Postać siedzi tyłem do nas, nie możemy więc zobaczyć jej twarzy. Pozostaje do nas tak obrócona już prawie 400 lat. Nie znamy i pewnie nigdy już nie poznamy jej oblicza, choć znamy personalia i tytuł dzieła, przy pisaniu którego go zastaliśmy: Georgius Aelurius „Glaciographia, Oder Glätzische Chronica [...]”. O Aeluriusie wiemy niezmiernie mało, jednakże poprzez wieki może nam coś opowiedzieć o nim jego dzieło. Kim był i czego dokonał tajemniczy nieznajomy? Chodźcie ze mną na wędrówkę – w czasie i przestrzeni. Odwiedźmy miejsca, z którymi był on niegdyś związany. Przekroczmy raz jeszcze drzwi do przeszłości...
Dopiero co minęła godzina 9.30, gdy wraz z Agą Żero wysiadłem z busa relacji Wrocław-Nowa Ruda w Ząbkowicach Śląskich. Doskonale pamiętałem to miejsce, z którego 23 sierpnia zeszłego roku ruszyłem w pierwszą z całej serii wędrówek po Ziemi Ząbkowickiej. Tym razem jednak nie kierowałem się, jak wówczas, do Henrykowa, a... Ale po kolei
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Udaliśmy się z Agą w stronę ząbkowickiego rynku. Wkrótce wkroczyliśmy na obszar średniowiecznego miasta, co obwieszczały zachowane po dziś dzień mury obronne. „Przyklejone” były do nich niewielkie sklepiki, co było dość urokliwe.
zdjęcie
Idąc dalej ul. Grunwaldzką dotarliśmy pod kościół Podwyższednia Krzyża Świętego.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/k0uk.jpg
Jego początki związane są z zakonem dominikanów. Wg legendy mieli oni zbudować w Ząbkowicach Śl. kościół i klasztor już w 1221 r., ale fakty każą przesunąć ten moment o ponad 80 lat, do 1302 r. W 126 lat później świątynia uległa zniszczeniu w czasie wojen husyckich.
W 1576 r. w kościele odbyło się pierwsze ewangelickie nabożeństwo. To właśnie w murach tej świątyni spoczęły na wieki w 1627 r. doczesne szczątki Georgiusa Aeluriusa. W istocie nazywał się on jednak inaczej- często powtarzane personalia to tylko „literackie pseudo”. Tak naprawdę nasz bohater nazywał się Georg Katschker. Pseudonim pojawia się dopiero na stronie tytułowej „Glaciographii”. Skąd się wzięło? Otóż Georgius to po prosta łacińska forma imienia Georg (czyli Jerzy). Jeśli chodzi o drugi człon, przyjęło się, że autor skojarzył swoje nazwisko z niemieckim słowem „Katze” oznaczającym po polsku „kot”, a następnie podał jego łaciński odpowiednik: właśnie „Aelurius”. Jerzy Kot. Nie brzmi to zbyt poważnie! Ale widać samemu zainteresowanemu to nie przeszkadzało, skoro sam to wymyślił i umieścił na karcie tytułowej swego dzieła
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Weszliśmy z Agą do przestronnego wnętrza świątyni.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 9/gzuj.jpg
W środku nie ma nagrobka ani żadnego epitafium upamiętniającego Kota, pardon Aeluriusa
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Wyszliśmy z kościoła na oświetloną promieniami słońca ulicę. Stamtąd było już bardzo niedaleko na ząbkowicki rynek. Po nabyciu w znajdującej się przy nim księgarni pocztówek, przedstawiających Ząbkowice oraz Bardo (do którego zmierzaliśmy), podeszliśmy na chwilę pod bardzo stylowy ząbkowicki ratusz.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/33/lqhp.jpg
Następnie poszliśmy pod najsłynniejszą atrakcję tego miasta – Krzywą Wieżę.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 4/w4ia.jpg
Można ją było zwiedzić, lecz tym celu należało się udać do domu nieopodal. Po uiszczeniu opłaty (6 zł za osobę to jakby trochę sporo) pani poszła z nami pod wieżę i przy pomocy wielkiego klucza otworzyła drzwi. Zaczęliśmy się wspinać spiralnymi schodami. Wieża pełniła niegdyś funkcję dzwonnicy pobliskiego kościoła. Było widać miejsca, gdzie niegdyś wisiały dzwony.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/ws9m.jpg
Wreszcie dotarliśmy na taras widokowy na szczycie wieży – 32,5 m nad poziomem ulicy. Pomimo słonecznej pogody widoczność tego dnia nie była zbyt dobra – wszystko spowijała lekka mgiełka, tak że w ogóle nie widzieliśmy Gór Bardzkich, a Masyw Brzeźnicy, będący naszym celem pośrednim, ledwie rysował się w oddali.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 2/erx3.jpg
Po obejrzeniu miasta i jego bezpośredniej okolicy zeszliśmy na dół, mijając trójkę innych turystów, która podążała na taras. Widząc mapę i górskie plecaki zapytałem zamykającego stawkę chłopaka, gdzie będą wędrować. Odparł, że do Srebrnej Góry, na twierdzę.
Pozostaje wyjaśnić czemu wieża jest krzywa. Legenda twierdzi, że od razu ją taką zbudowano, natomiast przekazy źródłowe świadczą o tym, że wcale tak nie było, a wieża pochyliła się po raz pierwszy w 1590 r. wskutek trzęsienia ziemi, a następnie przechył zwiększył się w 1592 r. i 1598 r.
Z Krzywej Wieży jest dosłownie rzut kamieniem do ruin ząbkowickiego zamku.
To piękne renesansowe założenie puścili z dymem Szwedzi w czasie wspomnianej wojny trzydziestoletniej (oni uwielbiali robić to z dolnośląskimi zamkami!).
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 0/h4qa.jpg
Usiedliśmy z Agą na ławeczce w pobliżu stromej skarpy nieopodal zamkowych murów i zaczęliśmy wcinać drugie śniadanie, a ja wykorzystałem tą chwilę przerwy także na dydaktyczną opowieść. Jej bohaterem był oczywiście ów ktoś, o kim pisałem na początku tej relacji.
Georg Katschker urodził się w Ząbkowicach Śląskich 24 września 1596 r. Jego ojciec, Jakob Katschker, był piekarzem. Dzieciństwo i młodość Georg spędził w rodzinnym mieście. Krótko po tym, gdy skończył 9 lat, w styczniu 1606 r., rodzinne Ząbkowice odwiedził nieproszony gość...
„Razu pewnego z drogi dalekiej
Zaszedł tu pielgrzym, co oczy miał
Czarne głębokie, mrokiem spowite,
Kostur mu w ręce kościstej drżał.[…]
Din, dirin-din biją dzwony na trwogę
W domach wieczorem podniósł się płacz
Kiedy ta Pani poprzez gród kroczy
Wij się na ziemi z bólu i charcz
Daj deri dol
Daj dori del
Choćbyś się ukrył, nie ujdziesz jej
Daj deri dol
Kosi jednako
Mieszczan, rycerzy, chłopstwo i kler
Z prawej jej strony anioł polata
i płacze cicho, a z lewej czart
Ona ponura w rozwianych szatach
Gasi istnienia płynąc przez świat”
[GreenWood „Ballada o czarnej śmierci”]
http://www.youtube.com/watch?v=00d8QKKWU3c
W opublikowanym dwadzieścia lat po tym wydarzeniu traktacie teologicznym „Vita Aeterna” („Życie wieczne”) Aelurius wspomniał, że przyczyną zarazy był trujący proszek, który rozsypali grabarze. Miało wówczas umrzeć ponad dwa tysiące mieszkańców Ząbkowic, liczba ta wydaje się jednak znacznie zawyżona.
Młody Georg kształcił się w teologii, prawdopodobnie na uniwersytecie w Lipsku, uzyskując tytuł magistra. 23 kwietnia 1620 r. podjął działalność duszpasterską w ewangelickim kościele św. Wacława w Kłodzku, położonego na zachód od zamku. Świątynia ta była filią kościoła farnego. Katschker został diakonem i jednym z dwu działających przy tym kościele kaznodziejów. Obowiązki swe podjął jednak w bardzo niespokojnym czasie wojny trzydziestoletniej. Po klęsce powstańców w bitwie pod Białą Górą oddziały cesarskie wkroczyły do Hrabstwa Kłodzkiego, opanowanego przez protestanckich powstańców. Wskutek tego podjęto decyzję o rozbudowie fortyfikacji zamkowych. Na linii szańców znalazł się kościół św. Wacława. W grudniu 1621 r., podczas adwentu, Katschker odprawił w nim ostatnie nabożeństwo, po czym kościół został zamknięty, a następnie – z początkiem 1622 r. rozebrany. Diakon nie opuścił jednak Kłodzka, które we wrześniu zostało oblężone przez katolików. Oblężenie zakończyło się pod koniec października honorową kapitulacją. Wojskowa załoga Kłodzka odeszła na Śląsk, ale katolicy wygnali z miasta także protestanckich duchownych. 12 listopada 1622 r. Georg Katschker opuścił Kłodzko, by już nigdy do niego nie wrócić. Schronienie znalazł w domu swych rodziców w Ząbkowicach. Nie miał jednak zajęcia, by więc z pożytkiem wykorzystać czas, zajął się pisarstwem. W ciągu dwu lat napisał „Glaciographię”, która uczyniła go nieśmiertelnym (to właśnie finisz jego pracy był opisany na początku oraz wspomniany trakt o życiu wiecznym. 30 czerwca 1626 r. otrzymał nominację na stanowisko rektora ząbkowickiego gimnazjum. Po niecałych 9 miesiącach pełnienia tej funkcji zmarł w dniu 22 marca 1627 r. Miał niespełna 31 lat...
Będące deserem po drugim śniadaniu mufinki smakowały wyjątkowo dobrze. Po śniadaniu zeszliśmy po skarpie na dół, przeszliśmy przez krajową „8” i podążyliśmy w stronę widocznej na horyzoncie wsi Tarnów. Wkrótce napotkaliśmy znaki zielonego i żółtego szlaku. Co pewien czas oglądaliśmy się za siebie, podziwiając panoramę oddalających się z każdym krokiem Ząbkowic – miasta, gdzie powstała „Glaciographia”.
Po krótkim marszu przez Tarnów weszliśmy na asfaltową drogę prowadzącą wprost w Masyw Brzeźnicy. Wkrótce dotarliśmy do lasu porastającego zbocza Grochowca (425 m n.p.m.). To miał być nasz pierwszy szczyt tego dnia. Niebawem po zagłębieniu się w las zboczyliśmy na chwilę ze szlaku w prawo. Chciałem pokazać Agnieszce szaniec, jeden z kilkunastu takich obiektów, jakie zachowały się do dziś w Masywie Brzeźnicy. Stanowią one relikt pruskiego obozu warownego i są związane z wojnami napoleońskimi. Zaczęto je wznosić 5 września 1813 r. Przy ich budowie pracowało 2500 robotników. Powstały w dwa tygodnie. Każdy z nich mógł pomieścić batalion wojska. Mają wymiary od do
Po krótkich oględzinach wróciliśmy z powrotem na drogę i kontynuowaliśmy marsz. Coś jeszcze poza szańcem przypominało o przeszłości masywu, przez który wędrowaliśmy. Były to różnego rodzaju zagłębienia w ziemi – pozostałości po kopalniach magnezytu i węgla. Do południowo-wschodniego podnóża masywu przylega wieś Braszowice. W jej rejonie rozegrała się w lutym 1741 r. potyczka, w wyniku której omal nie dostał się do austriackiej niewoli król Prus Fryderyk II, który krótko przedtem wkroczył ze swymi wojskami na Śląsk...
Wędrując przez świerkowy las zielonym szlakiem szybko osiągnęliśmy wierzchołek Grochowca. Zrobiło się już bardzo ciepło, tak że zdjęliśmy z siebie zbędne elementy garderoby, a ja stwierdziłem, że reper geodezyjny świetnie nadaje się na tron faraona
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/33/bxz3.jpg
Po zejściu z wyżyn władzy szybko dotarliśmy na przełęcz oddzielającą Grochowiec od Brzeźnicy. Znajduje się tam kapliczka.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 4/n39r.jpg
Poza tym natknęliśmy się w tym miejscu na apel wystosowany do szerokiego grona odbiorców.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/21/h1ut.jpg
W masywie Brzeźnicy byłem już po raz drugi. Niewątpliwie wędrówka z przełęczy na szczyt jest jedną z bardziej urokliwych tras Przedgórza Sudeckiego. Wędruje się łagodnie wznoszącym się grzbietem, stromo opadającym na obie strony. http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 9/8u3c.jpg
Widoki są tylko miejscami i tu bardzo wyrywkowe.
Sam wierzchołek zaznaczony jest stertą kamieni i kartką na drzewie. http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/cr1v.jpg
Brzeźnica to najwyższy szczyt Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich oraz drugi co do wysokości (po Ślęży) masyw Przedgórza Sudeckiego. Warto tam zawitać
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Schodząc z Brzeźnicy ujrzałem w oddali Misty Mountains – Góry Bardzkie. Lepiej można się im było przyjrzeć, gdy skończył się las. http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 1/nmtr.jpg
W oddali widać było także Srebrną Górę z górującą nad nią twierdzą.
Kolejnym punktem na trasie był Mikołajów, w którym zajrzeliśmy do starej kaplicy. W przeciwieństwie do wielu podobnych obiektów w innych wsiach była otwarta.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 6/ivbb.jpg
Następnie podążyliśmy w górę miejscowości. Plan zakładał, że dotrzemy na grzbiet Gór Bardzkich maszerując doliną bezimiennego potoku,
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 4/8idk.jpg
a następnie w odpowiednim miejscu odbijemy w lewo drogą, która doprowadzi nas na Przełęcz Mikołajowską (552 m n.p.m.). Plan udało się zrealizować pomyślnie i tuż za przełęczą złapaliśmy niebieski szlak, którym mieliśmy wędrować do samego Barda. Spieszyło mi się tam bardzo, ponieważ miałem jeszcze pewien plan na późne popołudnie i wieczór tego dnia...
Wreszcie naszym oczom ukazała się góra Kalwaria – znak, że do Barda już blisko.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 1/glmu.jpg
Dotarliśmy na naszą kwaterę, gdzie po ogarnięciu się postanowiłem ruszyć na realizację swego planu. Miałem odwiedzić znajomych, którzy znajdowali się 7 km od Barda na ... biwaku milicji kanadyjskiej. Kolejna podróż w czasie i przestrzeni! Biwak znajdował się w Pilcach – tylko, że tej miejscowości próżno szukać teraz na mapach. Nie istnieje!
Zbiegłem ze wzgórza, na którym znajdowała się większość zabudowy Barda, przekroczyłem krajową „8”, minąłem stację PKP Bardo-Przyłęk i oddalając się od Gór Bardzkich, nad którymi właśnie zachodziło słońce
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/ykrv.jpg
dotarłem do Przyłęku. Nie jest to jakaś szczególna wieś, ale od czasu studiów kojarzę ją jako miejsce, gdzie w 1250 r. książę wrocławski Henryk III (zwany Białym) wydał akt lokacyjny miasta Brzegu („ręką Waltera, naszego pisarza”), którego treść tłumaczyliśmy z łaciny na język polski w ramach lektoratu z linguy latiny
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Do Przyłęku wyjechał po mnie samochodem Dawid i już wkrótce dotarłem do obozowiska milicji fortu Le Bouf. http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/akc6.jpg
„French&Indian War” („wojna z Francuzami i Indianami”)- tak w amerykańskiej historiografii nazywa się wojnę siedmioletnią (1756-1763) na terenie Ameryki Północnej. Dwóch znajomych z regimentu Alt-Kreytzen równolegle rekonstruuje milicjantów (nie mylić z formacją policyjną
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Na stację w Suszce dotarłem 10 minut przed odjazdem pociągu. Nadjechał punktualnie i szybko dotarłem do Barda. Tam w pizzeri zjadłem spóźniony już mocno obiad, w którym towarzyszyła mi Agnieszka (zjadła własny wcześniej w tym samym lokalu) i razem wróciliśmy na kwaterę. Nie siedzieliśmy długo w noc, gdyż nazajutrz czekała nas wczesna pobudka.
W niedzielę 9 marca wstaliśmy krótko po godzinie 6. Świat na zewnątrz tonął w gęstej mgle. Godzinę po pobudce schodziliśmy już do centrum Barda. Bazylikę można było dostrzec dopiero z odległości jakichś 100 metrów.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/69/v8av.jpg
Po porannej Mszy na 7.30 (podczas której z bardzo bliska mogliśmy zobaczyć figurę Matki Bożej Bardzkiej) zwiedziliśmy bazylikę, po czym ruszyliśmyw drogę. Mgła wciąż spowijała miasteczko. Przekroczyliśmy kamienny most na Nysie Kłodzkiej, przeszliśmy pod wiaduktem kolejowym i weszliśmy w wąską dolinę potoku, wzdłuż której ciągnie się tzw. Niemiecka Droga Krzyżowa. Mgła dodawała jej uroku. Powoli szare chmury na niebie zaczęły się rozstępować, a słońce próbowało przebić się przez mgłę. Wkrótce zza jednego z zakrętów doliny wyłonił się budynek Źródła Marii i stojący przy nim krzyż.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/v6ty.jpg
Po krótkiej przerwie w tym tradycyjnym miejscu postojów ludzi udających się na górę Kalwarię (połączonym oczywiście z konsumpcją wody ze źródła) zaczęliśmy podejście. Mgła ciągle jeszcze otulała las, a promienie słońca czyniły krajobraz niesamowicie pięknym. http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 4/wjj5.jpg
Nie minęło wiele czasu, gdy stanęliśmy pod słynnym krzyżem powyżej urwiska.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/23/ls1o.jpg
Jest to znakomity punkt widokowy na przełom Nysy Kłodzkiej, Bardo i okolice (widać stamtąd nawet Szczelinie Wielki), ale teraz u naszych stóp zalegało morze chmur i tylko niektóre wzniesienia Gór Bardzkich wyłaniały się z niego niczym wyspy.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/d3od.jpg
Promienie słońca, które mieliśmy za plecami sprawiły jednak, że na tle morza chmur dostrzegłem to, czego się spodziewałem – bardzo słabe widmo Brockenu. Po raz pierwszy widziałem je na tak nieznacznej wysokości (poniżej 500 m n.p.m.). Po serii zdjęć kontynuowaliśmy z Agą wspinaczkę na szczyt Kalwarii. Na wierzchołku, nieopodal kaplicy górskiej,
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 9/w3up.jpg
urządziliśmy postój na drugie śniadanie. Słońce grzało już mocno, mgła opadła całkowicie w doliny i mogliśmy siedzieć na ławce w krótkim rękawie.
Ze szczytem Kalwarii związana jest pewna opowieść. Otóż w 1400 r. ludzie w Bardzie mieli usłyszeć dochodzący od strony tej góry kobiecy szloch i płacz. Zaintrygowani udali się sprawdzić źródło tych odgłosów i na szczytowej skałce ujrzeli postać Matki Bożej, która powiedziała im, że opłakuje los tej ziemi, którą dotknąć miały wkrótce wielkie nieszczęścia – po czym postać zniknęła. Ćwierć wieku później zjawili się w Bardzie husyci…
Na skałce, gdzie stała Matka Boża, miały pozostać odbite w kamieniu ślady jej stóp. W 1608 r. na szczyt Kalwarii dotarł Georg Katschker. Późniejszy Aelurius zanotował po latach w „Glaciographii”, że na skałce sam widział wspomniane ślady. Przez lata kolejni pątnicy odłupywali na pamiątkę kawałek tej skały, tak że w końcu uległa ona zniszczeniu – a wraz z nią ślady stóp. Obecnie za kaplicą można podziwiać ślad stopy zabezpieczony kratką, wykonany na pamiątkę tego „oryginalnego”.
Na Kalwarii byłem wielokrotnie i od dawna intrygowała mnie zamieszczona na tablicy informacyjnej przy wejściu do kaplicy wzmianka o wizycie autora „Glaciographii” w tym miejscu. Dlaczego? Ponieważ w 1608 r. liczył on zaledwie 12 lat! Z Ząbkowic na szczyt jest kilkanaście kilometrów i raczej mały Georg nie zjawił się tu sam. Po co jednak w ogóle miał się udać do miejsca związanego z kultem maryjnym – tak obcym jemu, protestantowi? Odpowiedź na to pytanie być może dałoby się znaleźć na kartach jego najsłynniejszego dzieła, ale nigdy doń nie zaglądałem…
Pod koniec naszego postoju na szczyt dotarła dwójka turystów, a my ruszyliśmy wkrótce w dalszą drogę. Wędrowaliśmy przez góry, które ukazały się nam w szacie typowo jesiennej.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 3/tdpg.jpg
Kolejny postój wypadł na Przełęczy Łaszczowej, gdzie też dogoniła nas wspomniana dwójka turystów – z dodatkiem trzeciej osoby. Następny etap naszej wędrówki to wejście na Ostrą Górę. Na jej północnych zboczach natknęliśmy się na jedyne ślady zimy w Górach Bardzkich – kilka płatów starego śniegu i kilka zlodowaciałych fragmentów ścieżki.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x480q90/35/1blf.jpg
Wędrując jesiennym w istocie lasem,
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 6/svld.jpg
odbiliśmy na chwilę na żółty szlak, by Agnieszka mogła stanąć na Kłodzkiej Górze – najwyższym szczycie Gór Bardzkich. Pamiątkowa fotka i wróciliśmy z powrotem na początek żółtego szlaku, gdzie zrobiliśmy postój na herbatkę. Teraz mieliśmy już więcej schodzić niż wchodzić. Minęliśmy Grodziszcze oraz Podzamecką Kopę, natykając się po drodze na dwa XVIII-wieczne słupki wyznaczające granicę włości klasztoru cystersów w nieodległym Kamieńcu Ząbkowickim.
http://imagizer.imageshack.us/v2/640x48 ... 1/ep8i.jpg
Po dotarciu na Przełęcz Kłodzką (gdzie kończą się Góry Bardzkie, a zaczynają Złote) zaczęliśmy łapać stopa. Niestety mimo sporego ruchu nikt nie chciał się zatrzymać. Podążaliśmy wytrwale do Kłodzka, stając na wszystkich napotkanych przystankach autobusowych z zatoczkami, by ponowić próby – z takim samym, jak na przełęczy, rezultatem. Była niedziela, ale widać nikt z kierowców nie traktował dwu turystów łapiących stopa jako możliwości spełnienia uczynków miłosierdzia w okresie Wielkiego Postu…
Dotarliśmy wreszcie do Jaszkówki – ostatniej miejscowości przed Kłodzkiem, położonej 3 km od miasta. Podczas postoju na przystanku sprawdziłem, że za kilka chwil miał się tam zjawić bus relacji Paczków-Kłodzko, postanowiliśmy więc nań zaczekać. Busem tym dotarliśmy do centrum stolicy Hrabstwa Kłodzkiego. Podreptaliśmy na dworzec PKS, gdzie sprawdziliśmy, skąd odjedzie nasz autobus, po czym udaliśmy się na poszukiwanie lokalu gastronomicznego, a że nie mieliśmy za dużo czasu, ograniczyliśmy teren poszukiwań do bezpośredniego otoczenia dworca. Znaleźliśmy knajpę typu mordownia (polecamy ją uwadze Buby
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Kłodzko – miasto, w którym Aelurius był dwa lata kaznodzieją i które natchnęło go do napisania „Glaciographii”… Kościół św. Wacława, w którym posługiwał, znajdował się na tzw. górze Wacława (Wenzelberg) na terenie obecnej twierdzy. Aelurius napisał, że w pogodne niedzielne lub świąteczne dni mieszkańcy Kłodzka chętnie przychodzili tam by podziwiać widoki. Co ciekawe, nie wspomniał nic o górach otaczających ze wszystkich stron Kotlinę Kłodzką, które z łatwością można było stamtąd dostrzec. Jak widać nie uznał za warte wzmianki coś, co tak bardzo pociąga nas. Postrzeganie świata zmienia się wraz z upływem wieków, a góry nie budziły wówczas większego zainteresowania – nie były przyjazne człowiekowi, gdyż takim był teren płaski, gdzie znajdowały się uprawne pola. Potrzeba było jeszcze 150 lat, by ludzie zaczęli urządzać na terenie Ziemi Kłodzkiej dla przyjemności wycieczki górskie, jednak już w czasach Aeluriusa ludzie lubili sobie popatrzeć na szerszą okolicę. Świat się zmieniał i trwa to do dziś…
Wracając autobusem do Wrocławia mogliśmy „od tyłu” przypomnieć sobie naszą wędrówkę. Przejechaliśmy przez Bardo, gdzie popatrzyliśmy na krzyż na urwisku i bazylikę, widzieliśmy Masyw Brzeźnicy i położoną u jego podnóża wieś Tarnów, ujrzeliśmy w oddali wieże Ząbkowic Śląskich, do których wkrótce wjechaliśmy. To wszystko pozostawało za nami…
Kiedy po raz pierwszy natknąłem się na wzmiankę o Aeluriusie? Trudno powiedzieć. Na pewno musiałem przeczytać o nim w przewodniku po Głównym Szlaku Sudeckim Zbigniewa Garbaczewskiego, który miałem w posiadaniu już pod koniec liceum. Gdy na drugim roku studiów uczestniczyłem w proseminarium z historii Śląska u dr. Jacka Dębickiego, dowiedziałem się od niego o pierwszym historiografie Ziemi Kłodzkiej nieco więcej. Dr Dębicki napisał o nim kilka lat wcześniej książeczkę pt. „Georgius Aelurius. Kronikarz Ziemi Kłodzkiej”. Jakiś czas po odbyciu proseminarium nabyłem ją i zjawiłem się u autora po dedykację. I tak, gdy sięgnąłem do tej książeczki teraz, podczas pisania tej relacji, zobaczyłem słowa, które mi wówczas wpisał: „Zdolnemu i sympatycznemu studentowi – autor”. Aelurius był zwierciadłem swoich czasów, może więc ten wpis również jest obrazem mnie z tamtego okresu?
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)