Promem w góry, czyli wędrówka na Dzwonkówkę.
Szlak z Łącka do Szczawnicy czekał na mnie już od dawna. Wreszcie trafiła się okazja, by nim przejść. W piękny słoneczny dzień październikowy wyruszam z rana do Zabrzeży, gdzie od razu łapię busa do Łącka. W stolicy słynnej śliwowicy zaczyna się dzień, gdy rozpoczynam wędrówkę wzdłuż Czarnej Wody w stronę Dunajca. Jako że dłuższa droga przede mną, zastanawiam się w pewnym momencie, czy nie pożyczyć sobie takiego oto środka lokomocji, stojącego przy jednym z domów.
Po krótkim czasie drogę przecina mi Dunajec. Nucąc w myślach „O, dobra rzeko, o mądra wodo…” siadam na brzegu czekając na przeprawę. Szlaku w tym miejscu nie da się inaczej przekroczyć, jak tylko łódką. Po chwili zostaję zauważona z drugiego brzegu i łącki Charon wyrusza po mnie.
Już na drugim brzegu zaczynam mozolną wspinaczkę przez piękny bukowy las. W lesie jest jeszcze zielono, o jesieni przypominają szeleszczące liście pod moimi stopami i rude czubki drzew nad moją głową.
Grzyby jakby już wyczekiwały rychłego końca.
A ja osiągam pierwsze przysiółki. Wita mnie ujadanie psów i życzliwe słowa jednej z mieszkanek. Dziwi się, że wędruję samotnie. Wymieniamy kilka uwag na temat jesieni i ruszam dalej. Sporo jeszcze szczytów przede mną.
Na horyzoncie majaczą dumnie, acz niewyraźnie Tatry.
Robi się też coraz piękniej.
Opuszczam Łąckie Wyrobiska żegnana głośnym ujadaniem psa i słowami kolejnej babci. Pyta, czy nie nudno mi tak samej wędrować.
Nie.. Na tym szlaku nie można się nudzić. Co krok to nowy widok, nowe zauroczenie. Lasy wokół mnie zdają się płonąć od czerwieni, której wtóruje żółć.
Po krótkiej wędrówce lasem wychodzę na Cebulówkę.
Wokół - ognisto.
Stąd już tylko krok na Okrąglicę, gdzie czas na śniadanie i ciepłą herbatę z termosa.
Przed Koziarzem muszę skoncentrować się na szlaku. Niekiedy w newralgicznych miejscach brakuje oznaczenia, więc muszę ufać intuicji. Niekiedy pojawiają się dwie drogi i nie wiadomo, która będzie tą właściwą.
Droga w większości prowadzi malowniczymi polanami.
Czasem zagłębia się w las, gdzie też jest pięknie. Im wyżej, tym bardziej żółto wśród buków.
Na horyzoncie majaczy charakterystyczne drzewko.
A ja schodzę z Koziarza wypatrując już połączenia szlaków na Jaworzynce.
Wreszcie z lewej dołączają znaki zielone. Pierwszy etap wędrówki za mną. Zbaczam na moment ze szlaku, by wyjść do kaplicy na Błyszczu. Pięknie tu, cicho, spokojnie i naprawdę bliżej nieba. Przysiadam chwilę na jednej z pustych ławeczek nabierając sił przed dalszą wspinaczką.
Z Jaworzynki ruszam piękną trasą dalej. Nawet nie chowam aparatu - nie ma to sensu, gdyż co chwilę pojawiają się nowe olśnienia. Tego szlaku nie da się po prostu szybko przejść. Kontempluje się go kawałek po kawałku, a odosobnienie sprzyja skupieniu się na tym, co wokół. Nic mnie nie rozprasza, w środku coś mi tylko śpiewa, skracając godziny samotnej wędrówki (akurat wtedy śpiewają mi Domowe Melodie, co jest wynikiem pobytu na ich koncercie dwa dni wcześniej ).
Gdy na horyzoncie zaczyna pojawiać się Prehyba, wiem, że zbliżam się do głównego grzbietu.
Nadal towarzyszy mi widok na Tatry, z każdym krokiem bledszy.
Mijam kolejne przysiółki.
Od nadmiaru zdjęć padają mi baterie. Dobrze, że mam kolejny komplet, bo tyle jeszcze widoków przede mną. Drogi jeszcze też tyle. Czas nieco przyśpieszyć.
Przyśpieszyć się jednak nie da. Wprost to niemożliwe. Jesień nie chce mnie wypuścić.
Wreszcie mijam ostatni przysiółek i po kolejnej wspinaczce osiągam szczyt Dzwonkówki. Tam pocieszam się, że w porównaniu z Himalajami, nie mam wcale tak daleko do celu.
W czasie zejścia do Bereśnika nieco przyśpiesam, by zdążyć na autobus ze Szczawnicy. Droga prowadzi w większości przez las, gdzieniegdzie tylko, z prześwitów, widać nieodległą przełęcz Przysłop.
W schronisku zatrzymuję się tylko na moment i już pędzę w dół na autobus.
Pęd w dół znów mi średnio wychodzi. Tym razem zatrzymują mnie widoki na rozświetlone słońcem Pieniny.
W Szczawnicy jestem niemal na ostatnią chwilę. I choć już wkrótce bus unosi mnie w stronę Krakowa, jesień pozostaje pod powiekami. A w pamięci ten jeden z piękniejszych szlaków, jakim kiedykolwiek szłam. Polecam wszystkim gorąco!
Komplet zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1148021165 ... 7rtxYvFOw#
Beskid Sądecki, czyli promem w góry
Re: Beskid Sądecki, czyli promem w góry
Wiolcia pisze:Po krótkim czasie drogę przecina mi Dunajec. Nucąc w myślach „O, dobra rzeko, o mądra wodo…” siadam na brzegu czekając na przeprawę. Szlaku w tym miejscu nie da się inaczej przekroczyć, jak tylko łódką. Po chwili zostaję zauważona z drugiego brzegu i łącki Charon wyrusza po mnie.
W ostatnią niedzielę września chciałem zrobić to samo, ale Charon tak wcześnie nie zaczynał pracy.
Ach Jaki piękny szlak na jesień! Teoretycznie prawie cały Beskid Sądecki mam schodzony, ale tym szlakiem w życiu nie szedłem (myślę o etapie do Dzwonkówki). Od dawna mam go w myślach (bo trudno - patrząc na mapę BS - go nie planować i nie myśleć o nim) ale jakoś dotąd nie udało mi się tam wybrać...
To zdjęcie z drewnianym płotem - cudo! Do drewnianych płotów mam niewiarygodną słabość Takie płoty były u moich dziadków na wsi, gdzie w pacholęcych latach spędzałem wakacje
Zastanawiam się w który dzień byłaś na tej eskapadzie. W ostatnią sobotę może ? Pogodowo by mi to pasowało; bo ja w sobotę bylem na jednodniówce, ale w Beskidzie Wyspowym (na trasie Lubień - Strzebel - Luboń Wielki - Jordanów) i pogodę i widoczność miałem taką jak na Twoich fotach.
To zdjęcie z drewnianym płotem - cudo! Do drewnianych płotów mam niewiarygodną słabość Takie płoty były u moich dziadków na wsi, gdzie w pacholęcych latach spędzałem wakacje
Zastanawiam się w który dzień byłaś na tej eskapadzie. W ostatnią sobotę może ? Pogodowo by mi to pasowało; bo ja w sobotę bylem na jednodniówce, ale w Beskidzie Wyspowym (na trasie Lubień - Strzebel - Luboń Wielki - Jordanów) i pogodę i widoczność miałem taką jak na Twoich fotach.
Yardo pisze:Piękna jesień a trasa naprawdę widokowa i chyba mało uczęszczana
Pierwszych turystów spotkałam dopiero przy schronisku Bereśnik, ale był to środek tygodnia. Choć w weekend pewnie też nie będzie tam tłumnie, bo szlak jest dość długi i w sumie nieco wyczerpujący.
cezaryol pisze:W ostatnią niedzielę września chciałem zrobić to samo, ale Charon tak wcześnie nie zaczynał pracy.
Oo, to o której byłeś? Bo w niedzielę zaczyna o 6:30, tyle że zaraz potem jest przerwa od 6:50 do 8:10. Może Charon przewozi wiernych do kościoła i sam też idzie?
vertigo pisze:Ach Jaki piękny szlak na jesień! Teoretycznie prawie cały Beskid Sądecki mam schodzony, ale tym szlakiem w życiu nie szedłem (myślę o etapie do Dzwonkówki). Od dawna mam go w myślach (bo trudno - patrząc na mapę BS - go nie planować i nie myśleć o nim) ale jakoś dotąd nie udało mi się tam wybrać...
To zdjęcie z drewnianym płotem - cudo! Do drewnianych płotów mam niewiarygodną słabość Takie płoty były u moich dziadków na wsi, gdzie w pacholęcych latach spędzałem wakacje
Zastanawiam się w który dzień byłaś na tej eskapadzie. W ostatnią sobotę może ? Pogodowo by mi to pasowało; bo ja w sobotę bylem na jednodniówce, ale w Beskidzie Wyspowym (na trasie Lubień - Strzebel - Luboń Wielki - Jordanów) i pogodę i widoczność miałem taką jak na Twoich fotach.
Dzięki, vertigo! Szlak rzeczywiście rewelacyjny. Nawet nie spodziewałam się, że będzie tak pięknie... Na wyciecze byłam we wtorek (w ostatnią sobotę łaziłam po B. Śląskim), wtedy była podobna pogoda co w sobotę - ciepło i słonecznie.
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Oczywista sprawa, że jak już się gdzieś jest to się chce wykorzystać to do końca i wycisnąć ile się da Podobnie miałem ostatnio w Rudawach, w okolicy Sokolika godzina do pociągu z Trzcińska mając do wyboru spokojne zejście do wsi, poszukanie sklepu co by nabyć coś płynnego na umilenie podróży i poczekanie na pociąg a wejście na Sokolik i późniejszy pęd na pociąg wybrałem oczywiście to drugie Piwa oczywiście nie kupiłem, bo po drodze do stacji sklepu żadnego ale mimo to wyboru nie żałuję