Krnov i okolice.

Gdzie jeździć? Wszystko o ujeżdżaniu rowerem Sudetów.

Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4194
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Krnov i okolice.

Postautor: Pudelek » 16-07-2021 14:17

Nadszedł czerwiec, więc można było znowu pomyśleć o odwiedzinach na rowerze jakiegoś czeskiego podgórskiego regionu. Tym razem wybraliśmy Krnov i okolice, czyli przeważnie Niski Jesionik.

Auto postanowiliśmy zostawić po polskiej stronie, w Opawicy (Tropplowitz). To jedna z kilku wiosek, która po wojnach śląskich w XVIII wieku została podzielona granicą wytyczoną na rzeczce Opawicy. Po drugiej stronie rozciągają się Opavice.

Żar leje się z nieba, gdy wyciągamy rowery z bagażnika. Jesteśmy czujnie obserwowani z najbliższego bloku - z parapetów i zza firanek. Zastanawiamy się, czy to dobrze czy źle? Przypilnują w nocy samochodu czy raczej odkręcą koła?
Obrazek

Na drodze panuje zaskakująco spory ruch - wszyscy kierują się w stronę pobliskiego niewielkiego przejścia granicznego zlokalizowanego w lesie. Kierunek wskazuje tablica; co prawda miejscowość docelowa nazywa się Město Albrechtice, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi, może po prostu zabrakło blachy?
Obrazek

Przejechaliśmy trzysta metrów i stanęliśmy na chwilę w cieniu, a tu nagle słyszymy huk! Z niedowierzaniem patrzymy jak z mojej przedniej opony w ciągu kilku sekund zszedł cały luft! Okazało się, że pękła dętka, nie dość że na dużej powierzchni, to jeszcze od środka. Na to nie byliśmy przygotowani, choć Bastek przed wyjazdem zastanawiał się czy wziąć zapasową... Próbuje ją skleić łatkami, ale dziura jest zbyt duża. W tym momencie uznałem, że już po całej wyprawie, ale próbujemy jeszcze poszukać w Głubczycach sklepu rowerowego. W ostateczności przejdziemy się do Krnova piechotą!
Sklep znajdujemy, dętkę wymieniamy i wracamy do Opawicy, ale straciliśmy ponad półtorej godziny, na zegarku minęła dwunasta. Nie tak to miało wyglądać! Trudno, będziemy nadrabiać stracony czas w trasie...

Na wzgórzu za Opawicą staję, aby zrobić zdjęcie, na co Bastek krzyczy:
- Nie zatrzymuj się, bo znowu strzeli!
Na szczęście wytrzymała ;).

Zjeżdżamy do Lenarcic (Geppersdorf), na skraju których wita stara tabliczka.
Obrazek

Mostkiem przekraczamy Opawicę (niemiecka nazwa była inna niż wioski, bo Goldoppa) i jesteśmy w Republice Czeskiej. Ta część Lenarcic nazywa się Linhartovy i posiada całkiem ładny pałac, wokół którego trwają wykopki.
Obrazek

U Czechów jak to u Czechów - wytyczono wygodną ścieżkę rowerową, na większości odcinków oddzieloną od normalnych dróg.
Obrazek

Przejeżdżamy przez podzielone rzeką Krásné Loučky (Schönwiese, w Polsce Krasne Pole), a potem Chomýž (Komeise, w Polsce Chomiążna). Ludzi za bardzo nie widać - ci, co nie siedzą w robocie, chowają się przed słońcem. Cały też czas jedziemy blisko granicy, czasem zbliżamy się do Opawicy, czasem oddalamy, niekiedy widać domy po polskiej stronie.
Obrazek
Obrazek

Za Chomýžem/Chomiążną granica odbija na północ i oba brzegi Opawicy znajdują się pod czeską administracją. Przez chwilę musimy się trochę pomęczyć, bo przecinamy budowę obwodnicy Krnova (w pasie drogi nr 57), ale potem znowu jedzie się przyjemną, parkową ścieżką nad samą rzeką.
Obrazek
Obrazek

Wreszcie przy którymś z mostów odbijamy w kierunku centrum. Od razu huk, smród i spaliny samochodów z budowy.
Obrazek

Krnov (Jägerndorf, po polsku Karniów, ale ta wersja zupełnie mi nie podchodzi, więc pozostanę przy czeskiej) to miasto liczące ponad dwadzieścia tysięcy mieszkańców, czyli jak na czeskie standardy niemało. Mimo tej liczby nie jest nawet stolicą powiatu, gdyż tę rolę pełni mniejszy Bruntál. Metrykę posiada długą - prawa miejskie uzyskał w XIII wieku, stając się ważnym grodem obronnym na pograniczu śląsko-morawskim (sam leży w granicach Śląska, konkretnie Śląska Opawskiego, będącego w tym przypadku częścią Górnego Śląska).

Z powodu upału i opóźnienia odpuszczamy sobie zwiedzanie, zatrzymując się jedynie na chwilę na rynku. Jest on dużych rozmiarów, posiada sporo zieleni (to dzisiaj rzadkość), a otaczające go budynki robią wrażenie, zwłaszcza ratusza i kasy oszczędności. Nawet bloki zdają się dobrze komponować.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pora zrobiła się wybitnie obiadowa, zatem pedałujemy na dworzec kolejowy. Bardzo często w jego pobliżu znajdziemy knajpy, w którym można niedrogo i smacznie zjeść, o wypiciu piwa nie zapominając. W Krnovie nie jest inaczej: restauracja dworcowa zaprasza! Na początku oczywiście zamawiamy po piwie, trzeba się schłodzić!
Obrazek
Obrazek

Do jedzenia wybrałem sobie panierowane pieczarki. Sądziłem, że będzie to forma przystawki, a dostałem normalną porcję obiadową z zapieczonymi kartoflami, sałatką i ogórkiem, a pieczary są olbrzymie i nafaszerowane serem oraz mielonym! Pychota! I w dodatku zamówiłem ostatni dostępny zestaw :D.
Obrazek

Moje szczęście nie udziela się Bastkowi. Jestem co prawda po dwóch nockach i od ponad doby nie zmrużyłem oka, ale adrenalina i chęć przygody spowodowała, że prawie nie czuję zmęczenia (a zimne piwo władowało dodatkowego kopa ;)). Bastek z kolei dzień wcześniej dostał drugą dawkę szczepienia i nie czuje się zbyt dobrze - delikatnie pisząc. Właściwie to powinien teraz leżeć w domu i zdychać, ale jakoś się przemógł i pojechaliśmy razem, choć wygląda jakby go właśnie zdjęli z krzyża, a do zmartwychwstania bardzo mu daleko. Piwo nie pomogło, trochę zadziałała kawa. W takiej sytuacji deliberujemy nad mapą, czy czasem nie zmodyfikować dalszej trasy, zwłaszcza, że czas nieubłaganie ucieka. Ostatecznie ustalamy, że trzymamy się planu, a jak będzie źle lub za późno, to coś się wymyśli.

Po wyjściu z lokalu wdrapujemy się na mostek nad torami aby obejrzeć dworzec z góry. Kolejne pociągi wypluwają z siebie tłumy pasażerów, głównie osobników w wieku szkolnym, podobnie jak wcześniej autobusy.
Obrazek

Skoro jesteśmy w Sudetach, to wypadałoby zdobyć jakiś szczyt :). Centrum Krnova jak i teren nad Opawicą to, według czeskich geografów, część Gór Opawskich (Zlatohorská vrchovina), natomiast za linią kolejową zaczyna się Niski Jesionik (Nízký Jeseník). Najbliższa góra wznosząca się za osiedlem domków jednorodzinnych mierzy 387 metrów i od lata 40. ubiegłego wieku nazywa się Bezručův vrch. Prowadzi na nią niebieski szlak, ale podjechanie nim do samego końca przekracza nasze możliwości.

Z polany rozciąga się niezła panorama miasta, można przyjrzeć się detalom - na przykład lokomotywowni.
Obrazek
Obrazek

Wzniesienie nosiło kiedyś nazwę Hanselberg i w 1910 roku postawiono na nim kamienny pomnik poświęcony Petrowi Roseggerowi. Nie wiem dlaczego akurat tego austriackiego pisarza postanowili uczcić Jägerndorfowianie (konkretnie to kolejarze) - pochodził on ze Styrii i ze Śląskiem raczej nie miał wiele wspólnego. Po wypędzeniu Niemców nazwisko Rosegger Czechom nic nie mówiło, więc w 1948 roku górę przemianowano, a ówcześni kolejarze umieścili nową tablicę z nowym patronem - śląskim poetą Bezručem, też Petrem. Bezruč w przeciwieństwie do Roseggera w Krnovie bywał i to nie raz. Dodatkowo pracował on jako urzędnik pocztowy, a spod pomnika mamy dobry widok na dworzec, a jak wiadomo dworzec to też poczta, więc wszystko się zgadza ;).
Obrazek

Czeską tablicę jakiś czas temu ktoś ukradł i miasto zastanawiało się, co zrobić w takiej sytuacji? Powrócić do wersji niemieckiej, czeskiej, a może żadnej? W końcu salomonowym rozwiązaniem na najnowszej plastikowej tablicy znajduje się informacja o obu patronach.

Po odwiedzeniu pomnika zjeżdżamy w dół, następnie kierujemy się na południowy-zachód. Przejeżdżamy kolejny raz rzekę, tym razem Opawę (Opava, Oppa, ale w gwarze także Opavice) i opuszczamy Krnov.
Obrazek

W Branticach (Bransdorf) dziewczyny prowadzą ulicą konie i od razu robi się sielsko.
Obrazek

Jaz utworzył na Opawie ciekawy wodospad, na drugim brzegu widać renesansowy pałac.
Obrazek

Mijamy otwartą knajpę - tej nie było w planach, więc po krótkich zawahaniu jedziemy dalej. Planowy postój mieliśmy zrealizować w sąsiednim Zátorze (Seifersdorf), tylko że tam na zamkniętych drzwiach zastaliśmy kartkę, iż lokal czynny do... piętnastej. Śmiechu warte. Ponieważ było dokładnie godzinę później, to nie zostało nam nic innego, tylko wskoczyć z powrotem na siodełka.

Kolejne dwadzieścia minut to męczarnia, zaliczamy największy podjazd dzisiejszego dnia. Na przełęczy spotykamy słupek w miejscu granicy dawnych powiatów z zachowanymi niemieckimi napisami.
Obrazek

Wjeżdżało się ciężko, ale zjazd to czysta przyjemność.
Obrazek
Obrazek

Bastek oczywiście zjeżdża znacznie szybciej ode mnie i w Lichnovie (Lichten) czeka pod knajpą. Ładna barmanka uwija się stojąc na stole i czyszcząc szyby, ale zaprasza serdecznie do środka. W takiej sytuacji trudno odmówić... Szkoda, że nie mają nic do jedzenia (pizzę serwują jedynie w weekendy), ale piwo wchodzi znakomicie.
Obrazek

Bastek zaczął powoli odzyskiwać siły, bo po wyjściu od razu przegonił jakieś dziecko na rolkach :D.
Obrazek

W dolnej części wsi wznosi się kościół i... knajpa, a więc wchodzimy! Tym razem jednak baba za barem zafuczała i niemiła, skasowała nas od razu (inni klienci płacili na koniec, może myślała, że uciekniemy?). Co ciekawe - tylko tutaj napiliśmy się Holby, wszędzie indziej lali Radegasta i w dodatku praktycznie w tej samej cenie (28-30 koron).
Obrazek
Obrazek

Korzystam z okazji i zaglądam na pobliski cmentarz: Pomnik Poległych w formie kaplicy, a także dwa zbiorowe groby - Niemców (prawie setka!) i czerwonoarmistów.
Obrazek

Za Lichnovem czeka nas kolejny podjazd, na szczęście tym razem mniejszy. A potem niewielkie Úblo (Aubeln), gdzie ktoś zaparkował w ruinach stodoły.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W Brumovicach (Braunsdorf) skręcamy w lewo, aby po raz trzeci się powspinać. Droga jest tu dziurawa i otoczona drzewami, a my po krótkiej wizycie w powiece Opawa wracamy do powiatu Bruntál.
Obrazek
Obrazek

Z górki dobrze widać kamienną wieżę widokową w Úvalnie (Lobenstein), a za polami budynki sterczące już za granicą, w Branicach (Branitz).
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W Úvalnie przy skrzyżowaniu działa knajpa tak sympatyczna, że nie można jej ominąć. W dodatku w telewizji puszczają mecz, więc mamy dodatkowy pretekst, aby spocząć przy kufelku. Zagaduję starszą barmankę o jakieś jedzenie. Przez chwilę myśli i przypomina sobie, że mają kiełbaski na ciepło. Zwykłe i pikantne.
- Oczywiście pikantne! - odpowiadamy.
Po kwadransie dostajemy dymiący wuszt z chlebem, musztardą i chrzanem. Proste danie, a jak smakowało!
Obrazek

Pierwotny plan przewidywał podjazd na Cvilín, ale czujemy się nieco wypompowani, głównie przez upał. Postanawiamy zrobić drogę trochę dłuższą, lecz po płaskim. Przecinamy linię kolejową i wjeżdżamy na ścieżkę rowerową numer 55, która biegnie wzdłuż granicznej rzeki (jechaliśmy nią też do Krnova).

Na jednym ze skrętów wdajemy się w pogawędkę z dwoma czeskimi rowerzystami. Panowie są lekko wcięci i bardzo ich interesuje, czy najbliższy lokal nadal jest otwarty. Potem dyskusja schodzi na temat porównawczy między polskimi a czeskimi trasami dla rowerów.
- W Polsce na pewno nie macie nigdzie w pobliżu lanego piwa! - podsumowują. Hmm, ponoć jest coś w Branicach, ale sądzę, że najbliższą typową knajpę znaleźlibyśmy dopiero w Głubczycach.

Słońce powoli zmierza ku zachodowi, a my radośnie pedałujemy mając widoki na pofałdowane wzgórza i stawy. Nota bene ten fragment terenu to kolejna geograficzna jednostka wizytowana dzisiejszego dnia - Opavská pahorkatina czyli Płaskowyż Głubczycki.
Obrazek
Obrazek

Po centrum Krnova rowerem jeździ się świetnie: przemyślane i płaskie drogi dla rowerzystów pozwalają wygodnie się przemieszczać, dodatkowo o tej porze ruch stał się znacznie mniejszy niż w południe.
Obrazek

Robimy zakupy w jednym z większych marketów (przed wejściem kłóci się grupa pijanych Ukraińców) i podążamy na rynek, gdzie udaje nam się znaleźć jeszcze jedną otwartą knajpę, a w niej zjeść utopenca i obejrzeć drugi mecz.

Pozostało dotrzeć na nocleg - nocny przejazd przez miasto to w ogóle high life, gdyż nie jeździ już prawie nic, więc na upartego można by robić na ulicach zygzaki :P.
Obrazek

Ze śródmieścia kierujemy się do dzielnicy Ježník (Mösnig), gdzie w lesie skrywa się sporych rozmiarów wiata. Mamy pewne problemy aby przekroczyć Ježnický potok, gdyż wiele dróg dojazdowych zostało zablokowanych płotami. W końcu nam się udaje i możemy odbębnić sukces. Wiata (na zdjęciach z następnego dnia) jest duża, obok płynie woda i mimo bliskości domów (leżą sto-dwieście metrów za potokiem) nikt nas nie będzie niepokoił. Chyba, że zwierzęta - w nocy z lasu dobiegały takie hałasy, że miałem wrażenie, iż śpimy w zoo.
Obrazek

Minus to niewygodna do leżenia podłoga i brak wychodka. To mnie zawsze dziwi - wiadomo, że będą tutaj przewijać się turyści i miejscowi, ale wypróżniać mają się w lesie czy nieść ze sobą do domu?
Obrazek

Rano odbywają się dwie niespodziewane wizyty. Najpierw zjawia się dwóch chłopów z kosiarkami - wiadomo, trawę trzeba ciąć. Trochę się z nas nabijają, ale dość szybko znikają. Potem słyszymy wesołe głosy i na polankę wchodzi grupa dzieciaków w wieku przedszkolnym pod opieką dwóch pań. Idą prosto do wiaty, więc staram się w miarę szybko ogarnąć. Na dzień dobry podchodzi do mnie mała dziewczynka i coś podaje:
- To dla ciebie - mówi.
- Oooo - cieszę się i przyglądam prezentowi. - A co to jest?
- Skrzydełko motylka - wyjaśnia opiekunka.
Mam nadzieję, że motylek już nie żył w momencie, kiedy pozbawiano go skrzydełka ;).

Dzieci z paniami idą nad potok, a my... zdobywać górę. W końcu znowu jesteśmy w Niskim Jesioniku. Około dwóch kilometrów od nas wznosi się Vyhlídka (Melzerberg), na której wybudowano drewnianą wieżę. Rzecz jasna rowery zostawiamy nieco niżej.
Obrazek

Widoki są nie są może rewelacyjne, ale objawił się Pradziad. Do tego Krnov z Cvilínem, dolina Opawicy i wieże na Hraničním vrchu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wracamy do Krnova. Znowu zrobił się straszny upał, więc wpadamy do lokalu będącego połączeniem spelunki i salonu bukmacherskiego. Zainteresowaliśmy się nim już wczoraj wieczorem, ale akurat był zamykany. Teraz ogródek jest pełen, siadamy do środka... Towarzyszy nam głowa Chucka Norrisa.
Obrazek
Obrazek

Tak sobie dumam nad kuflem: Krnov jest podobnej wielkości co moja rodzinna miejscowość. Tu znajdziemy nawet kilkadziesiąt czynnych knajp i restauracji, a u mnie kilka. Przepaść...

Krótka objazdówka po okolicach rynku: neogotycki kościół ewangelicki, znacznie starsza świątynia katolicka, zamek z XVI wieku...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ratusz z jednej strony otaczają stylowe kamienice, a z drugiej labirynt ze skrzynek na piwo ;).
Obrazek
Obrazek

Nieco oddalone są dwa inne zabytkowe obiekty: synagoga w stylu mauretańskim (wojnę przetrwała bez zniszczeń) oraz nitowany most z 1900 roku.
Obrazek
Obrazek

Krnov opuszczamy tę samą drogą, którą wczoraj przyjechaliśmy, czyli wzdłuż Opawicy. Różnica jest taka, iż tym razem granicę przekraczamy na moście w Chomiążnej.
Obrazek

Po polskiej stronie zamiast straży granicznej wita nas odpicowany kościół pod wezwaniem Jana Chrzciciela. A przy okazji taka ciekawostka: parafie w okolicach Głubczyc aż do 1972 roku formalnie podlegały archidiecezji ołomunieckiej w ramach tzw. dystryktu kietrzańskiego.
Obrazek

Zaintrygowała mnie polska nazwa "Krasne Pole", ponieważ na pierwszy rzut oka wygląda na połowiczne tłumaczenie czeskiej (Krásné Loučky) i niemieckiej (Schönwiese). W nich co prawda jest mowa o łące, ale tej do pola niedaleko. Tylko czemu "krasne" a nie "piękne"? Wiele miejscowości na Ziemiach Wyzyskanych otrzymało po wojnie nowe nazwy powstałe w wyniku jakiejś pomyłki lub niedbalstwa, tu jednak historia się broni: już w XV wieku kroniki wymieniają wieś pod taką nazwą. A słowo "krasny" występowało kiedyś w archaicznej polszczyźnie i znaczyło to samo, co nadal znaczy w czeskim. Nota bene Czesi podają w swojej wikipedii wcześniejszą polską nazwę - "Krasne Łączki".
Obrazek
Obrazek

Mały mostek na Opawicą. Pochodzi co najmniej sprzed wojny, przez kilkadziesiąt lat nikt nie mógł po nim przejść. Teraz to znowu możliwe i czasem wykorzystywane przez tych, co nie chcą się rzucać w oczy.
Obrazek

Jak na złość końcówka trasy to głównie podjazd. Mój tyłek ma dość - wczoraj mieliśmy przejechać około 40 kilometrów, a ostatecznie wyszło prawie 60. Coś źle policzyłem :P. Na szczęście już widać kościół w Opawicy (z wieży widokowej też można było go dostrzec).
Obrazek

Auto parkuje na swoim miejscu i nawet posiada wszystkie cztery koła. Ale przy takiej kontroli wcale mnie to nie dziwi - ledwo się zjawiliśmy, a już ciekawskie twarze pojawiły się między firankami najbliższych okien.
Otwieramy drzwi i długo wietrzymy - temperatura wnętrza przypomina piekarnik. Masakra.

Zanim ruszymy na dobre w drogę powrotną, zatrzymujemy się w lesie na skrzyżowaniu dróg. Między nimi stoi pomnik z dużymi literami rzymskimi - XXV - oraz herbem Polski z doczepioną koroną. Ani chybi - ćwierćwiecze PRL-u. Dziwne, że się ostał przy dekomunizacyjnym szaleństwie, ale tablicę z przodu zdjęto.
Obrazek

Z tyłu tablica się uchowała i głosi:
"Cześć i chwała poległym w walce z faszyzmem żołnierzom wyzwolicielom prastarej piastowskiej ziemi głubczyckiej.
W 25 rocznicę powrotu ziemi głubczyckiej do Macierzy.
Fundator koło łowieckie nr 1 w Głubczycach".

Pomijam już fakt dość dalekich związków pomiędzy walką z faszyzmem a myśliwymi (jedni mordowali zwierzęta, a drudzy faszystów?), ale w ogóle ciężko mówić o jakiejś "ziemi głubczyckiej", która wyróżniałaby się od innych na tyle, że można by wspominać ją jako odrębną jednostkę. Czy to powiat głubczycki (świeżej daty) czy może tylko gmina albo coś jeszcze innego, byleby pasowało do jakiejś teorii? Na pewno też ziemia głubczycka nieźle by się ubawiła czytając, że powróciła do Macierzy, skoro ta została za Opawicą.
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/

Leuthen
bardzo stary wyga
Posty: 2491
Rejestracja: 04-07-2011 09:14
Lokalizacja: Wrocław

Re: Krnov i okolice.

Postautor: Leuthen » 17-07-2021 08:32

Pudelek pisze:Pierwotny plan przewidywał podjazd na Cvilín, ale czujemy się nieco wypompowani, głównie przez upał. Postanawiamy zrobić drogę trochę dłuższą, lecz po płaskim. Przecinamy linię kolejową i wjeżdżamy na ścieżkę rowerową numer 55, która biegnie wzdłuż granicznej rzeki (jechaliśmy nią też do Krnova)

Z lektury wcześniejszej partii relacji można wysnuć wniosek, że to napitki w uprzednio czterech odwiedzonych knajpach tak was osłabiły :mrgreen:

Pudelek pisze:Potem słyszymy wesołe głosy i na polankę wchodzi grupa dzieciaków w wieku przedszkolnym pod opieką dwóch pań. Idą prosto do wiaty, więc staram się w miarę szybko ogarnąć. Na dzień dobry podchodzi do mnie mała dziewczynka i coś podaje:
- To dla ciebie - mówi.
- Oooo - cieszę się i przyglądam prezentowi. - A co to jest?
- Skrzydełko motylka - wyjaśnia opiekunka.
Mam nadzieję, że motylek już nie żył w momencie, kiedy pozbawiano go skrzydełka ;).

Widzę, że w Czechach ciemne moce biorą górę - już w przedszkolu sposobią dziewczynki na wiedźmy, skoro te zbierają skrzydełka motyle i inne tego typu artefakty :P Myślę, że tu pomogłoby wysłanie Czechom z "bratnią pomocą" ministra Czarnka, który przepędziłby siły ciemności, nauczył młode przedstawicielki tej nacji cnót niewieścich i przywróciłby system edukacji na łono Kościoła :mrgreen: :D :P


Bardzo sympatyczny wypad w jakże historyczne okolice (Śląsk austriacki :wink: ). Najbardziej podobało mi się zdjęcie z Brantic z końmi.
Obrazek
Nie wiem, czy Ty tak masz, ale jeśli na swojej wyprawie zobaczę choć jednego konia, zawsze jest ona udana. Dlatego się za nimi rozglądam :wink: No, a że w pobliżu koni często kręci się płeć piękna, to jest dodatkowy powód, by wypatrywać te zwierzaki :D
Terra Tenebrae
Telluris Malus
Quisere Pere Curiatus

Dolnoślązak
bardzo stary wyga
Posty: 2208
Rejestracja: 13-06-2008 12:39
Lokalizacja: Wrocław

Re: Krnov i okolice.

Postautor: Dolnoślązak » 17-07-2021 16:41

Bastek z kolei dzień wcześniej dostał drugą dawkę szczepienia i nie czuje się zbyt dobrze - delikatnie pisząc. Właściwie to powinien teraz leżeć w domu i zdychać

Ale to zmusili go czy jak?

Wyprawa widzę jeszcze przed 10.07 bo teraz bez zaszczypawkowania / testu na hiv się legalnie raczej już nie obędzie :wink: Choć domyślam się, że raczej wy z drugiej strony barykady z tych, co się poszczepili by móc m.in. właśnie swobodnie jeździć. Ja dziękuję, postoję :wink:

Awatar użytkownika
Pudelek
bardzo stary wyga
Posty: 4194
Rejestracja: 12-11-2007 17:06
Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln

Re: Krnov i okolice.

Postautor: Pudelek » 26-07-2021 21:46

Drugi termin dostał odgórnie, potem okazało się, że w tym czasie mam wolne i możemy jechać, więc udało mu się go trochę przyspieszyć, ale tylko dzień przed wyjazdem i swoje musiał odcierpieć ;)

Wyprawa była pod koniec czerwca, czyli Czesi wpuszczali swobodnie, ale już formalnie w knajpie musiałem być zaszczepiony/przetestowany, choć oczywiście nikt tego nie sprawdza. Za to zmieniły się wówczas polskie przepisy i w razie kontroli na powrocie byłyby problemy, więc m.in. z tego powodu skradaliśmy się bocznymi mostkami nad Opawicą :D

Z lektury wcześniejszej partii relacji można wysnuć wniosek, że to napitki w uprzednio czterech odwiedzonych knajpach tak was osłabiły :mrgreen:

właśnie nie, dość szybko się wypacały, dopiero wieczorem pod wiatą poczułem, że coś wlałem w siebie :D

Widzę, że w Czechach ciemne moce biorą górę - już w przedszkolu sposobią dziewczynki na wiedźmy, skoro te zbierają skrzydełka motyle i inne tego typu artefakty :P Myślę, że tu pomogłoby wysłanie Czechom z "bratnią pomocą" ministra Czarnka, który przepędziłby siły ciemności, nauczył młode przedstawicielki tej nacji cnót niewieścich i przywróciłby system edukacji na łono Kościoła

minister Czarnek dostałby tam chyba zawału :D My np. zwróciliśmy uwagę na sytuację jakiej raczej w RP nie ujrzelibyśmy - opiekunki zostawiły kilkoro dzieci pod wiatą (kończyły jakiś posiłek) i poszły z resztą nad rzeczkę. Z dwoma obcymi facetami! A moglibyśmy być pedofilami!

Nie wiem, czy Ty tak masz, ale jeśli na swojej wyprawie zobaczę choć jednego konia, zawsze jest ona udana. Dlatego się za nimi rozglądam :wink: No, a że w pobliżu koni często kręci się płeć piękna, to jest dodatkowy powód, by wypatrywać te zwierzaki :D

Fakt, konie i kobiety to dobre połącznie :D
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."

https://picasaweb.google.com/110344506389073663651

http://hanyswpodrozach.blogspot.com/


Wróć do „Rowerem”