Jak zawsze przed majówką burza mózgów, gdzie by tu pojechać - pewne było tylko, że nigdzie w Polskę. Naturalnym kierunkiem było południe i początkowo planowałem Rep. Czeską, ale ostatecznie Eco, zainspirowany dawną wyprawą Michała, zaproponował Słowację. Oczywiście nie rejony z największą liczbą potencjalnych turystów jak Fatry czy Niżne Tatry, ale dwa inne pasma, a mianowicie Muránska planina i Veporské vrchy.
Muránska planina to jeden z najmłodszych parków narodowych Słowacji - utworzono go w 1997 roku w miejscu mniej restrykcyjnej formy ochrony przyrody; jest to również jeden z najrzadziej odwiedzanych parków przez turystów, jeśli nie najrzadszym. To była niewątpliwa zachęta.
Ruszamy już w środę po południu z katowickiego cudu techniki zwanego przez niektórych dworcem - wystarczył okres przedświąteczny, aby cały obiekt całkowicie się zablokował kolejkami. Potem niemiłosiernie schłodzony i zapchany Elf z jednym, nieszczęsnym, obsranym kiblem i roszczeniowymi rowerzystami przypomina, dlaczego Koleje Śląskie powinny wozić bydło, a nie ludzi... w końcu jednak dojeżdżamy do Zwardonia, o wczesnej jak dla nas porze, bo przed 20-tą.
Przechodzimy do Serafinova i kierujemy się do spelunki pod penzionem Skalanka - jest otwarta tylko do 21, więc wcześniejszy przyjazd był słuszny. Potem przenosimy się do popularnego Cechospolu, który z kolei zamykają o 22. Faktem jest, że w słowackich wioskach jest więcej miejsc do picia niż w polskich, ale zazwyczaj też wcześniej zamykają.
Następnie wracamy się do Zwardonia, gdzie o północy mają dotrzeć dziewczyny - w centrum są otwarte drzwi jakiegoś baru. Bar otwierają oficjalnie dopiero w Święto Pracy, ale właściciel wpuszcza nas i sprzedaje piwo
Odbieramy dziewczyny, po raz trzeci przekraczamy granicę i lokujemy się w wypatrzonym przez przypadek miejscu noclegowym - zadaszeniu przy jakimś domku gospodarczym. Noc jest zimna i krótka, przynajmniej dla niektórych... Pobudka o 4.
O 4.45 mamy pociąg do Czadcy. Mogliśmy jechać późniejszym, ale zdecydowaliśmy się na ten z dwóch powodów:
1) aby usiąść w dworcowej cukierni, będącej normalną knajpą
2) zrobić zakupy, bo mimo święta Słowacy nie bawią się w hipokryzję zwaną zamykaniem dużych sklepów.
Niestety, cukiernia podjęła skandaliczną decyzję i będzie czynna dopiero od 6.30, a sklep jest czynny od 6 (to akurat wiedziałem), więc musimy trochę przeczekać w hali dworcowej, wyglądającej teraz na noclegownię bezdomnych.
Po zakupach i ciemnym Urpinerze zaczyna się maraton pociągowy - kolejne przesiadki w Żylinie, Vrutkach, Bańskiej Bystrzycy i Breznie.
Wreszcie po 12.30 wysiadamy na stacji Pohorelská Maša (nawet kasjerki w Czadcy nie wiedziały gdzie to ).
W 2011 roku w Pohoreli, której Maša jest dzielnicą, kończyłem z Eco wędrówkę po Niżnych Tatrach, tak więc nasz wyjazd jest jakby w jakiś sposób kontynuacją.
Trzeba w końcu ruszyć na szlak... najpierw asfaltem, potem przez wieś, gdzie miała być knajpa - Eco rozradowany, bo widzi ją z daleka, ale okazuje się zamknięta, na szczęście dla nas. Na szczęście, bo przed oczami mamy już ścianę płaczu - stok narciarski i szlak poprowadzony bezpośrednio pod wyciągiem.
Tak więc na dzień dobry dostajemy ostro po ryju - jest stromo, długi i w palącym słońcu. Tylko widoki na grań Niżnych Tatr nieco osładza sytuację...
Zasapani i spoceni wdrapujemy się w końcu na koniec trasy narciarskiej.
Dalej nie jest wiele lepiej - co prawda bardziej płasko, ale szlak jest zarośnięty, zawalony drzewami, a po za tym FATALNIE oznakowany. Standardem niemal jest, że na KAŻDYM skrzyżowaniu rozchodzimy się we wszystkie strony i szukamy oznaczeń.
Idzie się źle i wolno... gubiąc szlak schodzimy koło jakiegoś szałasu, potem szlak odnajdujemy na rozstajach.
Czas na przerwę, bo zwłaszcza Grześ ciężko człapie z tyłu i wyraźnie odstaje. Po posiłku i uzupełnieniu płynów zmieniamy kolor szlaku na zielony - ale jest jeszcze gorzej. Znaki są, ale nigdy tam gdzie być powinny. Co rusz brniemy w krzaki, błoto i chaszcze, bo wydaje nam się, że tam powinniśmy iść, a szlak okazuje się być zupełnie gdzie indziej...
To chyba są najgorzej oznaczone szlaki po jakich chodziłem - właściwie w takim stanie nie powinno się ich zaznaczać na mapach. Samotne osoby albo chodzące po zmroku nie mają tutaj szans - a wszak ludzie widząc mapę nastawiają się, że szlak ich poprowadzi do celu a nie w czarną dupę
W końcu, wściekli i zmęczeni docieramy do sedla Sitarovo. Na dodatek zaczyna padać, mimo, że jednocześnie świeci słońce - cudnie... Przez las ciągną się bluzgi Eco, który nie ubierał się, licząc, że deszcz zaraz przestanie padać.
Z boku spostrzegam ciekawostkę - tabliczkę z oznaczeniem terenu chronionego (jeszcze sprzed okresu PN) z czechosłowackim herbem sprzed 1990 roku.
Przed nami kolejna ściana płaczu, przynajmniej według mapy - podejście miało być fest ostre, ale na szczęście szło się przyjemniej wśród licznych skałek. Pomysł, aby wrócić się do mijanej jakiś czas temu rozwalonej szopy (na hiking.sk polecali ją na nocleg) i ambony myśliwskiej, aby przy nich przenocować, zostaje odrzucony.
Przestaje padać i wychodzimy na rozległą polanę - to Studňa na Muránskej planine, 1163 metry. Znajduje się tu domek należący do Lasów SR, zamknięty, ale ze dwie osoby przenocują na werandzie.
Jest też Ledova jama, głęboka na 30 metrów...
Eco krzyczy, że widzi ludzi - no fakt, ciężko było się ich spodziewać. To chyba właściciele jakiegoś domku położonego po sąsiedzku, też są zdziwieni naszym widokiem.
Krótka przerwa i przed nami ostatni odcinek - fragment Rudnej magistrali, długodystansowego szlaku ciągnącego się przez kilka pasm. Mija nas dwukrotnie stado saren, zaczyna robić się ciemno - w końcu po 20-tej dochodzimy na przełęcz Nižná Kľaková. Zamiast zakładanych 4:30 godziny, szliśmy ponad 7...
Jest tutaj kolejna szeroka polana i útulňa, jedyna w PN. Niestety, już z daleka widzimy ognisko - choć na szlaku nie spotkaliśmy nikogo, tutaj jest trochę osób. Niektórzy rozbili się w namiotach, ale w útulňej zaparkowali rowerzyści i nieźle się wycwanili - w 6 osób zajęli obiekt, w którym może się zmieścić 15! no, ale musieli do środka wstawić też rowery...
Obok znajduje się mała szopka, w której też już ktoś się rozłożył - postanawiam jednak wbić się tam na trzeciego, a reszta rozkłada namioty. Gdy wracam z bezowocnego szukania wody (źródełka są nieco oddalone, po ciemku w lesie nie umiałem ich zlokalizować), szopka się zwalnia i ostatecznie jeszcze Młody decyduje się spać ze mną.
Robimy kolację, dorzucamy do rozpalonego przez innych ogniska, ale zaczyna padać i grzmieć, więc lokalizujemy się w szopce, gdzie furorę robi śmietanówka
Zmęczeni idziemy spać po 22-giej - szopka ma takie szpary, że przez całą noc czuję na twarzy zimny wiatr
Za to rano przed 6-tą budzi mnie słońce - jest pięknie!
Ostateczna pobudka o godzinie 7-mej, robimy śniadanko grzejąc się w słoneczku.
Pakowanie, ostatnie łyki śmietanówki, gruppen foto i można ruszać.
Psychicznie szykujemy się na błądzenie i szukanie szlaku, ale ten jest dość szeroki i właściwie ciężko się zgubić (ale było jedno ciekawe skrzyżowanie z 5-cioma odbiciami bez żadnych oznaczeń ).
Schodzimy do Hrdzavej doliny, jednej z ładniejszej w okolicy.
Mijamy paśniki i zamknięte domki używane przez drwali... (wychodek był otwarty )
W rezerwacie Hrdzavá można podziwiać liczne uskoki, wodospadki, skały i inne ciekawe formacje przy Hrdzavym potoku.
Dolina się kończy, wychodzimy na polanę z widokiem na okoliczne szczyty.
przed nami wioska Muráň, która swą nazwę wzięła od zamku o tej nazwie, położonego w pobliżu (a potem i całe pasmo dostało Muráň w tytule). Prowadzi przez nie zatłoczona droga z Popradu na Brezno.
W centrum spore skupisko Cyganów przyglądające nam się z ciekawością. Do tego kilka sklepów i spelunka, a także kasztiel z 1800 roku, służący za siedzibę gminy.
Nie mamy jednak czasu na dłuższy postój, bo po chwili przyjeżdża autobus, który dowiezie nas do Tisovca i w kolejne pasmo górskie, a o tym w następnym odcinku
Galeria z Muranskiej planiny:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... Planina02#
Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
pod Veprom będziemy następnego wieczora
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
Re: Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
Pudelek pisze: ciemnym Urpinerze
Da się pić? Jasny Urpiner jest paskudny...
Pudelek pisze:To chyba są najgorzej oznaczone szlaki po jakich chodziłem
Hmmm... do tej pory łażąc po Słowacji nigdy nie miałem większych problemów z oznakowaniem, ale jak widać są wyjątki i to grube. Nie zmienia to faktu, że rejony Twojej majowej eksploracji kiedyś też odwiedzę.
Swoją drogą - na długie majowe weekendy Słowacja jest idealna. W Polsce - nie wiedzieć czemu - na majówkę w góry jadą tacy co to poza tym okresem (no i Sylwestrem) gór nawet nie powąchają. No i niemal wszędzie jest Sajgon. Osobiście wolałbym chyba spędzić ten weekend przed telewizorem oglądając "Modę na sukces" niż jechać w polskie góry Teraz byłem w Kremnickich i spotkaliśmy raptem jedną trzyosobową grupę. A szlaki oznaczone bardzo dobrze.
Pudelek pisze:roszczeniowymi rowerzystami
a co zrobili tym razem? bo ostatnio czesto takowych spotykam... :zly
Pudelek pisze:Dalej nie jest wiele lepiej - co prawda bardziej płasko, ale szlak jest zarośnięty, zawalony drzewami, a po za tym FATALNIE oznakowany. Standardem niemal jest, że na KAŻDYM skrzyżowaniu rozchodzimy się we wszystkie strony i szukamy oznaczeń.
o juz mi sie ten rejon podoba!
Pudelek pisze:Czas na przerwę, bo zwłaszcza Grześ ciężko człapie z tyłu i wyraźnie odstaje.
jak zwykle pewnie mial w plecaku 15 kg napojow
Pudelek pisze:gdzie furorę robi śmietanówka
fuj- co to za swinstwo??? -o
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
buba pisze:a co zrobili tym razem?
gdy pociąg był już na maksa napchany w ostatnim momencie wcisnęło się dwóch rowerzystów - babka i facet. Babka kazała mi zwolnić miejsce, bo ona musi przypiąć rower. Na moją uwagę, że sam fakt posiadania roweru nie zmusza mnie do ustąpienia jej miejsca, odpowiedziała, że "ona ma bilet na rower i kropka". No cóż, ja miałem bilet na człowieka, więc mogłem iść w zaparte, ale machnąłem ręką, bo nie chciało mi się kłócić. Potem ta rowerzystka oczywiście wcisnęła się obok swoje roweru wraz z bagażami, przez co zostało mi stać przez połowę drogi... ciągle też namawiała swojego chłopa, żeby też kogoś wywalił i przypiął, ale ten był mądrzejszy i stał... inna sprawa, że konstrukcja ELFÓW jest tak beznadziejna, że jak się przypnie dwa rowery naprzeciw siebie, to jest zablokowane przejście!
buba pisze:jak zwykle pewnie mial w plecaku 15 kg napojow
właściwie ciężko powiedzieć - w środę trochę się wypiło (choć bez przesady) i bardzo krótko spało. Potem ciągłe przesiadki przy piwie i od razu to mordercze podejście pod wyciągiem... Grzesiu wyglądał strasznie, ledwo stał na nogach, jakby kompletnie nie miał sił.
buba pisze:fuj- co to za swinstwo???
wszyscy się tak pytali, a potem nie umieli się oderwać
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
vertigo pisze:Pudelek pisze: ciemnym Urpinerze
Da się pić? Jasny Urpiner jest paskudny...
jak dla mnie jasny Urpiner to najsmaczniejsze słowackie piwo chociaż nie - w Tisovcu piliśmy pszenicznego Zlatego Bazanta - świetny!
Swoją drogą - na długie majowe weekendy Słowacja jest idealna. W Polsce - nie wiedzieć czemu - na majówkę w góry jadą tacy co to poza tym okresem (no i Sylwestrem) gór nawet nie powąchają. No i niemal wszędzie jest Sajgon. Osobiście wolałbym chyba spędzić ten weekend przed telewizorem oglądając "Modę na sukces" niż jechać w polskie góry
dlatego pewne było to, że w Polskę się nigdzie nie wybieram
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
Re: Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
pewnie na Podlasiu albo w Zachodniopomorskim tlumow by i tak nie byloPudelek pisze:[
dlatego pewne było to, że w Polskę się nigdzie nie wybieram
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
Pudelek pisze:buba pisze:ba"]fuj- co to za swinstwo???
wszyscy się tak pytali, a potem nie umieli się oderwać
To moze by ci smakowal trunek ktory dostalam od znajomej- spirytus wymieszany pol na pol z mlekiem Wedlug mnie bylo to nie do wypicia i dalam w prezencie olawskim menelom.
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
- ecowarrior
- stary wyga
- Posty: 1008
- Rejestracja: 28-10-2007 13:38
- Lokalizacja: Zdzieszowice
Re: Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy
Pudelek pisze:ale szlak jest zarośnięty, zawalony drzewami, a po za tym FATALNIE oznakowany. Standardem niemal jest, że na KAŻDYM skrzyżowaniu rozchodzimy się we wszystkie strony i szukamy oznaczeń ...
Idzie się źle i wolno... gubiąc szlak schodzimy koło jakiegoś szałasu, potem szlak odnajdujemy na rozstajach ... To chyba są najgorzej oznaczone szlaki po jakich chodziłem - właściwie w takim stanie nie powinno się ich zaznaczać na mapach. Samotne osoby albo chodzące po zmroku nie mają tutaj szans - a wszak ludzie widząc mapę nastawiają się, że szlak ich poprowadzi do celu a nie w czarną dupę
Hehe, dotrzymałeś słowa - "zje...ę ich za te oznaczenia jak psy!"
Jednocześnie przypominają mi się konspiracyjne słowa Grzesia w Ruzemberoku - "w tamtym momencie gdy mogłem zrzucić plecak i odpocząć a wy szukaliście szlaku, miałem nadzieję, że będziecie go poszukiwali bardzoooo długo"
Pudelek pisze:ale zaczyna padać i grzmieć, więc lokalizujemy się w szopce, gdzie furorę robi śmietanówka
Dawno nie piłem tak wybornego napitku! Dziś w pracy przeglądałem net zastanawiając się czy nie można takiego wyrobu zamówić drogą pocztową...
Czy to był mróz?? Aż takiej zimnicy nie przypominam sobie...
"w Pohorelskej Maše miała być knajpa, ale okazała się zamknięta - na nasze szczęście"
Gdyby była otwarta to śpimy przy rozwalającym się szałasie a cały nasz plan poszedłby w piz.u ...
"i w góry, w górę...
po lewej widać zabudowania Pohoreli, nad nimi jest utulňa Andrejcová"
i pewno pseudoborovicka, którą tam pozostawiliśmy
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
mrozu tam na pewno nie ma, to chyba rosa się odbiła od flesza... choć faktem jest, że wtedy w nocy nieźle piździało, co czułem od niektórych podczas nagłego przebudzenia
a co do boroviczki to tym razem najczęściej były szlachetniejsze odmiany
Zachodniopomorskie mnie jakoś mało ciągnie, a Podlasie to w końcu inny termin
a co do boroviczki to tym razem najczęściej były szlachetniejsze odmiany
pewnie na Podlasiu albo w Zachodniopomorskim tlumow by i tak nie bylo Wink
Zachodniopomorskie mnie jakoś mało ciągnie, a Podlasie to w końcu inny termin
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
Pudelek pisze:gdy pociąg był już na maksa napchany w ostatnim momencie wcisnęło się dwóch rowerzystów - babka i facet. Babka kazała mi zwolnić miejsce, bo ona musi przypiąć rower.
A bo w tym nowym taborze jest taki durnowaty system, że w miejscu na rowery są sklapywane siedzenia, więc zawsze jest konflikt interesów pomiędzy pasażarami bez roweru, a rowerzystami.
Nie ma jak stare poczciwe EN57. Cały ostatni przedział jest dla rowerowych i z większym bagażem. Kiedyś , jak był tłok w regio Wrocek- KK, i rowerowi tłoczyli się w przedsionku; to przyszła kierpociowa, wszystkich nierowerowych z tego przedziału wywaliła i basta!
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4193
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
w tych starych EN57 też może być konfilkt interesów - w końcu przedział jest dla podróżnych z większym bagażem (o rowerach tam nic nie pisze ), więc plecakowcy się łapią
Faktem jest, że nigdy nie spotkałem się z takimi problemami w dawnych bydlęcych - i ludzie i rowery bez problemów się mieściły. A tutaj w ELFIE to formalnie jest miejsce do przypięcia kogoś na wózku, a siedzenie i przypięcie to tylko dodatek
Faktem jest, że nigdy nie spotkałem się z takimi problemami w dawnych bydlęcych - i ludzie i rowery bez problemów się mieściły. A tutaj w ELFIE to formalnie jest miejsce do przypięcia kogoś na wózku, a siedzenie i przypięcie to tylko dodatek
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
Ja nie wiem, gdzie Ty widzisz w EN57 konflikt interesów, ponieważ wszystkie wersje: CLASIC, SPOT i TURBO-AKM mają duży przedział rowerowy, z kilkoma siedzeniami. Jak wpakujemy się z rowerami, a siedzenia są zajęte, to nie robię z tego problemu i nie widzę źródła konfliktu.
Wyjątkiem jest przypadek, że bractwo się rozłożyło z piwskiem i plecakami po całej podłodze pod ścianka od strony kabiny maszynisty, i nie ma gdzie postawić rowerów, to wtedy grzecznie ich przepraszam, i proszę, żeby poszli sobie gdzie indziej.
I tu jesteś w błędzie, ponieważ przy zewnętrznych drzwiach jest jak wół ikonka roweru i wózka inwalidzkiego.
Jak sobie wykupią bilet na przewóz większego bagażu to się łapią
A nawet kury, kaczki i gęsi Ale to było w czasach repatriacji zza Buga
Wyjątkiem jest przypadek, że bractwo się rozłożyło z piwskiem i plecakami po całej podłodze pod ścianka od strony kabiny maszynisty, i nie ma gdzie postawić rowerów, to wtedy grzecznie ich przepraszam, i proszę, żeby poszli sobie gdzie indziej.
Pudelek pisze:- w końcu przedział jest dla podróżnych z większym bagażem (o rowerach tam nic nie pisze ),
I tu jesteś w błędzie, ponieważ przy zewnętrznych drzwiach jest jak wół ikonka roweru i wózka inwalidzkiego.
Pudelek pisze: więc plecakowcy się łapią
Jak sobie wykupią bilet na przewóz większego bagażu to się łapią
Pudelek pisze:Faktem jest, że nigdy nie spotkałem się z takimi problemami w dawnych bydlęcych - i ludzie i rowery bez problemów się mieściły.
A nawet kury, kaczki i gęsi Ale to było w czasach repatriacji zza Buga
Ja tez zauwazylam taka prawidlowosc ze od lat w przedzialach "dla podroznych z wiekszym bagazem" spokojnie miescili sie i plecakowcy, i "bractwo rozlozone z piwskiem", i ludzie z rowerami, i z wozkiem, i z wielkimi paczkami (spotkalismy kiedys gosci przewozacych pralke ) I jakos wszyscy razem mogli współegzystowac i dla kazdego znalazlo sie miejsce.
A potem nagle pojawily sie nowe wagony i rowerzysci w kondonikach. I nie wiem czy wine ponosza zle przystosowane wagony, czy rowerzysci- jak to Pudel napisal "o roszczeniowym podejsciu do zycia". "Bo nam sie nalezy, bo my mamy prawo, a inni wypier*** bo my jestesmy ponad was". Kilkakrotnie mialam z takowymi spiecia w pociagach (zreszta nie tylko w pociagach...) Raz nawet probowali wyrzucic w chamski sposob z przedzialu rowerowego moja babcie, acz to oparlo sie juz o obsluge pociagu i skonczylo sie wieksza awantura.
A potem nagle pojawily sie nowe wagony i rowerzysci w kondonikach. I nie wiem czy wine ponosza zle przystosowane wagony, czy rowerzysci- jak to Pudel napisal "o roszczeniowym podejsciu do zycia". "Bo nam sie nalezy, bo my mamy prawo, a inni wypier*** bo my jestesmy ponad was". Kilkakrotnie mialam z takowymi spiecia w pociagach (zreszta nie tylko w pociagach...) Raz nawet probowali wyrzucic w chamski sposob z przedzialu rowerowego moja babcie, acz to oparlo sie juz o obsluge pociagu i skonczylo sie wieksza awantura.
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...