszek trzeba iść nieco w kółko! I jeszcze miejsce to nazywa się dosyć ciekawie - Bajkał!
Drogi okrążające jezioro są błotniste i kałużaste. Mimo bezchmurnego nieba i przyświecającego słoneczka jest upiornie zimno. Ot, uroki listopadowych poranków. Maszerując jedną z tych dróg, obiecuję sobie, że na kolejną tego typu wycieczkę nie ruszam się bez nalewki!
Fragment nabrzeża pokrywają omszałe betonowe płyty. Ciekawe co tu kiedyś było?
Stąd wygląda jak wyspa! Ale to właśnie ten ślimakowato zwinięty półwysep, na który zmierzamy.
Dosyć solidnych rozmiarów mają tu te koleiny. A ja naiwna początkowo chciałam tu jechać busiem!
Ostatnie barwy jesieni…
Sporo grzybów dziś mijamy. Głównie takowych nadrzewnych.
W tym miejscu listki zdają się wisieć w powietrzu. A niektóre nawet chwilowo robią to naprawdę, bo wiatr je porywa i zanim opadną - wirują, latają a niektóre właśnie na chwile zawisają bez ruchu. Przedziwne zjawisko! Można się gapić z otwartą japą. Tylko tu takie coś widziałam! Wiatr urywa liść, chwilę nim podrzuca, a potem nastaje cisza a liść zastyga w bezruchu.. Mija 10 sekund, może 15 i dopiero liść spada, albo znów pojawia się wiatr i odwiewa go gdzieś poza zasięg naszego wzroku.
Droga wiedzie przez krzaki tworzące tunel! To chyba tarnina? Przynajmniej trochę przypomina krzewy znane z naszych oławskich wałów. Obiecujemy sobie kiedyś wrócić tu wiosną - może toto będzie kwitło?
Po dywanach z liści się fajnie skacze!
Śladem powalonych drzew…
A tu juz prawie na końcu cypelka. Znajdujemy sobie przyjemną, słoneczną polankę i wędzimy się w dymie! Najlepszym przyjacielem człowieka herbatka z sokiem z bzu i roztopiony ser na chrupiącej (i lekko nadwęglonej) bułce!
Ekipa w komplecie szczerzy się do zdjęcia! Miło spędzony, udany dzień - to i gęby się cieszą!
Drogi okrążające jezioro są błotniste i kałużaste. Mimo bezchmurnego nieba i przyświecającego słoneczka jest upiornie zimno. Ot, uroki listopadowych poranków. Maszerując jedną z tych dróg, obiecuję sobie, że na kolejną tego typu wycieczkę nie ruszam się bez nalewki!
Fragment nabrzeża pokrywają omszałe betonowe płyty. Ciekawe co tu kiedyś było?
Stąd wygląda jak wyspa! Ale to właśnie ten ślimakowato zwinięty półwysep, na który zmierzamy.
Dosyć solidnych rozmiarów mają tu te koleiny. A ja naiwna początkowo chciałam tu jechać busiem!
Ostatnie barwy jesieni…
Sporo grzybów dziś mijamy. Głównie takowych nadrzewnych.
W tym miejscu listki zdają się wisieć w powietrzu. A niektóre nawet chwilowo robią to naprawdę, bo wiatr je porywa i zanim opadną - wirują, latają a niektóre właśnie na chwile zawisają bez ruchu. Przedziwne zjawisko! Można się gapić z otwartą japą. Tylko tu takie coś widziałam! Wiatr urywa liść, chwilę nim podrzuca, a potem nastaje cisza a liść zastyga w bezruchu.. Mija 10 sekund, może 15 i dopiero liść spada, albo znów pojawia się wiatr i odwiewa go gdzieś poza zasięg naszego wzroku.
Droga wiedzie przez krzaki tworzące tunel! To chyba tarnina? Przynajmniej trochę przypomina krzewy znane z naszych oławskich wałów. Obiecujemy sobie kiedyś wrócić tu wiosną - może toto będzie kwitło?
Po dywanach z liści się fajnie skacze!
Śladem powalonych drzew…
A tu juz prawie na końcu cypelka. Znajdujemy sobie przyjemną, słoneczną polankę i wędzimy się w dymie! Najlepszym przyjacielem człowieka herbatka z sokiem z bzu i roztopiony ser na chrupiącej (i lekko nadwęglonej) bułce!
Ekipa w komplecie szczerzy się do zdjęcia! Miło spędzony, udany dzień - to i gęby się cieszą!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Czarna Łacha to kolejne na naszej trasie starorzecze - położone koło Siechnic. Wybraliśmy się tam w pewien zimowy dzionek. Mijamy tereny przemysłowe...
...i bocznymi, krętymi drogami suniemy nad nasze bajorko…
Tu kiedyś była wiata, teraz ostały się tylko resztki kominka i miejsce ogniskowe.
A tam - widać jakąś inną wiatkę. Początkowo wydaje się nam, że to wyspa, ale jednak chyba półwysep i budowanie tratwy nie jest tym razem konieczne
Krajobraz spowija jakby lekka mgiełka, dodająca wszystkiemu wokół uroku.
Bardzo malownicza, pogięta kładka!
Dzięki niej przepełzamy na przeciwległy brzeg starorzecza. Liczymy, że na powrót też jakiś przełaz się znajdzie. Ale z tym będzie już nieco trudniej. Tzn. przełazy są, a jakże, tylko my zbyt ciamajdowaci jesteśmy - i kończy się prawie kąpielą...
Wodospadzik.
Płowe klimaty... Gdyby nie częściowo zalodzona powierzchnia wody - ciężko by uwierzyć, że to luty!
W końcu docieramy do upatrzonej z daleka wiaty i postanawiamy zapodać tu minibiwak z ogniskiem!
Chciałam też przedstawić dwóch naszych nowych przyjaciół, którzy zapewne będą nam towarzyszyć na wielu kolejnych wyjazdach.
Zatem czajnik.
Zawsze mi się taki marzył. Który można walnąć w ogień w jakiejkolwiek konfiguracji i gotować herbatkę. Żeby był stalowy - bo aluminium się gnie i przepala, a emalia odpryskuje jak temperatura jest za wysoka. I żeby miał malowniczo wygięty dziubek. Bo prosty dziubek to nie to samo! Jak się okazało - moje wymagania były stanowczo za wysokie, u nas takowego czajnika kupić się nie da.. Albo to musi być jakaś mega okazja i zbieg okoliczności - na giełdach staroci czasem się ponoć zdarzy jakiś podobny egzemplarz. Dzięki pomocy internetowych znajomych udało się namierzyć odpowiedniego skubańca w Finlandii. I stamtąd do mnie przyjechał
Czajniczek można nabyć TUTAJ: https://eratukku.fi/en/ATOM+Vesipannu+2%2C7L?_tu=37543
I od dziś - będzie nam towarzyszył na biwakach! I mam nadzieje, że już niedługo przestanie się obrzydliwie świecić jak psu… nos.. I że nabierze odpowiedniej patyny i usmoli się jak trzeba! Pracujemy nad tym. Dziś jego pierwszy biwak - więc z góry przepraszam za jego nieodpowiedni wygląd Będzie lepiej!
Drugi nasz towarzysz to Krecik. Mały, tłusty, pluszowy krecik! Dostał się kabakowi w spadku po kuzynach Mam nadzieje, że nie będzie się z nami nudzić!
Tuptamy sobie wokół starorzecza, zaglądając we wszelakie zakamarki leśnych ostępów. Niektóre kawałki toni wodnej zarastają trawą i szuwarami.
Główną atrakcją nadbrzeżnych wędrówek są niezwykle urokliwe konary powalone do wody. Nieruchoma tafla odbijająca powykręcane kształty korzeni i gałęzi. A wokół zapach ziemi, lodu i dymu, który od czasu ogniska wciąż, nie wiadomo czemu, wędruje wraz z nami!
Gdzieniegdzie wędrujemy groblami...
Lub grobla nagle staje się półwyspem, a dalszą część trasy trzeba przebrodzić w mule czy przeskakać po kępkach trzcin. Nieraz trafia się niewielki dopływik i prowizoryczny chybotliwy mostek.
Jest luty. A pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny już zaczęły z ziemi wyłazić!
Dziś w otaczającym nas lesie jest wyjątkowy urodzaj na grzyby! Głównie takowe nadrzewne. Ponoć część z nich jest jadalna i całkiem smaczna! Ja niestety w temacie grzybów znam się tylko na maślakach i prawdziwkach. Inne okazy są więc tylko bohaterami zdjęć, a na talerze nie trafiają
Zawalony pomost. Ciekawe czy osiadł sam, czy z kimś na grzbiecie? I czy ktoś miał taką malowniczą przygodę jak my w kwietniu 2009 w lubuskim, kiedy to nurkowaliśmy z głową oraz z telefonem i kluczykami od skodusi w kieszeni, w najmniej oczekiwanym momencie
Po drodze gdzieś napotykamy niewielki wiadukt kolejowy. Busio by sie chyba zmieścił pod spodem, ale tak nieco na wcisk
U góry całkowicie bez barierek!
Są oczywiście bunkierki strażnicze.
Na jeden z nich wyłazimy i machamy do przejeżdżającego pociągu!
A maszynista nam odmachał! I zatrąbił!
Kabak to wydarzenie będzie z rozrzewnieniem wspominać jeszcze kilka miesięcy później. Jak to czasem ciężko oszacować co dla czterolatka okaże się “przygodą życia”
Jest też kałuża. Zalodzona.
Można tupać, pluskać i łamać lód. Fajna sprawa, ale mam wrażenie, że blednie przy wspomnieniu machającego i trąbiącego maszynisty!
Spore fragmenty starorzecza pokrywa zielony glon, tworzący bardzo malownicze mazaje. Miejscami muszą być jakieś podwodne dopływy (albo ryby grają w berka) bo owe mazaje nie są nieruchome! Kręcą się konkretnie - jak porywane jakimś wirem! Niesamowicie to wygląda!
A po tym konarze chwilę później spróbuję przejść na druga stronę wody..
Próbuję oszacować na ile realne jest przeprowadzenie kabaka. Krótko mówiąc - jedna z gałęzi jest śliska, a ja kończę wisząc na rękach, majtając nogami, z jedną nogą mokrą aż po kolano.
Drugą próbę przekroczenia starorzecza, (które na fragmencie zmienia się w kanał) podejmujemy tutaj.
Mnie się udaje, nawet w obie strony Kabaczę jednak nie ma chyba zaufania do tego miejsca (a może ma w oczach co przed chwilą na poprzednim konarze stało się ze mną) i odmawia współpracy. Trudno. Wracamy tą samą drogą
...i bocznymi, krętymi drogami suniemy nad nasze bajorko…
Tu kiedyś była wiata, teraz ostały się tylko resztki kominka i miejsce ogniskowe.
A tam - widać jakąś inną wiatkę. Początkowo wydaje się nam, że to wyspa, ale jednak chyba półwysep i budowanie tratwy nie jest tym razem konieczne
Krajobraz spowija jakby lekka mgiełka, dodająca wszystkiemu wokół uroku.
Bardzo malownicza, pogięta kładka!
Dzięki niej przepełzamy na przeciwległy brzeg starorzecza. Liczymy, że na powrót też jakiś przełaz się znajdzie. Ale z tym będzie już nieco trudniej. Tzn. przełazy są, a jakże, tylko my zbyt ciamajdowaci jesteśmy - i kończy się prawie kąpielą...
Wodospadzik.
Płowe klimaty... Gdyby nie częściowo zalodzona powierzchnia wody - ciężko by uwierzyć, że to luty!
W końcu docieramy do upatrzonej z daleka wiaty i postanawiamy zapodać tu minibiwak z ogniskiem!
Chciałam też przedstawić dwóch naszych nowych przyjaciół, którzy zapewne będą nam towarzyszyć na wielu kolejnych wyjazdach.
Zatem czajnik.
Zawsze mi się taki marzył. Który można walnąć w ogień w jakiejkolwiek konfiguracji i gotować herbatkę. Żeby był stalowy - bo aluminium się gnie i przepala, a emalia odpryskuje jak temperatura jest za wysoka. I żeby miał malowniczo wygięty dziubek. Bo prosty dziubek to nie to samo! Jak się okazało - moje wymagania były stanowczo za wysokie, u nas takowego czajnika kupić się nie da.. Albo to musi być jakaś mega okazja i zbieg okoliczności - na giełdach staroci czasem się ponoć zdarzy jakiś podobny egzemplarz. Dzięki pomocy internetowych znajomych udało się namierzyć odpowiedniego skubańca w Finlandii. I stamtąd do mnie przyjechał
Czajniczek można nabyć TUTAJ: https://eratukku.fi/en/ATOM+Vesipannu+2%2C7L?_tu=37543
I od dziś - będzie nam towarzyszył na biwakach! I mam nadzieje, że już niedługo przestanie się obrzydliwie świecić jak psu… nos.. I że nabierze odpowiedniej patyny i usmoli się jak trzeba! Pracujemy nad tym. Dziś jego pierwszy biwak - więc z góry przepraszam za jego nieodpowiedni wygląd Będzie lepiej!
Drugi nasz towarzysz to Krecik. Mały, tłusty, pluszowy krecik! Dostał się kabakowi w spadku po kuzynach Mam nadzieje, że nie będzie się z nami nudzić!
Tuptamy sobie wokół starorzecza, zaglądając we wszelakie zakamarki leśnych ostępów. Niektóre kawałki toni wodnej zarastają trawą i szuwarami.
Główną atrakcją nadbrzeżnych wędrówek są niezwykle urokliwe konary powalone do wody. Nieruchoma tafla odbijająca powykręcane kształty korzeni i gałęzi. A wokół zapach ziemi, lodu i dymu, który od czasu ogniska wciąż, nie wiadomo czemu, wędruje wraz z nami!
Gdzieniegdzie wędrujemy groblami...
Lub grobla nagle staje się półwyspem, a dalszą część trasy trzeba przebrodzić w mule czy przeskakać po kępkach trzcin. Nieraz trafia się niewielki dopływik i prowizoryczny chybotliwy mostek.
Jest luty. A pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny już zaczęły z ziemi wyłazić!
Dziś w otaczającym nas lesie jest wyjątkowy urodzaj na grzyby! Głównie takowe nadrzewne. Ponoć część z nich jest jadalna i całkiem smaczna! Ja niestety w temacie grzybów znam się tylko na maślakach i prawdziwkach. Inne okazy są więc tylko bohaterami zdjęć, a na talerze nie trafiają
Zawalony pomost. Ciekawe czy osiadł sam, czy z kimś na grzbiecie? I czy ktoś miał taką malowniczą przygodę jak my w kwietniu 2009 w lubuskim, kiedy to nurkowaliśmy z głową oraz z telefonem i kluczykami od skodusi w kieszeni, w najmniej oczekiwanym momencie
Po drodze gdzieś napotykamy niewielki wiadukt kolejowy. Busio by sie chyba zmieścił pod spodem, ale tak nieco na wcisk
U góry całkowicie bez barierek!
Są oczywiście bunkierki strażnicze.
Na jeden z nich wyłazimy i machamy do przejeżdżającego pociągu!
A maszynista nam odmachał! I zatrąbił!
Kabak to wydarzenie będzie z rozrzewnieniem wspominać jeszcze kilka miesięcy później. Jak to czasem ciężko oszacować co dla czterolatka okaże się “przygodą życia”
Jest też kałuża. Zalodzona.
Można tupać, pluskać i łamać lód. Fajna sprawa, ale mam wrażenie, że blednie przy wspomnieniu machającego i trąbiącego maszynisty!
Spore fragmenty starorzecza pokrywa zielony glon, tworzący bardzo malownicze mazaje. Miejscami muszą być jakieś podwodne dopływy (albo ryby grają w berka) bo owe mazaje nie są nieruchome! Kręcą się konkretnie - jak porywane jakimś wirem! Niesamowicie to wygląda!
A po tym konarze chwilę później spróbuję przejść na druga stronę wody..
Próbuję oszacować na ile realne jest przeprowadzenie kabaka. Krótko mówiąc - jedna z gałęzi jest śliska, a ja kończę wisząc na rękach, majtając nogami, z jedną nogą mokrą aż po kolano.
Drugą próbę przekroczenia starorzecza, (które na fragmencie zmienia się w kanał) podejmujemy tutaj.
Mnie się udaje, nawet w obie strony Kabaczę jednak nie ma chyba zaufania do tego miejsca (a może ma w oczach co przed chwilą na poprzednim konarze stało się ze mną) i odmawia współpracy. Trudno. Wracamy tą samą drogą
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
W Kotowicach (wiosce położonej między Oławą a Wrocławiem) byliśmy wiele razy. A to rowerem przejazdem, a to pod wieżą w niedalekim przysiółku Utrata - na minizlocie albo powycieczkowym ognisku, wracając ze zwiedzania opuszczonych pałacyków, gdy udaje nam się dość skutecznie zakopać busia, a sytuacje ratuje tajemnicza cegła! https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... i-koo.html
Ale o starorzeczach, znajdujących się kilkadziesiąt metrów od brukowanej drogi Kotowice - Utrata, dowiedziałam się dopiero teraz, gdy zaczęłam ich aktywnie szukać.
Najpierw odwiedzamy to starorzecze, które jest położone na prawo od drogi (idąc do wieży). Sporo tu konarów malowniczo powalonych do wody, wyciągających w górę swoje drapieżne macki. Z innej beczki - czy tylko ja tak mam - że jak tylko wyciągnę aparat - to natychmiast chowa się słońce?
Pasiasto...
Bobry nie próżnują. Niektóre z powalonych drzew są całkiem sporych rozmiarów!
Albo zgryzione grupowo!
Hmmm… A może tutaj któryś z tych zębistych osobników zamieszkuje?
Płowe klimaty nadbrzeżne - czyli tam, gdzie kwestia solidności gruntu pod stopami jest dosyć dyskusyjna i mocno zależna od masy testującego go delikwenta!
Wędrujemy chaszczami, które są do pokonania chyba jedynie w tą pore roku. Latem musi tu być busz nie do przebycia (nie do przebicia bez maczety?) Plątanina drzew rosnących, drzew leżących, drzew wiszących, lian, pnączy, jemioł, kolczastych zwojów zeszłorocznych jeżyn - a nawet gdzieniegdzie malowniczo pordzewiałego drutu kolczastego! Ten ostatni nas akurat bardzo zaskoczył. A najbardziej moją nogę, z którą nawiązał najbliższy kontakt!
Walka na trzcinki. Wygrywa ten, kto przeciwnika połaskota w nosek!
Krecik nalewa herbatke… Są więc straty w Krecikach, spodniach i niestety w herbatce
Ekipa w komplecie. Tzn. prawie… Brak Krecika. Skubaniec się chyba zawstydził rozlaną herbatą i gdzieś się ukrył..
Kałużasta, brukowana droga prowadzi w stronę wieży widokowej. My byśmy sobie pewnie podarowali włażenie na nią - ale Krecik jeszcze nigdy tam nie był..
Widoki z wieży o nieco industrialnym charakterze.
A tu zaczyna się teren zabudowany.. (na lewo od drogi jest jeden dom )
Suniemy i nad drugie starorzecze. To jest nieco mniej widoczne z drogi, więc tu szukamy miejsca na minibiwak.
Powierzchnia wody tu również jest cicha, spokojna i rosochata!
Krajobraz z czajnikiem
Jedna rzecz mnie zaskoczyła. Czajnik za nowości był jednolicie srebrzysty. Dziś drugi raz opala się nad ogniem. Liczyłam, że będzie się ładnie osmalał.. A on się robi… tęczowy! Jak benzyna wylana do kałuży! Ki czort???????
Lutowe popołudnie jest nieco chłodne… Czas więc na różne skoki dla rozgrzewki Kabak był niepocieszony Liczyła na nieco inne, ciekawsze zdjęcie!
Świat jemioł...
Najwyżej zawieszony znak drogowy jaki kojarzę I na najgrubszym słupie
Wracamy… Gdy tylko słonko ucieka za horyzont, zimny dech lasu, mimo braku śniegu, szybko przypomina jaką mamy porę roku...
Ale o starorzeczach, znajdujących się kilkadziesiąt metrów od brukowanej drogi Kotowice - Utrata, dowiedziałam się dopiero teraz, gdy zaczęłam ich aktywnie szukać.
Najpierw odwiedzamy to starorzecze, które jest położone na prawo od drogi (idąc do wieży). Sporo tu konarów malowniczo powalonych do wody, wyciągających w górę swoje drapieżne macki. Z innej beczki - czy tylko ja tak mam - że jak tylko wyciągnę aparat - to natychmiast chowa się słońce?
Pasiasto...
Bobry nie próżnują. Niektóre z powalonych drzew są całkiem sporych rozmiarów!
Albo zgryzione grupowo!
Hmmm… A może tutaj któryś z tych zębistych osobników zamieszkuje?
Płowe klimaty nadbrzeżne - czyli tam, gdzie kwestia solidności gruntu pod stopami jest dosyć dyskusyjna i mocno zależna od masy testującego go delikwenta!
Wędrujemy chaszczami, które są do pokonania chyba jedynie w tą pore roku. Latem musi tu być busz nie do przebycia (nie do przebicia bez maczety?) Plątanina drzew rosnących, drzew leżących, drzew wiszących, lian, pnączy, jemioł, kolczastych zwojów zeszłorocznych jeżyn - a nawet gdzieniegdzie malowniczo pordzewiałego drutu kolczastego! Ten ostatni nas akurat bardzo zaskoczył. A najbardziej moją nogę, z którą nawiązał najbliższy kontakt!
Walka na trzcinki. Wygrywa ten, kto przeciwnika połaskota w nosek!
Krecik nalewa herbatke… Są więc straty w Krecikach, spodniach i niestety w herbatce
Ekipa w komplecie. Tzn. prawie… Brak Krecika. Skubaniec się chyba zawstydził rozlaną herbatą i gdzieś się ukrył..
Kałużasta, brukowana droga prowadzi w stronę wieży widokowej. My byśmy sobie pewnie podarowali włażenie na nią - ale Krecik jeszcze nigdy tam nie był..
Widoki z wieży o nieco industrialnym charakterze.
A tu zaczyna się teren zabudowany.. (na lewo od drogi jest jeden dom )
Suniemy i nad drugie starorzecze. To jest nieco mniej widoczne z drogi, więc tu szukamy miejsca na minibiwak.
Powierzchnia wody tu również jest cicha, spokojna i rosochata!
Krajobraz z czajnikiem
Jedna rzecz mnie zaskoczyła. Czajnik za nowości był jednolicie srebrzysty. Dziś drugi raz opala się nad ogniem. Liczyłam, że będzie się ładnie osmalał.. A on się robi… tęczowy! Jak benzyna wylana do kałuży! Ki czort???????
Lutowe popołudnie jest nieco chłodne… Czas więc na różne skoki dla rozgrzewki Kabak był niepocieszony Liczyła na nieco inne, ciekawsze zdjęcie!
Świat jemioł...
Najwyżej zawieszony znak drogowy jaki kojarzę I na najgrubszym słupie
Wracamy… Gdy tylko słonko ucieka za horyzont, zimny dech lasu, mimo braku śniegu, szybko przypomina jaką mamy porę roku...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Tym razem celem wycieczki są dwa starorzecza położone pomiędzy Odrą a drogą Stary Otok - Jelcz Laskowice. Do pierwszego z nich prowadzi lekko nadwątlony i pokryty patyną mostek. Kolejnymi razy już zostawiamy busia przed mostkiem I tak nic nie zyskujemy go przejeżdżając (trzeba zaparkować 50 m za mostem, busio jest tłustszy niż statystyczne auta wędkarzy, którzy tu bywają, a licho nie śpi )
Przedzieramy się solidnym chaszczem...
Mijamy dziuple zasiedlone przez grzybną rodzinkę...
Porzucone ptasie gniazda...
Trzcinowiska…
Trawiaste niewielkie wysepki...
Chyba wiosna idzie! Krety się pobudziły i ryją wszędzie bardzo zapamiętale.
Pierwsze kwiatki namierzone i pozyskane przez małe łapki.
Nie brakuje tu malowniczo powalonych do wody drzew, zarówno świeżych, jak i takich dosyć omszalych i zbutwiałych.
Bobry to tu nie próżnują!
A tu chyba ktoś próbuje je odstraszyć i zniechęcić do zgryzienia tego drzewa?
W niektórych miejscach efektem ich pracy są bardzo wymyślne kształty - wręcz rzeźby!
Albo konstrukcje, na które nie omieszkamy wyleźć!
Przerwa na herbatkę w cieniu wypalonego pnia.
Jak nic morda jakiegoś zwierza!
Do drugiego starorzecza suniemy bardzo błotnistą drogą. Co do tego miejsca mamy nawet pewne plany! Aby przybyć tu kiedyś latem i zażyć błotnych kąpieli! Tylko, że latem ono bardzo rzadko tak wygląda...
Tu jest chyba jeszcze bardziej malowniczo!
Zauroczeni tym miejscem rozkładamy się więc z ognichem, hamakiem i czajnikiem!
Na oba starorzecza zerknęliśmy, ale nie obeszliśmy ich dookoła z racji na grzęzawiska, dopływające rzeczki czy otwierające się nagle pod stopami bagienka. Na którejś z następnych wycieczek musimy więc obadać ich drugie brzegi!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lutym 2020!
Przedzieramy się solidnym chaszczem...
Mijamy dziuple zasiedlone przez grzybną rodzinkę...
Porzucone ptasie gniazda...
Trzcinowiska…
Trawiaste niewielkie wysepki...
Chyba wiosna idzie! Krety się pobudziły i ryją wszędzie bardzo zapamiętale.
Pierwsze kwiatki namierzone i pozyskane przez małe łapki.
Nie brakuje tu malowniczo powalonych do wody drzew, zarówno świeżych, jak i takich dosyć omszalych i zbutwiałych.
Bobry to tu nie próżnują!
A tu chyba ktoś próbuje je odstraszyć i zniechęcić do zgryzienia tego drzewa?
W niektórych miejscach efektem ich pracy są bardzo wymyślne kształty - wręcz rzeźby!
Albo konstrukcje, na które nie omieszkamy wyleźć!
Przerwa na herbatkę w cieniu wypalonego pnia.
Jak nic morda jakiegoś zwierza!
Do drugiego starorzecza suniemy bardzo błotnistą drogą. Co do tego miejsca mamy nawet pewne plany! Aby przybyć tu kiedyś latem i zażyć błotnych kąpieli! Tylko, że latem ono bardzo rzadko tak wygląda...
Tu jest chyba jeszcze bardziej malowniczo!
Zauroczeni tym miejscem rozkładamy się więc z ognichem, hamakiem i czajnikiem!
Na oba starorzecza zerknęliśmy, ale nie obeszliśmy ich dookoła z racji na grzęzawiska, dopływające rzeczki czy otwierające się nagle pod stopami bagienka. Na którejś z następnych wycieczek musimy więc obadać ich drugie brzegi!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lutym 2020!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Zacne tereny, mam do nich sentyment. Pomyśleć, że w sąsiedztwie wielkiej wrocławskiej cywilizacji taka dzika przyroda.
W zeszłym roku robiłem 2 razy rowerem:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3113037848775526&id=100002080244727
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3283188178427158&id=100002080244727
Na wiosnę chcę zrobić wyspę Prędocin i ujście Nysy Kłodzkiej od strony zachodniej. W Zwanowicach na jazie na Odrze właściwej kiedyś były plany dobudowania kładki dla pieszych i rowerzystów - nie wiesz jak tam obecna sytuacja?
W zeszłym roku robiłem 2 razy rowerem:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3113037848775526&id=100002080244727
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3283188178427158&id=100002080244727
Na wiosnę chcę zrobić wyspę Prędocin i ujście Nysy Kłodzkiej od strony zachodniej. W Zwanowicach na jazie na Odrze właściwej kiedyś były plany dobudowania kładki dla pieszych i rowerzystów - nie wiesz jak tam obecna sytuacja?
Moja definicja raju: Smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou popijany Radegastem.
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
ujście Nysy Kłodzkiej od strony zachodniej
Wiesz, ze wlasnie dzis tam bylismy! na zachod od ujscia Nysy sa 3 bardzo fajne starorzecza! Przefajny teren!
W Zwanowicach na jazie na Odrze właściwej kiedyś były plany dobudowania kładki dla pieszych i rowerzystów - nie wiesz jak tam obecna sytuacja?
Niestety nie mam pojecia. Poki co - bo do obejscia wyspy Prędocin mielismy juz jedno podejscie - w Nowy Rok, ale tak pizgalo, ze skonczylo sie tylko na malym ognisku przy ruinach śluzy i szybkiej ewakuacji do busia
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nicho.html
Ale mamy zamiar tam wrocic - to moze sprawdzimy!
Przez sluze to wiem, ze da rade z rowerem sie przedostac w Lipkach. Nie do konca legalnie (trzeba przenosic rowery nad szlabanem i jeden gosc cos nam wygrazal z daleka) ale sie da.
Pomyśleć, że w sąsiedztwie wielkiej wrocławskiej cywilizacji taka dzika przyroda.
No na tyle dzika, ze od maja do pazdziernika ciezko sie tam łazi bez maczety! Najlepsza wczesna wiosna albo pozna jesien!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
buba1 pisze:ujście Nysy Kłodzkiej od strony zachodniej
Wiesz, ze wlasnie dzis tam bylismy! na zachod od ujscia Nysy sa 3 bardzo fajne starorzecza! Przefajny teren!
Oo, to super. Wschodni brzeg ujścia Nysy objechałem w 2018 r.
https://photos.app.goo.gl/k4AfbMpKYh7GvmB97
W Zwanowicach na jazie na Odrze właściwej kiedyś były plany dobudowania kładki dla pieszych i rowerzystów - nie wiesz jak tam obecna sytuacja?
buba1 pisze:Niestety nie mam pojecia. Poki co - bo do obejscia wyspy Prędocin mielismy juz jedno podejscie - w Nowy Rok, ale tak pizgalo, ze skonczylo sie tylko na malym ognisku przy ruinach śluzy i szybkiej ewakuacji do busia
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nicho.html
Ten czerwony ceglany budynek to wygląda na przepompownię powodziową. Musiałbym zobaczyć z bliska. Jesteś w stanie podać współrzędne GPS?
buba1 pisze:Przez sluze to wiem, ze da rade z rowerem sie przedostac w Lipkach. Nie do konca legalnie (trzeba przenosic rowery nad szlabanem i jeden gosc cos nam wygrazal z daleka) ale sie da.
W Lipkach była kartka o zakazie wstępu z powodu pandemii. Ale nikt mnie nie wygrażał a po drodze minąłem 2 ekipy rowerowe, więc wówczas widocznie śluzersi jakoś to tolerowali. Teraz czekać jak tylko postawią bramę, kamery i ochroniarza wzorem innych obiektów hydrotechnicznych. Inna sprawa, że Lipki mają ważne znaczenie dla turystyki. Wiem, że to teren zakładu pracy, przepisy BHP, itd.. Ale akurat w Lipkach jest techniczna możliwość wyznaczenia trasy turystycznej dla osób postronnych, wystarczy wydzielić ogrodzeniem sam obiekt śluzy i zjazd na śłuzę. Ale to trzeba mieć chęci, dobrą wolę i wyjść z inicjatywą trochę większą niż postawienie tabliczki "zakaz wstępu".
buba1 pisze:Pomyśleć, że w sąsiedztwie wielkiej wrocławskiej cywilizacji taka dzika przyroda.
No na tyle dzika, ze od maja do pazdziernika ciezko sie tam łazi bez maczety! Najlepsza wczesna wiosna albo pozna jesien!
Podobnie jest na odcinku od tzw Bajkału do Janowic, tam to zapomniało mi się zpsikać sprajem na kleszcze, a już miałem niepożądanych pasażerów .
Moja definicja raju: Smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou popijany Radegastem.
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Tego dnia suniemy w podobny rejon jak w części 5 (https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nnych.html) - tzn. też idziemy z Kotowic, ale nad inne bajoro. To starorzecze położone jest blisko śluzy Ratowice.
Po drodze mijamy jakieś niewielkie oczka wodne o urwistych brzegach.
I podmokłe łąki.
Nadodrzańskie drzewa wyglądają jakby im coś tutaj nie słuzyło…
Dzień bez machania trzcinkami to dzień stracony
Mostek z betonowych płyt przekracza kanał o rudych wodach.
Próby sfotografowania wiatru. Nie wiem czy udane?
Wiosna pełną gębą!
Czy tylko mnie to przypomina krokodyla?
Zaglądamy też nad śluzę, a tam ojej! ile atrakcji! Przede wszystkim “półmostki". Takie metalowe słupy do cumowania barek. U nas w Oławie też takie są, ale bez tych kładek, po których można przeleźć! (o tym, że i u nas są takowe z mostkami dowiem się dopiero za rok.. Tu póki co trwam w nieświadomości)
Stoją tu też różniste barki. Dziś (pewnie ze względu na niedzielę) trwają jakby w letargu. A może to wciąż jeszcze sen zimowy?
Koparka zastygła jakby w połowie wykonywania swych codziennych czynności...
Drzwi holownika są otwarte… ale nigdzie żywej duszy...
Dopiero na zdjęciach dostrzegam, że stan otwarcia drzwi uległ zmianie. Czy to wiatr? Czy ktoś jednak tam był tylko umknął naszej uwadze?
Z racji na pustki w tym miejscu już różne myśli chodzą po ⅔ głów w ekipie “A jakby się tak przemknąć na którąś z tych barek i pozwiedzać?”. Toperz jak zwykle okazuje się być głosem rozsądku: “Tego na bank ktoś pilnuje i będzie niezadowolony. A poza tym nie przeskoczycie, chlupniecie w wodę. A jest marzec, więc to może być niemiłe”
No dobra - a tak w ogóle to miało być o starorzeczach, a nie o barkach Starorzecze też tu jest. Zaraz niedaleko. Zaczyna się wąskimi przesmykami…
A potem pokazuje się nam już w pełnej krasie!
Docieramy na półwysep, dostępny z jednej strony przez błoto po łydki, a z drugiej taką oto cudną, chybotliwą kładką!
Teren okazuje się być świetnym miejscem na biwaczek!
A tutaj widzimy czajnik… Zawieszony na misternie uknutej przeze mnie konstrukcji…
Chwilę później wszystko się zawaliło, herbata się wylała.. I właśnie wtedy uświadomiliśmy sobie, że potrzeba nam dwóch stalowych, zaostrzonych żerdzi o kształcie “Y”. Na następną wycieczkę już będziemy takowe mieć!
Nadwodne hamakowanie!
Przedzieramy się przez kolejne porcje chaszczy, grzęzawisk, rozpadlin, zwalonych pni, łapiących za nogi i włosy pnączy oraz wszelakiej innej skłębionej masy nie-wiadomo-czego.
Przeciwległa strona naszego starorzecza.
I udało się obejść je dookoła! Znów jesteśmy przy mostku!
A to jeszcze jedno starorzecze. Malutkie i położone przy samej wsi Kotowice. Ale malowniczo oświetlone zachodzącym słoneczkiem! Oj krótkie jeszcze te marcowe dni!
Po drodze mijamy jakieś niewielkie oczka wodne o urwistych brzegach.
I podmokłe łąki.
Nadodrzańskie drzewa wyglądają jakby im coś tutaj nie słuzyło…
Dzień bez machania trzcinkami to dzień stracony
Mostek z betonowych płyt przekracza kanał o rudych wodach.
Próby sfotografowania wiatru. Nie wiem czy udane?
Wiosna pełną gębą!
Czy tylko mnie to przypomina krokodyla?
Zaglądamy też nad śluzę, a tam ojej! ile atrakcji! Przede wszystkim “półmostki". Takie metalowe słupy do cumowania barek. U nas w Oławie też takie są, ale bez tych kładek, po których można przeleźć! (o tym, że i u nas są takowe z mostkami dowiem się dopiero za rok.. Tu póki co trwam w nieświadomości)
Stoją tu też różniste barki. Dziś (pewnie ze względu na niedzielę) trwają jakby w letargu. A może to wciąż jeszcze sen zimowy?
Koparka zastygła jakby w połowie wykonywania swych codziennych czynności...
Drzwi holownika są otwarte… ale nigdzie żywej duszy...
Dopiero na zdjęciach dostrzegam, że stan otwarcia drzwi uległ zmianie. Czy to wiatr? Czy ktoś jednak tam był tylko umknął naszej uwadze?
Z racji na pustki w tym miejscu już różne myśli chodzą po ⅔ głów w ekipie “A jakby się tak przemknąć na którąś z tych barek i pozwiedzać?”. Toperz jak zwykle okazuje się być głosem rozsądku: “Tego na bank ktoś pilnuje i będzie niezadowolony. A poza tym nie przeskoczycie, chlupniecie w wodę. A jest marzec, więc to może być niemiłe”
No dobra - a tak w ogóle to miało być o starorzeczach, a nie o barkach Starorzecze też tu jest. Zaraz niedaleko. Zaczyna się wąskimi przesmykami…
A potem pokazuje się nam już w pełnej krasie!
Docieramy na półwysep, dostępny z jednej strony przez błoto po łydki, a z drugiej taką oto cudną, chybotliwą kładką!
Teren okazuje się być świetnym miejscem na biwaczek!
A tutaj widzimy czajnik… Zawieszony na misternie uknutej przeze mnie konstrukcji…
Chwilę później wszystko się zawaliło, herbata się wylała.. I właśnie wtedy uświadomiliśmy sobie, że potrzeba nam dwóch stalowych, zaostrzonych żerdzi o kształcie “Y”. Na następną wycieczkę już będziemy takowe mieć!
Nadwodne hamakowanie!
Przedzieramy się przez kolejne porcje chaszczy, grzęzawisk, rozpadlin, zwalonych pni, łapiących za nogi i włosy pnączy oraz wszelakiej innej skłębionej masy nie-wiadomo-czego.
Przeciwległa strona naszego starorzecza.
I udało się obejść je dookoła! Znów jesteśmy przy mostku!
A to jeszcze jedno starorzecze. Malutkie i położone przy samej wsi Kotowice. Ale malowniczo oświetlone zachodzącym słoneczkiem! Oj krótkie jeszcze te marcowe dni!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Michał pisze:
Ten czerwony ceglany budynek to wygląda na przepompownię powodziową. Musiałbym zobaczyć z bliska. Jesteś w stanie podać współrzędne GPS?
.
Ruiny tej jakby sluzy tutaj 50.840724, 17.545158 a ten ceglany budynek to chyba to: 50.840137, 17.547372
W Lipkach była kartka o zakazie wstępu z powodu pandemii. Ale nikt mnie nie wygrażał a po drodze minąłem 2 ekipy rowerowe, więc wówczas widocznie śluzersi jakoś to tolerowali.
Mysmy jechali tamtedy w 2017 albo 2018 roku.
Ale to trzeba mieć chęci, dobrą wolę i wyjść z inicjatywą trochę większą niż postawienie tabliczki "zakaz wstępu".
Mam wrazenie, ze u nas to najczesciej jest inicjatywa na takie tabliczki
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
buba1 pisze:Ruiny tej jakby sluzy tutaj 50.840724, 17.545158 a ten ceglany budynek to chyba to: 50.840137, 17.547372 .
Analizując Google Satelita i Geoportal, to wygląda mi , że ta śluza to była pomocnicza bezkomorowa śluza spiętrzająca, a ceglany budynek, to była niewielka elektrownia wodna. W czasie, gdy nie płynęły barki, tę śluzę zamykano, otwierano "na przestrzał" główną śluzę, następował wzrost poziomu wody, który przelewając się bypassem do Odry właściwej, wykorzystując różnicę poziomu wody, napędzał elektrownię wodną. Na pewno jeszcze poniemiecka konstrukcja, bo Niemcy uwielbiali takie wynalazki. Musiała być jakaś teletechnika i automatyka przekaźnikowa, uzależniająca wzajemnie te śluzy, aby przypadkiem nie otworzyć jednocześnie obydwóch śluz, bo byłoby tsunami we Wrocławiu
Ale to tylko moje domysły. Muszę to obadać na miejscu rowerem, fajnie że wspomniałaś o tych ciekawych obiektach.
PS W Ratowicach na czas remontu jest rozebrany mostek na śluzie, nie da się przejść przez Odrę z Kotowic.
Moja definicja raju: Smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou popijany Radegastem.
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Michał pisze:buba1 pisze:
PS W Ratowicach na czas remontu jest rozebrany mostek na śluzie, nie da się przejść przez Odrę z Kotowic.
O to dobrze wiedziec, przykro by sie kiedys odbic. Acz z Kotowic o tyle dobrze, ze mozna przejsc tez po moscie kolejowym, tam tez byla kladka dla pieszych
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Tym razem swe kroki kierujemy w pola połozone na północny - wschód od wsi Stary Otok. Są tutaj dwa bajorka - na mojej mapie opisane jako jez. Poprzeczne i jez. Łąki. Przez oba przepływa rzeczka Otocznica, która dalej zalicza kolejne starorzecza i w końcu, jak można się domyśleć, wpada do Odry.
Te starorzecza różnią się od wszystkich poprzednio odwiedzanych, gdyż są “polne”, a nie “leśne”. Otacza je też nieporównywalnie więcej trzcin.
W niektórych miejscach przedzieramy się przez trzciniasty busz kompletnie nie widząc dokąd idziemy. Nieraz dochodzimy więc w miejsca, gdzie z racji braku pontonu musimy zawrócić.
Jest to chyba 15 marca 2020… Póki co jeszcze chodzimy bez obaw odkrytym polem, gdzie widać nas z kilku kilometrów… Ale już niedługo później przeprosimy się z takimi chaszczami jak te po lewej, które lepiej skrywają przed oczami służb, “życzliwych” i dronów...
Na tej wycieczce po raz pierwszy niesiemy ze sobą metalowe fragmenty do konstrukcji podwieszanego czajnika! Udało się namierzyć “złotą rączkę” z Chorzowa, który nam takie zespawał! (jeśli to przypadkiem czytasz - to jeszcze raz stokrotne dzięki!)
Wędkarskie kładki powoli wtapiają się w okoliczny krajobraz.
A inni bywalcy tego miejsca cenią sobie luksus na biwaku!
Nie omieszkamy skorzystać i się trochę pokręcić!
Pomost czy trampolina?
Jak przystało na starorzecze muszą być powalone konary! Acz tu akurat jest ich dosyć niewiele.
Ptactwo nam dziś dopisuje! Szkoda, że fotorelacja nie ma podkładu dźwiękowego, bo całe pola rozbrzmiewały wszelakimi odgłosami stworzeń cieszących się wiosną!
Przenosimy się nad starorzecze po drugiej stronie szosy. To “zamostkowe”, o którym pisałam już w TEJ relacji.
Acz teraz idziemy obadać jego drugi brzeg. Mostek tym razem przekraczamy pieszo.
Droga o dużym współczynniku malowniczości.
Kłębowiska konarów wodnych...
... i tych lądowych
Omszałe i ogrzybiałe pnie…
… i ciekawe dziuple…
Akuku!
Wędkarskie stanowiska sugerują, że nieraz bywa tu podmokle.
Wędrujemy plątaniną kępek suchych traw i trzcinowisk. Śmiesznie rozbrzmiewają nasze kroki: “szur szur szur mlask szur szur mlask”. Przy “szur” często unosi się pył rozdrobnionych traw i nasion, a przy “mlask” noga nieraz wpada po łydkę w błocko. A! Po wyciągnięciu nogi jeszcze bardzo często rozlega się “bul bul bul”
Gałęzie robią się coraz bardziej drapieżne! Marzy mi się tu kiedyś wrócić w gęstej mgle albo w księżycową noc!
Ta łąka okazuje się być już nie do sforsowania. Przynajmniej na sucho Bo nasi znajomi z Estonii to pewnie by pękli ze śmiechu słuchając naszych “nie da się”. Tam ponoć mają kilka takich bagiennych chatek, gdzie przy dobrej pogodzie idzie się po pas w mazi.
Biwaczek postanawiamy zrobić z drugiej strony starorzecza. Tu się boimy, że jak nam się te płowe trawy zajarają - to i bagienka nam nie pomogą uniknąć roli szaszłyka… Idziemy na sprawdzone i klimatyczne miejsce przy wypalonym pniu.
Nasz czajnik po raz pierwszy zawisa na żerdziach! Bardzo mu tak do twarzy, a my nie musimy się bać o straty w herbacie!
Użycie hamaka jako huśtawki. Kilka razy skończyło się fikołkiem, żeby nie powiedzieć “saltem”
Te starorzecza różnią się od wszystkich poprzednio odwiedzanych, gdyż są “polne”, a nie “leśne”. Otacza je też nieporównywalnie więcej trzcin.
W niektórych miejscach przedzieramy się przez trzciniasty busz kompletnie nie widząc dokąd idziemy. Nieraz dochodzimy więc w miejsca, gdzie z racji braku pontonu musimy zawrócić.
Jest to chyba 15 marca 2020… Póki co jeszcze chodzimy bez obaw odkrytym polem, gdzie widać nas z kilku kilometrów… Ale już niedługo później przeprosimy się z takimi chaszczami jak te po lewej, które lepiej skrywają przed oczami służb, “życzliwych” i dronów...
Na tej wycieczce po raz pierwszy niesiemy ze sobą metalowe fragmenty do konstrukcji podwieszanego czajnika! Udało się namierzyć “złotą rączkę” z Chorzowa, który nam takie zespawał! (jeśli to przypadkiem czytasz - to jeszcze raz stokrotne dzięki!)
Wędkarskie kładki powoli wtapiają się w okoliczny krajobraz.
A inni bywalcy tego miejsca cenią sobie luksus na biwaku!
Nie omieszkamy skorzystać i się trochę pokręcić!
Pomost czy trampolina?
Jak przystało na starorzecze muszą być powalone konary! Acz tu akurat jest ich dosyć niewiele.
Ptactwo nam dziś dopisuje! Szkoda, że fotorelacja nie ma podkładu dźwiękowego, bo całe pola rozbrzmiewały wszelakimi odgłosami stworzeń cieszących się wiosną!
Przenosimy się nad starorzecze po drugiej stronie szosy. To “zamostkowe”, o którym pisałam już w TEJ relacji.
Acz teraz idziemy obadać jego drugi brzeg. Mostek tym razem przekraczamy pieszo.
Droga o dużym współczynniku malowniczości.
Kłębowiska konarów wodnych...
... i tych lądowych
Omszałe i ogrzybiałe pnie…
… i ciekawe dziuple…
Akuku!
Wędkarskie stanowiska sugerują, że nieraz bywa tu podmokle.
Wędrujemy plątaniną kępek suchych traw i trzcinowisk. Śmiesznie rozbrzmiewają nasze kroki: “szur szur szur mlask szur szur mlask”. Przy “szur” często unosi się pył rozdrobnionych traw i nasion, a przy “mlask” noga nieraz wpada po łydkę w błocko. A! Po wyciągnięciu nogi jeszcze bardzo często rozlega się “bul bul bul”
Gałęzie robią się coraz bardziej drapieżne! Marzy mi się tu kiedyś wrócić w gęstej mgle albo w księżycową noc!
Ta łąka okazuje się być już nie do sforsowania. Przynajmniej na sucho Bo nasi znajomi z Estonii to pewnie by pękli ze śmiechu słuchając naszych “nie da się”. Tam ponoć mają kilka takich bagiennych chatek, gdzie przy dobrej pogodzie idzie się po pas w mazi.
Biwaczek postanawiamy zrobić z drugiej strony starorzecza. Tu się boimy, że jak nam się te płowe trawy zajarają - to i bagienka nam nie pomogą uniknąć roli szaszłyka… Idziemy na sprawdzone i klimatyczne miejsce przy wypalonym pniu.
Nasz czajnik po raz pierwszy zawisa na żerdziach! Bardzo mu tak do twarzy, a my nie musimy się bać o straty w herbacie!
Użycie hamaka jako huśtawki. Kilka razy skończyło się fikołkiem, żeby nie powiedzieć “saltem”
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Re: Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
buba1 pisze:Michał pisze:buba1 pisze:
PS W Ratowicach na czas remontu jest rozebrany mostek na śluzie, nie da się przejść przez Odrę z Kotowic.
mozna przejsc tez po moscie kolejowym, tam tez byla kladka dla pieszych
Tak, jechałem nią, w lipcu była w stanie agonalnym. Nie wiem,jak teraz, PLK wyremontowała tam jakieś mosty, ale nie doszedłem które.
Nawiasem mówiąc, ta kładka fachowo nazywa się pomostem inspekcyjnym dla pracowników PLK. Ta subtelna różnica ma duże znaczenie
Moja definicja raju: Smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou popijany Radegastem.