
W miarę jak zdobywałem wysokość ,roztaczał się coraz milszy widok na Czeską stronę.
Jednak z każdym kwadransem gęstniała mgła ,żeby w końcu osiągnąć zawiesistość wręcz Makbetowską:

W związku z powyższym ,a także z uwagi na zapadający zmrok zarządziłem odwrót z postanowieniem odbicia sobie nazajutrz rano...
Jak sobie przyrzekłem tak uczyniłem i w piątek o 9 dreptałem już asfaltem w stronę Lesicy:

Mam nadzieję,że na zdjęciu widać temperaturę ...było coś ok. +3st. C.
Żegnali mnie św. Jan z Pawłem...

A ja -byle do słoneczka

Wreszcie Lesica - w tym młynie już nikt ziarna nie mieli...

dalej takim zniszczonym asfaltem dochodzę do kościoła św. Marcina

Jego wielkość świadczy o tym,jak duża to była kiedyś wieś... Aktualnie podobno coś około 40 mieszkańców. Siedząc na schodach ,próbowałem wyobrazić sobie gwar wychodzących z kościoła ślubnych gości...

a tu jeno Zimowity...

Minąwszy kościół skręcam na pd-wsch ,piękną łąką w kierunku opuszczonej wsi Czerwony Strumień,bo to jest głównym celem mojego dzisiejszego wędrowania.
Ostatni rzut oka na Lesicę,w tle na lewo Czerniec (891m.n.p.m)
