Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Jeżeli wybrałeś się gdzieś poza Sudety i nie wstydzisz się tego, daj znać!
Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4199
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: Pudelek » 24-12-2021 23:21

W Górach Świętokrzyskich byłem raz - ponad dwadzieścia lat temu z rodzicami odwiedziłem Święty Krzyż. Od tego czasu jakoś za bardzo mnie tam nie ciągnęło, choć to niby góry... Aż wreszcie nastał grudzień Roku Pańskiego 2021. Okazją do ponownych odwiedzin była reaktywacja Andrzeja (Eco), z którym po ponad trzech latach znowu ruszyłem na szlaki. A Świętokrzyskie wybraliśmy z kilku powodów:
* ceny noclegów w tej okolicy jeszcze nie oszalały, w przeciwieństwie do Beskidów i Sudetów,
* małe były szanse na przewalające się tłumy,
* w moim przypadku będzie to nowe pasmo zaliczone z plecakiem.
Wyjazd był zacny, ale nie spodziewajcie się w tej relacji masy pięknych widoków, a raczej prozę wędrówki i walkę z przeciwnościami losu ;).
Obrazek

Gdy wrócił Eco, wróciło i licho. Można je nazywać pechem, karą Bożą, przypadkiem. Faktem jest, że istnieje i przypomniało sobie o nas. Po raz pierwszy zaatakowało jeszcze w dzień przed wyjazdem, w czwartek wieczorem: około 23-ciej zdałem sobie sprawę, iż wśród przygotowanych kartek nie mam biletu do Kielc! Szybka reakcja i rzutem na taśmę udało się go wydrukować.
Drugi atak nastąpił w piątek wcześnie rano. Zastanawiałem się, czy na dworzec podjechać autobusem czy pociągiem, który z nich będzie pewniejszy? Wybrałem autobus, a ten się... zepsuł. Na szczęście na tyle blisko dworca, że zdążyłem piechotą. Co ciekawe - ledwo z autobusu wyszli ludzie (wyświetliła się napis "awaria"), a ten ruszył dalej :D.
Ze stolicy Górnego Śląska pociąg wiezie naszą dwójkę w stronę Kielc. Ciepło, wygodnie, przyjemnie. Martwi trochę myśl, że w stolicy Świętokrzyskiego mamy całe jedenaście minut na przesiadkę - trzeba przebiec na dworzec autobusowy. Teoretycznie wykonalne, lecz nie możemy się spóźnić. Nagle pociąg staje. Z głośnika słychać głos kierownika:
- Planowany postój techniczny nie powinien wpłynąć na czas jazdy.
Ponieważ na PKP IC można polegać, więc łapiemy pierwsze pięć minut opóźnienia, a potem dokładają kolejne pięć. Trzeci atak licha zakończony sukcesem, na przesiadkę nie zdążymy.

W Kielcach idziemy nie spiesząc się. Na dworcu autobusowym widzimy, iż nasz busik też ma opóźnienie, jeszcze stoi na stanowisku, biegniemy w jego kierunku, podobnie jak inny facet, a kierowca - zobaczywszy nas - zatrzasnął drzwi i odjechał! Cudnie.

Kielc prawie nie znam, opinie o nich są różne (przeważnie negatywne ;)), ale zazdroszczę im dworca autobusowego. Spodobał mi się już w maju, gdy jechałem na Lublin - niebanalna sylwetka przypominająca UFO, nieprzeładowana i nie dodatek do galerii handlowej, jak to jest w innych miastach! W środku też ciekawie - stanowiska odjazdowe są dookoła, przy każdych drzwiach wyświetlona stacja docelowa. I tylko zafajdany darmowy kibelek trochę zepsuł to wrażenie. A obok strzela sylwetka neogotyckiego kościoła.
Obrazek

Policja poluje na bezmaseczkowców, więc wychodzimy do parku się dotlenić. Hasło "piździ jak w kieleckim" się nie sprawdza, temperatura oscyluje w okolicach zera.
Obrazek

Następny planowy busik mamy za niecałą godzinę, ale odkrywamy na rozkładzie trochę wcześniejszy, którego nie było w internecie. Włazimy, licząc, że skoro odjeżdża wcześniej, to i wcześniej przyjeżdża, ale nic bardziej błędnego - to jakaś dłuższa trasa, zatem zajmie to znacznie więcej czasu! Super.
Wśród miejscowych pasażerów też jakaś nerwówka. Jedna staruszka ma pretensje do kierowcy, że bilet kosztuje siedem złotych, a przecież ona wie, że zawsze płaciła sześć. Kierowca z trudem tłumi nerwy, bo pani ewidentnie konfabuluje. Potem inna dziewczyna ma żal, że przejechała swój przystanek. Okazało się, że podała błędną nazwę, gdyż są dwa o bardzo podobnej nazwie. Następnie jakieś panie wchodzą i chcą jechać w zupełnie innym kierunku, gdyż "zawsze odjeżdżaliśmy stąd". Cyrk na kółkach. Tylko my z plecakami zwracamy pozytywne zainteresowanie faceta za kółkiem, bo chyba turystów wozi rzadko.

W końcu dojeżdżamy do Nowej Słupi. Niewielkie miasteczko robi na nas przygnębiające wrażenie - szarówka, wydmuchowisko i jeszcze mamy wrażenie, że jesteśmy w czarnej dupie. Próbujemy przez chwilę łapać stopa, lecz nawet nie ma ku temu odpowiedniego miejsca.
Obrazek
Obrazek

Tutaj ktoś miał wyobraźnię.
Obrazek

W oczekiwaniu na kolejną przesiadkę udajemy się... na cmentarz. Przed wejściem stoi stolik oraz toi-toi. Rozgrzewamy się swojskim winem. Zaglądam też na nekropolię, gdzie jest trochę starych grobów.
Obrazek

Ten grobowiec wygląda jak piwnica.
Obrazek

Do Nowej Słupi jeszcze wrócimy wieczorem, a teraz busikiem zmieniamy powiat z kieleckiego na opatowski. W Jałowięcach obok stacji benzynowej powinien działać "Zajazd Świętokrzyski". Planujemy tam zjeść coś ciepłego, przepłukać gardło... Zrobiła się mgła, więc kierowca wysadza nas nie na przystanku, a tuż obok lokalu. Przechodzimy kilkanaście metrów - "Zajazd" jest zamknięty...
Obrazek

Śmiejemy się głupkowato, chyba przeczuwaliśmy, że licho nie odpuści... Pytam się Eco, czy ma ochotę na reżimowego hot-doga, ale lepszym pomysłem będzie natychmiastowy powrót na przystanek, aby się stąd wydostać.
- Za ile mamy powrotny? - pyta Andrzej.
- Za kilka minut...
Ciśniemy we mgle pod górę, a przystanku nie widać. Zdążymy?
Obrazek

Zdążyliśmy, ale w hamujący gwałtownie autobus prawie przywaliła ciężarówka. Fajnie by było, akurat poleciałaby później na nas. Uspokojeni włazimy do środka, gdzie Eco wdaje się w gadkę ze starszym kolesiem za kierownicą. Chyba lubi sobie pogadać z pasażerami, a teraz zdarza się to rzadko. Facet opowiada, że rano była straszna szklanka na drogach. Narzeka, że pracuje dwanaście godzin, od piątej do siedemnastej, bo jest za mało ludzi chętnych do pracy za tak małą stawkę. I jeszcze parę innych rzeczy...
Nagle Andrzejowi dzwoni telefon. Akwizytor proponuje instalację fotowoltaiki, już drugi dzisiaj. Eco opracował w stosunku do natrętów świetną strategię, żadnych wyzwisk ani spławiania.
- Taaak? Słucham? - mówi z radosną miną. - Naprawdę? Niemożliwe, super! - woła podekscytowany. - To świetny pomysł, więc proszę opowiedzieć o nim komuś innemu! - i naciska czerwony guzik. W tle było słychać zrozpaczony głos akwizytora: - Nieee, niech się pan nie rozłącza! :D

Wysiadamy w Piórkowie. I tu wszelkie napięcie schodzi, od tego momentu wszystko zależy tylko od nas, a nie od pieprzonej komunikacji publicznej!
Obrazek

Na zegarku już wpół do drugiej, ale przecież my dopiero zaczynamy całą przygodę, więc zakładamy obóz pod sklepem. A Eco włazi w psią kupę i to trzy razy w tę samą - znowu licho!
Obrazek
Obrazek

Po tym bardzo przydługim wstępie mogę napisać, że w końcu rozpoczynamy wędrówkę po Górach Świętokrzyskich. A takiego początku szlaku to jeszcze nie widziałem - w postaci pomnika z krzyżem i z flagami!
Obrazek

Jan Nepomucen z prowadzącym do niego pomostem, z którego na wszelki wypadek usunięto deski, żeby ktoś nie podszedł i nie zrobił świętemu kuku. Natomiast położony na niewielkim wzgórzu kościół świętego Stanisława składa się z dwóch części: starej kaplicy dworskiej z 1640 roku oraz dobudówki z lat 50. ubiegłego wieku. Do wzniesienia tej drugiej użyto materiału ze zniszczonych zabudowań dworskich (ciekawe, kto je zniszczył? Czyżby "spontaniczne wystąpienie ludu"?).
Obrazek

Dodam jeszcze, iż Piórków stanowił kiedyś własność biskupów kujawskich. Daleko mieli purpuraci do swoich włości. Posiadali oni dwór, który w niczym nie ustępował rezydencjom bogatej szlachty. Później dobra kościelne znalazły się prawdopodobnie w rękach państwa, a ostatnia wiadomość o rezydencji pochodzi z 1923 roku. To dość dziwne, nikt nie wie co się później z nim stało? Czy dotrwał do wojny, czy może już wcześniej skończyła się jego historia?

Ruszamy drogą w kierunku niewidocznego horyzontu. Pasmo Jeleniowskie to najbardziej wysunięta na wschód część Gór Świętokrzyskich.
Obrazek

Gęby nam się cieszą - radość, że znowu idziemy razem tryska z nas na całą okolicę (ostatni wypad we dwójkę to była Wielka Fatra jesienią 2018 roku). Szczerze pisząc myślałem, iż tamtejsza wyprawa to była już ostatnia taka, ale jednak okazało się, że i po zamążpójściu jest włóczęgowskie życie. I nawet szarówka nam nie przeszkadza.
Obrazek

Śnieg, który w wiosce był mokry, staje się stopniowo coraz bardziej zmrożony i powoli go przybywa. Po wejściu do lasu odbijamy w prawo, szlak kluczy między drzewami i lekko nabieramy wysokości.
Obrazek

Nieco po ponad godzinie zdobywamy Szczytniak, najwyższy punkt Pasma Jeleniowskiego. Skłamałbym, gdybym napisał, że był to spory wysiłek - w końcu to tylko 554 metry n.p.m.. Na górze nie ma nawet odpowiedniej tabliczki szczytowej, a jedynie informacja o rezerwacie.
Obrazek

Andrzej twierdzi, że gdzieś tu jest wiata. Łazimy tam i z powrotem, nawet idziemy przez chwilę czerwonym Głównym Szlakiem Świętokrzyskim, ale wiaty niet. Ja sobie jej nie przypominam na żadnych zdjęciach, ale Eco upiera się, że dwa lata temu z niej korzystał. Tak czy siak, wiaty nie znajdujemy, więc zaczynamy schodzić w dół na północną stronę. Przecinamy nieduże gołoborze, zatem wyciągam kijki, gdyż kamienie są śliskie.
Obrazek

Skoro nie było wiaty, to robimy odpoczynek na jednym z rozstajów leśnych dróg, gdzie dopada nas zmrok. Jak za dawnych lat gadamy o tym i o owym degustując przy okazji swojską nalewkę. Miała niby być zgerowana, ale smakuje znakomicie!
Obrazek

Las kończy się szybciej niż sądzimy. Pomarańczowe lampy słabo oświetlają wyludnione i wypełnione wyziewami z kominów ulice Nowego Skoszyna. Sądziliśmy, że przemkniemy tędy bez historii, ale nieoczekiwanie natykamy się na mały sklepik. Właścicielka mieszka naprzeciwko i przychodzi, gdy ktoś się zjawia pod drzwiami, zatem kupujemy sobie po jednym. Widać, że miejsce te jest dobrze przygotowane do spędzania wolnego czasu - w krzakach natykam się na zaśnieżone ławki, oddzielone od drogi.
Wkrótce potem przyjeżdża dwóch robotników wracających z pracy. Zagadują skąd zeszliśmy i gdzie śpimy. Jakoś nie mieści im się w głowie, że mamy na nocleg dotrzeć za pomocą własnych nóg.
- Za żadne skarby świata - kręcą głowami.
- Przecież to niedaleko - mówię. - I pora jeszcze młoda, dopiero w pół do szóstej.
Z kolei pani zza kasy pyta się, jak było na Szczytniaku.
- Tyle lat tu mieszkam i nigdy tam nie byłam - kiwa głową. - I chyba już nie będę.
No cóż, Szczytniak to nie żaden ósmy cud świata, ale ja bym nie wytrzymał mając go pod ręką i nie odwiedzając.
Obrazek

Spod sklepu idziemy kawałek szlakiem, który mija dość dziwny kościół - jego połowa wygląda na normalny dom mieszkalny, ma nawet garaż. Potem czarne znaczki odbijają w prawo, ale my ciśniemy prosto przez pola, gdzie w pewnym momencie zatrzymuje nas rzeczka o nazwie Słupianka i zmusza do powrotu na asfalt.
Następny odcinek upływa na monotonnym dreptaniu przed siebie, ale ostatecznie wracamy do Nowej Słupi i trafiamy na cmentarz, przy którym staliśmy kilka godzin wcześniej. Możliwe, że w tej okolicy wszystkie drogi prowadzą właśnie tam. Krótki postój i po strawersowaniu opustoszałego rynku (jeśli można go tak nazwać) udajemy się do agroturystki, którą zarezerwowałem kilka dni wcześniej. Za 50 złotych od osoby dostajemy pokój z łazienką i ogromnym telewizorem - było widać wszystkie zmarszczki celebrytów. W przedpokoju do dyspozycji mamy wyposażoną kuchnię z lodówką, gdzie umieszczamy swoje zapasy.
Obrazek

Nowa Słupia to miasto. Przynajmniej formalnie, bo na miasto bynajmniej nie wygląda, ale w 2019 roku po półtorawiecznej przerwie odzyskała prawa miejskie. Próżno szukać w tym mieście jakiś sympatycznych knajp na wieczór - jest jedynie kebab oraz pizzeria, którą poleciła gospodyni z agro. Trzeba zjeść coś ciepłego, opcja włoska wygrywa z turecką. Dobrze, że nie czytaliśmy w internecie opinii o tym lokalu - były one katastrofalne, ale pizza smakowała nieźle, a nieustannie ktoś dzwonił z zamówieniem, czyli jednak nie może być taka zła.
Po powrocie na nocleg odkrywamy, że uporządkowano nasze rzeczy w lodówce, a na górnej półce pojawił się tort - jutro córka gospodarzy ma urodziny. Jej tata zagląda do nas i liczy, że nie zjemy wszystkiego ;).

Sobotni poranek przynosi delikatną nadzieję na poprawę pogody. Choć ona przecież wcale nie jest taka zła - mogło walić żabami albo przewracać ludzi podmuchami wiatru. I tak naprawdę lekko to nam zwisa - w czasie tego weekendu najważniejsza jest wspólna wędrówka i przyjemne spędzanie czasu. A dzień rozpoczynamy od wypasionej jajecznicy z małym dodatkiem procentów dla lepszego trawienia. Idealny początek :P.

Po raz trzeci w ciągu niecałej doby nawiedzamy centrum Nowej Słupi. Miejscowość ta sięga swymi początkami średniowiecza i przez długi czas była własnością zakonników ze Świętego Krzyża, który do dzisiaj wpływa na jej funkcjonowanie. Oprócz chrześcijan mieszkali w niej również Żydzi (byłoby dziwne, gdyby nie); stanowili maksymalnie 10% społeczeństwa, ale posiadali w swoich rękach trzy synagogi i kirkut. Dwa domy modlitwy spłonęły w czasie pożaru w 1929 roku, trzeci zaadaptowano na warsztat, a cmentarz nie istnieje. Z kolei najważniejszym budynkiem religijnym jest kościół św. Wawrzyńca.
Obrazek

Podążamy niebieskim szlakiem wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej. Pod jednym z domów zauważamy ciekawy pomnik: poświęcony jakiemuś Staszkowi, który najwyraźniej zmarł w Auschwitz. Do tego karabin i chyba skrzypce - czy to oznacza, że był partyzantem i muzykiem?
Obrazek

Tablice kierują do największych atrakcji miasteczka, tylko dlaczego dziewczyna ze zdjęcia jest taka smutna i ubrano ją po rzymsku? Biały budynek w tle to dawna plebania nieistniejącego już drewnianego kościoła św. Marcina.
Obrazek

Kawałek wyżej znajduje się Centrum Kulturowo-Archeologiczne, czyli niewielki skansen z rekonstrukcjami obiektów sprzed dwóch tysięcy lat. Nie wiadomo tylko czemu do zabudowy charakterystycznej dla ówczesnego małopolskiego Barbaricum dołożono... Wał Hadriana. Co ma piernik do wiatraka?
Obrazek
Obrazek

W skansenie organizuje się cykliczną imprezę "Dymarki Świętokrzyskie", a obok wybudowano nowoczesny budynek Muzeum Starożytnego Hutnictwa, które zostanie otworzone kilka dni po naszej wizycie. Według jednego z opisów (...) w muzeum nie zgromadzono wielu eksponatów, jednak te, które się w nim znalazły, są wysokiej rangi.
Obrazek

W ogromnej "szafie" ułożono okrągłe pozostałości z procesu wyrobu żelaza, czyli żużel. Nie wiemy, czy to artefakty sprzed wieków, czy ze współczesnych zabaw.
Obrazek

Mijamy PTSM ("mamy grupę i nikogo więcej nie przyjmiemy" - taką dostaliśmy odpowiedź na pytanie o nocleg) i zaglądamy do Emeryka - kamiennej figury klęczącego mężczyzny. Według badaczy wyrzeźbiono go w XIII wieku, choć legenda (jedna z kilku) mówi, iż to pielgrzym, który z powodu swojej pychy został zamieniony w kamień (dzwony z klasztoru miały rzekomo bić na jego cześć). Albo legenda jest nieprawdziwa albo dzwony straciły swoją moc, gdyż w dzisiejszych czasach mielibyśmy tu pełno skamieniałych ludzi.
Obrazek

Na końcu drogi stoi knajpa o nazwie "Karczma Mnicha". Ma już otwarte i wstępujemy z wizytą, co okazało się błędem. Po pierwsze - sikacz za kilkanaście złotych okazał się zepsuty! Dawno nie piłem tak niedobrego "piwa"! Po drugie - ledwo zajęliśmy miejsca, a na parking wjechało pięć wojskowych ciężarówek. Wyskakuje nich kilkudziesięciu mundurowych - normalne wojsko, nie żaden WOT. Wszyscy ładują się do lokalu, momentalnie blokując bufet i kibelek, jednocześnie zapominając, że drzwi wejściowe się zamyka. Gdy patrzyłem na obrażone twarze młodych dziewczyn i wgapionych w smartfony młodziutkich chłopaków, to uznałem, że Putin może spać spokojnie: Prus Książęcych prędko Polska nie odbije.
Obrazek

Świętokrzyski Park Narodowy wita budką z poborem haraczu. Nigdy nie zaakceptuję, że za wstęp na łono przyrody trzeba płacić. Ale to tylko pierwsza z opłat - gdybyśmy chcieli wstąpić na punkt widokowy i obejrzeć gołoborza, to znowu trzeba sięgnąć do kieszeni. Stwierdziliśmy, że to przesada i punkt zbojkotujemy, zresztą przy takiej pogodzie i tak niewiele byłoby widać.

Podejście spod budki w kierunku klasztoru nazywa się Drogą Królewską, to najstarszy szlak pielgrzymkowy na szczyt Świętego Krzyża. Idziemy zaśnieżonym i pustym lasem, po bokach wyrastają stacji Drogi Krzyżowej oraz jedna wiata dla turystów.
Obrazek
Obrazek

Tuż przed polaną szczytową skręcamy w bok, żeby jeszcze zajrzeć na pogrążony w ciszy cmentarz jeńców radzieckich. Szacuje się, że spoczywa tu sześć tysięcy obywateli ZSRR zmarłych w Lager Heilig Kreuz.
Obrazek

Wracamy na polanę. Na jej skraju znajdują się pozostałości Kopca Adama Czartoryskiego, wzniesionego po śmierci księcia w 1861 roku.
Obrazek

Łysa Góra, nazwana później Świętym Krzyżem, była pierwotnie miejscem kultu słowiańskiego, miały się tutaj odbywać także sabaty. Jak często w takim przypadku święte miejsce pogan zastąpiono świątynią chrześcijańską. Pierwszą romańską świątynię wzniesiono w czasach Bolesława Krzywoustego, zaś tutejsze sanktuarium uznawane jest za najstarsze w Polsce, a w okresie panowania Jagiellonów uchodziło za najważniejsze w całym państwie. Od XIV do XIX wieku należało do benedyktynów.
Obrazek
Obrazek

Po kasacie klasztoru w 1819 roku obiekty zostały przekazane skarbowi państwa. Przez pewien czas mieściły tzw. dom poprawczy dla "księży zdrożnych", którzy na pierwszym miejscu stawiali uciechy ciała. Następnie Rosjanie utworzyli tu więzienie, które funkcjonowało także w okresie międzywojennym i było najcięższym takim zakładem w Polsce. Zlikwidowano je dopiero w 1939 roku, choć z zabudowań skorzystali Niemcy organizując wspomniany obóz jeniecki (właściwie zagłady) dla Sowietów.
Obrazek

Na horyzoncie przebija się Pasmo Jeleniowskie, po którym chodziliśmy wczoraj.
Obrazek

Na stoliku leży do podpisania petycja w sprawie "pomocy w odzyskaniu przez Kościół zabudowań klasztornych, które uległy kasacie w czasach zaboru rosyjskiego". Gwoli ścisłości - kasacie uległy nie zabudowania klasztorne, ale całe opactwo jako instytucja. Informacja o zaborze rosyjskim zapewne ma sugerować, że znowu maczali w tym palce ci źli Rosjanie; nic bardziej mylnego, bowiem kasacja w Kongresówce nastąpiła w wyniku działań polskich władz świeckich i kościelnych, co było efektem bulli papieskiej (likwidowano niektóre bogatsze klasztory, aby uposażyć biedniejsze). Pretensję o kasację można więc kierować do Watykanu, natomiast dziękować Państwu, że w ogóle pozwoliło na powrót zakonników na Święty Krzyż - jednak nie benedyktynów, a oblatów (więc te zabudowania nigdy nie należały do zakonu, który dziś rości sobie do nich prawa). To jak zwykle za mało... Autorzy petycji skarżą się, że nie mają obecnie do dyspozycji żadnej sali konferencyjnej, żadnych noclegów dla pielgrzymów (w okolicy jest bogata baza, ale wiadomo - wtedy pieniążki trafiają do kogoś innego) i w ogóle przez to nie mogą normalnie funkcjonować, służyć Bogu, ludziom, regionowi i Ojczyźnie ani prowadzić m.in. edukacji religijno-patriotycznej. Problem w tym, że "odzyskanie" zabudowań pociągnie za sobą zmianę granic parku narodowego oraz wyrzucenie z dotychczasowej siedziby Muzeum Przyrodnicze ŚPN. Protestują "tzw. środowiska ekologiczne" (cytat z petycji), przyrodnicy i posłowie opozycji. Posłowie partii rządzącej rzecz jasna ochoczo przyklasnęli temu pomysłowi, ministerstwo środowiska również nie robi problemów. W zamian za teren przy klasztorze park ma otrzymać znacznie większy obszar w dalszej okolicy, co samo w sobie jest dziwne, bo obecnie powiększenie innych parków narodowych w ogóle nie wchodzi w rachubę. Teoretycznie więc zamiana powinna być korzystna, ale zwraca się uwagę, że może to być początek całej serii takich "korzystnych" zamian - wystarczy, że przy innych PN jakaś miejscowa parafia zacznie powoływać się na "sprawiedliwość dziejową" i może uda się coś jej wytargować?
Koniec końców, ocierając ukradkiem łzę, petycji nie podpisaliśmy.
Obrazek

Coś jednak musi być na rzeczy z brakiem normalnego funkcjonowania - jak powszechnie wiadomo Kościół polski jest biedny, więc musi szukać źródeł utrzymania dosłownie wszędzie, więc i na Świętym Krzyżu trzeba zapłacić za wiele rzeczy: za wejście na wieżę, za wejście do kaplicy z mumią Wiśniowieckiego (która mumią Wiśniowieckiego nie jest), a także np. za skorzystanie z toalety. Uznaliśmy, że jesteśmy jeszcze biedniejsi od Kościoła i nie stać nas na takie wydatki, więc poruszaliśmy się wyłącznie po strefie darmowej. Na szczęście obejmuje ona korytarze i wnętrza kościoła klasztornego, posiadającego status bazyliki mniejszej.
Obrazek
Obrazek

Dla odmiany miła niespodzianka spotkała nas w klasztornej piwnicy - działa tam bufet, w którym sprzedają bardzo smacznego grzańca i to za jedynie 7 złotych. Przy glinianych kubeczkach można siedzieć długo, ale trzeba posiadać żelazny pęcherz albo udać się na górę do płatnego kibelka, bo tutaj toalety brak.
Obrazek

Na zewnątrz chmury zeszły niżej, wieża telewizja obok klasztoru jest ledwo widoczna, lecz to akurat dobrze, bo jej uroda jest raczej wątpliwa. Chwilę wcześniej przemknęli szlakiem żołnierze - zdaje się, że udawali się do Świętej Katarzyny, czyli dokładnie tam, gdzie my.
Obrazek

Przemykamy obok wejścia na gołoborza oraz szczytu Świętego Krzyża - prowadzi tędy asfaltowa szeroka droga, więc mamy wrażenie przebywania w parku, ale nie Narodowym, a zwyczajnym w miejscowości. Z dołu co chwilę coś jedzenie - teoretycznie mogą się tu poruszać tylko osoby z zezwoleniami i np. niepełnosprawne.
Obrazek

Z Głównym Szlakiem Świętokrzyskim wychodzimy w Hucie Szklanej. Wieś posiada "osadę średniowieczną" oraz bezpieczne wejście na parking.
Obrazek

Zaglądamy do restauracji wybudowanej w świetnie pasującym do północnej Małopolski zakopiańskim stylu i wypijamy szybkie piwo. Spotykamy także turystów idących GSŚ z naprzeciwka - to trójka facetów, która ma nocować w "naszej" agroturystyce w Nowej Słupi. Wyglądają na zmęczonych i nie mają większych chęci do rozmowy.

Tymczasem na dworze robi się coraz bardziej szaro. Grudniowe popołudnia tak szybko przechodzą w wieczór.
Obrazek

Kolejne sześć kilometrów to odcinek prosty jak strzała - szlak prowadzi pograniczem łąk i lasów z widokiem na odizolowaną południową część Gór Świętokrzyskich, dzieje się niewiele. W pewnym momencie widzimy fragment czerwonej tarczy - to słońce przebija przez dziurę w chmurach. Tyle go było przez cały weekend.
Obrazek
Obrazek

W ciemnościach osiągamy Kakonin. Kiedyś mieli tu sklepo-bar, który został przekształtowany w elegancką gospodę. Akurat chwilę wcześniej ją zamknęli i chyba dobrze, gdyż na zegarku wybiła pora Teleexpressu. Robimy jedynie krótki postój obok białej chałupy - jedynej pozostałości po drewnianej zabudowie wioski.
Obrazek

Trzeci raz dzisiejszego dnia przechodzimy przez bramę ŚPN. Z góry schodzi kilka osób i to jedyni turyści z plecakami, jakich spotkaliśmy na szlaku. W szybkim tempie zdobywamy przełęcz Świętego Mikołaja. Zamiast prezentów znajdujemy jedynie kapliczkę, w której można usiąść i odpocząć.
Obrazek

Nie wiem kto jest odpowiedzialny za szlakowskazy, lecz sugerowane czasy przejść to straszne bzdury. Odcinek z Huty Szklarni do Kakonina przeszliśmy krócej o ponad godzinę, teraz z kolei do kolejnych miejsc powinniśmy dojść niewiarygodnie szybko.

Przed nami Agata, wschodni wierzchołek Łysicy. Według najnowszych badań to właśnie punkt z damskim imieniem jest najwyższym szczytem Gór Świętokrzyskich - mierzy on dokładnie 613 metrów i 96 centymetrów, a więc o ponad pół metra więcej niż Łysica "właściwa" :D. Co prawda punkt szczytowy znajduje się ponoć kilka metrów od szlaku, ale chyba można uznać, że go zdobyliśmy i zebraliśmy kolejną pozycję do Korony Polskich Gór?
Obrazek

Gdyby jednak ktoś miał wątpliwości, to fotografuję także Łysicę "właściwą". W każdym razie Góry Świętokrzyskie zostały odfajkowane ;).
Obrazek

Zejście w dół się dłuży, bowiem prowadzi gołoborzem i kamienie są śliskie. Znowu przydają się kijki.
Obrazek

Około godziny dwudziestej wpadamy do Świętej Katarzyny, a konkretnie do schroniska młodzieżowego. Za 30 złotych mamy dwuosobowy pokój z łazienką i telewizorem, choć aby go uruchomić, to należy ściągnąć z półki i położyć na poduszce, gdyż kabel jest za krótki :D.
Obrazek

PTSM w Świętej Katarzynie dowodzi, że nawet dzisiaj można oferować noclegi w bardzo przyzwoitej cenie i nie łupić turystów jak zbój Kaku (taki ponoć grasował kiedyś w Świętokrzyskich i założył Kakonin). Jeśli dodamy do tego, że po sąsiedzku funkcjonuje knajpa ze smacznymi posiłkami za kilkanaście złotych i z rzemieślniczym piwem w równie dobrej cenie, to można pomyśleć, iż ta okolica to jakaś dziura czasowa do czasów sprzed pandemii i wszędobylskiej drożyzny.

Za długo nie pospaliśmy, gdyż jedyny niedzielny bus przejeżdżał przez Katarzynę już po ósmej rano. Przynajmniej tak nam się wydawało, bo na przystankowym rozkładzie widniały także inne; w ogóle nasz busik przybył sześć minut przed czasem...
Obrazek

Nie napiszę, że Góry Świętokrzyskie mnie zachwyciły, bo byłaby to nieprawda. Na pewno mają potencjał do odwiedzenia ich w innej porze roku i przy bardziej słonecznej aurze, choć raczej nie okolice Świętego Krzyża. Ale i tak najważniejsze było ruszyć znowu w drogę, tak jak za starych, dobrych czasów!
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4802
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: buba1 » 28-12-2021 20:43

W Górach Świętokrzyskich byłem raz - ponad dwadzieścia lat temu z rodzicami odwiedziłem Święty Krzyż


Jaka to strata, ze ty te 20 lat temu nie jezdziles na rajdy świetokrzyskie! jestem pewna, ze byłbys zachwycony!

Okazją do ponownych odwiedzin była reaktywacja Andrzeja (Eco), z którym po ponad trzech latach znowu ruszyłem na szlaki.


Pozostaje wiec trzymac kciuki, ze to teraz reaktywacja na dobre, a nie nastepny wyjazd za 3 lata ;)

Gdy wrócił Eco, wróciło i licho.


Cos w tym jest, ze te dwie postacie są powiązane, acz mialam okazje byc raz na wyjezdzie bez eco - a licho niestety tam bylo... I to takie solidne licho, wypasione! :lol:

W końcu dojeżdżamy do Nowej Słupi. Niewielkie miasteczko robi na nas przygnębiające wrażenie - szarówka, wydmuchowisko i jeszcze mamy wrażenie, że jesteśmy w czarnej dupie.


No tak. Trochę wygląda jak dupa nie tylko czarna ale i okropnie zimna!

W oczekiwaniu na kolejną przesiadkę udajemy się... na cmentarz. Przed wejściem stoi stolik oraz toi-toi. Rozgrzewamy się swojskim winem. Zaglądam też na nekropolię, gdzie jest trochę starych grobów.


Podgrzewaliscie to wino? Czy rogrzewaliscie sie takim lodowatym? ;)

Do Nowej Słupi jeszcze wrócimy wieczorem, a teraz busikiem zmieniamy powiat z kieleckiego na opatowski. W Jałowięcach obok stacji benzynowej powinien działać "Zajazd Świętokrzyski". Planujemy tam zjeść coś ciepłego, przepłukać gardło... Zrobiła się mgła, więc kierowca wysadza nas nie na przystanku, a tuż obok lokalu. Przechodzimy kilkanaście metrów - "Zajazd" jest zamknięty...(...)

Śmiejemy się głupkowato, chyba przeczuwaliśmy, że licho nie odpuści... Pytam się Eco, czy ma ochotę na reżimowego hot-doga, ale lepszym pomysłem będzie natychmiastowy powrót na przystanek, aby się stąd wydostać.
- Za ile mamy powrotny? - pyta Andrzej.
- Za kilka minut...


A po co wyscie do tych Jalowiecic jechali? Bo z twojego opisu wynika ze oprocz zajazdu i reżimowych hotdogow tam nic ciekawego nie bylo? A bylo wam to nie po drodze?

Nagle Andrzejowi dzwoni telefon. Akwizytor proponuje instalację fotowoltaiki, już drugi dzisiaj. Eco opracował w stosunku do natrętów świetną strategię, żadnych wyzwisk ani spławiania.
- Taaak? Słucham? - mówi z radosną miną. - Naprawdę? Niemożliwe, super! - woła podekscytowany. - To świetny pomysł, więc proszę opowiedzieć o nim komuś innemu! - i naciska czerwony guzik. W tle było słychać zrozpaczony głos akwizytora: - Nieee, niech się pan nie rozłącza! :D


Znam jeszcze skuteczniejsza metodę na natrętow. Od pewnego czasu przestalam odbierac telefony z nieznanych numerów :)

A Eco włazi w psią kupę i to trzy razy w tę samą - znowu licho!


Ale jakim cudem to sie moglo wydarzyc to ja sobie nie wybrazam! o bo jeszcze dwa... ale trzy??????? :shock:

(ostatni wypad we dwójkę to była Wielka Fatra jesienią 2018 roku


Ten co dlugo siedzieliscie w knajpie a potem w ciemnosciach nie mogliscie dotrzec do chatki bo było ślisko i wiały silne boczne wiatry? :P

Miała niby być zgerowana


Co to znaczy?

dość dziwny kościół - jego połowa wygląda na normalny dom mieszkalny, ma nawet garaż.


Zdarzają sie takie. Zaraz mi sie przypomnialo zachodniopomorskie Kiełpino

Obrazek

Mieszkalny, wielorodzinny budynek, a część parteru jest wlasnie kościołem. Toperz twierdził, że to się nazywa “budynek kompaktowy”. Z tyłu powinna być jeszcze knajpa! :D

ale ostatecznie wracamy do Nowej Słupi i trafiamy na cmentarz, przy którym staliśmy kilka godzin wcześniej. Możliwe, że w tej okolicy wszystkie drogi prowadzą właśnie tam.


ten cmentarz to jak wieza ze Sztabina! :D


Albo legenda jest nieprawdziwa albo dzwony straciły swoją moc, gdyż w dzisiejszych czasach mielibyśmy tu pełno skamieniałych ludzi.


Moze kamienieją w innych miejscach i ich mijamy nie mając swiadomosci ich historii? :P

Świętokrzyski Park Narodowy wita budką z poborem haraczu. Nigdy nie zaakceptuję, że za wstęp na łono przyrody trzeba płacić. Ale to tylko pierwsza z opłat - gdybyśmy chcieli wstąpić na punkt widokowy i obejrzeć gołoborza, to znowu trzeba sięgnąć do kieszeni. Stwierdziliśmy, że to przesada i punkt zbojkotujemy, zresztą przy takiej pogodzie i tak niewiele byłoby widać.


A to ciekawe. W 2003 roku chyba zadnych oplat tam nie pobierali. Zreszta jak to jest z tymi parkami? W Gorcach tez niby park a nigdzie w tym roku nie natrafilismy na pobory haraczy...

(która mumią Wiśniowieckiego nie jest)


A skad wiesz? Po zwiedzaniu klasztoru zyłam w przekonaniu ze jest! :lol:

działa tam bufet, w którym sprzedają bardzo smacznego grzańca i to za jedynie 7 złotych. Przy glinianych kubeczkach można siedzieć długo, ale trzeba posiadać żelazny pęcherz albo udać się na górę do płatnego kibelka, bo tutaj toalety brak.


Bylam kiedys w takiej knajpie, gdzie przeliczajac na dzisiejszą kase to piwo kosztowalo 2 zl a kibel 15. Nie wyszlam na tym dobrze... A zadnych krzakow w rejonie nie bylo...

bezpieczne wejście na parking.


Co grozilo w innych miejscach?

Tymczasem na dworze robi się coraz bardziej szaro. Grudniowe popołudnia tak szybko przechodzą w wieczór.


Dlatego w grudniu przewaznie nie lubie nigdzie nigdzie daleko wyjezdzac. Bo albo trzeba wczesnie wstawac, albo dzien sie konczy zanim sie zaczal ;)

Około godziny dwudziestej wpadamy do Świętej Katarzyny, a konkretnie do schroniska młodzieżowego. Za 30 złotych mamy dwuosobowy pokój z łazienką i telewizorem, choć aby go uruchomić, to należy ściągnąć z półki i położyć na poduszce, gdyż kabel jest za krótki :D.


Pierwszy wyjazd od trzech lat a ci zamiast gadac i pic to telewizor ogladają! (i nawet na mecz to nie wygląda bo to jeszcze bym zrozumiala ;)

Nie napiszę, że Góry Świętokrzyskie mnie zachwyciły, bo byłaby to nieprawda. Na pewno mają potencjał do odwiedzenia ich w innej porze roku i przy bardziej słonecznej aurze,


Mi to sie tam najbardziej podobały stodoły! Ale teraz to juz pewnie wiekszosci z nich nie ma, a jak są to najprawdopodobniej nie przyjmują turystów...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "

na wiecznych wagarach od zycia...

Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4199
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: Pudelek » 28-12-2021 21:25

buba1 pisze:
W Górach Świętokrzyskich byłem raz - ponad dwadzieścia lat temu z rodzicami odwiedziłem Święty Krzyż


Jaka to strata, ze ty te 20 lat temu nie jezdziles na rajdy świetokrzyskie! jestem pewna, ze byłbys zachwycony!

chodziłem na pielgrzymki, one wyglądały nieco podobnie :P


Cos w tym jest, ze te dwie postacie są powiązane, acz mialam okazje byc raz na wyjezdzie bez eco - a licho niestety tam bylo... I to takie solidne licho, wypasione! :lol:

możliwe, że Eco był wtedy z tobą duchem :D

Podgrzewaliscie to wino? Czy rogrzewaliscie sie takim lodowatym? ;)

nie braliśmy kuchenki na taki krótki wypad :D

A po co wyscie do tych Jalowiecic jechali? Bo z twojego opisu wynika ze oprocz zajazdu i reżimowych hotdogow tam nic ciekawego nie bylo? A bylo wam to nie po drodze?

to była jedyna potencjalna knajpie na trasie tego dnia - myśleliśmy, że będziemy tam wcześniej, co zjemy, napijemy i możemy pójdziemy dłuższy odcinek

Znam jeszcze skuteczniejsza metodę na natrętow. Od pewnego czasu przestalam odbierac telefony z nieznanych numerów :)

ale wtedy nie ma zabawy :D Poza tym nieodbieranie nieznanych powoduje, że oni zazwyczaj próbują po raz kolejny

Ale jakim cudem to sie moglo wydarzyc to ja sobie nie wybrazam! o bo jeszcze dwa... ale trzy??????? :shock:

machał nogą jak siedział na ławce :D

Ten co dlugo siedzieliscie w knajpie a potem w ciemnosciach nie mogliscie dotrzec do chatki bo było ślisko i wiały silne boczne wiatry? :P

nie tyle ślisko, ale było długo i traciliśmy siły

Co to znaczy?

sfermentowana

A to ciekawe. W 2003 roku chyba zadnych oplat tam nie pobierali. Zreszta jak to jest z tymi parkami? W Gorcach tez niby park a nigdzie w tym roku nie natrafilismy na pobory haraczy...

w Gorcach płatne są tylko niektóre odcinki, te główne szlaki nie. A tutaj ustawiono budki w najbardziej popularnych miejscach

A skad wiesz? Po zwiedzaniu klasztoru zyłam w przekonaniu ze jest! :lol:

to już wiadomo chyba od lat 80-tych :P Zakonnicy wciskają kit, aby zachęcić do odwiedzin :D


Co grozilo w innych miejscach?

ciężko powiedzieć. Może wejście w kupę?


Dlatego w grudniu przewaznie nie lubie nigdzie nigdzie daleko wyjezdzac. Bo albo trzeba wczesnie wstawac, albo dzien sie konczy zanim sie zaczal ;)

jest to jakiś problem, na szczęście tutaj chodzenie po zmroku nie stanowi jakiegoś większego dramatu

Pierwszy wyjazd od trzech lat a ci zamiast gadac i pic to telewizor ogladają! (i nawet na mecz to nie wygląda bo to jeszcze bym zrozumiala ;)

pewna rzecz się u Eco nie zmieniła - maksymalnie o 22-giej uderza w kimono :P I co ja mam wtedy robić? No to ściągnąłem telewizor :P
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4802
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: buba1 » 28-12-2021 22:45

chodziłem na pielgrzymki, one wyglądały nieco podobnie :P


Chyba nawet bardzo podobnie! :lol:

możliwe, że Eco był wtedy z tobą duchem :D


Musiał wtedy naprawdę bardzo intensywnie nas wspierać, bo takiego natężenia lichowatości to nigdy wczesniej ani pozniej juz nie bylo!

to była jedyna potencjalna knajpie na trasie tego dnia - myśleliśmy, że będziemy tam wcześniej, co zjemy, napijemy i możemy pójdziemy dłuższy odcinek


Ojoj! Taki to nieknajpowy rejon!

Poza tym nieodbieranie nieznanych powoduje, że oni zazwyczaj próbują po raz kolejny


to tez prawda...

machał nogą jak siedział na ławce :D


o ja pierdziuuu... to jeszcze z rozbryzgiem szło! :lol:

Zakonnicy wciskają kit, aby zachęcić do odwiedzin :D


No to padłam ofiarą ich podstępnosci!

Co grozilo w innych miejscach?

ciężko powiedzieć. Może wejście w kupę?


Zabraklo takiej tabliczki pod sklepem no i prosze... skutki opłakane...

na szczęście tutaj chodzenie po zmroku nie stanowi jakiegoś większego dramatu


ja po zmroku to lubie chodzic jedynie wokół ogniska ;)

pewna rzecz się u Eco nie zmieniła - maksymalnie o 22-giej uderza w kimono :P I co ja mam wtedy robić? No to ściągnąłem telewizor :P


No tak, to jest wada wypraw w małym gronie... Jak jest wiecej osob to zawsze jest wieksza szansa, ze ktos zostanie na posterunku!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4199
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: Pudelek » 29-12-2021 19:48

Gorzej jak się trafi na kilka osób, co to idą wcześniej spać :P Albo na abstynentów w schronisku!
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4802
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: buba1 » 30-12-2021 09:47

Pudelek pisze:Gorzej jak się trafi na kilka osób, co to idą wcześniej spać :P Albo na abstynentów w schronisku!


A bywa i tak. Tak jak na waszym ostatnim wyjezdzie na Górową, ze wokol tłum, a nie ma ani sie z kim napic ani pogadac...
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4199
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Re: Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

Postautor: Pudelek » 30-12-2021 15:54

Jedyny plus z takiej sytuacji, że zostaje więcej alkoholu dla mnie. Np. jak kiedyś w Karkonoszach ciągle trafiałem na abstytentów, to całą flaszkę musiałem wypić sam :D
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/


Wróć do „Relacje z wypraw”