

W niedzielę 7. lutego wyruszyłem z domu o 7:15 i potruchtałem w znanym mi kierunku. Odcinek z Partynic do Rogowa opisywałem już przy okazji wycieczek na Wielką Sowę i Śnieżkę i nic się na nim nie zmieniło. Rozkoszując się śladami wiosny dotarłem o 12:30, po 32 km marszu i truchtu do Sobótki Zachodniej. Już 100 metrów za ostatnim semaforem zaczęły się zarośla. Nie wyrosły na torach jakieś zadziwiająco wysokie drzewa, ale opanowały go jeżyny. Koło Marcinowic musiałem iść polem równolegle do toru przez paręset metrów, bo nie dało się przedrzeć między szynami. Ale sporo było też odcinków wyglądających jakby stale jeździły po nim pociągi. Tor do Marcinowic jest w dobrym stanie. Odwodnienie działa. Podkłady, nawet drewniane, wyglądają solidnie. Brakuje parę zaledwie śrub. Szkoda tylko budynku stacyjnego w Marcinowicach. Niestety, pruski mur jest już w stanie agonalnym. Wszystkie pozostałe budynki stacyjne na tej linii są zamieszkałe i mają się dobrze.
Sielanka trwała do przejazdu przez drogę nr 35 przed Pszennem. Za przejazdem, szczególnie w wykopie, linia jest zdewastowana. Drewniane podkłady zapadały się pod moim ciężarem, szyny wiszą w powietrzu, a wiadukt nad drogą Pszenno - Wilków chyba został stuknięty przez jakąś wywrotkę, bo szyny się dziwnie wygięły. Odcinek od Pszenna do Świdnicy służy tamtejszej cukrowni jako bocznica. Torami doszedłem do ulicy Kopernika i do Wrocławia wróciłem busikiem po 9,5 godzinie i 54,5 km marszu.
Zdjęcia tutaj:
https://goo.gl/photos/dQfPMctVT6gWiiGNA
Parę lat temu przeszedłem odcinek z Jedliny do Świdnicy. Jak mi lenistwo minie, to sięgnę do pamięci