I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Jeżeli wybrałeś się gdzieś poza Sudety i nie wstydzisz się tego, daj znać!
buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 21-10-2024 18:27

W tym roku znów Bułgaria, ale dla odmiany postanowiliśmy to zrobić nieco inaczej. Zoptymalizować czas czy jak to się mówi. Dojazd + powrót zwykle (jakby się nie starać) zajmował nam 10 dni (5 tam, 5 powrót) czyli połowa trzytygodniowego wyjazdu. Jakoś w tym roku nie miałam specjalnych pomysłów na atrakcje i zwiedzanie po drodze, ale za to dużo do objechania w Bułgarii. Zatem tym razem spróbujemy formy nietypowej dla nas i jeszcze nigdy wcześniej nie praktykowanej - znaczy samolot + auto na miejscu. A zaoszczędzone 10 dni przeznaczymy na kolejny wyjazd, w zupełnie inną stronę. A przy okazji kabak polata samolotem - już dawno o tym marzyła.

Początkowo chcieliśmy wypożyczyć na miejscu coś podobnego do naszego busia - coby dało się w tym spać. Niestety okazało się, że takiej opcji nie ma - może być niewielki autobus, kamper albo ciężarówka, no więc ni cholery nie to co nam trzeba. Mi się też marzyło popróbować szczęścia z terenówką, ale tu okazały się zabójcze ceny. W takim razie szukaliśmy jakiegoś normalnego autka pokroju naszej skodusi, coby w miarę po terenie jeździło i w oczy nie lazło. Jak się okazało tego też nigdzie nie ma. Auta są albo nowe a jak stare, to już zabytkowe - takie jak np. na wesele. Pozostało się więc poddać i wybrać po prostu opcję najtańszą... No grunt, żeby jechało do przodu i żeby się bagaże zmieściły (choć o to drugie do końca mieliśmy pewne obawy). No bo to wszystko musi się dać upchać, a bagażnika dachowego zapewne nie będzie...

Obrazek

Jako że plecaki wyszły mocno rosochate, na lotnisku zawijamy je w folię, coby nie poodpadały kieszenie, karimaty, namioty itp.

Obrazek

A więc Wrocław, Warszawa, Sofia... Jedna z nielicznych okoliczności, która jest nas w stanie zmusić do odwiedzenia dużych miast lub co gorsza stolic. Super, że w tym kierunku można lecieć w dzień. Raz, że się nie zarywa nocy, a dwa, że fajne widoki! Od 5 lat nie siedziałam w samolocie to się teraz jaram, że można z góry na świat popatrzeć!

Tu gdzieś nad grzbietem Karpat. Pewnie rumuńskich?

Obrazek

Różne ciekawe desenie pól uprawnych.

Obrazek

Obrazek

Fajny byłby taki kamuflaż na portki!

Obrazek

A tu jakieś takie formacje drapieżne? Jakby się coś rozlewało?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Taka jebutna rzeka to chyba musi być Dunaj?

Obrazek

Niedługo przed lądowaniem mijamy jakieś dzikie góry i zarosłe wsie. Fajnie to wygląda, takie bardzo mało zaludnione tereny. Niestety całkiem nie umiem obczaić gdzie to mogło być.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na lotnisku w Sofii jest pusto i przestronnie. Po tłumach i kociokwiku na polskich lotniskach można wręcz powiedzieć, że tu jest przyjemnie. A i najbliższe okolice lotniska są całkiem miłe dla oka!

Obrazek

Obrazek

Bagaże też doleciały - uffff... to jest zawsze największy stres!

Pozyskane autko urodą nie grzeszy, więc nie będzie tak często zaszczycać zdjęć jak busio czy skodusia. I zapewne będzie go ciężko znaleźć jak go gdzieś zostawimy, bo wygląda jak wszystkie inne. Szare, obłe, błyszczy się jak psu jajca. Chyba musimy się szybko nauczyć na pamięć blach, coby potem włamywać się do właściwego ;) No i dziwne takie - nawet kluczyka nie ma... Ale nie narzekajmy - jest ok. Nawet udało się upchać bagaże do środka. Nie trzeba będzie przyczepki na bazarze kupować. Pojazd dostaje imię Szarak. Skoro będzie nam towarzyszył przez ponad dwa tygodnie - to przecież musi mieć imię!

Obrazek

Toperz chyba właśnie robi mu zdjęcie numerów. I to jest jedna z większych zalet szaraka - bułgarskie blachy. Nie mamy więc wypisane na twarzy "obcokrajowiec". I zatrzymując się w dziwnych miejscach robimy najwyżej za buców z Sofii, a nie przybyszów nie-wiadomo-skąd - a to czasem bardzo pomaga.

Jako że jest już wieczór to pierwszy nocleg śpimy w hoteliku w Sofii. Po zupełnie przeciwległej stronie miasta niż lotnisko. Tam było najtaniej, więc może przełoży się to też na fajny klimat? Są tu nowo wybudowane szklane wieżowce, acz po drugiej stronie szosy (tej naszej) czai się urokliwa dzielnica. Ruchliwa szosa rozdziela dwa światy.

Obrazek

Dzielnica ponoć nie mająca opinii zbyt dobrej, przed czym ostrzega nas koleś z recepcji, gdy się wybieramy na wieczorny spacer. Koleś jest bardzo zachwycony Polską, że tam jest tak porządnie, nowocześnie i europejsko. No cóż... przemilczamy więc sprawę czemu tak chętnie kolejny raz odwiedzamy Bułgarię... tzn mówimy mu, że chodzi o ciepłe morze, no bo w sumie to też jest prawda ;)

Z tą dzielnicą w sumie coś musi być na rzeczy, bo kraty w oknach to czasem mają nawet do drugiego piętra, a do pierwszego to norma.

Obrazek

Obrazek

Kraty przypominają czasem siatkę ogrodzeniową.

Obrazek

Wieczorny spacer jednak jest bardzo sympatyczny, nikt nas nie zaczepia ani nic w tym stylu.

Osiedle jest cieniste i przypomina jeden wielki, nieco zapomniany park. W cieplejszym klimacie ludzie chyba po prostu potrafią docenić cień, więc wyprażona patelnia nie jest szczytem marzeń o luksusie. Takie blokowisko to ja rozumiem! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różne zarośla można też spotkać w oknach, na murach i balkonach.

Obrazek

Obrazek

W co gęstszych chaszczach kryje się hit - place zabaw z dawnych lat. Całe blokowisko jest usiane drabinkami w kształcie statków, autobusów czy aut. A w czasie zabawy mozna sobie zerwać i wciągnąć kwaśne jabłuszko czy inną śliwkę. Jak się okaże potem na powrocie - tych żelaznych konstrukcji kształtów wszelakich - jest tu znacznie więcej!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mi najbardziej podobają się te wieżowce i już mam sprytny plan, żeby spróbować wejść na dach.

Obrazek

Może tu nie zamykają tak wszystkiego jak u nas? Toperz jednak twierdzi, że nie chce żeby nas zwinęła policja już w pierwszy dzień, więc żebym wyhamowała z żądzą eksploracji przynajmniej do jutra. Co gorsza kabak go popiera, bo od dachu wieżowca woli pordzewiałe drabinki ze spadającymi śliwkami... Zostałam więc przegłosowana, więc co się czai na dachach tych wieżowców pozostanie tajemnicą...

Obrazek

Obrazek

Ciekawy mural.

Obrazek

Z ciekawostek w okolicy występują też murki z nie-wiadomo-czemu wmontowanymi jakby fragmentami torów kolejowych. Ki diabeł?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaraz obok w asfalcie też jest jakiś fragment toru donikąd.

Obrazek

Wpadamy też przypadkiem na sklepo-knajpę o nazwie "Bieriozka", która zwraca naszą uwagę udekorowaniem podobiznami Czeburaszki.

Obrazek

Obrazek

W środku asortyment wybitnie nawiązuje do krajów byłego Sajuza - są wina mołdawskie i gruzińskie, chałwy, pielmieni, matrioszki, tematyczne magnesiki itp. Czeburaszek niestety nie mają na sprzedaż, nabyliśmy do naszej kolekcji jedynie krokodyla Gienę.

Obrazek

Jak potem gdzieś sobie czytałam jest to sieć sklepów skierowana do emigrantów i turystów ze wschodu, którzy zatęsknią za smakiem swojej rodzimej kuchni. Personel sklepu jednak mówi wyłącznie po bułgarsku, co w Sofii zdaje się oczywiście być naturalne, ale niezbyt współgra z całą konwencją przybytku. Ale widać, że klientów ma - poznaliśmy w środku grupkę Ukraińców, którzy przyszli po pielmieni i jakieś specjalne mleko w puszce, a też wyszli z drugim Gieną pod pachą. Ostatnim. No i szlag trafił mój sprytny plan, że kupię też drugiego krokodyla dla kumpla...

A z innej beczki odnośnie pamiątek! Myślę, że byłoby ciekawe zamiast popularnych obecnie magnesów na lodówkę przywozić sobie z podróży np. tematyczne dekle kanalizacyjne. To by był zbiór! Np. taki :

Obrazek

Mądry kabak jednak stwierdza, że to zły pomysł, bo napewno nas z tym nie wpuszczą do samolotu ;)

No i został pewien niedosyt włóczenia się po dzielnicy bo za szybko wyłączyli światło ;) Nastał ciepły, przyjemny wieczór, no ale to już ani zdjęć się nie porobi, a i w dziurę łatwiej wlecieć czy bo mordzie zebrać. No i trza się wyspać - jutro też jest dzień! Poza tym chcąc nie chcąc wrócimy tu za 2 tygodnie, bo się trzeba na samolot stawić.

W nocy mamy w naszym hoteliku spore przemeblowanie, bo musimy wyjąć z zabudowanej szafki lodówkę i ją wyłączyć - tak okrutnie buczy, że się nie da spać! Gorzej chyba niż osobnik marki Saratow, który kiedyś na kwaterze w Sandomierzu nam spacerował po pokoju ;) Zabawne to było - idę w nocy do kibla i wpadam na lodówkę, która wyspacerowała na środek pomieszczenia.

Rano nas jeszcze czeka okropność - jeździmy jak durni po Sofii szukając butli gazowych, których do samolotu nie można zabierać. Czy wspominałam już kiedys, że nienawidzę dużych miast? To jest jakiś horror po nich jeździć, chodzić, w ogóle na nie patrzeć! Brrrrr... Zabieramy butlę, dopychamy wszystkie szczeliny Szaraka żarciem, wodą i srajtaśmą... i już nas tu nie ma.

I w końcu!!! Wjeżdżamy w Bułgarię taką, jaką lubimy najbardziej. Kraj bocznych dróg, ruin i pustki.


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "

na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 23-10-2024 21:12

Jedziemy sobie. W miejscowości Balgarski Izvor zawijamy pod sklepik. Przybytek charakteryzuje się dużą ilością jaskółczych gniazd. Jest ich tutaj chyba kilkadziesiąt!

Obrazek

Obrazek

Mieszkańcy na zbliżeniu.

Obrazek

Obrazek

A tu już Drjanovo, miasteczko, w okolicach którego zatrzymamy się na dłużej.

Obrazek

Coby nikt nie miał wątpliwości, że to bułgarskie drzewko ;)

Obrazek

Mają tu dwa betonowe pomniki dosyć sporych rozmiarów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A dalej jeszcze jeden, taki z płaskorzeźbami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale to nie pomniki nas sprowadzają w te okolice. Mają tu ośrodek domków. Zaraz obok szumi rzeka, a nad całym terenem górują ogromne białe skały! Miejsce zwie się kemping Strinava.

Obrazek

Obrazek

Domeczki są niesamowicie malutkie, przypominają wręcz przystanki PKS :)

Obrazek

W jednej z takich budek udaje się zanocować. Wokół rosną dorodne świerki, zasypując asfalt dywanem igliwia. Akurat mamy szczęście, że trafił się nam domek pod takim świerkiem :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od razu widać, który baraczek jest nasz! :) (i nie mam na myśli tego wyszczerzonego dziecka ;)

Obrazek

W środku domek jest dużo bardziej przestronny niż wydawałoby się to patrząc z zewnątrz. Mieszczą się trzy łóżka, my, bagaże i jeszcze nawet trochę miejsca zostało!

Obrazek

Cały teren obfituje w pnącza, wspinające się na zabudowania podobne do wagonów czy bunkrów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Krzyż poświęcony jakimś partyzamtom z XIX wieku też malowniczo zarasta bluszczem.

Obrazek

Droga za bazą odchodzi w pola. Mostek na niej jest bardzo solidny, acz nisko zawieszony. Planowaliśmy kąpiel, ale woda taka nie za czysta. Nie zachęca ani na widok ani na zapach.

Obrazek

Tutejsza dolina jest otoczona skałami. Co chwilę gdzieś w boki wspinają się strome ścieżki, a pod nogami pojawiają kolejne wąwozy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzieniegdzie otwiera się szersza przestrzeń. Widoki prezentują się bardzo przyjemnie - białe skały wystające ze skłębionych, gęstych lasów porastających doliny i zbocza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie ma nic lepszego jak czerwiec w na górskich łąkach! Ile kwiatów! :)

Obrazek

Obrazek

Osiedle szałasów. Jacyś "buszkraftowcy" tu szaleli i ogarnął ich twórczy zew.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozaikowy napis wtopiony w chodnik upamiętnia jakiś jubileusz sprzed lat prawie sześćdziesięciu. Baczo Kiro nazywa się pobliskie schronisko jak również i turystyczna jasknia.

Obrazek


Za główną atrakcję okolicy uchodzi tutejszy monastyr. Kilkakrotnie widzieliśmy jakieś tabliczki i reklamy, że trzeba go koniecznie zobaczyć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W mur okalający klasztor jest wkomponowany wiszący kibelek!

Obrazek

Jest to dosadna odpowiedź czemu rzeczka za naszym domkiem ma taki dziwny zapach i na powierzchni pływają podejrzane kożuszki ;)

Obrazek

Obrazek

Przy klasztorze jest też przyjemna knajpa, chcieliśmy wstąpić na chwilę, ale już ją właśnie zamykali. Wzieliśmy więc piwo na wynos, coby wypić gdzieś na skale.

Obrazek

Klasztor chyba najładniej wygląda z góry. Widać go z wielu punktów widokowych na tutejszych skałach.

Obrazek

Obrazek

Drugi widziany w dole budynek to wspomniane wcześniej schronisko Baczo Kiro.

Obrazek

Cały tutejszy teren wygląda jakby go ktoś kiedyś chciał zagospodarować na kształt parkowy, wydał na to nawet sporo kasy, ale nie wyszło tak szumnie i z rozmachem jak planował. W miejscach zupełnie nieprzewidzianych pojawiają się ławeczki czy poręcze. Są też tablice, ale co na nich pisało już nie wiadomo, większość prawie całkowicie wyblakła od słońca.

Obrazek

Był nawet małpi gaj, a teraz zdecydowanie jest to gaj wiewiórkowy ;)

Obrazek

Obrazek

Czasem wpadniemy na jakąś wiatę dla turystów.

Obrazek

Roślinność ma wybitnie swoje zdanie na temat szlaków turystycznych.

Obrazek

Mają tu wodospady.

Obrazek

Obrazek

Nieopodal jest też jaskinia, gdzie wchodzi się z biletami. Klimaty chyba takie średnie...

Obrazek

Obrazek

Nas jednak zainteresowało inne miejsce, które przypadkiem wpadło w oczy. Odsłania się widok na kolejny, malowniczy wodospad, a jego okolice wybitnie wskazują na dawną działalność człowieka. Po prawej zieją czernią jakieś otwory prowadzące do wilgotnych pomieszczeń. Dom? Składziki? Bunkier? Natomiast na lewo sprawa prezentuje się jeszcze ciekawiej! Co to u licha tam jest?

Obrazek

Próby nawiązania rozmowy z panem ze sklepiku koło jaskini turystycznej dostarczają bardzo szczątkowych informacji. Na interesujący nas obiekt ponoć mówią "Jaskinia Wodna". "Nie jest udostępniona turystycznie" i "lepiej żebyśmy się nie interesowali tym miejscem".

Ciężko o lepszą reklamę ;) Zatem podchodzimy!

Obrazek

Sporych rozmiarów wlot do jaskini został przegrodzony betonową ścianką z oknami. Okna nie mają szyb czy okiennic i każde jest podzielone szerokimi kratami na 12 segmentów.

Obrazek

Ktoś zrobił tu miejsce biesiadne. Może wspinacze? Bo ze stropu wiszą liny i się dyndają na wietrze.

Obrazek

Walają się stare meble i choinki bożonarodzeniowe razem z ozdobami w kartonach. Stoją też stare latarnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Między "kratami" bez problemu można przejść.

Obrazek

W środku wygląda na miejsce, w którym niegdyś zrobiono coś na kształt przepompowni? Magazynu? Ni to baseny, ni to kadzie?? Zabudowa wybitnie świadczy o przemysłowej przeszłości tego miejsca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeśli minąć ściankę z prawej strony (tą z oknami, która przegradza wejście do jaskini) to naszym oczom ukaże się takowy betonowy kanał, który znika gdzieś w ścianie.

Obrazek

Obrazek

To pomieszczenie na końcu również jest przegrodzone ceglaną ścianką. W ściance jest jednak przebita dziura.

Obrazek

Za dziurą jest ciemność, wieje chłodem, a powietrze jest przesycone mgłą. Nie wiem do końca czy to wilgoć czy pył, ale nikłe światło pseudolatarki zaraz się na tym rozprasza i nie widać dalej niż na 10 cm. O zrobieniu zdjęcia to w ogóle nie ma mowy. Nie wzięłam żadnej porządnej latarki. Ta, która jest wmontowana w Samsung Solid nadaje się w porywach, żeby w nocy iść do wychodka, a raczej nie do eksploracji sztolni... W końcu poszliśmy tylko na chwilę zobaczyć skałki i klasztor, a wyszło jak zwykle ;) Jak można być tak durnym, żeby popełniać ciągle te same błędy i nic się nie uczyć????

Najprawdopodobniej teren za dziurą łączy się z pomieszczeniem z kadziami. Acz może korytarz odbija jednak na prawo i prowadzi do tajnej podziemnej bazy albo do piwnic monastyru, pełnych beczek ze starym winem? ;) Tego się już nie dowiemy :P

Nieopodal jaskini jest też niewielki budyneczek, we wnętrzu którego są rury.

Obrazek

Jest też mostek wiszący, drewniana kładka, ale taka znikąd donikąd. Jak atrapa do filmu? Albo też jakiś rodzaj atrakcji dla wspinaczy? Mimo kilku prób nie udało się nam do niego dojść ani z jednej ani z drugiej strony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z jednej ze skałek jest dobre miejsce na obserwacje pociągów, które akurat tu wjeżdżają do tunelu. Fajne mają w Bułgarii pociągi - stare turkączące składy. Zwykle lokomotywa i 2 wagony, czerwone albo niebieskie. Zazwyczaj posprejowane. To jakaś popularna trasa, bo śmigają co chwilę w jedną i drugą stronę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczór w ośrodku Strinava mija na gotowaniu i zjadaniu pulpy, degustacji pierwszego bułgarskiego wina, a do kolacji grają nam stada cykad i szumi potoczek zaraz za domkiem. Czasem turkoce też pociąg, bo ta linia kolejowa co ją obserwowaliśmy ze skał - przebiega też za naszymi domkami. I jest tak cudownie ciepło, że mimo późnej godziny nie trzeba ubierać nawet bluzy :)

Obrazek

Rano na naszej bazie jesteśmy zupełnie sami. Wyjeżdżając nie ma nawet komu powiedzieć "do widzenia". Niemiecki kamper z drugiego końca ośrodka odjechał jakoś o świcie. Babeczka spod szlabanu zniknęła wczoraj zaraz po daniu nam kluczy i zainkasowaniu opłaty. Więcej jej nie widzieliśmy.

Smakowite śniadanko. Zwłaszcza oliwki w tych rejonach są wyjatkowo pyszne! Acz z jedną konserwą z "rybną sałatką" mieliśmy pewien mały problem! Nie mogliśmy tam znaleźć ryby. Potem jej szukał miejscowy kot. Też nie znalazł. Fasolę chyba za jakiś czas zjadły lokalne mrówki, bo dobierały się bardzo ochoczo ;)

Obrazek

Obrazek

I w drogę! W pewnym momencie chyba przez pół godziny (albo dłużej) jedziemy sobie zupełnie pustymi drogami. I ani pół auta. Pustka. Aż się zaczynamy zastanawiać czy może ta droga była zamknięta? Albo będąc drugi dzień odcięci od informacji nie wiemy o czymś co się wydarzyło na świecie, a było to dosyć istotne?? ;) Być może tutaj to norma, ale żyjąc na codzień w przeludnionej Polsce - jak nie masz 5 ludzi na plecach to zaczynasz się czuć nieswojo ;)

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżamy przez miasteczko Karnobat, gdzie aut jest zdecydowanie więcej, ale ludzi również jakby wymiotło. Mam nadzieję, że w terenach nadmorskich tendencja ta się utrzyma!

Obrazek

Dworzec autobusowy też wydaje się dosyć zapomniany, acz właśnie gdy robię zdjęcie tej tabliczki podjeżdża autobus do Burgas. Acz nikt z niego nie wysiada, nikt nie wsiada, a kierowca przypomina robota ;)

Obrazek

Zainteresował nas też hotel, ale niestety większość tego typu przybytków, które budzą w bubach pozytywne odczucia - jest już od lat nieczynnych. Tzn. nie udało nam się wejść do środka a taksówkarze po lokalnemu kiwali głowami, że zamknięte na głucho. A już mieliśmy cichą nadzieję na powtórkę z Artika ;) ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... artik.html )

Obrazek

Tylko koleś z karabinem jakiś nienaturalnie nowy i odmalowany.

Obrazek

Jedziemy dalej. Zawsze mnie wkurzają plakaty wyborcze z tymi zapasionymi, wrednymi mordami zakutymi w garniturki, ale tutaj z rozmachem reklamy to już naprawdę przegięli!

Obrazek

Kolejny ciekawy pomnik spotykamy w Ajtos. Jeden wita już na wjeździe, ale niestety trochę się rozmazał.

Obrazek

Ale drugi, stojący na skraju jakiś zakładów mechanicznych już mogę obfocić na spokojnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A poza tym co jeszcze po drodze? Klasyczne krajobrazy Bułgarii, płowe góry, zabudowa wsi i miasteczek utrzymana również w cieplych barwach.

Obrazek

No i wszechobecne ruiny. Tu akurat jakaś opuszczona knajpa przydrożna.

Obrazek

Obrazek

Zbliżamy się do morza i miejsca, gdzie byliśmy 8 lat temu. Ciekawe jak tam teraz?


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 27-10-2024 17:09

Docieramy do miejscowości Aheloj. Byliśmy tu już 8 lat temu ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... sebar.html ) , gdy nieśpiesznie włóczyliśmy się po bułgarskim wybrzeżu czekając na prom do Gruzji. Ale ten czas leci - kiedy to minęło? Nocowaliśmy wtedy na kempingu Ahelojska Bitka. Już wtedy wyglądał na nieco zapomniany, ale działał, namiot można było postawić, wody nabrać. Teraz wszystko jest zabite dechami na głucho i bardzo szczelnie ogrodzone. Szkoda, tyle miłych wspomnień. Ale to był tylko plan B!

Obrazek

Główny plan zakłada osiedlenie się w pobliskich domkach typu UFO. Już wtedy nam się bardzo podobały, ale niestety wszystkie były zajęte. A teraz się udało! Hurra! Tak wyglada zatem nasza "kosmiczna kapsuła" - już zasiedlona!

Obrazek

Część domków należy do ośrodka i można je wynająć. Niektóre chyba są wykupione i służą jako letnie dacze prywatnym osobom. Zazwyczaj one różnią się nieco wyglądem (np. są obite papą dachówkowatą) czy mają dodatkowe wyposażenie (klimatyzatory, anteny, moskitiery w oknach)

Na szczęście te z ośrodka są najmniej przebudowane, więc zachowały najwięcej naturalnego wyglądu z dalekiej przeszłości, kiedy powstały. Konstrukcje mają ponoć około 50 lat, acz po drodze były w nich robione jakieś modyfikacje wnętrz, typu podział ściankami na więcej pomieszczeń. Początkowo występowały w kolorze żółtym, zielonym, niebieskim i białym. Teraz wszystkie są z lekka oblezione i cieniowane na szaro + te brązowe pokryte inną, nową wyściółką. Oryginalnie miały też chyba też inne drzwi i okna, bo te co są teraz to tak średnio do nich pasują. Jakie one były poczatkowo? Nie mam pojęcia, bo w żadnym domku się nie zachowały. Strasznie bym chciała móc zobaczyć zdjecia z czasów, gdy powstała ta baza.

Jedno jest pewne - ośrodek jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju! Acz jeśli się mylę i ktoś zna podobny - to będe mega wdzięczna za namiary!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czy to normalne, że domek się na ciebie patrzy??? ;)

Obrazek

Domki są położone na samym brzegu morza, więc widok z okna jest kapitalny i do snu przygrywa szum fal.

Obrazek

Obrazek

Zejście na "plażę" jest wybitnie utrzymane w stylu bubowym :)

Obrazek

Obrazek

Brzeg morza akurat w tym miejscu jest betonowym obrywem, który wali prosto w fale. Wygląda na to, że podmywało go i już dawno temu istniało niebezpieczeństwo, że domki zabierze morze. Bo tylko tu, na krótkim odcinku, jest ten betonowy klif.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mur zakręca i stanowi też barierę od strony bagnistej rzeczki, która tu wpada do morza. Może zatem i ona czasem wylewa?

Obrazek

Gdy wieje i fale są większe to w ogóle ciężko przejść dołem suchą stopą. Jak morze akurat jest spokojniejsze - to można myk myk po gzymsiku.

Obrazek

Obrazek

W najbliższej okolicy również nie brakuje starego betonu np. w postaci jednego czy drugiego molo, z lekka już nadszarpniętego przez morski żywioł. Nie jest to wprawdzie molo z Karosty ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... wa_31.html ) ;) ale też fajnie połazić. Najchętniej bywają tam wędkarze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na kąpiele jest też bardziej klasyczna plaża, w sensie taka z piaskiem. Jest jakieś 100 metrów dalej. Toperz i kabak cieszą się falami, ja trochę mniej, bo nie lubię moczyć głowy. Wolę spokojniejsze, stojące wody. Moje bajora będą w kolejnych dniach!

Obrazek

Obrazek

Kiedy oni dokazują w morskich odmętach - ja sobie oglądam łódeczki i ściągam na zoomie różne budy na horyzoncie, do których od razu mam ochotę się wybrać! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spędzimy tu kilka dni i często będziemy bywać w pobliskiej knajpie. Ma fajny wystrój - cały sufit pod wiatą jest obwieszony tablicami rejestracyjnymi.

Obrazek

Mają tu przegląd blach z kilkunastu krajów. Z Polski też znaleźliśmy, np. Szczecin, Polkowice. Ciekawe jaki był mechanizm powstawania tej ozdoby ? Czy turysci odkręcali blachy z auta, zostawiali, a potem na granicy mówili, że zgubili/ukradli? Czy przywozili swoje stare rejestracje?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Natomiast w środku knajpy trwa cygańska impreza! ;)

Obrazek

Głównie żywimy się rybami. Najlepszy jest chyba "safrid", co na polski tłumaczy się jako ostrobok. Dwa lata temu też je jedliśmy i też były takie pyszne!

Obrazek

Obrazek

Czasem dla odmiany zapoznajemy się z krewetkami, małżami i kalmarami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Śniadania natomiast zjadamy sobie w wiacie stojącej już praktycznie przy samym gzymsie urwiska. Czasem zwiewa ze stołu kanapki, ale widać nadmorska kanapka tak ma i czasem lubi polatać.

Obrazek

Jest tu też taki fajny, cienisty domeczek o bardziej zwyczajnym kształcie, acz on niestety nie na wynajem - służy jako komórka na miotły. To jest jedyna rzecz, ktorej brakuje w tej bazie - drzew!

Obrazek

Jednego wieczora mamy niecodzienne przedstawienie. Odwiedza nas wąż. Zachowuje się nieco dziwnie, nie wiemy czy zrzuca skórę, czy właśnie zjadł coś dużego - czy może jego coś zjadło? Tak przedziwnie się kręci w kółko, wije, a ostatecznie prawie zawiązuje na supeł!! Obserwujemy skubańca z pewnej odległości, bo nie wiemy czy nie jest przypadkiem jadowity. Ostatecznie rano znaleźliśmy tego węża zdechłego, więc wychodzi na to, że jednak nadgryziony - chyba go jakaś mewa za mocno poturbowała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy też wybrzeżem na północ, w kierunku Nesebyru. Obuwie dostosowane do pokonywania bagien i zapór wodnych ;)

Obrazek

Dużo tam się pobudowało hoteli, acz niektóre wyglądają na niedokończone, a może nawet porzucone w trakcie budowy? Zaraz obok rozciągają się pyliste drogi, zioła albo nabrzeża z betonu pamiętającego jeszcze inne czasy. I może jakąś zupełnie inną zabudowę?

Obrazek

Obrazek

Takie dziwne konstrukcje tu gdzieniegdzie występują. Rozważamy czy to ławeczki? Czy może bardzo niskie poręcze? Albo bardzo wysokie krawężniki? ;)

Obrazek

Obrazek

Znajdujemy też kolejny bunkier do kolekcji. Ot górka bluszczu wśród płowych traw!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy już po zmroku. I właśnie idzie burza. Chmura zajmuje pół nieba i jest taka przedziwnie równa.

Obrazek

Błyska się bardzo konkretnie. Mijane hotele molochy w większości są puste. Świecą tylko recepcje i baraczki gospodarcze, okna w pokojach czy na korytarzach są wygaszone. Może czerwiec to tutaj jeszcze nie sezon? Wieczór jest niesamowicie ciepły! Mimo że z przyzwyczajenia ciągnę wyładowany ciepłymi ciuchami plecak - mam ubrane krótkie spodnie, sandały i jest mi całkiem dobrze! Niesamowite! Buba nie marznie! Cóż za fenomen! ;)

Trzęsący się od grzmotów horyzont, ciepły wiatr przewalający pyłem na drodze i te wygaszone budynki. No i zupełnie pusto wokół. Fajny klimacik jest dzis w tym Aheloj!

Obrazek

Mijamy coś na kształt malutkiego portu dla kutrów rybackich. Koło łódek leżą pryzmy sieci, kotwic i chyba różnych bojek czy obciążników dla nich - zrobionych z przeróżnych materiałów, które tym sposobem dosłały nowe życie.

Obrazek

Chyba często walają się tu jakieś smakowitości. Towarzystwa dotrzymują nam stada puszystych, długoogoniastych futer!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Burza ostatecznie nie przyszła, pohuczała w tle i omineła. Kolejnego wieczoru jest podobnie. Dla odmiany burza idzie od morza. Cały horyzont jest granatowo-czarny i co kilka sekund rozświetlają go błyskawice. Taka jakaś wyjątkowo "elektryczna" burza. Morze jest wyjątkowo ciepłe - może te pioruny go podgrzewają? ;) Choć są jeszcze na tyle daleko, że praktycznie nie słychać grzmotów. W sumie to była jedna z najlepszych kąpieli w morzu - przy tych naturalnych stroboskopach :) I nie było fal, więc i ja mogłam rozkoszować się ciepłą morską tonią. Nie chciało się wychodzić. Może tylko po to, aby się napić wina wbitego w piasek ;)

A to dla odmiany miejscowy poranek. W dobrym momencie akurat wychodziłam do kibelka ;)

Obrazek

Obrazek



cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 29-10-2024 22:09

Idziemy plażą w stronę Primoria.

Obrazek

Krajobrazy po drodze są płowe i od czasu do czasu noszące ślady ludzkiej działalności.

Obrazek

Obrazek

Dwa szkielety niedokończonych, nadmorskich budynków.

Obrazek

Plażowy bunkier stoi tak samo jak 8 lat temu. Nic się chyba nie zmienił.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem trafi się mini molo z betonowych płyt, acz już tak obrosłe wodorostami, glonami, muszlami i mułem, że gdyby nie równy, prostokątny kształt - można by pomyśleć, że to naturalne kamienie.

Obrazek

Obrazek

Główny cel na dziś to dokładnie obadać różowe, słone jeziorka. No i zażyć w nich kąpieli - rzecz jasna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Woda w jeziorku jest płytka i ciepła jak zupa. I tak słona, że można się na niej położyć i człowiek się unosi na powierzchni. Tu się raczej nikt nie utopi! Pierwszy raz mam okazję kąpać się w tak słonej wodzie. Niesamowite uczucie wcielić się na chwilę w styropian!

My na tych zdjęciach nie leżymy brzuchem/kuprem na dnie. Unosimy się w toni wodnej, a pod nami jest jeszcze z pół metra cieczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Granica lądu z wodą.

Obrazek

Obrazek

Występuje tu również lecznicze błotko, którym ludzie się ochoczo nacierają. Pomaga ponoć na choroby skóry i dolegliwości ze strony stawów.

Obrazek

Ciekawie wyszedł bohater drugiego planu - te zwłoki unoszące się w bajorku ;)

Obrazek

Kawałek dalej jest jeszcze jedno mniejsze bajorko, w którym jakieś osoby też się moczą, acz ono już nie jest takie fajnie różowe. Jest więc chyba mniej solne a bardziej błotne.

Obrazek

Kiedyś słonych jeziorek było tu więcej, acz większość wyglądała zbyt równo na coś naturalnego pochodzenia. Może więc raczej były to nie jeziorka a baseniki? Gdy przestały być aktywnie używane do celów przemysłowych - woda zniknęła. Wyschła, odpłynęła gdzie indziej - szlag ją wie... Wyraźnie był tu zakład odsalający wodę morską, ale z nieznanych przyczyn zakończył swoją działalność.

Po niektórych solankach została tylko spękana ziemia i trochę szlamu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najciekawsze są chyba groble/pomosty, które niegdyś rozdzielały poszczególne solanki. Miały drewniane obudowy i słupki. Nadal dobrze pełnią rolę kładeczek, bo są twarde. Chodzenie po dnach wyschniętych zbiorników nie jest najlepszym pomysłem. Można się zapaść i to czasem fest głęboko. Nam się to nie przytrafiło, ale gdzieniegdzie widać było ślady zasysania i późniejszego gramolenia jakiś nieszczęśników.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre groble są strzeżone ;)

Obrazek

Znaleźliśmy jedną nieckę wciąż wypełnioną wodą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ślady soli obrastającej pieńki.

Obrazek

Obrazek

Zbliżamy się do czegoś na kształt wyspy, gdzie widać jakieś ruiny.

Obrazek

Budynków jest kilka, ale nie są jakoś bardzo okazałe. Ich największą zaletą jest położenie - na takiej jakby pustymi, pośrodku niczego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakieś taśmociągi, pogłębiarki i dużo, dużo rur.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

"Nie pipaj" to po bułgarsku znaczy "nie dotykaj". Nie wiem czemu, ale jakoś wyjatkowo nas to rozbawiło i to sformułowanie towarzyszy nam do końca wyjazdu. Np. jak ktoś wyciąga rękę po kanapkę jeszcze nie polaną keczupem albo ciągnie za klamkę szaraka, który nie jest otwarty - to zaraz ktoś woła "nie pipaj"!! :) A mówią, że tylko czeski jest zabawny!

Obrazek

Wszystkie budynki czy maszyny sprawiają wrażenie opuszczonych, a przynajmniej obecnie nieużywanych. Acz kamery wiszą i jedna nawet robi bzzzzzz. Więc szlag wie - może już jesteśmy gwiazdami bułgarskiego youtuba ;)

Obrazek

Docieramy w końcu do większego, słonego zbiornika, który ciągnie się w kierunku Primoria. Wybierzemy się niebawem też na jego drugi brzeg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co mielim pozwiedzać to pozwiedzalim - wracamy na plażę.

Obrazek

Na wydmie też jeszcze spotykamy jakieś dziwne maszynerie.

Obrazek

A walające się tu i ówdzie stare zbiorniki powoli porastają muszelkami.

Obrazek

Acz te białe skubańce dużo chętniej osiedlają się na drewnie.

Obrazek

Fajne jest tu to wybrzeże - zupełnie puste!

Obrazek

Miejscami występują łachy czarnego piasku.

Obrazek

Obrazek

A gdzie indziej pryzmy muszelkownika, ale nieporównywalnie mniejsze niż te w okolicach Szabli.

Obrazek

Na plaży znajdujemy przewiewny szałas obwieszony koralami z muszli. Ktoś się porządnie napracował nawlekając je na sznureczki! Nie wiem kim był ów budowniczy, ale miejsce jest przesiąknięte wyjątkowo pozytywną energią. Ktoś kto tu bywał musiał być szczęśliwy i kawałek tego jego szczęścia tu pozostało. Wtopiło się w drewno, w piasek i muszelki. Korale na wietrze dyndają i stukają o siebie w różnych tonacjach. Muzyka ta w połaczeniu z szumem fal tworzy przefajną atmosferę. To takie miejsce - niby nic, a nie chce się stąd odchodzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na tutejszych plażach jest też dużo obtoczonego szkła, które na obecnym etapie wygląda już jak kamienie. Jest obłe, gładkie, matowe i już się nim nie utniesz. Nigdzie wcześniej tego rodzaju podłoża nie spotykaliśmy. Oczywiście trochę bierzemy na pamiątkę. Zbieraliśmy już na plażach muszle jak pięść, łuski po nabojach, stare buty - ale szkło to pierwszy raz! :)

Obrazek

Obrazek

Piasek ponoć jest ważnym składnikiem potrzebnym do produkcji szkła. Tu widzimy proces odwrotny, naturalnego recyklingu - etap przejściowy zamiany szkła w piasek. Już niedługo...


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 01-11-2024 20:12

Burgas odwiedzamy już po raz drugi. Stąd odpływał prom do Gruzji, którym płynęliśmy w lipcu 2016. Acz wtedy niestety nic nie wiedzieliśmy o tym miejscu, które dziś odwiedzimy.

Nie musimy wjeżdżać do centrum. Różowe jeziorka, które nas interesują, są na obrzeżach miasta. Okazują się trochę podobne do tych, gdzie byliśmy wczoraj.

Obrazek

Są tu solankowe baseniki przemysłowe, z tą różnicą, ze nie są opuszczone tak jak te koło Aheloj. Jeżdżą koparki, widać działanie mini taśmociągów i innych maszyn. Acz klimat opuszczenia jest tu w jakims sensie obecny - tu i ówdzie sterczą szkielety zruinowanych budynków. Przeważnie ceglanych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różne maszyny na zbliżeniu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są też fragmenty falistych torowisk dla kolejek wywożących solny urobek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwa różowe jeziorka zostały udostępnione dla turystów w celach kąpielowych.

Obrazek

Do morza jest stąd rzut betetem, a szare wieżowce Burgas zamykają horyzont.

Obrazek

Groble międzybasenikowe są tu szersze niż w części przemysłowej i wyłożono je deskami. Do wody porobione są schodki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kąpiemy się! A jakże! :) Tutejsze bajora podobają mi się jeszcze bardziej niż te w Aheloj. Woda jest jakby gęstsza, bardziej mazista i aromatyczna. Prawie usiąść na niej można - nie tylko się położyć! ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A największa atrakcja to umazać się błotem od stóp do głów! Trzeba jednak bardzo ostrożnie dobierać miejsce pozyskiwanie błotka - musi ono być idealnie gładkie, bo jak się weźmie takie z kryształami soli - to można się bardzo paskudnie podrapać. Poza tym to z solą słabo kryje i nie nadaje takiego równomiernie głębokiego koloru.

Obrazek

Obrazek

Z pozostałych zbiorników ponoć goni ochrona jak się wlezie. Napisali, że wyciągają za uszy i nie ma zmiłuj ;) Musiały być jakieś grube akcje!!! :)

Obrazek

A to chatynka, w której bardzo bym chciała zanocować. Ale chyba nie jest to tutaj praktykowane.

Obrazek

Struktura powierzchni cieczy (jeśli przyjrzeć się z bliska) układa się w niesamowite desenie. Oczywiście to na tych jeziorkach niekąpielowych, bo tam gdzie taplają się ludzie to wszystko jest zbełtane.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Krystalizowanie soli widać szczególnie dobrze przy pomostach czy słupkach. Na drewnie tworzy się coś na podobieństwo szadzi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sąsiadujące bajorka o róznych barwach.

Obrazek

Niedaleko rozlewisk stoi kilka bloków. Tak pośrodku niczego. Może dla pracowników solanek je niegdyś postawili?

Obrazek

Obrazek

Budynki w większości są nadal zamieszkane, acz stan dachu jednego z nich sugerował, że mieszkańcy muszą nie lubić deszczu. Plus taki, że tutaj chyba rzadko pada.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cała tutejsza okolica nosi znamiona szerszej działalności przemysłowej w dawnych latach. Jest np. most wąskotorówki - pewnie tej solankowej, acz nie jest już raczej używany. Ba! Nawet nie mam pewności czy te tory mają obecnie połączenie z tymi na groblach.

Obrazek

Obrazek

Był też drugi tor, znacznie szerszy.

Obrazek

A przy samym morzu znów jakiś beton. Jakby śluza?

Obrazek

Pomiędzy morzem a solankami jest też trochę budynków wyglądających na opuszczone. Wchodzę na teren przez brak ogrodzenia...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

... ale w pewnym momencie zauważam, że jakiś koleś zaczyna iść w moją stronę i pokrzykiwać. Zaczynam więc iść w stronę przeciwną nieco przyspieszając kroku. W ten sposób opuszczam teren poprzemysłowy inną bramą (lekko uchyloną) i wchodzę na teren knajpy. I jaka to jest knajpa!!! :)

Obrazek

Obrazek

Przefajne tu mają ścienne malowidła. Takie urocze w swojej prostocie :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idący za mną cieć nie odpuszcza (a myślałam, że se da siana na wysokości bramy). Dochodzi do konfliktu między nim a pracownicą baru: "Nie wlizajeta" - cieć do mnie i coś tam dalej bla bla bla. "Ale do knajpy wolno wchodzić i robić zdjęcia naszych pięknych malunków. Zapraszamy" - zwraca się do mnie barmanka. I tu następuje stek wyzwisk po bułgarsku do ciecia, że koleś jej odstrasza potencjalnych klientów. Cieć podkulił ogon i się zmył. A ja nie miałam wyjścia - musiałam zostać na piwo. Nie wypadało inaczej :)

Toperz i kabak w tym czasie oddawali się urokom plażowania.

Obrazek

Obrazek

A w dali pływają potężne statki. Chyba skubańce w kolejce czekają. Solidny port mają w tym Burgas. Cieszę się, że mogłam go kiedyś zobaczyć od środka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A! Bym zapomniała! Jeszcze mają tu bunkier w rybki (i inne owoce morza)

Obrazek

Obrazek

W środku niestety plażowicze zorganizowali kibel...

Obrazek

Grunt to maskowanie odpowiednio dobrane do sytuacji ;)

Obrazek



cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 05-11-2024 17:52

Dziś trzecie spotkanie z błotnymi jeziorami - wybieramy się nad takowe od strony miejscowości Pomorie. Na początek zaglądamy do czegoś na kształt muzeum "solnictwa". Jest tu wszystko co widzieliśmy wczoraj i przedwczoraj, ale w formie cepelii i makiety.

Obrazek

Plus taki, że wagoniki można pomacać. Tzn. i tak nie wolno, ale się da jakby ktoś chciał ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Można się tu również przyjrzeć maszynie o drewnianych kołach mielących.

Obrazek

A! I ważkę mają. Nie wiem co ma wspólnego z tematem, no ale jest ważka. Taka duża.

Obrazek

Okolica jest lubiana przez ptactwo. Chyba im tu dobrze wygrzewać kupry na tych słupkach.

Obrazek

Obrazek

Potem idziemy obczaić tutejsze przymorskie jeziorko. Przechodzimy koło winiarni.

Obrazek

Mijamy różne pojazdy, w rozmaitych fazach wrośnięcia w grunt i zioła.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bajoro okazuje się jednak mało podobne do dwóch poprzednich. Nie ma różowej wody. I nie ma miejsc, gdzie człowiek przy zdrowych zmysłach chciałby włożyć do wody choć czubek palca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tu bardzo płytko. W wielu miejscach ptactwu sięga po kostki.

Obrazek

Oględnie mówiąc woda jest syfiata, porosła grubym kożuchem glona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I zapach też ma nieszczególny. Nie ma również kładeczek, po których można by chodzić. Nie wiem czy nigdy nie było czy uległy zatopieniu.

Na zbliżeniu wygląda to nawet dosyć ciekawie - jak takie wyspy pocięte kanałami. I to jeszcze wszystko się rusza, bulgocze - jakby oddychało!

Obrazek

Acz to chyba nie jest dobre jak jezioro się na ciebie patrzy?

Obrazek

Pośrodku szerokiej grobli stoi sobie jedna ruinka.

Obrazek

Jakaś stacja pomp czy coś w ten deseń. Umieszczone przed nią wyblakłe i zarośnięte tablice sugerują, że ileś lat temu za unijne pieniądze chciano tu czymś zainteresować turystów.

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do cypelka i zarządzamy odwrót, bo nic nie wskazuje, aby tutaj można było znaleźć coś ciekawego. Zupełnie inne miejsce niż bajora w Burgas czy Aheloj, mimo że na mapach czy opisach wyglądały podobnie.

Obrazek

Idziemy w stronę widocznej zabudowy. Czerwienią sie dachy, więc jakoś tamtędy musi się dać dojść do szosy. Szukamy alternatywnej trasy, coby uniknąć przechodzenia koło takiego jednego baraczka, gdzie ujadała sfora psów (a ogrodzenia to tam nie było)

Obrazek

W miarę jak zbliżamy się do domostw - cuchnąca woń narasta. I chyba właśnie stamtąd ona wypływa z wodospadami śmieci, a w dalszej części bajora po prostu ulega rozcieńczeniu. Zdjęcia robione na dużym zoomie, więc dokładnie obejrzałam je sobie dopiero w domu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy ścieżce oraz na niej widać ślady wypalania śmieci w dużych ilościach. Ta czarna plama na pierwszym planie to nie cień.

Obrazek

Głównie są to opalane kable, z których w ten sposób wyrywane są metalowe bebechy. Ale to jeszcze można by przeżyć. Najgorsze są zwłoki, z których zostają zwęglone kości. Chyba drób - biorąc pod uwagę obecność piór. Ale jakieś zęby też leżały. Chwila wahania... może już lepiej było iść koło psów?? NIE! Zdecydowanie i kolektywnie stwierdzamy, że lepsze martwe kury z zębami niż żywa wataha wściekłych kundli.

Dalej upiorny smród na szczęście ustaje. Mijamy jakieś zęby smoka albo inne gwiazdobloki. Wchodzimy w rzędy bud, gdzie trzymane są konie, świnie, wozy i wszelakie inksze różności.

Obrazek

Na płotach wiszą koce, dywany i obrzygane materace, a pod nogami zaczynają biegać stada małych dzieci, puszczonych totalnie luzem jak zazwyczaj w Bułgarii nie jest praktykowane. Ja pierdziuuu! Wleźliśmy od tyłu w sam środek jakiegoś cygańskiego taboru! Śmiejemy się, że przynajmniej kabak jest ubrany stosownie do okoliczności ;) Jak nic wtapia się w modę damską "na dzielnicy" :)

Obrazek

Zdjęć nie mam za dużo. Wszędzie było pełno ludzi, a zwłaszcza stojące grupki znudzonych facetów, gapiących się na nas jak przysłowiowy wół na malowane wrota. Zdawali się być zawieszeni jak w jakimś letargu, a nasze pojawienie się powodowało zakręcenie się kuleczek w głowie, ale niewiele więcej. Przemykaliśmy więc szybkim krokiem, nie dając im nadmiernie dużo czasu na myślenie i analizę tej nietypowej sytuacji.

Zatem jest tylko koń, wóz i kareta.

Obrazek

Obrazek

Karet przy dalszych, bardziej wypaśnych domach było więcej. Jedna była nawet z baronem w w środku, który na każdym palcu miał chyba dwa złote pierścienie. Siedzenia pojazdu były obite różową skórą, a na boki zwieszały się frędzle. Ech... mieć aparat w guziku... To by było życie!! To by były relacje!!!

Tętent kóz po asfalcie niesie się po okolicy.

Obrazek

Tutejsze automaty do kawy wyglądają trochę jak bankomat.

Obrazek

A to już całkiem nie wiem co to jest? Albo raczej co to było?

Obrazek


Ale ogólnie nasz zamysł był prawidłowy. Doszliśmy do szosy. O dziwo szaruś stał tam, gdzie go zostawiliśmy dwie godziny temu ;) Widać w tym sezonie są tu w modzie różowe karety, a nie szare limuzyny. Chociaż jakby miał frędzle - to kto wie?? ;)

Potem idziemy kawałek wzdłuż plaż w Pomoriu. W stronę północną, tam gdzie jest mierzeja między jeziorem a morzem, zabudowa się staje się niższa, a nabrzeża mają w sobie sporą rosochatość. Jakby tam iść to w końcu dotrzemy do naszego Aheloj. Tam już łaziliśmy.

Obrazek

Obrazek

Czasem wychodzi w morze jakieś niewielkie betonowe molo.

Obrazek

Obrazek

Na jednym jest nawet budka. Ciekawe jakie było jej niegdysiejsze zastosowanie?

Obrazek

Ruszamy bardziej na południe. Tak sobie pomyśleliśmy, że jak tu jest kurort - to może będą jakieś pamiątki np. koszulki? Albo pocztówki? Ostatnimi czasy wkręciliśmy się ze znajomymi w wysyłanie sobie pocztówek z podróży! Jak za dawnych, dobrych lat! :) Kabak chce też kupić magnesik dla koleżanki z klasy. Za jednym zamachem zaliczymy wszystkie aspekty "kurortowego życia" i potem będzie można się zająć czymś ciekawszym. A może będzie jakaś knajpa, żeby coś zjeść? Np. rybkę? O my naiwni. I nasza widać wypaczona i nierealna wizja kurortu....

Jest tylko zwarta ściana wywalonych pod niebo hoteli.

Obrazek

Sklepy czy knajpy są, a jakże. I na parterach hoteli, i nawet na samej plaży. Ale sprzedają w nich prawie wyłącznie słodycze i alkohol. Nic dziwnego, że potem 3/4 ludzi na plażach wygląda jak wieloryby wyrzucone przez sztorm. W jakimś markeciku udaje się kupić 3 ostatnie jogurty i 2 banany. Wyglądają nieco jakby zostały jeszcze z poprzedniego sezonu. Nie jest to rybka, no ale powiedzmy że jakiś "obiad" mamy. Z artykułów trwałego użytku można nabyć dmuchane materace i kaczuszki, a na coś zbliżonego do pamiątek nie udało się trafić. Tzn. udało, ale niestandardowo i w sposób wcześniej nieprzewidziany - magnesik z napisem "Bułgaria" znaleźliśmy w piasku. Idąc plażą coś zachrzęściło dziwnie o but więc spojrzałam. Pocztówki niestety nie wisiały na drzewach, a ryba nie pojawiła się w czapce ;) Cóż, nie można mieć wszystkiego...

Idziemy sobie obejść cypelek i mamy nieodparte wrażenie taśmy zwijającej się spod nóg. Rzędy parasoli i leżaków. Łupiąca muzyka z jakiejś pustej plażowej knajpy, gdzie nie ma co zjeść. Nikt się nie bawi, nie tańczy, nie siedzi przy stoliku, ale muzyka łupie tak, że głowa boli jeszcze 200 metrów dalej (aż się wejdzie w zakres łupania sąsiedniego przybytku). Hmmm... chyba z dwojga złego wolałam już dzielnicę cygańską z frędzlastym baronem i nadpaloną kurą z zębami... Przynajmniej większa bioróżnorodność. Bo tu tylko nieruchome zombiaki, wylewające się z leżaków.

Stąd też nie mam za wiele zdjęć. Tam się bałam i zatykałam nos. Tu przeważa znużenie i zaduma nad bezsensem istnienia. Idziemy, idziemy i mam wrażenie, że w rytm tego łupania też powoli zmieniamy się w te zombiaki. Że jeszcze kilometr, że jeszcze pół godziny... i też siądziemy na leżaku, zaczniemy żreć paczkami pączki i gofry, a różowa polewa będzie nam spływać po brodzie. Potem popijemy to świetliście niebieską lemoniadą - i zatopimy się w wiecznym letargu.

W końcu docieramy w miejsce, gdzie następuje wreszcie jakaś zmiana w krajobrazie. To chyba coś na kształt miejscowej starówki. Podobne drewniane domy kiedyś oglądaliśmy w Nesebyrze. Widać to miejscowy styl nadmorsko-bułgarski ;) Myślałam, że w wiekszości w Bułgarii budowali z kamienia, a tu wychodzi, że przynajmniej w nadmorskich osadach w modzie było drewno. Śliczne domki i w większości zamieszkane. W niektórych nawet można wynająć pokoje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiele domów malowniczo obrastają pnącza. Widać też dbałość o żywopłoty, z ogródków wylewają się kwiaty. Jaka to wspaniała odmiana po tej trasie przez piekło hotelowych molochów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest też przyjemny, kamienny kościółek, ale niestety zamknięty. Szkoda, bo ponoć w środku jest dużo ładnych, starych ikon.

Obrazek

Obrazek

Spod niego widać łódki i coś na kształt malutkiej latarni morskiej obsiadniętej przez kormorany.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W tym rejonie pojawia się też sporo kotów. Widać, że miejscowi je dokarmiają, bo wszędzie stoją miseczki i poidełka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy szosą wzdłuż hoteli. Będzie równie obrzydliwie, ale może szybciej bo w piasku sie nogi jednak fest zapadają. I może ciszej?? Bo te "beach bary" nie będą tak napierdalać??? Skądinąd ciekawa wizja wakacji: siedzisz sobie w takim molochu, z widokiem na balkon sąsiada, na plaży wąchasz czyjeś stopy, wciągasz jakieś śmieciożarcie - i wracasz po tygodniu czy dwóch o 5 kg tłustszy i lżejszy o zyliony w portfelu. I w pamięć nawet szum fal nie zapadł - bo muzyczka sprawnie wszystko zagłuszyła.

Cóż... Tak 90% Pomoria zdecydowanie nie jest miejscowością, która zapadła by nam w pamięć jakoś przesadnie pozytywnie.

Ale i tak bywa. Chcąc znaleźc piękne miejsca - trzeba czasem wdepnąć w g...


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 08-11-2024 19:08

To był jedyny pochmurny i chłodny dzionek naszego tegorocznego pobytu w Bułgarii. Jedziemy przez obrzeża Burgas. Wokół rozlewiska, ptaki i horyzont najeżony przemysłem. Ponurość chmur idealnie współgrała z tym krajobrazem.

Obrazek

Kierujemy się na południe, w okolice miejscowości Kavaci. Mamy tu namierzony fajny ośrodek domków o intrygującej nazwie "Bunkier". Może na jego terenie stoi jakiś takowy obiekt? Na górce jest położony, więc kto wie? Zjeżdżamy w wąską drogę z połamanego asfaltu, która wije się wśród wysokich chwastów i resztek jakiś bud. Taka droga musi prowadzić w jakieś ciekawe miejsce! Tylko czy to nie wygląda ZA dobrze?? Mamy obawy, że ośrodek będzie opuszczony. Tu też po raz pierwszy zauważamy, że szarak ma ogromne problemy z wjeżdżaniem pod górkę. Jak tylko zaczyna się trochę bardziej stromo - to gaśnie. I nie to jest największy problem, a raczej to, że po zgaśnięciu natychmiast automatycznie próbuje zapalić, znów gaśnie, a po 3-4 razie takich prób już się zaksztusza na amen. Trzeba mu wtedy dać z 10 minut odpocząć by podjął kolejne próby. Nic nam nie wspominali, że jest to model wyłącznie nizinny... W końcu jakoś udaje się zakulać na górkę. Ośrodek o dziwo działa. Położony jest w cudnym, sosnowym lesie, a w nim utopione drewniane domki o ogromnych werandach. Dwa domki są napewno zamieszkałe. Na jednej z werand siedzi rodzina i segreguje muszelki. Przy drugim nikogo nie widać, ale suszy się dużo prania i stoją dwa auta. Reszta domeczków wydaje się pusta tzn. na chodzie, ale póki co nie zasiedlona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po terenie kręcą się dwie babeczki, noszą wiadra, poduszki - widać że są z obsługi. Są niezmiernie zdziwione naszym najściem. Tak jakby turysta pytający w miejscu noclegowym o nocleg to było jakieś wielkie dziwo. Widać to po ich oczach, jedna patrzy na drugą jakby chciała powiedzieć: "Uszczypnij mnie! Bo to chyba sen!" A druga pierwszej odpowiada takim samym spojrzeniem: "Ki diabeł? A tych co tu przywiało??" Są jednak bardzo miłe i chcą nam pomóc. W języku polsko-bułgarsko-migowym (z naciskiem na ten ostatni) tłumaczą nam, że miejsca są, ale nie dla wszystkich. I że one by nas zaraz zakwaterowały, ale to nie od nich zależy i muszą zadzwonić i pogadać z szefem. Dzwonią. On nie odbiera. Raz, drugi i trzeci. Echo. Mówią, żeby czekać. Czekamy. Pomna na doświadczenia z przeszłości pytam czy coś nie pomóc w sprzątaniu np. próbuje im pomóc nieść wiaderka. Ale nie trzeba pomocy (albo mnie nie zrozumiały właściwie). Czekamy. Spadają szyszki, malwy kołyszą się na wietrze. O tak! Oprócz sosen można tu również użyć na malwach! Dawno nie widziałam ich w takiej ilości. Jaki cudowny tu jest spokój. Dlaczego jak jest gdzieś takie cudne miejsce, to musi zawsze z nim być coś nie tak? Po sosnach biegają stada wiewiórek. Dowiadujemy się, że po bułgarsku "katerica" to wiewiórka. Nie wiem czemu, ale początkowo myśleliśmy, że to imię własne konkretnej, zaprzyjaźnionej wiewióry ;) Szef gdzieś przepadł i dalej nie odbiera. Mija pół godziny, potem godzina. Babki już nas oprowadzają po ośrodku. Pokazują domek, w którym byśmy mogli zamieszkać jak szef się zgodzi. Przefajne żelazne łóżka z grubaśnymi materacami, skrzypiące podłogi, cienista weranda chyba jeszcze większa niż domek. Łazienki wyglądające jak sławojka, ale z gigantycznymi metalowymi baniakami na wodę na dachu, które grzeją się na słońcu. Jak te małe drewniane budyneczki się nie zawalą pod taką cysterną? Babki nam pokazują, że baniaki są osadzone na ogromnej, stalowej kratownicy, jak dźwigu! Tylko z zewnątrz, dla estetyki jest to obite deseczkami. Trochę popaduje, więc siedzimy w wiacie. W końcu udaje się dodzwonić. Szef się niestety nie zgadza... :( Każdy przebywający na terenie musi mieć specjalną, imienną przepustkę. Bo to jest ośrodek dla wojskowych i postronnym tu nie wolno. Babki rozkładają ręce. Jak zostaniemy - to w razie kontroli stracą pracę, a możliwe są też jakieś większe nieprzyjemności. Zwłaszcza, że my obcokrajowcy. Być może jakbysmy byli zwykłymi niewojskowymi Bułgarami - to była by szansa zorganizowania jakiejś lewej przepustki? Ale dla nas - to za duże ryzyko. Cóż... Domki zatem będą stały puste :(

Wychodząc dopiero przyglądamy się dokładniej napisom na bramie. Widać babeczki nie kłamały...

Obrazek

"Uwaga! Włażenie surowo zabronione. Strzela się bez ostrzeżenia". To pewnie taki żołnierski humor ;)

Obrazek

Acz rozważamy, tak teoretycznie, czy ślady po kulach na karoserii szarusia będą powodem, że mogą nam nie oddać kaucji??? ;)

Zjeżdżamy w dół. Szaruś się cieszy, że wreszcie nie pod górę.

Jak skręcaliśmy na górkę to nam migneły inne drewniane domeczki przy morzu. Zaglądamy tam. Są! Każdy z nich jest inaczej pomalowany. Kwiatuszki, stateczki, gąski, wieloryby lub delfiny, a nawet kobziarz czy syrena na rowerze. Jak nie ulec urokowi takich miejsc?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pytamy. Pokazujemy na domki. Kręcący się w obejściu koleś mówi, że musi zadzwonić do szefa. Szef nie odbiera. Mamy deja vu... Dalej też bez zmian. W tych domeczkach też nie możemy spać. Każdy ma swojego właściciela, a poza tym w większości robią za składziki czy garaże dla rowerów albo łódek.

Na szczęście porzekadło, że do trzech razy sztuka tutaj zatrybiło. Jest jeszcze jeden ośrodek małych, kolorowych domeczków. Utopiony w zieleni, cienisty, opleciony bluszczami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie ma wprawdzie żywicznego aromatu sosen ani biegających wszędzie "kateric". Są za to akacje, zalewające szaraka jakąś lepką mazio-żywicą. Ciekawe czy nam oddadzą kaucje, jak w czasie oddawania będzie trzeba użyć szpachelki do szyb? Acz z dwojga złego to chyba lepsze niż ślady po kulach? ;)

Nam przypada domek w barwach wściekłego różu, więc 1/3 ekipy jest dodatkowo zachwycona kolorem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnętrza nie są zbyt przestronne, ale przyjemnie obite drewnem o ciepłych barwach. Kabak się śmieje, że jeszcze trochę zdjęć przykleić na ścianach to będzie zupełnie jak u nas w domu :) Nawet szafkę mamy prawie taką samą!

Obrazek

Gdy przyjeżdżamy to popaduje, więc stół i krzesełka chowamy pod daszek. No i żeby wejść do domku to trzeba przełazić pod stołem. Niektórzy twierdzą, że to najlepsza zabawa i nie chcą oddać stołu, gdy pogoda się poprawia ;) Bo ja to trochę mam problem, żeby się zmieścić...

Obrazek

Nie brakuje tu pięknie kwitnących krzewów. Chyba najpopularniejszy jest ten o czerwonych kwiatach, które opadając tworzą całe dywany! Facet z obsługi mówił nam, że to figi. Tak - jest to jedno z niewielu słów, które rozumiem po bułgarsku już od pierwszego naszego pobytu w tym pięknym kraju w 2005 roku. Rakija "smokinowa" zasmakowała nam wtedy najbardziej, więc się zainteresowalismy z czego robią ten rarytas :) Więc jakby ktoś odwiedził ten ośrodek bardziej jesienną porą - to może sobie podje prosto z drzewa! My w czerwcu musimy się zadowolić kwiatami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cień liści na elewacji sąsiedniego domku. Codziennie patrzymy jak tańczy na wietrze. Niby nic, a jednak ma w sobie coś magicznego.

Obrazek

Jeden z nieużywanych domków zupełnie zmienił się w krzaczek.

Obrazek

Mamy tu też kota. Codziennie go dokarmiamy rybkami i kocią karmą. Kurde, więcej kupujemy chyba żarcia dla tego kota niż dla nas! Kabak nawet znajduje w swojej książce jaka to rasa.

Obrazek

Obrazek

Mamy do dyspozycji też takowy solidny grill!

Obrazek

Zapoznawszy się z ośrodkiem i pełni pozytywnych doznań idziemy zobaczyć pobliską plażę - i tu kubeł zimnej wody na łeb! To jakiś koszmar! Dyskoteki i rzędy leżaków/parasoli po horyzont. Piasek zaorany albo ugnieciony jak walcem. Jedyne co ratuje sytuację to okoliczności. Po horyzoncie (i nie tylko) przewalają się burze i zrobiło się paskudnie zimno. Upiorne plaże są więc zupełnie puste. Za to można użyć na malowniczych chmurach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Muzyka szczęśliwie nie łupie - pewnie im kable zamokły. Włóczą się tylko znudzeni i z lekka już narąbani ratownicy. W morzu kąpie się tylko rodzina Estończyków.

Desenie chmur zmieniają się w mgnieniu oka. Niesamowicie się to wszystko kotłuje.

Obrazek

Mam śmieszną sytuację w kibelku stojącym na skraju naszego ośrodka. Pada, więc chodzę w pelerynie. Nie chce mi się jej ściągać w kiblu. Ten model kaptura ma jakiś wąski wlot i słabo przechodzi przez głowę. Korzystanie z kibelka w pelerynie okazuje się jednak nieco karkołomne, zwłaszcza jak stan czystości muszli nie zachęca do siadania, tylko jest plan załatwiania swoich potrzeb na wisząco. A jednocześnie nie chce, aby peleryna wpadła do kibla. Przerzucam więc tył peleryny do przodu, tak że zwisa przed głową. Warto jeszcze wspomnieć o dwóch rzeczach - raz, że kibel się nie zamyka, a dwa, że światło jest na fotokomórkę. Wystarczy się nie ruszać 5 sekund - i gaśnie. No więc sobie wiszę nad kibelkiem z peleryną na twarzy, światło zgasło, gdzieś z oddali niesie się dudnienie piorunów. I nagle słyszę iiiiihrrrr... drzwi do kibla się otwierają. Słychać kroki, jakiś urwany fragment rozmowy. Zapala się światło. W tym momencie słyszę paniczny wrzask. Najpierw dziewczyny, a potem chłopaka - chyba mnie zobaczyli. Weszli do ciemnego kibla i nagle w świetle objawiła się Buka albo coś podobnie nieoczekiwanego do zobaczenia w publicznym kiblu. Jakaś taka czarna bezkształtna bryła na krótkich nóżkach. Bez głowy, bez rąk. A może nóg też nie było widać tylko całość lewitowała w powietrzu? Ciężko mi oszacować na ile malowniczo to coś wyglądało w rzucie "od przodu". Potem słyszę jeszcze tętent ucieczki, uderzenie o drewno i kwik dziewczyny - chyba wpadła na ścianę domku, znajdującego się kilka metrów od budynku WC. Potem nastaje cisza. Światło gaśnie. Gdy udaje mi się wymotać z peleryny i wychodzę - nikogo wokół nie ma. Jest tylko ślad poślizgu na błocie, jakby ktoś faktycznie nie wyrobił zakrętu przed domkiem.

Jakbyście kiedyś byli na bułgarskim wybrzeżu i słyszeli opowieści o duchach, demonach i dziwnych stworach, które pojawiają się w burzowe dni w na wpół opuszczonych ośrodkach - to nie jest to całkiem wyssane z palca ;)

Namierzamy dziś tylko mały kawałek normalnej plaży. Dopiero na samym, samiuśkim końcu, pod skałami. I tu na chwilę błyska słońce spod tych granatowych chmur. Jutro trzeba gdzieś wyruszyć za te skały, coby znaleźć jakieś fajne wybrzeże!

Obrazek

Obrazek

Tygrysy już nam coś planują!! :)

Obrazek


A! To nie koniec zwiedzania ośrodków w Kavaci! Miałam też namiary na znajdujący się gdzieś w tej miejscowości opuszczony hotel. Wypadałoby go więc znaleźć i obczaić! Miejsce, gdzie miał się znajdować okazuje się jednak na tyle nieprzebranym chaszczem, że w końcu się poddaje. Może w inną porę roku da się dojść, ale teraz mam chyba za małą motywację. Próbując atakować miejsce z różnych kierunków namierzam za to kilka ośrodków z domkami. Może jednak tu trzeba było się osiedlić? Potem toperz się ze mnie śmieje: "nie buba, nie da się mieszkać w dwóch domkach jednocześnie".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Inne wyglądają już na nieużywane, acz nie mam do końca pewności.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są też takie miejsca, gdzie nie ma wątpliwości, że domki są opuszczone i to nie od dziś. Więc jakby ktoś wędrował z plecakiem, przyszedł wieczorem i na dziko chciał kimnąć na jedną noc - to pewnie tu znajdzie coś dla siebie! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnętrza jeszcze całkiem całkiem. Czysto, nie ma śmieci, nie nasrane. Nawet szyby są w oknach i jakieś sprzęty się zachowały.

Obrazek

Obrazek

Co gorsza kibelki są zamknięte na kłódkę!

Obrazek

A to już był hit totalny! Tak cudownie zarośnięte miejsce, że aż się nie chciało wierzyć, że przyroda mogła je stworzyć sama, bez profesjonalnej ręki dobrego ogrodnika. Jeden domek wyróżniał się - miał istną czuprynkę! Cały budyneczek przerośnięty pnączem! Ciekawe ile lat musiało upłynąć od pobytu ostatniego oficjalnego wczasowicza?

Obrazek

Obrazek

Ludzie stąd zniknęli, więc natychmiast teren zasiedliły ptaki. W tej plątaninie powstały setki gniazd, a świergot z nich dochodzący nie da się opisać słowami.

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 10-11-2024 19:55

Wyboiste, płowe ścieżki prowadzą w kierunku morza. Stąd jeszcze nie widać skał, ale coś już jest na rzeczy - jest wrażenie, że ląd jakoś niespodziewanie się kończy i zaczyna bezmiar błękitu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A ile tu jest kwiatów! :) I takie wygrzane słońcem! Jak to wszystko obłędnie pachnie!

Obrazek

Czasem coś czmychnie spod nóg...

Obrazek

A to zdecydowanie nie jest skała. Widać resztki cegieł. Ruinka. Ciekawe co tu kiedyś stało?

Obrazek

Ale i skały są! Miejsce, przez które idziemy zwie się "nos" Agalina.

Obrazek

Fajny taki dziki półwysep, który opada do morza stromymi skałami.

Obrazek

Najbardziej niesamowity jest wąwóz wcinający się głęboko w ląd. Przy każdej fali wszystko się tu kotłuje, huczy i rozbija o skały.

Obrazek

Kipiele na zbliżeniu. W takie wiry i fontanny to się można gapić długimi godzinami. Jest coś w tym hipnotyzującego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kormorany czekają na prysznic.

Obrazek

Zwykły, miejski gołąb. Chyba na wczasach? Patrzy na morze, kręci łebkiem i jakiś taki jakby trochę zagubiony. No bo jak to? Nie ma żadnego pomnika, żeby go obsrać? Żadna babcia chleba nie rzuca i resztek z obiadu? Nie można się gonić po wiacie śmietnikowej z kumplami? Dziw nad dziwy!

Obrazek

Potem łazimy po plażach i wydmach między Diune a Arkutino - tam gdzie spaliśmy 8 lat temu z niemowlakiem ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... zikie.html )

Obrazek

Obrazek

Tu również panuje właściwe zagęszczenie ludzi i zabudowań. I jaki fajny deseń piasku! Nie wiem co kieruje niektórymi, że ratrakują plaże? Jeszcze pas graniczny - rozumiem. No chyba że na plaży też chcą kontrolować kto gdzie poszedł?

Obrazek

Obrazek

Pobyt na plaży bez fikołków się nie liczy!

Obrazek

Obrazek

Roślinność wszelaka wkracza na piasek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jęzor pobliskiego jeziorka. Wygląda trochę jak ujście rzeki, której niewiele zabrakło, aby dopłynąć do morza. Już, już prawie zlała się z falami... Ale jednak nie - wsiąkła w piasek i zanikła.

Obrazek

Obrazek

Co niektórzy bardzo się cieszą falami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dowód na to, że i buby czasem plażują :)

Obrazek

Stateczek z wierszem i bardzo malowniczym nakryciem głowy. Od lat próbuję sobie zrobić właśnie taki kapeluch. Ale zawsze kończy się tak samo - rozpada się... Ileż ja już nacięłam słomianych kapeluszy...

Obrazek

Obrazek

Meteoryt? Bomba? Rozochocone dzieci z łopatką?

Obrazek

Typowa zabawa plażowa - przeciąganie liny. W sumie można się bawić też samemu - bez kompana na drugim końcu. I też się ma potem zakwasy w łapach ;)

Obrazek

Ciekawe znalezisko. Niby zwykły, najzwyklejszy korek. Przypuszczalnie od wina. Na korku napis "chateau abhhaz" i "Abchazja". Takie wina robią napewno w Alakhadzi koło Gagry. Kurde.. szkoda, że nie cała butelka ;) I teraz pytanie - czy ten korek przypłynął morzem z Abchazji? Choć taki dosyć mało zeżarty przez sól jak na długą, morską podróż... Czy może ktoś był w Abchazji, zaopatrzył się tam w wino i postanowił je wypić dopiero tutaj? Albo wywalił korek z promu płynącego do Burgas? A może gdzieś w Bułgarii można kupic takowy trunek i to ja mam bujną wyobraźnię o podróżujących korkach, co to morza przepływają??

Obrazek

Obrazek



cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 12-11-2024 19:35

Kolejnego dnia idziemy na wycieczkę w drugą stronę - w kierunku Sozopola. Początkowo musimy pokonać kawałek gwarnej i rojnej plaży, gdzie zaciekawiła nas lokalna moda - zapasy w falach. Kilku dobrze zbudowanych kolesi kotłuje się w przybrzeżnej pianie. Ponętne dziewczęta kibicują i piszczą, gdy ich faworyt akurat zostanie mocniej przyduszony lub wpakowany gębą w wodę.

Obrazek

Obrazek

Z daleka widać skały opadające do morza, malutkie zatoczki, drabiny, różne nie pierwszej świeżości zejscią z klifu. Mamy więc przypuszczenia, że spacer będzie przyjemny, a miejsce na piknik czy przekąpkę znajdzie się bez problemu.

Obrazek

Obrazek

Na dużym zoomie ściagam też takie konstrukcje - półwysep, rzeźby, sieci?? Tam też pójdziemy!

Obrazek

W praktyce okazuje się to nie takie proste. Spora część wybrzeża to zwarta zabudowa i wspomniane wcześniej schodki czy drabinki znajdują się przeważnie na ogrodzonym, prywatnym terenie. Kluczymy więc uliczkami i szukamy, szukamy, łazimy jak durni wzdłuż tych wszystkich zasieków.

Obrazek

Kilkakrotnie udaje się przebić do ciekawych fragmentów wybrzeża - przeważnie tam, gdzie są jakieś ruiny czy raczej niedokończone i porzucone budowy. I jak tu nie lubić opuszczonych miejsc?? Gdzie indziej to sobie nawet na morze nie popatrzysz...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Całkiem sporo sieci tu wszędzie stoi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem zabudowa typowo kurortowa też jest ciekawa i przyciąga wzrok! Jak skrzyżowanie cygańskiego pałacu z Rumunii z lekko roztapiającym się lodem! No i jeszcze do tego te rozgwiazdy! :)

Obrazek

Obrazek

Jeden z domów okala też fajny mur - z takimi ceramicznymi zdobieniami:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nadmorskie skały początkowo schodzimy wygrzanymi łąkami...

Obrazek

... które chwilę potem przeistaczają się w kilkumetrowe trzciny i bagienka, wyłożone fragmentami starych płyt chodnikowych.

Obrazek

Obrazek

Już mamy wątpliwości czy w ogóle gdzieś tędy dojdziemy, ale nagle przed nami otwiera się mała zatoczka pełna glonów i meduz. I łódek rybackich.

Obrazek

Urzekł mnie ten napis :)

Obrazek

W trzcinach ukryty jest składzik. Napisy na nim mają chyba zniechęcać potencjalnych włamywaczy. Jeden napis mówi o monitoringu, drugi, że w środku "nie ma nic ciekawego" i nawet narysowali psa, który "kąsa". Skądinąd bardzo dziwna sprawa jest z tym językiem bułgarskim. Jak są jakieś napisy - to prawie wszystko jest dla mnie zrozumiałe. A jak ludzie mówią - to kompletnie nic...

Obrazek

Wspinamy się na skałki, mijając kolejne pochylnie do wodowania łódek.

Obrazek

Kawałek wędrujemy sobie nabrzeżem. Co chwilę inny, fajny widoczek, pusto, można się powspinać - cóż chcieć więcej :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dobre miejsce na piknik :)

Obrazek

Dłuższy czas przyglądamy się dziwnym bulgotom w różnych miejscach wody. Ni to wielka ryba? Ni to wiry? A może potwór z morskich głębin?? W końcu obiekt pojawia się bliżej powierzchni:

Obrazek

Wygląda, że ma kuszę i poluje z nią na ryby. Acz konkretnych zdobyczy nie widzieliśmy, mimo że obserwowaliśmy wodne widowisko z pół godziny.

Obrazek

A czy wspominałam, że tu są meduzy? Dużo meduz. Pięknych i dorodnych!

Obrazek

Obrazek

Obrazek



cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 13-11-2024 22:08

Morza są fajne, ale ciągłe gapienie się na błękit też się w końcu znudzi. Przydałoby się więcej płowości, zieleni i brązu. Ruszamy więc ku górom! :)

Początkowo mamy plan ominąć Burgas przez Tvardicę, Dimczevo i Prisad. Po drodze spotykamy ciekawe kukły np. dziecko z piłką przy przejściu dla pieszych. Z daleka można się naprawdę nabrać.

Obrazek

Obrazek

A kawałek dalej - czarownica zderzona z drzewem! Chyba postanowili w różny sposób motywować kierowców do wolniejszej jazdy ;)

Obrazek

Dalej wjeżdżamy w pola i zagajniki, a drogą oględnie mówiąc, traci na główności. Mapa twierdzi, że jedziemy zgodnie z planem, ale okoliczności zewnętrzne sugerują, że rozpościerający się przed nami trakt (skądinąd wciąż noszący czasem ślady asfaltu) za chwilę zniknie całkowicie pod mchami, trawami i dziwnymi namuleniami. Od jakiegoś czasu, dość sporego, przestały nas mijać inne samochody. Jesteśmy tutaj tylko my i ogromne stada cykad. Tam, gdzie widać jeszcze asfalt, grzeją brzuszki stada węży i jaszczurek. Najgorsze, że nie możemy się dogadać z szarakiem czy chce jechać wolno czy szybko. Przy szybszej jeździe (tzn. powyżej 30 km/h) co chwilę wali jakimiś za nisko umiejscowionymi bebechami o twardsze kawałki podłoża. Zwykle więc w takich okolicznościach jedzie się wolno. Tu jednak szarak zaczyna się buntować jeszcze bardziej - silnik co chwilę gaśnie, a jego temperatura niepokojąco rośnie. Mamy obawy, że za chwilę odmówi jazdy zupełnie, a my zostaniemy tu z tymi jaszczurkami i stadami węży - i będziemy musieli się z nimi dogadać na temat miejsca na nasz namiot. Z bólem serca (bo taka ładna droga), ale decydujemy dać odpocząć szarakowi w cieniu, no a potem zawracamy.

Potem jedziemy przez Sredec, Elhovo, Topolovgrad, Svilengrad. Kawałek dzisiaj mamy. Czasem trafią się na drodze pojazdy z nietypowym ładunkiem.

Obrazek

A poza tym to wioski o czerwonych dachach, słupowiska, płowe pola... Pusto, przyjemnie. Fajnie się jeździ po Bułgarii, nawet na głównych drogach ma się poczucie spokoju i szerokich przestrzeni.

Obrazek

Obrazek

Nie brakuje też ruin wszelakich.

Obrazek

Na niektórych zachowały się napisy z dawnych lat, np. "pokój, praca, socjalizm" :)

Obrazek

Obrazek

Ciekawa struktura nawierzchni. Droga betonowa, a dziury łatane smolistym asfaltem i jakby to wszystko roztarte.

Obrazek

Góry wokół zaczynają rosnąć.

Obrazek

W Malko Gradiste trafiamy na jakąś dziwną sytuację. Wszędzie na ulicach wioski jest pełno kręcących się ludzi (co w zazwyczaj wyludnionych miejscowościach Bułgarii raczej normą nie jest). Wrażenie jest trochę jakbyśmy wjechali w środek cygańskiego taboru. W poruszaniu się ludzi czy pokrzykiwaniach jest jakiś ni to niepokój, ni to agresja. Nie wygląda to na typowy wiejski festyn w sielskiej atmosferze. W jednym miejscu jest zablokowana droga - konarami drzew, pudłami, śmieciami. Za zaporą jacyś kolesie się szarpią i dra japy. Jest duzo gapiów. Inny gość gestami wskazuje nam objazd. Wszędzie biega dużo dzieci. Nie wiem czy był to jakiś strajk, ustawki kibiców czy wesele, gdzie inny zalotnik planuje siłą odbić pannę młodą. Teraz mnie to intryguje, acz wtedy jakoś nie mieliśmy ochoty tego głębiej rozkminiać, wolelismy się oddalić. Co ciekawe - nikt z miejscowych nie zwracał uwagi na szaraka, nie przyglądał się nam, nie odwracał głowy itp. Tak jakby przemykający przez wieś turysci z Sofii byli czymś zupełnie codziennym i nie budzącym żadnych emocji. Widać miejscowe atrakcje były bardziej pasjonujące ;)

Droga za wioską pnie się w górę. Kawałek dalej obczajamy wiaty. Jedna to prawie chatka, z kominkiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wokół niby ładne polanki, ale bez widoków. Poza tym jest tu zaduch, nieruchome powietrze i jakoś straszliwie robaczywie. Takich stad much to chyba jeszcze nie widzialam. Nie sprawdzamy gdzie leżą jakie zwłoki (bo zapaszek też jest taki hmmm... intrygujący...) i jedziemy dalej.

I znów pusto. Ani domu, ani pół auta. Tylko my, lasy, łąki i siodlaste drogi wijące się wśrod zarośli.

Obrazek

Cudnie tu jest! Jak tu nie lubić Bułgarii? Acz trochę się boimy czy tu nie ma niedźwiedzi... ;) Poprzednimi laty to mieliśmy w głębokim poważaniu takie nieistotne szczegóły lokalnej fauny, bo i tak spaliśmy w blaszanej puszce.

Pierwszy żółw na drodze tego roku.

Obrazek

Gdzieś między wsiami Dabovec a Kamilsky Dol zjeżdżamy w boczne drogi. Widoki coraz lepsze!

Obrazek

Daleko jednak nie jedziemy. Podwozie szaraka charczy tak przeraźliwie, że nam zaraz odpadną uszy, a szarakowi połowa tego, co wisi od spodu. Zaczynamy się też zastanawiać czy nie da rady mu odkręcić tego plastiku, który zamontowali w dolnej części zderzaka. Jest to element zupełnie niepotrzebny. I to cholerstwo wisi tak upiornie nisko, że czochra dosłownie o wszystko. Po kiego diabła mu to powiesili?

Obrazek

No ale w sumie szarak wybrał bardzo dobre miejsce na nocleg. Nic więcej nam nie jest potrzebne - w miarę równa łąka, widoki zacne, wiaterek wieje, przynosząc zapach tymianku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miśki na szczęście nas nie odwiedzają, a w nocy bardzo szczekają sarny. Tzn. początkowo to bierzemy za sarny, ale potem mamy wrażenie, że toto jakby trochę wyło? jakby trochę chichotało? Szlag wie - może jakie kojoty??

Rano wstajemy wcześnie. Chyba nawet było przed 7. Co może zachęcić bubę do tak niespotykanej akcji? Ano namiot wylazł z cienia... A bułgarskie słońce solidnie potrafi napierdzielać już od rana.

Obrazek

Musimy to wziąć pod uwagę przy szukaniu kolejnych biwaków. Sam środek pięknej, widokowej łąki nie zawsze jest dobrym wyborem. Nieopodal namierzamy ławeczki, więc mamy szanse się wystudzić w cieniu podczas śniadania. Czwarty raz jesteśmy w tym kraju, ale dotychczas zawsze mieliśmy pecha do pogody - ciągle lało, a temperatura nie przekraczała 30 stopni. A w tym roku 40 to norma :)

Obrazek

A jak już o śniadaniu mowa - to jest nasz ulubiony ser.

Obrazek

To jest coś tak dobrego, że nie chcemy jeść już nic innego! I do pomidora i do wina - rewelacja! Na opakowaniu napisali "sirenie", czyli tak jakby można się domyślać, że "ser" po bułgarsku może się nazywać. Tak również tłumaczą translatory. Zwykle słowo "ser" (czy bardziej "syr") jest wszędzie w słowiańskich językach w pełni zrozumiałe. Natomiast spotykani przez nas na tym wyjeździe miejscowi, czy to w sklepie czy na targu, kompletnie "syra" nie rozumieją i dopiero po jakims czasie do nas dociera, że ser nazywają "kaszkawał"! Ten właśnie ser ze zdjęcia babka w sklepie nam dała dopiero po nazwaniu go "kaszkawałem"! :) (wcześniej zdarzało mi się już pokazywać rogi i meeeczeć ;) )

Odwiedził nas też takowy olbrzym!

Obrazek

Kabak chyba przez pół godziny zajmuje się fotografowaniem mrówek i obserwowaniem ich zwyczajów. Obiecałam, że przynajmniej część zdjęć znajdzie się w relacji:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W oddali widać jakieś wysoko położone wioseczki. Może gdzieś tam właśnie dzisiaj pojedziemy??

Obrazek

Po drodze mijamy małe miasteczko - to chyba byl Iwajłowgrad, ale głowy nie dam.

Obrazek

Przyjemnymi, żółwiowymi drogami docieramy do wioski Dolni Lukowo.

Obrazek

Obrazek

Atmosfera jest tu zdecydowanie melancholijna, a ruiny i pozostałości dawnych czasów dostępne na każdym kroku. Zwraca uwagę stara, kamienna zabudowa. I ciekawe - mała miejscowość, a domy tu mieli piętrowe i solidne jak kamienice!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu chyba kiedyś był sklep. A może nawet knajpa? Ławeczki aż się proszą o biesiadników!

Obrazek

Obrazek

Jest też polski akcent! :) Napis się nie zachował, ale Star jak byk!

Obrazek

Są też inni przedstawiciele motoryzacji. Czasem mają dziwna rejestracje. Z tego co udało mi się dowiedzieć ta jest grecka, z przełomu lat 70/80 tych, z pobliskiego miasteczka, o tam! za górami.

Obrazek

Ten natomiast osobnik wygrał w zabawie w chowanego... 20 lat temu ;)

Obrazek

Obrazek

Ogrodzenia z suchych liści. Kabak twierdzi, że tak jak są "żywopłoty" to to jest "zdechłopłot" ;)

Obrazek

Dolni Lukovo pozostaje w dole. Jak sama nazwa wskazuje...

Obrazek

Obrazek

Na zbliżeniu można pozaglądać w ogrody i w dachy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tymczasem to nie koniec!! To dopiero początek! Główna atrakcja okolicy wciąż przed nami! Wąska droga pnie się w górę...

Obrazek




cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 17-11-2024 19:42

Wąska droga z zarośnietego asfaltu pnie się do góry. Jeden zakręt, drugi. Potem kolejne. Momentami nad głowami prawie zamyka się tunel z chaszczy wszelakich, a zaraz potem otwierają stepowe łąki i szerokie widoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedzie się bardzo przyjemnie, mimo solidnej górki szarak nie grymasi i całkiem dzielnie przesuwa się w obranym kierunku. Szczęśliwie też nic nie spotykamy jadącego z przeciwka, bo mijanki np. z ciężarówką to nie bardzo tu widzę.

Tak dojeżdżamy do głównego celu na dzisiaj - wsi Gorno Lukovo, niewielkiej osady położonej prawie przy samej greckiej granicy. Kilkadziesiąt lat temu liczyła około 250 mieszkańców. Potem z roku na rok ta ilość malała, zapewne z racji na trudny dojazd i położenie na totalnym zadupiu. Obecnie ponoć mieszka tu 2 do 7 osób, w zależności od pory roku.

Już pierwszy rzut oka na główną drogę prowadzącą przez wieś daje nam pewne wyobrażenie całości. Ja cię kręcę! Ale miejsce!!! Wiemy, że spędzimy tu dużo czasu. Bardzo dużo! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Domy są stare, w większości kamienne, przeważnie piętrowe i utopione w zieloności. Oprócz kamienia budulcem była tu również glina. A może to nawóz?

Obrazek

Obrazek

Nowej zabudowy chyba nie ma wcale (albo dobrze się przed nami ukryła). Jest pusto, cicho i nostalgicznie. Miłośnicy miejsc opuszczonych zapewne nie będą zawiedzeni wycieczką w te okolice. Jednak oficjalnie wioska nie figuruje na listach bułgarskich wsi opuszczonych - w końcu jakiś mieszkańców ma.

Wszystko wokół zarastają chaszcze, bluszcze i rozłożyste drzewa. Zagadka dla spostrzegawczych - znajdź dom :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teren wypełnia śpiew ptaków, brzęk różnistych owadów, a przede wszystkim granie tysięcy cykad. I upał. Takie prawdziwe, namacalne, palące gorąco, a nie byle popierdółki, jakie się przyjęło w Polsce nazywać upałem. Tu przypieka ze wszystkich stron. Od dołu też - jakby w asfalcie było drugie słońce. A jednocześnie nie ma duchoty - wieje wiatr i otacza nas świeżość gór! Cudowne połączenie! :)

Można tu również użyć na owocach i ziołach!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Budynkiem, który pierwszy rzuca się nam w oczy jest kościół. Kamienny - a jakże! I otoczony równie kamiennym murem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wejść do środka niestety się nie udaje. Jedynie wchodzimy na takie podcienia, jakby zadaszoną werandę, a dalej wisi kłódka...

Obrazek

Szkoda, bo w środku ponoć co nieco się zachowało i fajnie by się tam trochę rozejrzeć. Zdjęcie z googlemaps

Obrazek

Obok stoi dzwonnica - jak wieża obronna!

Obrazek

Do dzwonnicy udaje się zajrzeć. Od spodu. Dzwon jak widać wisi.

Obrazek

Widok na wieś z łukowatych podcieni kościoła.

Obrazek

Niektóre budynki są już w stanie niezadaszonej ruiny. Stoją pojedyncze ściany, a we wnętrzach króluje busz. Włażenie do środka nie ma więc sensu - a napewno nie o tej porze roku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na jednej z ruin wisi tablica pamiątkowa.

Obrazek

Też już nadgryziona zębem czasu i mało czytelna. Ale jest coś o bohaterach, ojczyźnie i daty z okresu I wojny światowej.

Obrazek

Najciekawsze z naszego punktu widzenia są domy opuszczone, ale w miarę jeszcze zachowane i otwarte.

Obrazek

Pierwszy, do którego zaglądamy, ma resztki drewnianych balkonów i ściany częściowo wyplatane z wikliny.

Obrazek

Na wejściu wita nas właścicielka. Pani Stojka. Wprawdzie nie żyje od 2000 roku, ale możemy jej popatrzeć w oczy. Zawsze dobrze wiedzieć u kogo jest się w gościach. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale te wspominki na drzwiach opuszczonych miejsc robią piorunujące wrażenie. Zwiedzasz dalej, ale już jakby nie w samotności. Jakby ktoś lub coś towarzyszyło i śledziło każdy ruch... Może to sugestia i człowiek sam się wkręca? A może nie..

Obrazek

Dziwne szafki tu mieli - wnęka w glinianej ścianie i tam półeczki. Z zewnątrz drzwiczki będące na równi ze ścianą. Jakby nie mebel tylko fragment konstrukcji domu.

Obrazek

Co pozostało po dawnych mieszkańcach? Resztki dwóch telewizorów, leki uspokajające...

Obrazek

Obrazek

Przez nie do końca już kompletne ściany widzimy, że na piętrze stoi krzesło, czajnik i przeziera fragment jakiejś dziwnej, drewnianej konstrukcji. Wygląda jak ambona dla księdza w starym kościółku. Musimy się tam jakoś dostać!

Obrazek

I chyba się nawet uda, bo z drugiej strony domu namierzamy jeszcze całkiem solidne schody!

Obrazek

Obrazek

Ciekawy dźwięk towarzyszy wchodzeniu po tych schodach. Jesteśmy przyzwyczajeni, że stare, drewniane schody skrzypią, a te nie... te szeleszczą. Jakby miąć foliowy worek!

Obrazek

Niektóre wewnętrzne ściany domu są wyplatane z patyków. Pierwszy raz widzę takie rozwiązania! Coś niesamowitego! Jak zupełnie inna architektura niż na naszych wsiach - nawet tych ze skansenów.

Obrazek

Obrazek

Ta dziwna, drewniana konstrukcja, którą widzieliśmy z dołu, okazuje się okalać ścienną wnękę. Nie mamy pojecia do czego służyła. Tak jakby tam był kominek? Albo stał piec? Acz łączenie ogrzewania z drewnianą obudową jakoś zwykle nie szło w parze...

Obrazek

W sąsiednim pomieszczeniu widać solidne drewniane łóżko.

Obrazek

Ale tam już nie idziemy, bo podłoga wydaje się nieco nadgryziona patyną. A nie chcemy powtórzyć sukcesu z łożem sir Cedryka z Muminków - https://www.youtube.com/watch?v=rmI16M3_Qjw - kulminacja wydarzenia zaczyna się w 10:44 jakby kogoś interesowało) ;)

Obrazek

Tego klimatycznego fragmentu chyba jednak nie chcemy mieć w naszej Muminkowej relacji ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... -i-my.html ) ;)

Schodzimy na dół i tam zwiedzamy. Drzwi dobrane kolorystycznie do ścian. I okno pełne zieleni!

Obrazek

Tajemne przejście i za nim kolejny dom. I ktoś tam skitrał drut kolczasty.

Obrazek

Ogród z gatunku cienistych. W co grubszych drzewach ukryte są chyba jakieś barcie. Rozłozyste korony rozbrzmiewają brzękotem pszczół i widać jak kolejne sznureczki owadziąt wpełzają gdzieś wgłąb pnia. I stamtąd też jakoś bulgocze.

Obrazek

Tu też mieli balkoniki...

Obrazek

Obrazek

... i częściowo wyplatane ściany.

Obrazek

A w tym koszu to by pasował gąsior z winem!

Obrazek

Poza tym wnętrza juz pustawe, a strop faliście niezachęcający do odwiedzin na wyższych piętrach.

Obrazek

A co słychać pod numerem 17? Drzwi zamknięte, więc trzeba się wtarabanić przez okno.

Obrazek

Na wrotach wciąż solidne sztaby. Dom się zawali, a one przetrwają.

Obrazek

Glina płatami odpada ze ścian i sufitów.

Obrazek

Tu dla odmiany wygląda jakby po ścianie spływało gliniaste błoto? Albo ktoś nim rzucał? Łukowata jama w ścianie chyba była czymś w stylu kominka? A po lewej znów szafeczka w ściennej wnęce.

Obrazek

Schody na piętro wszędzie tu występują podobne - takie drabinowate.

Obrazek

Mieszkańcy mieli z balkonu ładne widoki!

Obrazek

I znów bujne zarośla. I znów kamienna ściana łączona z wyplatanymi fragmentami.

Obrazek

Okienka

Obrazek

Obrazek

Strop już runął, a papier przypominający o właścicielu wgryzł się w drzwi i prawie zespolił z drewnem.

Obrazek

16 lat temu wymeldował się ostatni mieszkaniec tego domu.

Obrazek

Został tylko kubeczek...

Obrazek

I znów jakby kominek?

Obrazek

Na pięterko już raczej nie pójdziemy.

Obrazek

Im dalej w chaszcz tym więcej domów. Sporo z zewnątrz wydaje się jeszcze być w niezłym stanie...

Obrazek

Obrazek

... ale w środku to już tylko chrust na ognisko można zbierać.

Obrazek

Obrazek

Niektóre napotykane budynki są wyraźnie w lepszym stanie - prawdopodobnie okresowo użytkowane. Pewnie odziedziczone po przodkach i przeznaczone na sezonowe dacze. One zazwyczaj są szczelnie pozamykane, mają podprawione dachy coby nie ciekło itp.

Obrazek

Obrazek

Przeważnie są na nich też jakieś w miarę nowe skrzynki elektryczne, liczniki, kable itp

Obrazek

Obrazek

Czasem nawet mignie jakiś talerz antenowy!

Obrazek

Gdzieniegdzie między ruinami pojawiają się widoczki. Kolejne pasma zielonych, pustych gór... To chyba Rodopy, bo wioska leży na ich skraju.

Obrazek

Obrazek

Polowanie na owady zakończone częściowymi sukcesami. Najbardziej tęczowa mucha niestety zwiała... Dziwny, pręgowany robal też.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwa napotkane domy sprawiają wrażenie zamieszkanych. Przy jednym widzieliśmy babcię z kozami. Za dość ciekawym płotem.

Obrazek

Nawet mini boisko do koszykówki tu mają! ;)

Obrazek

Drugi to jakby na dziko zasiedlona ruina, gdzie po terenie kręcą się faceci o śniadych twarzach. Pod zadaszeniem schowane jest auto (nie wiem czy na chodzie), wisi pranie, a po widocznej drabinie chwilę później wszedł koleś...

Obrazek

Z drugiej strony do ich gospodarstwa przylega takowy budynek:

Obrazek

Wcześniej, jeszcze nie wiedząc, że za tym domem jest używane podwórko, zaglądaliśmy przez okienka. I uderzył nas taki nie do końca opuszczony wygląd...

Obrazek

Obrazek

Gdzieś w oddali ujada pies, co sugeruje, że to jeszcze nie koniec życia w tej wiosce. Po wsi chodzi też babeczka w średnim wieku, z koszem w rękach i chyba nawołuje jakąś chudobę, która nawiała. Dźwięki wydaje podobne jak szczekająca sarna. Pytała nas o coś, ale nic nie zrozumieliśmy. I mamy dziwne poczucie, że to nie było po bułgarsku.

Przy drodze stoi wózeczek. Niezarośniety, więc tak jakby ktoś go czasem używał.

Obrazek

Znaleźliśmy też w trawach wyschłe poidło. Brak wody może tu być sporym problemem. Nie widzieliśmy nigdzie studni ani potoczka...

Obrazek

Dobrych kilka godzin nam tu zeszło na łażeniu po chaszczach i chałupach. Trzeba się więc nieco posilić i - ruszamy w dalszą drogę. Zwrócę uwage na ciekawe, nietypowe zjawisko - buba też siadła w cieniu! Z własnego wyboru! ;)

Obrazek




cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 21-11-2024 17:46

Zjeżdżamy w dół z zapomnianych, górskich wiosek przy greckiej granicy. Ale opuszczonych miejsc wciąż nie będzie nam brakować. W końcu to Bułgaria! :) Nie bez przyczyny tak tu ciągle jeździmy! :)

Nie wiem czy już wspominałam o jednej z wielkich zalet szaraka na tutejsze warunki - wszystkie okna otwierają mu się do samego dołu. W skodusi np. tylne otwierały się tylko do połowy, więc kabak nie mógłby sobie pozwolić na zimny łokieć ;) W busiu otwierają się tylko przednie okna - środkowe i tylne są zaspawane na głucho. No i tu, przy tych 45 stopniach, można odkręcić na max wszystkie okna i nie obawiać się o zawianie zatok i uszu! A wnętrze auta wypełnia świeżość i zapach siana, tymianku, dymu czy co tam akurat okolica ma w ofercie. Piękna sprawa taki ciepły klimat!

W okolicy wsi Mandrica rzuca się nam w oczy jakaś zarośnięta ruina - zdecydowanie coś przemysłowego. A miał być postój tylko na kibelek ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W środku walają się całe stosy skrzynek z butelkami. Jakby to oddać do skupu to pewnie wyjazd by się zwrócił ;) Acz skądinąd gdyby istniały tu takie skupy to lokalsi by to już dawno obczaili ;)

Obrazek

Obrazek

Przystanki autobusowe pośrodku niczego. Ciekawe czy coś tu jeszcze czasem jeździ czy to pamiątka z innej epoki.

Obrazek

Obrazek

Mijamy opuszczone przysiółki...

Obrazek

Obrazek

... oraz takowe bardziej zamieszkane.

Obrazek

Przy drodze stoją różne perełki dawnej motoryzacji, w rozmaitym stanie rozmontowania i możliwości jezdnych.

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżamy przez Iwajłowgrad...

Obrazek

... gdzie mijamy też kilka budynków, które sprawiają wrażenie porzuconych i nieużytkowanych od wielu lat.

Obrazek

Obrazek

Do jednego nawet próbuję zajrzeć, bo jakoś tak zechęca otwartymi na oścież drzwiami.

Obrazek

I tak wlazłam do biura. Do czynnego biura, gdzie dwie babeczki coś pisały na komputerach, a trzecia robiła kawę... Bardzo się zdumiały moim najściem, a ja nie wymyśliłam nic mądrzejszego jak to co zawsze - że szukam sklepu ;) One wskazały mi jakiś kierunek, a ja postanowiłam się szybko ewakuować, zwłaszcza, że po korytarzach owego przybytku biegało z ujadaniem 5 sporych kundli, a jakoś nie miałam ochoty uczestniczyć w owej psiej zabawie w berka.

Najbardziej opuszczona okazuje się malowniczo wkomponowana w chaszczory ciężarówka. Chyba Praga jak mnie wzrok nie myli.

Obrazek

Zaparkowała kiedyś na poboczu i... tak już zostało ;)

Obrazek

Ze środka jeszcze nie wszystko wypruli.

Obrazek

Obrazek

Nie wspominałam chyba jeszcze w tegorocznej relacji, że typowym, codziennym zajęciem w czasie bułgarskich wakacji - jest skubanie skarpetek z kolczastych kawałków ziół wszelakich, które uwielbiają się wozić na bubach. Nie wiem jak to jest, że ani toperza ani kabaka one tak nie atakują - tylko mnie! Skubię więc rano, wieczorem i w nocy wracając z kibelka. I setki razy w międzyczasie jak znajdę wolną chwilę. Albo jak już mnie tak kłuje, że wytrzymac nie mogę.

Obrazek

Z Iwajłowgradu kierujemy się na zachód. Trasa wiedzie m.in przez Krumowgrad, Momcziłgrad do Kyrdżali (idzie język połamać na tych nazwach). Po drodze towarzyszą nam fajne, górskie widoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sympatyczni współużytkownicy dróg.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś mniej więcej w okolicy Krumowgradu wjeżdżamy w rejon masowego występowania meczetów. Wcześniej nigdy w Bułgarii nam one nie wpadły w oczy, a już napewno nie w takich ilościach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kyrdżali okazuje się całkiem dużym miastem - nieporównywalnie większym od tych innych maciupkich miasteczek, które dziś mijaliśmy. Trochę nas to zaskakuje, bo z naszej mapy (widać dupianej) wszystkie wydawały się być wielkościowo podobne. Jeszcze bardziej jednak zaskakuje nas fakt, że ni cholery nie możemy się z tego miasta wydostać! Musimy wbić w małą, krętą i wiele razy rozgałęziającą się drogę, która zaprowadzi nas do zaplanowanych górskich wiosek. Jednak oznaczeń na skręty nie ma, a jeden, który udaje się napotkać - ma chyba 100 lat i wskazuje na krzaki. Jeździmy jak durni tam i z powrotem i tak totalnie gubimy się w tym mieście, że desperacja skłania nas do użycia nawigacji z toperzowego telefonu. Acz ona również dostosowuje się do sytuacji i prowadzi nas w ślepą drogę, kończącą się na czyimś podwórku. Jak widać Kyrdżali wygrało zarówno z tradycyjnymi jak i nowoczesnymi formami planowania trasy. Kyrdżali kontra my 2:0 ;)

Ale przynajmniej dokładnie obejrzeliśmy jakieś cygańskie dzielnice, o uliczkach czasem tak wąskich, że cieszymy się nieraz, że nie jedziemy busiem, bo on mógłby się w nich nie zmieścić. Zwłaszcza jak kable wiszą na 150 cm nad jezdnią ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ufff! Udało się w końcu dostać na właściwą drogę - dzięki wskazówce miejscowego. Ostatni rzut oka na pozostające w dole Kyrdżali...

A wracając jeszcze do nazwy tego miasta. Nie wiem dokładnie jak powinno się go czytać/wymawiać. Zapis bułgarski jest jednoznaczny - Кърджали. No ale już w naszej czcionce występuje zarówno w formie "Kyrdżali" jak i "Kardżali". W formie mówionej spotkalismy się też z wersją "Kerdżali". Bądź więc mądry i pisz wiersze!

Obrazek

Obrazek

... i wjeżdżamy w upragnione góry! A tam nas czeka chyba najciekawszy fragment naszej tegorocznej, bułgarskiej wycieczki! :)


cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 23-11-2024 22:42

Zadowoleni, że udało się zostawić już za sobą duże, hałaśliwe miasto, pniemy się wąską drogą w kierunku gór. Mijamy wioski Enczec, Zelenikovo, Blenika. Tutejszy rejon bardzo obfituje w meczety.

Obrazek

Koło Dażdovnicy podziwiamy widoki na zalew:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam daleko w dole widać niedokonczony hotel z gatunku "moloch olbrzymi". Z tego co gdzieś czytałam, to jego budowa została dawno przerwana i można go już klasyfikowac jako miejsce opuszczone. Nieprawdaż, że namiot na dachu by się pięknie prezentował? Nie znajduję jednak w ekipie poparcia dla mojego, jakże to wspaniałego pomysłu ;)

Obrazek

Jedziemy więc dalej, a wokół nie brakuje fajnych widoków.

Obrazek

Mijamy różniste skały, które gdy dokładniej się przypatrzyć - to wyraźnie posiadają okienka wykute ludzką ręką. Jednak dostępne tylko dla orłów/sokołów. Albo linoskoczków.

Obrazek

Obrazek

Noclegu zatem szukamy gdzieś niżej. Nie ma tu z tym dużych problemów, bo wiaty i miejsca biesiadne są dosłownie co krok. Można się poczuć jak w Armenii! Chyba pół Kyrdżali w weekendy spożywa obiady i kolacje "na przyrodzie".

Ostatecznie zatrzymujemy się przy wiacie ze żródełkiem niedaleko wspomnianych skał. Obudowa naszego źródełka ma nawet bramkę obrotową ;)

Obrazek

Jest tu też pamiątkowa tablica, najprawdopodobniej ku pamięci darczyńcy czy założyciela tego przybytku.

Obrazek

Uprzedzając nieco fakty - we wszystkich tutejszych biesiadnych wiatkach napotykamy podobne napisy - w większości po turecku. W ogóle w tej okolicy jest inaczej niż w pozostałych częściach Bułgarii gdzie byliśmy - wieje egzotyką jak cholera! Po powrocie do domu sprawdziłam, że w rejonie Kyrdżali mniejszość turecka ma prawie... 65% !! Co ciekawe nigdzie nie spotkaliśmy podwójnych nazw miejscowości, jak to często bywa w przypadku podobnych terenów.

Tu już napis bardziej bułgarski. Ale nie wiem co to za "wodokanałprojekt" tu niegdyś zapodali. Nie podeszliśmy obadać. Chaszcz porządnie bronił budyneczku.

Obrazek

Nieopodal odkrywamy gniazdo szerszeni w drzewie, które wygląda jak jakaś tajemna skrytka. Kto by pomyślał, że skubańce bedą miały takie solidne drzwi do chałupy.

Obrazek

Obrazek

Sprzed namiotu mamy całkiem nienajgorsze widoki. Szczyty jeszcze długo błyszczą w wieczornym słońcu, a w doliny schodzi cień. Taki fajny cień, który nie powoduje zimna, a przynosi jedynie nowe zapachy, świeżość gór i jeszcze więcej cykadzich orkiestr.

Obrazek

Typowego miejsca ogniskowego tu nie ma, ale jest felga na nóżkach robiąca za całkiem fajny grill! Na grzanki wystarczy. Tu nie musimy się wieczorami dogrzewać przy ogniu :)

Obrazek

Obrazek

Do snu oprócz cykad gra nam śpiew muezina - najpierw z jednej pobliskiej wioski, a potem za 5 minut z drugiej, położonej gdzieś dużo dalej. Coś się chyba nie zgrali w fazie? Cały wieczór towarzyszy nam dużo migających świetlików, które idealnie widać na tle ciemnej ściany lasu.

Mamy też odwiedziny różnych miłych skoczków.

Obrazek

Obrazek

W takim to ładnym miejscu przyszło nam dziś nocować :)

Obrazek

Uwielbiam takie poranki. Kiedy człowiek wstaje wyspany, widzi słońce i ma świadomość, że przed nami cały dzień ciekawych przygód. I jutro też! I pojutrze! Takie poczucie niewypowiedzianego szczęścia, które wylewa się wręcz uszami! I do tego taki widok już z namiotu.

Obrazek

A spało się rewelacyjnie. Miękkie zioła stanowiły nam posłanie, a pobliskie drzewa na tyle osłaniały namiot od słońca, że przynajmniej do 10 stał sobie w półcieniu. Dodatkowo rozbiliśmy się na niewielkiej górce, więc moje manie prześladowcze, że w nocy ktoś po pijaku wjedzie w namiot - były zupełnie uspokojone.

Obrazek

Nieśpieszny poranek zawsze związany jest z praniem. To nieodłączny element każdej wycieczki. Jak widać na zdjęciach szaruś został już trochę udomowiony. Powoli zaczyna przypominać prawdziwy samochód, a nie jakiś dziwny, obco wyglądający twór. A nasza znajomość trwa dopiero kilkanaście dni ;)

Obrazek

Obrazek

Cieszymy się widokami, słońcem i piękną pogodą! Nie zawsze Bułgaria była dla nas tak łaskawa jak w tym roku! :)

Obrazek

Obrazek

Pewnie jakoś koło południa udaje nam się ogarnąć i ruszamy dalej górską drogą przez rozsiane na zboczach wioski. Tzn. kolejny postój jest tuż za zakrętem ;) Tu znów stoją wiaty - biesiadki. Te takie zatrącające nieco klimatem antycznym - na żłobionych kolumnach.

Obrazek

Obrazek

No i oczywiście jest źródełko! No jak to w ogóle sobie wyobrazić, że wiata mogłaby nie mieć źródełka!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu też wisi jakaś pamiątkowa tablica.

Obrazek

Nawet huśtawkę mają! :)

Obrazek

Dalej odchodzi ścieżka prowadząca nas do wodospadu.

Obrazek

Obrazek

Jest dość sucho, więc wodospad taki mało uwodniony. Chyba jednak nie będzie takiej solidnej kapieli jak w wodospadzie Skoka. ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... garia.html )

Obrazek

Obrazek

Co chwilę przy drodze otwierają się fajne widoki na zbiornik utworzony na rzece Arda.

Obrazek

Mijamy wioskę Padarci, z rozsianą po wzgórzach zabudową.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Coraz ciekawsze kształty mają góry pojawiające się na horyzoncie.

Obrazek

Formy skalne przy samej drodze też niczego sobie.

Obrazek

Za wioską postanawiamy wejść na jedną z pobliskich górek. Dosyć wolno się przesuwamy do przodu. Raz, że słońce dosłownie nas wtapia w skałę (tu jest chyba z 50 stopni!) a poza tym widoki na meandrujące wśród gór jezioro ciągle zmuszają do postojów na zdjącia :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O dziwo ani tu, ani w innych miejscach, nie widać, aby ktoś się kąpał w tym zbiorniku. Łódki pływają, ktoś biwakuje na brzegu, są wędkarze - ale plażujących ni ma. Nie wiem czy brudne, czy muliste, czy żyją tu podwodne potwory, które regularnie pożerają śmiałków?

Wędrówce przygrywa powywanie muezina z meczetu w Padarci. Acz mamy podejrzenia, że to nie koleś śpiewa tylko puszczają pozytywkę z głośnika.

Na całej trasie wycieczki dominują jałowce i niewielkie sosny. I jakieś jeszcze inne iglaki, których nazw nie kojarze, a przypominają płożące się tuje rosnące w ogrodach, więc w wielu miejscach nie ma co zasłaniać widoków. A poza tym to co? Białe, sypkie skałki, węże, jaszczurki. Bardzo dużo jaszczurek! Zastanawiam się jak im się dupki nie przysmażą jak siedzą na tych kamieniach godzinami. Myśmy siedli na chwilę i zaraz nam sie przysmażyły! No poważnie - nie było opcji siąść na kamieniu bo jakby na blachę pieca się usadowić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trafił się też robal o ciekawym umaszczeniu.

Obrazek

Na sam szczyt chyba nie wyleźliśmy. Wykazaliśmy się sporą głupotą i nie zabralismy wody - tak ot poleźliśmy z pustymi rękami. Założyliśmy, że taka krótka wycieczka to nie trzeba targac tobołów. No ale im dalej się wspinaliśmy po rozprażonej skale - tym bardziej owa nieosiągalna tutaj woda urastała od niespełnionego marzenia do obsesyjnej żądzy. Na którymś etapie góry nas już przestały interesować, a rozmowy zaczynały błądzić już tylko wokół tematu wodospadów, źródełek, leśnych barów z chłodnym piwem czy napadaniu na innych turystów z oszczepem w celu pozyskiwania najbardziej niezbędnych dóbr. Na szczęście żadnych innych turystów (ani miejscowych) nie spotkaliśmy, bo kto wie, co by się mogło wydarzyć ;)

Zatem w dół. Kierunek - wodopój! :)

Obrazek

Dotarłwszy do szarusia rzucamy się jak obłąkani na butelki i wypijamy duszkiem chyba z litr. A kabak to chyba półtora. I potem jedziemy i na każdym wyboju bulgotamy jak bukłaki wypełnione cieczą pod korek!

Zdjęcia robię czasem z okna, bo toperz stwierdził, że nie będzie się zatrzymywał co 10 metrów. A nieraz idę po prostu za szarakiem, bo co chwilę odsłania się nowy, ciekawszy od poprzedniego widoczek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzuca się nam w oczy kolejna przydrożna wiata - biesiadka, która wyróżnia się dużym poziomem ukwiecenia.

Obrazek

Jest tu jakoś tak wręcz domowo - jak w ogródku u jakiejś babci. Zadbane klomby, grządki... Wręcz się zastanawiamy czy to miejsce piknikowe dla turystów czy właśnie włazimy komuś na działkę?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zadaszony grill i wokół sporo naczyń, narzędzi.

Obrazek

Jest też oczywiście źrodełko. I kolejna tablica z tureckimi napisami:

“Rodzina Halila Hoca: Syn Fikriye - Erdinç, córka - Sevilcan, syn - Sali, ku pamięci.”

“Kiedyś płynąłem na odludzia, teraz wydobyli mnie na światło dzienne. Kto z mojej wody weźmie ablucję i odprawi modlitwę, niech Bóg go obdarzy rajem, niech miejsce Boże będzie jego.”

Obrazek

Mają tu nawet stałego lokatora! :)

Obrazek

Zatrzymujemy się na dłużej przy nadrzecznych ruinach.

Obrazek

Nie wiem co się tu dokładnie mieściło, ale jak głosi zatarty juz napis - było strzeżone i wstęp był zabroniony. Jak widać nie tylko ja mam niechęć do takich zakazów - napis jest wyraźnie ostrzelany.

Obrazek

A w ogóle to bardzo źródełkowy jest tu rejon - jedno np. bije spomiędzy betonowych płyt.

Obrazek

Woda jest lodowata. Tego nie ujęli w wiatę i poidełko, więc znalazło sobie ujście na dziko, w najbardziej nieprzewidzianym miejscu.

Obrazek

Właśnie stąd idziemy na kolejną wycieczkę. Płynie tu rzeka (na tej wysokości nie ma zbiornika), ale pozostało dużo urządzeń hydrotechnicznych, więc może kiedyś był zbiornik? Albo miał być? Jest most jak tama i kilka wież. Rzeka niestety nie zachęca do kapieli, dużo glona. Nie jest to, oględnie mówiąc, krystaliczny górski potok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takich wież stoi tu około 5 sztuk.

Obrazek

Obrazek

W oddali widać jeszcze jeden most. Stary bardzo, kamienny.

Obrazek

Idziemy w stronę skalnych zboczy. Kabak znajduje malutkiego żółwika i go ratuje, bo biedak upadł na skorupkę i nie umię się odwrócić, bezradnie machając odnóżami. To najmniejszy żółw jakiego widzieliśmy.

Obrazek

Wędrujemy sobie zatem dalej, mijając wszelakie skały, kamulce i co chwilę się otwierające nowe widoczki na góry skaliste, porosłe płowymi trawami lub oblepione skłębionym kożuchem zielonych zarośli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Napotkaliśmy nawet bułgarski wariant "języka trolla". Może ciut niższy od oryginału, ale tu przynajmniej jest ciepło i nie ma ludzi.

Obrazek

Ale skalnej światyni tzn. dziwnych, wąskich okien wkutych w skale - nie znaleźliśmy. A wydawałoby się, że przeczesaliśmy w tym rejonie wszystkie podobne miejsca, no ale świątynia jak kamień w wodę. Ni ma. Poniższe zdjęcie pochodzą z googlemaps - tego czegoś szukaliśmy.

Obrazek

Trochę wygląda jak ten jęzor, na którym staliśmy. Ale od dołu też go oglądaliśmy i wnęk/okienek nie było. Wyraźnie mają tu więcej jęzorów??

O np. taki też mijaliśmy.

Obrazek

Albo może gdzieś tu się coś przyczaiło?

Obrazek

Jak wracamy to już nie ma żółwia, ale za to są krowy, które nie chcą zejść na bok ze ścieżki. Trzeba się przeciskać.

Obrazek

Obrazek

Kolejne wioski charakteryzują się tym, że leżą za rzeką, a prowadzą do nich malownicze bujane kładki. Nie wiem więc jak dojeżdża się do tych wsi - napewno nie tędy, po kładce od głównej drogi. Acz auta tam są, więc jakoś się musiały teleportować na tamtą stronę rzeki. A na mapach nie widać żadnych wyraźnych dróg od drugiej strony. Tajemnicza sprawa...

Tak się prezentuje mosteczek do wsi Nenkovo.

Obrazek

Obrazek

Rzeka na chwilę obecną przypomina raczej strumyk, ale wielkość całego koryta (i długość mostu) sugeruje, że nie zawsze tutaj bywa tak sucho.

Obrazek

Obrazek

Sklep, na który się nastawialiśmy, okazuje się być zamknięty. I to raczej nie od wczoraj ;)

Obrazek

Obrazek

Na łąkach pasą się owce.

Obrazek

I stoją snopki siana - a raczej ogromne kopy!

Obrazek

Po drogach włóczy się masa osiołków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre czekają na autobus.

Obrazek

Obrazek

Są też takie skubańce, które wylegują się na srodku drogi.

Obrazek

I nie ma opcji, aby takiego delikwenta przekonać, aby się przesunął choć o centymetr. Trzeba objeżdżać trawą :)

Obrazek

Obrazek

W mijanych wioskach dominują kamienne domy, o dachach z łupka lub z czerwonej dachówki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i domostwa lubią być ukryte. Patrzysz kątem oka - niby pusta dolina. Dopiero po dokładniejszym spojrzeniu - o! tam jest wioska!

Obrazek

Docieramy do Vojnova. Podobnie jak do poprzedniego Nenkova - tu też prowadzi bujana kładka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ja też próbowałam, ale nie dałam rady. Widać kabaki to wersja ulepszona ;)

Obrazek

Obrazek
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 23-11-2024 22:46

Droga za Vojnovem robi się bardziej chropowato wygryziona, pofalowana, a widoki wokół jeszcze ciekawsze. Jak to jest, że wyboistość drogi tak często idzie w parze z malowniczością okolicy?

Obrazek

Obrazek

Czasem droga jest wykładana czymś, co wygląda jak betonowe podkłady kolejowe.

Obrazek

Obrazek

Przewieszone w dolinie bujają się jeszcze kolejne kładki.

Obrazek

Obrazek

Jak to człowiek nieraz widzi to co chce widzieć ;) Tu początkowo wydawało mi się, że jest to wagonik, który na linach jeździ przez rzekę ;)

Obrazek

Przejeżdżamy przez rewelacyjną skalną bramę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Problem jedynie z szarakiem, który jest tak wściekle niskopodłogowy, że każda, choćby najmniejsza rozpadlina, powoduje upiorne zgrzyty i trzeba je pokonywać po wcześniejszej dokładnej analizie organoleptycznej i z prędkością taką, że wyprzedzają nas nie tylko żółwie, ale również ślimaki i dżdżownice.

Kolejna wioska nie wiem jak się nazywa, bo żadne mapy o tym nie informują. Na googlemaps jest podpisane "bloki pod tamą Borovica". I owa bezimienna wieś jest zupełnie inna od poprzednich, które dziś mijaliśmy. Wszystkie wioski miały miłą, pozytywną atmosferę, zachęcającą do zwiedzania i dłuższego pobytu. A tu, nie wiadomo skąd, pojawia się i narasta jakiś irracjonalny niepokój. Parkujemy na poboczu i widzimy kilka wraków aut i śmiejemy się, że tyle zostało z tych turystów, którzy tu poprzednio zostawiali swoje pojazdy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dalszej części wsi uderza nas smród gnijącego mięsa. Przy drodze leżą zwłoki kóz, chyba... Dosyć niekompletne, bo głównie kopytka i rozwleczone flaki. Zapach tego, rozprażonego słońcem, jak można się domyślać - jest oszałamiający ;)

Obrazek

Kawałek dalej stoi wiata typu biesiadka, ale też jest jakaś inna... W odróżnieniu od poprzednich mocno zapodaje aromatem żula. Jakby ktoś w niej mieszkał? Albo stare bety trzymał? Nie wygląda też na obiekt ogólnodostępny... Może tutaj turyści już rzadziej docierają?

Obrazek

Obrazek

Na ściance wisi strzelba, ale chyba zabawkowa. Nikt by chyba prawdziwej przy drodze nie wieszał i nie zostawiał bez opieki.

Obrazek

Nad źródłem wiszą pamiątkowe tablice dekorowane gipsowym ptactwem.

Obrazek

Obrazek

Napisy podobne jak przy innych źródłach.

"Mężowi, matce, ojcu i synom: Obyście mieli szczęście"

"Niech będzie dane wejść do raju tym, którzy skorzystają z tej wody, Oby spotkał ich raj za obmycie się i odprawienie modlitwy"

Powtórzonego trzykrotnie słowa "Külfalay" nie chce przetłumaczyć żaden translator. Nie wiem więc czy to jakaś nazwa własna czy lokalne zaklęcie ;)

Przy ujęciu wody wiszą dwa zdjęcia osób, chyba zmarłych, bo przypominają wizerunki umieszczane na grobach. Osobnicy o twarzach hmmm... dość charakterystycznych. Pierwszy facet. Nawet by wyglądał w miarę normalnie, ale te oczy... jest w nich coś przerażającego. Drugie zdjęcie nie wiem czy przedstawia chłopa czy babę. Zastanawiamy się kogo z tej dwójki bardziej byśmy nie chcieli spotkać ;) Potem idąc pod górę i widząc zmierzającą ku nam postać, która nas zaraz minie, wkręcamy się, że to pewnie będzie ono - to z fotki. I spojrzy nam w oczy - i co my wtedy zrobimy??

Obrazek

Obrazek

Ta ostatnia osada ma też zupełnie inną zabudowę. Sprawia wrażenie dużo nowszej niż poprzednie. W innych wsiach dominowały stare, kamienne domy - tu raczej są bloki i pozostałości jakby pokołchozowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gniazda w latarni nas urzekły! :)

Obrazek

Dalej droga wspina się serpentynami w stronę tamy. Widać ją w tle.

Obrazek

W skarpie jest wylot okrągłego tunelu, z którego wypływa woda ze zbiornika na górze.

Obrazek

Przy tamie jest szlaban i ochroniarz, który zabrania robienia zdjęć tutejszych urządzeń i w ogóle tej części zaczynającego się tu zbiornika Borovica. Puszcza nas za szlaban - obejrzeć można, przejść się kawałek, ale idzie z nami, więc nie ma za bardzo jak cyknąć fotkę potajemnie.

A tak w ogóle to jest miejsce, które nas sprowadziło w te tereny. Dwa lata temu znalazłam na necie zdjęcie wieży w zbiorniku i tego czegoś - leja w wodzie, jakby sztucznego wiru, gdzie woda zbiornika jakby się nagle zapadała w nicość. Dziś nie wygląda to aż tak spektakularnie - jest niski stan wody, więc betonowy lej wystaje nad powierzchnię wody i jest po prostu betonowym lejem a nie tajemniczym wirem prowadzącym w odchłań.

Zdjęcie z googlemaps:

Obrazek

Przez szlaban w stronę zbiornika próbuje też przejechać dwóch motocyklistów. Ochroniarz ich odławia i długo rozmawiają podniesionymi głosami. Zdecydowanie nie po bułgarsku.

Ochroniarz pozwala jedynie na zrobienie zdjęcia w stronę przeciwną niż jezioro. Z tamy w kierunku pozostawionej w dole bezimiennej wsi.

Obrazek

Dalej nie jedziemy. Zrobiło się późno, jazda szarakiem jest coraz bardziej upierdliwa, a droga waląca dalej w góry, oględnie mówiąc, traci na główności. Poza tym wszystko co było w planie tu zobaczyć - zobaczyliśmy. Może kolejna wioska jest jeszcze ciekawsza, no ale taka możliwość jest zawsze, dokądkolwiek byśmy nie dotarli. Zawsze ciekawi co jest za kolejnym zakrętem i czy właśnie nie to byłoby hitem wyjazdu.

Na powrocie widoki, niby już znane, ale nabierają nowego wyrazu z racji na podświetlenie ciepłym, wieczornym słońcem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czaple jakoś teraz powyłaziły. Wcześniej ich nie było. Może im było za gorąco?

Obrazek

Jedziemy ciesząc się widokami i dobrze spędzonym dniem - i prawie wjeżdża w nas wesoły dziadek! Na jednym z zakrętów wyłania się jak duch i wali naszym pasem prosto na nas. Nie hamuje - tylko cieszy ryja. Udaje się jakoś uciec na pobocze, przytulić do skały i uniknąć bliższego spotkania. Dziadek macha nam radośnie, tita klaksonem i jest tak uchachany i zadowolony z siebie jakby wjeżdżanie w inne auta było jego ulubionym hobby...

Są też owce. Kryją się w krzakach (może znają już dobrze dziadka - rajdowca?). Kabak mi pokazuje te owce, a ja jakoś je przeoczyłam i pytam: "ale gdzie? co niby tam jest?". A z krzaków odzywa się takie donośne BEEEEEE!! Jakby wyraźna odpowiedź na moje pytanie - i to z fochem "jak można nie zauważyć owcy!?!?!"

Potem inne owce pasą się na drodze.

Obrazek

Obrazek

Jakby się człowiek znudził owcami to są również krowy i osiołki. Do wyboru, do koloru.

Obrazek

Obrazek

A z bardziej przyziemnych tematów - to skończyło się nam żarcie. Mieliśmy nadzieję, że gdzieś na trasie, w którejś z wiosek, trafimy na jakiś sklep. No ale otwartego sklepu nie było. Dobrze, że przynajmniej wodę można nabrać w źródełku. Do miasta po ciemku jechać przecież nie będziemy.

Po drodze jest hotel Borovica, więc postanawiamy tam zajrzeć czy nie ma w nim jakiegoś sklepiku. Kupić można jedynie napoje, więc zaopatrzamy się w piwo i colę. Żarcie też w restauracji oferują, no ale tylko do godziny 20. A teraz jest już dużo później. Pytam czy może chociaż chleba albo kartofli nie mają na sprzedaż (jak potem sprawdzałam oba te słowa powinny być dla Bułgara w pełni zrozumiałe), ale barmanka obdarza mnie jedynie fochem gigantem i ostentacyjnie wychodzi na zaplecze. Już nie wraca. No trudno. Na stołach leży całkiem sporo chleba, takiego w koszyczkach na serwetce. Widać wschodnim zwyczajem dodają go do posiłków typu zupa i nie wszyscy klienci zjadają go w całości. No więc ja się z tym chlebem zaprzyjaźniam :) Nie chcieli sprzedać - to se wezmę za darmo :) To kolację i śniadanie mamy w jakims stopniu ogarnięte :)

Nasza skromna kolacja.

Obrazek

Podobną porcję chleba mamy na śniadanie. I 4 plasterki sera. I jedną cebulę (która niestety okazała się zgnita). Grunt, że mamy zaraz obok źródełko, więc w herbatach nie trzeba sie ograniczać. No bo nocujemy w tym samym miejscu gdzie wczoraj. Nie znaleźliśmy lepszego.

Kolejny cudny, słoneczny poranek u podnóża skał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Namiot suszący się z rosy.

Obrazek

Biorąc pod uwagę nasze mikre posiłki, kabak nam przyrządza dodatkowo koktaile kwiatowe ;) Trzeba przyznać, że pachną ładnie :)

Obrazek

Obrazek

Ten rejon, na który w czasie tej wycieczki tylko rzucilismy okiem, można by zwiedzać miesiącami. Ile tu jest opuszczonych, kamiennych wiosek rozsianych po górach, przy jakiś zanikających ścieżynach, dostępnych jedynie pieszo, a naszym tempem by sie tam szło pół dnia. Osad, gdzie nie mieszka nikt, albo 1-3 osoby. Dojranci, Nebeska, Visoka, Avramovo, Szipka - to tylko niektóre, które udało mi się namierzyć na mapie. Ile bezimiennych szczytów, ukwieconych łąk, skalnych miast, jaskiń. Ile żółwi do uratowania! Ile osiołków do ominięcia! Myślę, że mieszkając w Kyrdżali bym się nie nudziła! A przynajmniej przez pierwsze kilka lat ;)

A my, trochę gonieni kończącym się czasem, ruszamy w stronę kolejnych malowniczych miejsc, których nigdy w Bułgarii nie brakuje! :)



cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...

buba1
bardzo stary wyga
Posty: 4843
Rejestracja: 18-11-2008 10:01

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba1 » 02-12-2024 17:44

Opuszczamy płowe, osiołkowe skały nad Kyrdżali i jedziemy na północny zachód. Czasem mijamy fajne pojazdy...

Obrazek

Na popas zatrzymujemy się w ruinach jakiejś przydrożnej knajpy. Mieli tu duże, zewnętrzne grille i drewnianą konstrukcję wejściową, która przypomina bramy z Rumunii, takie np. z Karpat Marmaroskich. Teraz jest tu dużo cienistego chaszcza i ciszy - mimo że zaraz obok przebiega ruchliwa droga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zmierzamy w góry koło Zabardo. Jest to część Rodopów. Trafiamy tu w zupełnie inny klimat i przyrodę niż tam nad Kyrdżali. Tu jest podobnie jak u nas - dużo chłodniej, świerkowe lasy, nawet cykad brak. Nie pachnie tymiankiem, ale za to aromat żywicy jest tak intensywny, że aż się od niego trochę kręci w głowie :) Ścieżki są korzeniaste a drzewa ogromne i grubaśne. Jak dawniej w Beskidach czy Sudetach - zanim dostali pierdolca z masową wycinką.

Obrazek

Aż tu nagle między drzewami zaczyna przezierać takowy widoczek! To tak dla przypomnienia, że jednak wciąż jesteśmy w Bułgarii!

Obrazek

Szukamy tu Cudownych Mostów (zwanych również Piękne Mosty, Magiczne Mosty, Mistyczne Mosty itp). Tak naprawdę to nie są mosty tylko ogromne, jasne jaskinie. Najbardziej znana jest ta największa, będąca jednocześnie najłatwiej dostępna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bokiem jaskini przepływa potok, który można przeskoczyć albo przejść przez malutką, drewnianą kładeczkę.

Obrazek

Ale dopiero obecność jakiejś postaci w kadrze pokazuje ogrom tej jaskini!

Obrazek

Boczna, wysoka i wąska brama, przez którą płynie potok.

Obrazek

Obrazek

Zagadka - znajdź bube i kabaka!

Obrazek

A na skałach sobie rosną pokręcone sosny.

Obrazek

Jaskiń jest tu więcej - sztuk kilka. Ale ich zwiedzanie to już wyższa szkoła jazdy, bo wyglądają jakby otwierały się w dół. Chyba tylko dla jaskiniowców ze sprzętem wspinaczkowym.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teren wokół jest dość zagospodarowany turystycznie - są dwa schroniska, stoiska z pamiątkami.

Obrazek

Upstrzyli tu też krajobraz płotkami na punktach widokowych. Dobrze, że chociaż na zielono je pomalowali, a nie na jakiś majtkowy róż... Kurde naprawdę można się tu poczuć jak w Polsce - barierkoza i człowiek myśli, żeby bluzę ubrać bo chłodno ;)

Obrazek

Obrazek

Czasem udaje się szczęśliwie wykadrować, coby było widać tylko skały i las.

Obrazek

A na jednej ze skał ktoś pięknie wyrzeźbił Indianina! :) Aż przychodzą na myśl czeskie skały, gdzie za każdym rogiem inna rzeźba!

Obrazek

Kiedyś chyba mieli wizję zrobienia tu lunaparku z jeszcze większym rozmachem. Trafiamy na zarośnięte ławeczki w głębi lasu czy pozostałości tyrolki.

Mamy problem ze znalezieniem noclegu. Miejsce, które planowaliśmy na biwak, okazuje się być relatywnie blisko - ale za górami, przez które przeprawia się droga, której szaruś na bank nie przejedzie. Już tu jadąc ledwo rzęził na podjazdach. Fakt - Cudowne Mosty są na prawie 1500 m npm, więc trochu w górę było. Dolina jest tu dość wąska i nawet nie ma za dużo tzw. sralników, przydrożnych mini zatoczek, gdzie można by wcisnąć busia, nie wspominając już o namiocie.

Spotykamy wprawdzie chatkę po drodze i pojawia się myśl o jej zasiedleniu. To co widzimy na pierwszym planie to jest dopiero kompaktowe urządzenie: źródełko + grill! Niestety obecnie nie działa tzn. wody brak.

Obrazek

Do chaty prowadzą schody, które sugerują, że nie ma na nich jakiegoś bardzo dużego ruchu.

Obrazek

Drzwi jednak są zamknięte, można wleźć jedynie przez okno.

Obrazek

Widoki z przyzby są całkiem zacne.

Obrazek

Wnętrza dosyć mocno pachną żulem... Chatka byłaby fajna, ale trzeba by wywalić materace i kilka worów śmieci.

Obrazek

Obrazek

Poza tym zaczynamy mieć wątpliwości czy aby domek nie ma stałych bywalców? Na stole leży zaczęta paczka papierosów, a na szafce stoi tegoroczny kalendarz. I może oni wróca wieczorem i nie będą zachwyceni, że ktoś posprzątał według swoich gustów, śpi w ich łóżeczku, a w zagrodzie dla owiec stoi szaruś ;)

Jedziemy więc dalej w górę. Droga wyraźnie się zwęża. Przybywa dziur i końskich kup. Piłujemy na jedynce, a wyziew snujący się za nami zaczyna nieprzyjemnie pachnieć palonym plastikiem. A mówią, że stare diesle źle pachną. Ja tam wolę frytki niż topiony plastik... Jednocześnie trzeba jechać jak z transportem jaj, bo toto na każdej rozpadlinie trze brzuchem. Kurde tym autem nawet dżdżownicy nie można brać między koła, bo ją w łeb trzepnie!

I nagle naszym oczom ukazuje się piękna wiata na polance! Ja pierdziuuu! Tak jadąc totalnie w ciemno! Jak to się mówi? "Jak ślepej kurze ziarno"

Obrazek

I jeszcze 100 metrów dalej jest źródełko, więc w dzisiejszych apartamentach jest też łazienka. Woda jest tu fajniejsza niż wczoraj - zimniejsza i taka jakby bardziej mineralna. Ze świeżością gór, ziół i leśnych potoków.

Obrazek

Niedaleko jest prowadzona zrywka drewna za pomocą koni. Drwale przy pracy śpiewają.

Obrazek

Wieczorem chyba wracają w doliny. Przechodzą obok wiaty i miło nam machają.

Obrazek

Na naszej wiacie dodatkowo wisi fajna i rzadko spotykana tabliczka "miejsce palenia ognia".

Obrazek

Nie paliliśmy za dużo ognisk na tym wyjeździe. Raz, że jest bardzo sucho. Poza tym przy 40 stopniach jest jakby nieco mniejsze parcie na ogniska. No przedwczoraj było jedno - to w feldze :)

Bardziej na legalu niż tu - to już się chyba nie da :) I jeszcze obok jest źrodło, wiec można zalać tak, że będzie pływało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są więc dziś grzanki, ale niestety wieczór będzie bez herbaty. Rano się skończyła butla :( A nie zabrałam żadnego kubka, który chce włożyć w ognisko. No bo przecież nie włożę takiego w Muminki czy pamiątkowego z wyjazdu na Krym. Pijemy więc tylko domowe wino malinowe zakupione gdzieś przy drodze. No i wody też jest pod dostatkiem.

Odkrywamy też, że wiatę zamieszkuje niezwykle ogromne stado malutkich pajączków! Nie widzieliśmy jeszcze nigdy czegoś podobnego! Taki wysyp!

Obrazek

Wspominki też wiszą. Nawet w wiacie. W końcu to Bułgaria, gdzie zmarli wszędzie są wsród nas!

Obrazek

Dość długo kręcimy się po lesie i szukamy miejsca na namiot, coby było w miarę równe i jednocześnie osłonięte od drogi. Równy plac jest jedynie przed wiatą, ale tam się jest jak na patelni. A my jednak zawsze lubimy się nieco schować. Choć odrobinkę, coby nie leźć w oczy każdemu, kto przechodzi obok. A nasz nowy namiocik jest wiekszy od poprzedniego. W końcu jakoś udaje się go wklinować między drzewa, głazy, korzenie, kępy borówek i mrowiska. Jest nieco spadziście, ale przecież zjeżdżalnia to dobra rzecz ;) No ale przynajmniej głowa jest zdecydowanie do góry, więc jeden polar za poduszkę wystarczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W nocy po lesie niesie się rżenie koni. Sporo się tu włóczy dzikich stad. To chyba dobry znak? Sugerujący, że nie ma niedźwiedzi?

I na koniec jeszcze trochę widoczków z drogi wijącej się w dół. Bo już zaraz po śniadaniu trzeba obrać kierunek Sofia. Jutro do domu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "



na wiecznych wagarach od zycia...


Wróć do „Relacje z wypraw”