Kolejny dzień wędrówki znowuż wita mnie ładną pogodą. Dzisiejszy cel wędrówki jak na raubrittera przystało, to ruiny średniowiecznego zamku Szczerba nieopodal wsi Gniewoszów, gdzie popołudniu ma czekać na mnie Mikołaj – kumpel z Poznania.
Nie wyruszam przez Jagodną – najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich, gdyż już kiedyś szedłem tą drogą i wrażenia na mnie nie zrobiła. Wybieram szlak żółty, który meandruje zboczami tejże góry i łączy się z nim nieopodal Przełęczy Nad Porębą (690 m n.p.m.). Tam, po wyjściu z lasu, mogę delektować się widokami.
Szlak pomiędzy Przełęczą Nad Porębą a Gniewoszowem w większości drogi jest bardzo malowniczy. Co rusz przystaję cykać zdjęcia. Na początku jednak trzeba przejść przez dość sporę chaszczory, pomiędzy którymi skrywają się ruiny starych, niemieckich chałup. Po wyjściu z nich jak zawsze otrzepuję nogi – dobry nawyk, dzięki temu lokalizuję dwa kleszcze, które zmierzały sobie powyżej kolan.
Po dojściu do Autostrady Sudeckiej, którą będę teraz szedł niewielki odcinek do Gniewoszowa (cały czas niebieskim szlakiem), mogę napawać się takimi oto widokami na Rów Górnej Nysy:
W Gniewoszowie mijam jakąś starszą panią wychodzącą z lasu z wiadrem wody. Gdy już zostaje za moimi plecami, słyszę nagle jej głos:
-Halo! Tam w lesie, w bok, jest źródło wody.
-Takiej do picia? - odpowiadam zaskoczony.
-Tak, tak, oligoceńska!
Rzeczywiście, schodzę ścieżynką w bok i przy płynącym wzdłuż drogi strumieniu, jest niewielkie źródełko z tryskającą z umocowanej rurki wodą. Napełniam butelkę.
Wybudowany w 1568 roku, a przebudowany w XVIII wieku, kościół w Gniewoszowie. Sama miejscowość powstała najprawdopodobniej w XIII wieku jako wieś służebna przy zamku Szczerba.
Do zamku docieram popołudniu, gdzie czeka już na mnie towarzysz dalszej wędrówki.
Historia powstania warowni okryta jest cieniem tajemnicy. Nieznany jest również fundator, ani czas, w którym powstał pierwszy zamek. Według legend na miejscu obecnego zamku już na początku XI wieku istniał niewielki gród. Sam zamek datuje się na XIII / XIV wiek. Niestety długo nie istniał – najprawdopodobniej zdobyli go i zniszczyli husyci w swoim marszu na Śląsk w 1428 roku i już nigdy go nie odbudowano.
Niestety nigdzie dookoła nie da się rozbić namiotów, dziedziniec jest dość mocno zarośnięty i zaniedbany, a dookoła sucha fosa, stromizny i kamienie. Ostatni raz byłem tutaj z osiem lat temu, wówczas ruiny wydawały mi się bardziej zadbane i uporządkowane.
Ratuje nas znajdująca się pod zamkiem wiata turystyczna z paleniskiem w środku, którą wygoglowałem jeszcze w domu przygotowując się do podróży – postanawiamy jakoś przespać się na dość wąskich ławkach w jej wnętrzu. Zanim jednak wybieramy swoje miejsca, uważnie lustrujemy dach wiatki. Niestety wygląda jak ser szwajcarski, widać że ma już swoje lata. A ponoć w nocy ma przyjść załamanie pogody...
Wiatę (przyjemniej o tej porze roku) odradzam ludziom nieprzepadającym za pająkami. Roiło się w niej od nich i zanim rozłożyliśmy śpiwory na ławkach, gałązkami z liśćmi czyściliśmy deski dookoła. Niektóre były naprawdę sporych rozmiarów....
Zbierając w krzakach drzewo na ognisko, znowuż atakuję mnie (i Mikołaja) kleszczory. Jakiś ich wysyp chyba o tej porze roku! Całe szczęście lokalizujemy je na sobie zanim jeszcze się wygodnie w nas ugościły.
Lasy obrastające ruiny to głównie drzewa liściaste w przewadze buka, więc o drzewo na ognisko dosyć ciężko. Dodatkowo zbieranie utrudniają stromizny. W końcu jednak mamy odpowiedni zapas.
Pogoda rzeczywiście psuje się już pod wieczór, nachodzą chmury, zaczyna groźnie grzmieć. Spada parę kropel deszczu, jednakże burza przechodzi bokiem.
Postanawiamy, że rozpalimy palenisko w środku wiatki. Nadchodzi wieczór, smażenie kiełbasek, biesiada i rozmowy o duchach. Przypomina mi się legenda o pięknej córce niegdysiejszego komesa tegoż zamku, której duch błąka się po okolicy próbując odpokutować grzechy swojego sadystycznego i na wskroś złego ojca - Dzikiego Jana. Od czasu do czasu po lesie niesie się szczekanie kozła oraz ryk jelenia. Raz do wiaty wpada nam nietoperz.
Zasypiamy przy przeganiających duchy byłych gospodarzy zamku, ciepłych płomieniach paleniska.
O godzinie w trzeciej w nocy zaczyna padać.
CDN