Poniżej próba przywrócenia relacji...
W tym roku znów udało się spotkać w górach z niejakim Menelem, tak więc kolejne tzw. „Spotkanie na Szczycie” doszło do skutku. Spotkania nie mają stałej daty ani cykliczności. Pierwsze odbyło się w Górach Izerskich, kolejne w Górach Kaczawskich, trzecie i przedostatnie zarazem to jesień 2019r i piękne jesienne Pieniny. W tym roku miałem w planach rozliczyć się w pewnym beskidzkim pasmem, w którym byłem w 20216r, ale…nic nie widziałem, bo trafiłem na kilka dni opadu i mgły. Był to Beskid Śląski! Wiem, że w to pasmo się nie jeździ, tego pasma nie ma na mapach… Menel też powątpiewał… do czasu aż zaproponowałem ruszyć szlakami grzbietów bocznych, z pominięciem na ile to możliwe miejsc skrajnie turystycznych i zadeptanych.
Urlopy udało się zgrać w ostatnim tygodniu października. Miejsce zbiórki to Bielsko Biała. Miejsce startu do początek szlaku na Szyndzielnię. Znajduję bezpieczne miejsce na pozostawienie auta przez kilka dni i ruszamy. Pniemy się na Szyndzielnię, szlak na szczęście wznosi się ustawicznie, aczkolwiek bez ścianek. Jak na początek eskapady idealnie. Po dotarciu na szczyt lokujemy się w schronisku celem spożycia obiadu. Pogoda jest licha, pochmurno, a okresowo pada...grad. Po posiłku wchodzi w nas leń, ale również i roztropność. Decydujemy, że pierwszy nocleg powinien odbyć się w warunie godnym, a więc z racji pogody nie namiot, tylko schron. Za cel obieramy schronisko na [pod?] Klimoczku. W środku pusto, ale obsługa twierdzi, że „mają komplet...” Trochę zniesmaczeni, ale bez żalu, opuszczamy lokal.
Pada decyzja o marszu na Błatnią. I jak to zwykle bywa, ostatecznie wyszło bardzo dobrze. Na początek mamy niskie, wieczorne światło na Skrzyczne.
A kilka chwil później, gdzieś pomiędzy Trzema Kopcami, a Stołowem, czyli wychodzi, że na Polanie Horodowskiej mamy zachód słońca. I to jaki zachód!
Ostatecznie słońce chowa się za Stożkiem Wielkim.
Na Błatniej przyjmują nas z otwartymi rękami. Lądujemy w pokoju 6-osobowym i do rana nikogo do nas nie dokoptowują. Poprzedniego wieczora, tuż przed schroniskiem, już w ciemnościach minęliśmy rozległa halę, wydawała się perspektywiczna i warta powrotu „za dnia”. Rankiem wracamy więc na halę. Na początek poranne mgły…
Mgły powoli ustępowały i wiadomo było, że robi się mocno zacnie. Tak czy inaczej na tamten moment widoków z hali nie było.
Wróciliśmy zatem do schroniska po klamoty i chwilę po 9-tej ruszyliśmy na szlak.
Mijamy „Ranczo Błatnia”, ze stoków Wielkiej Cisowej zerkamy jeszcze na Błatnią i za znakami zielonymi zatapiamy się w las. Po pewnym czasie odbijamy za znakami czarnymi. Ostatecznie lądujemy w Brennej, gdzie zostawiamy parę srebrników w markecie [słodycze + napoje słodzone]. W zasadzie tuż pod sklepem łapiemy znów szlak zielony i pniemy się ku niebu… Za plecami mamy Stołów, Błatnią i Wielką Cisową.
Podejście jest srogie, naszym pierwszym celem jest Horzelica. Tuż pod szczytem widokowe łąki, głównie na Równicę.
Następnie czeka nas ostatnia ścianka i meldujemy się na szczycie. Tutaj szafy idą na trawę, a my mamy chwilę relaksu w fajnym miejscu.
Wschodnie zbocze oferuje widoki na Klimczok, Kotarz i charakterystyczne Skrzyczne.
Potem wędrujemy grzbietem w pięknym okolicznościach przyrody…
Naszym celem jest Stary Groń, jest tu piękna pasterska hala a także 12metrowa wieża widokowa.
Wszystko ma jednak swoją kolejność, zanim wejdziemy na wieżę, to dosiadamy się do rozpalonego opodal ogniska, czas na giętą!
Widoki z wieży zacne, przede wszystkim piękna hala z bacówką i miejscem na ognisko.
Na północnym-wschodzie widać urokliwą halę w jesiennej szacie - masyw Kotarza.
Jest też Hala Jaworowa, na którą ostrzymy sobie zęby. W głębi, po prawej, stały punkt orientacyjny...Skrzyczne!
Nasyciwszy zmysły i ciało ruszamy dalej, czeka nas zejście do przysiółka Brenna-Leśnica, a następnie podejście zielonym szlakiem. Naszym celem są Trzy Kopce Wiślańskie. Pod szczytem kolejna hala z widokami. Na pierwszym planie masyw Horzelica – Stary Groń, na dalszym Klimczok – Trzy Kopce - Błatnia – Wielka Cisowa.
Kolejny przystanek robimy przy pobliskim schronisku Telesforówka. Tutaj idzie pomidorowa, uzupełniamy też zapas wody przed biwakiem.
Przed schroniskiem widoki całkiem ładne, my łypiemy w kierunku naszej dalszej drogi, mianowicie na masyw Orłowej.
Jesień nam się trafiła...zaje...piękna!
Jeszcze raz Orłowa z halą podszczytową.
Jakoś tak się zdarzało na tym wyjeździe, że na noclegi przybywaliMy po zmroku. Takoż było i tym razem. Na samym szczycie Orłowej dobrego miejsca pod namiot brak. Brniemy dalej, krótka wymiana zdań i uwag, zapada decyzja o lokalizacji biwaku. Już o czołówkach rozbijamy nasze namioty. Menel jeszcze bawi z psinką, która do nas zawitała, ja kucharzę i odpoczywam. Rano okazuje się, że: nocleg mamy tuż przy szlakowskazach, do tego „Pod Trzema Bukami”…
Po ogarnięciu śniadania i likwidacji biwaczku schodzimy do Wisły. Po drodze mamy w kilku miejscach rewelacyjne widoki na „Królową Okolicy”, czyli Czantorię Wielką…
Ukojeni takimi widokami schodzimy do Wisły. Tutaj szukamy sklepu, ale niestety w tej lokalizacji sklepów zero. Przez kładkę przekraczamy Wisłę.
Jesteśmy w części Obłaziec, skręcamy ku granicy. Z premedytacją omijamy Czantorię Wielką. Pniemy się coraz wyżej, przez przysiółki: Do Sieciny i Krzysztówka. Ten ostatni jest położony na tyle wysoko, że daje porządne widoki na pasma otaczające Wisłę od północy. Biały „punkt” w lesie to zdaje się..?
Na granicę Polsko-Czeską dostajemy się w rejonie stacji turystycznej „Światowid”. W okolicy Przeł. Beskidek spotykamy taki kamień [graniczny?], z cyfrą 43.
Stoki Soszowa Małego oferują widoczki w kierunku Czantorii Wielkiej.
W Schronisku na Soszowie zasiadamy do obiadu. Trafiłem przepyszne ruskie pierogi i craft od Pinty. Piękna sprawa! Wymyłem też włosy i zęby…
Polany wokół schroniska oferują ciekawy widoki, w tym wypadku masyw Skrzycznego w pełnej okazałości.
Jak mowa o masywach...jest też Barania Góra!
Jednak prawdziwy spektakl zaczyna się chwilę później, gdy osiągamy Cieślar. Stąd widać pięknie masę Beskidów , liczne przysiółki, całość wieńczą Tatry!
Barania Góra!
Okolice Cieślara jest naprawdę mocno klimatyczne i widokowe. Tutaj na pierwszym planie ramię odchodzące do Stożka Wielkiego.
Teraz czeka nas solidne nastromienie terenu, czyli wtaczamy się do Stożek Wielki. W schronisku regeneracja. Jedni dają sobie jajecznicę, inni szarlotkę. Można też nabyć w dobrej cenie Kofolę, załadowałem do wora 1 litr.
Sprzed schroniska widoczki też niczego sobie, wzrok mimowolnie przykuwa pasmo z Baranią Górą, Magurką Wislańską i Zielonym Kopcem.
Cienie kładą się coraz dłuższe. Masyw Kiczory postawiamy trawersować szlakiem niebieskim, który ponownie z czerwonym – Głównym Szlakiem Beskidzkim łączy się na Przeł. Łączecko. Tutaj zonk, bo GSB, którym planowaliśmy iść dalej ma inny przebieg niż na mapach. Ciśniemy już po zmroku dłuższy czas, a miejsca dobrego na biwak jak nie było tak nie ma. Ostatecznie już w ciemnicy przedzieramy się do osady Mrózków, pytamy w najbliższym domostwie o możliwość rozbicia namioty gdzieś w pobliżu – jest zgoda! Znów po ciemaczu przyszło nam rozstawiać namioty. Rankiem okazuje się, że biwaczek wypadł z widokiem na Stożek Wielki.
A kimaliMy u progu tej chatynki. Kapitalna!
Bajzel ogarniamy sprawnie i kontynuujemy marsz czerwonym szlakiem, po dłuższej chwili meldujemy się na Przeł. Kubalonka. Schodzimy kilkaset metrów asfaltem celem zobaczenia drewnianego kościoła Świętego Krzyża z 1779r. Piękna sprawa!
Z Kubalonki ciśniemy asfaltem, dalej za znakami czerwonymi, ostatecznie za chwil kilka meldujemy się na Szarculi. Już wcześniej ustalamy, że omijamy Przysłop i Baranią Górę. Mamy inny pomysł na trasę! Niestety początkowo dymamy asfaltem. Nie wytrzymuję i wystawiam „palucha” ...pierwsze auto się zatrzymuje i zabiera dwóch takich i ich szafy. Jeszcze raz dziękujemy! Zostajemy zwiezieni do Wisły-Czarne, pod sam szlak. A naszym celem jest masyw Cieńkowa. Dość sprawnie osiągamy grzbiet. Na górze czeka nas wiele niespodzianek [wszystkie pozytywne!]. Pierwsza to karczma. Ja znów na słodko…
Cały masyw okazał się niezwykle klimatyczny i widokowy.
Czy mówiłem klimatyczny?
Czy mówiłem widokowy?
Wędrowanie w takich okolicznościach to kwintesencja tej zabawy…
Mimo, że cały czas się wznosimy… Cieńków… Cieńków Postrzedni… Cieńków Wyżni, to idzie się kapitalnie!
W okolicach Cienkowa Wyżniego można podziwiać Baranią Górę.
Ostatecznie na grań dostajemy się w okolicach Gawlasi, stąd podejście na Zielony Kopiec i podziwiać można Malinowską Skałę.
Sama Malinowska Skała też jest niezwykle widokowa i charakterna przez rzeczoną skałkę na szczycie. Pierwsze na co człek łypie, to oczywiście najwyższe...Skrzyczne!
Jest też dolina Malinowskiego Potoku, z Równią [po lewej] i Ostrem [po prawej]. Na horyzoncie Beskid Żywiecki z Babią Górą.
Beskid Śląski, październik 2021r - fotorelacja
Re: Beskid Śląski, październik 2021r - fotorelacja
Należy przestrzegać przepisów BHP...zwłaszcza na kolei.
Re: Beskid Śląski, październik 2021r - fotorelacja
ciąg dalszy poniżej...
W tym miejscu celowo omijamy Skrzyczne, plany mamy inne… Tak więc wbijamy na Malinów i upierdliwym zejściem staczamy się na Salmopol. Planowaliśmy tam zasiąść do uczty w jednej z knajpek, ale...wszystkie lokale zamknięte z powodu remontu drogi i co za tym idzie braku samochodów. Otwarta jest jedynie cukiernia. Menel raczy się serniczkiem i herbatka, a ja? Ja jak ten...menel siedzę na zewnątrz i żuję ratunkową kanapkę skleconą raną „na czarną godzinę”. Tak czy inaczej plan na ten dzień to dotrzeć na Halę Jaworową, na którą ostrzyliśmy sobie kły od samego początku. Wchodzimy na Grabową, następnie tuż przed szczytem Kotarza jest odbicie niebieskim szlakiem na rzeczoną halę. Zachodzimy klasycznie, już w okolicach zmroku. Ciemnicy jeszcze na szczęście nie ma. Hala jest piękna, rozległa, widokowa i urokliwa. Do tego ma klimatyczny szałas pasterski na południowych stokach…
Tutaj też dostajemy w gratisie książkowy zachód słońca…nic nie można poradzić.
Pada oczywiste pytanie o ognisko… ruszamy wartko po opał. Jest watra!
Każdy ma garnuch herbaty w dłoni, czas na wspomnienia obecnej eskapady i górskie historie, a także na klasyczne „rąbanie dup”…
Hala Jaworowa ma tę zaletę, że widać z niej wszystko! Człowiek się budzi, wychodzi z namiotu i co widzi? Na ten przykład – Czantoria Wielka, Soszów, Stożek Wielki, nieco bliżej Horzelica i Stary Groń, jest nawet Telesforówka… wszędzie tam [prawie], byliMy na tej eskapadzie. Piękna sprawa móc większą cześć trasy objąć wzrokiem!
Oczywiście miejsce w pełni rozkwita gdy pojawia się słońce. Co widać? Np. Stary Groń z wieżą.
Jest też bacóweczka, za plan dalszy robi Równica.
Drzewa na hali też robią kapitalną robotę!
Północna cześć hali…
Nasyciwszy zmysły na maksa zabieramy klamoty na plecy i ruszamy dalej. Dziś ostatni dzień włóczęgi po B. Śląskim. Wracamy na szlak czerwony i ruszamy przez Beskid Węgierski. W okolicach Hyrcy otwierają się widoki na Błatnią.
Ostatecznie szlak wyprowadza nas na Przeł Karkoszczonkę. Ulokowała się tu Chata Wuja Toma. Odpoczywamy i posilamy się przed atakiem na południową ścianę Klimczoka.
Wg mapy podejście miało być w stylu hardcore, ale ostatecznie nie było tak źle i sporo urwaliśmy w oficjalnego czasu. Na/pod Klimczokiem przybijamy pieczątki i ruszamy na Szyndzielnię, gdzie odbędzie się zakończenie eskapady, zwieńczone obiadem.
Zbocza Szyndzielni oferują widoki na Beskid Mały w Magurką Wilkowicką i Czuplem w rolach głównych.
Tu zaczynaliśmy kilka dni temu i tu kończymy. Schabowy, fryty, Cola – się należą. To było kilka dni wspaniałego łażenia. Beskid Śląski pokazał swe jesienne, piękne oblicze. Warto zaglądać w boczne grzbiety, bo niespodzianek Ci tu dostatek!
Dzięki Menel za kilka dni wspólnej wędrówki. Cóż, nie bójmy się słów, znów wszystko zagrało. Nie było słabych punktów. Trafiliśmy na bogato!
Do następnego…
W tym miejscu celowo omijamy Skrzyczne, plany mamy inne… Tak więc wbijamy na Malinów i upierdliwym zejściem staczamy się na Salmopol. Planowaliśmy tam zasiąść do uczty w jednej z knajpek, ale...wszystkie lokale zamknięte z powodu remontu drogi i co za tym idzie braku samochodów. Otwarta jest jedynie cukiernia. Menel raczy się serniczkiem i herbatka, a ja? Ja jak ten...menel siedzę na zewnątrz i żuję ratunkową kanapkę skleconą raną „na czarną godzinę”. Tak czy inaczej plan na ten dzień to dotrzeć na Halę Jaworową, na którą ostrzyliśmy sobie kły od samego początku. Wchodzimy na Grabową, następnie tuż przed szczytem Kotarza jest odbicie niebieskim szlakiem na rzeczoną halę. Zachodzimy klasycznie, już w okolicach zmroku. Ciemnicy jeszcze na szczęście nie ma. Hala jest piękna, rozległa, widokowa i urokliwa. Do tego ma klimatyczny szałas pasterski na południowych stokach…
Tutaj też dostajemy w gratisie książkowy zachód słońca…nic nie można poradzić.
Pada oczywiste pytanie o ognisko… ruszamy wartko po opał. Jest watra!
Każdy ma garnuch herbaty w dłoni, czas na wspomnienia obecnej eskapady i górskie historie, a także na klasyczne „rąbanie dup”…
Hala Jaworowa ma tę zaletę, że widać z niej wszystko! Człowiek się budzi, wychodzi z namiotu i co widzi? Na ten przykład – Czantoria Wielka, Soszów, Stożek Wielki, nieco bliżej Horzelica i Stary Groń, jest nawet Telesforówka… wszędzie tam [prawie], byliMy na tej eskapadzie. Piękna sprawa móc większą cześć trasy objąć wzrokiem!
Oczywiście miejsce w pełni rozkwita gdy pojawia się słońce. Co widać? Np. Stary Groń z wieżą.
Jest też bacóweczka, za plan dalszy robi Równica.
Drzewa na hali też robią kapitalną robotę!
Północna cześć hali…
Nasyciwszy zmysły na maksa zabieramy klamoty na plecy i ruszamy dalej. Dziś ostatni dzień włóczęgi po B. Śląskim. Wracamy na szlak czerwony i ruszamy przez Beskid Węgierski. W okolicach Hyrcy otwierają się widoki na Błatnią.
Ostatecznie szlak wyprowadza nas na Przeł Karkoszczonkę. Ulokowała się tu Chata Wuja Toma. Odpoczywamy i posilamy się przed atakiem na południową ścianę Klimczoka.
Wg mapy podejście miało być w stylu hardcore, ale ostatecznie nie było tak źle i sporo urwaliśmy w oficjalnego czasu. Na/pod Klimczokiem przybijamy pieczątki i ruszamy na Szyndzielnię, gdzie odbędzie się zakończenie eskapady, zwieńczone obiadem.
Zbocza Szyndzielni oferują widoki na Beskid Mały w Magurką Wilkowicką i Czuplem w rolach głównych.
Tu zaczynaliśmy kilka dni temu i tu kończymy. Schabowy, fryty, Cola – się należą. To było kilka dni wspaniałego łażenia. Beskid Śląski pokazał swe jesienne, piękne oblicze. Warto zaglądać w boczne grzbiety, bo niespodzianek Ci tu dostatek!
Dzięki Menel za kilka dni wspólnej wędrówki. Cóż, nie bójmy się słów, znów wszystko zagrało. Nie było słabych punktów. Trafiliśmy na bogato!
Do następnego…
Należy przestrzegać przepisów BHP...zwłaszcza na kolei.