Od dawna mi już taki pomysł chodził po głowie. No i w końcu 1. czerwca wziąłem się za realizację. Według meteo.pl na całym Dolnym Śląsku miało być ciepło, możliwe lekkie przelotne opady. O 11:00 wyszedłem z domu na Partynicach. Zgodnie z prognozą świeciło słoneczko. Nie doszedłem jeszcze do torów kolejowych, jak z jakiejś niezauważalnej chmurki spadło na mnie parę kropel deszczu. Chmurka, wraz z koleżankami, pojawi się jeszcze w tej relacji parę razy.
Pierwsze 50 km poszło jak po maśle bo odcinek Wrocław - Grodziszcze przeszedłem zimą idąc na Wielką Sowę. Poniedziałek, dzień roboczy, to i spodziewałem się pociągu z przeciwka. Na szczęście na Klecinie minął mnie tylko skład techniczny. Z toru kolejowego zszedłem w Rogowie. W miejscowym markecie uzupełniłem zapasy, bo zdążyłem po drodze wypić 1,5 l mineralnej. W Sobótce znalazłem się o 15:30. Jak poprzednio, czerwonym na Ślężę, żółtym do Kiełczyna, asfaltem do Książnicy i polną drogą do Grodziszcza o 19:20. W sklepie uzupełniłem zapasy, bo kolejne 1,5 l mineralnej zniknęło w międzyczasie. Dalej szedłem przez Krzyżową i planowałem polnymi drogami dojść do Bystrzycy Górnej. Niestety, droga polna, którą znalazłem na zdjęciu satelitarnym, w rzeczywistości nie istniała. Inna okazała się rowem melioracyjnym. W rezultacie doszedłem do Burkatowa i asfaltem wróciłem na trasę. O 21:00 wszedłem na czerwony szlak w stronę Modliszowa. Zrobiło się ciemno i coś tak jakby zaczęło kapać. Po chwili lało w towarzystwie piorunów. Szlak nie był zbyt dobrze wyznakowany i szybko się z nim pożegnałem. Wylądowałem w Lubachowie. Postanowiłem iść asfaltem przez Złoty Las do Dziećmorowic i do Wałbrzycha wejść od południa. Wtorek zastał mnie w Dziećmorowicach w wiacie przystankowej, w której schroniłem się przed kolejną nawałnicą. Na szczęście po parunastu minutach już tylko padało i mogłem iść dalej. Gdy doszedłem do Wałbrzycha pojawił się Księżyc. Zrobiło się całkiem sympatycznie, zacząłem wysychać i o 3:00 znalazłem się przy Starej Kopalni. Chwilę podziwiałem zmianę oświetlenia wież szybowych i górujący nad Wałbrzychem Chełmiec.
Zmiana pogody była krótka. Chełmiec przesłoniła chmura i znowu zaczęło kropić. We mgle wszedłem na szczyt o 4:50 i niebieskim szlakiem zacząłem truchtać w stronę Gorców i Czarnego Boru. Szlak pamiętałem, bo przed laty prowadziła nim trasa Sudeckiej Setki. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że szlak poprowadzono przez Mniszek. Zaliczyłem chyba najostrzejsze podejście i zejście w czasie całej wycieczki. Na szczęście mgła zaczęła znikać i wyszło słońce. Za Mniszkiem szlak biegł tak, jak go pamiętam, jedynie podejście na Boraczą zarosło - kiedyś biegnąc Sudecką Setkę dbaliśmy o nie raz na cały rok.
Do Kamiennej Góry dotarłem 9:20. Nie znalazłem żadnej knajpki, w której mogłem zjeść coś na ciepło. Chyba było za wcześnie.Szedłem dalej niebieskim do Pisarzowic. Po drodze zatrzymałem się przy krzyżu pokutnym. Popatrzyłem na przemiałownię dolomitu i dalej poszedłem asfaltem do Szarocina. W Szarocinie kupiłem kolejną butelkę mineralnej i odszukałem kolejny krzyż. Rozpoczęło się podejście w Karkonosze. Kierowałem się polnymi drogami przez łąki powyżej Szarocina w stronę nowego kamieniołomu w Ogorzelcu. Po chwili trafiłem na niebieski szlak, którym przez Ogorzelec dotarłem o 13:00 do Przełęczy Kowarskiej. Dalej już standardzik - 14:05 Przełęcz Okraj i Drogą Przyjaźni o 16:15 na Śnieżkę, po 29h 10m
GPS pokazał 126,4 km. Ale po zrzuceniu danych do komputera okazało się, że w wielu miejscach stracił sygnał i interpolował trasę linią prostą. Mogę spokojnie jeszcze z 15 km doliczyć.
Wnioski na przyszłość: należy unikać zbędnych fajerwerków w postaci wchodzenia na Ślężę, Chełmiec i Mniszek. I w ogóle tak trasę rozplanować, żeby ominąć Wałbrzych, a wtedy przy dobrej pogodzie to nawet ja zdołam złamać 24 godziny
zdjęcia tutaj: https://plus.google.com/photos/11302923 ... 5428555137
Wrocław - Śnieżka z buta nonstop
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Gratuluję pomysłu, realizacji i czasu Podziwiam
Tak się zastanawiam jak na tej trasie ominąć Wałbrzych...nie wiem czy się da. Od południa wszędzie górki więc podejścia będą.
Sama jestem z Wałbrzycha (poniekąd rozpracowuje swoje trasy na Śnieżkę stąd) i jeśli by się szło od Dziećmorowic to najwygodniej byłoby na Podgórze, potem mini obwodnicą na Sobięcin a z Sobięcina faktycznie omijając Chełmiec, Mniszek itp. przez Lesiniec do Czarnego Boru tylko to wszystko wychodzi asfaltem.
Można też (tak jak napisałam) na Sobiecin -wydaje się to najkrótsza przeprawa przez miasto i potem lasami wokół Chełmca i Mniszka do Gorc, tak jak kiedyś wiódł zmieniony niebieski szlak
Tak czy siak wariantów jest wiele:)
Tak się zastanawiam jak na tej trasie ominąć Wałbrzych...nie wiem czy się da. Od południa wszędzie górki więc podejścia będą.
Sama jestem z Wałbrzycha (poniekąd rozpracowuje swoje trasy na Śnieżkę stąd) i jeśli by się szło od Dziećmorowic to najwygodniej byłoby na Podgórze, potem mini obwodnicą na Sobięcin a z Sobięcina faktycznie omijając Chełmiec, Mniszek itp. przez Lesiniec do Czarnego Boru tylko to wszystko wychodzi asfaltem.
Można też (tak jak napisałam) na Sobiecin -wydaje się to najkrótsza przeprawa przez miasto i potem lasami wokół Chełmca i Mniszka do Gorc, tak jak kiedyś wiódł zmieniony niebieski szlak
Tak czy siak wariantów jest wiele:)
Rozpatrywałem też wariant przez Świdnicę, Witoszów i wejście do Wałbrzycha przez Szczawienko. Potem na Trójgarb, niebieskim do Witkowa, przez las (wg satelitów Googla są drogi leśne ) do niebieskiego do Kamiennej Góry i dalej tak samo. Właśnie, najgorsze są asfalty Ale coś na przyszły rok pokombinuję z trasą od nowa Trzeba temat tak ugryźć, żeby było zadowolenie.
Gratuluję!
Nieskromnie też przypomnę, że 4 lata temu sam zainicjowałem wyprawę z Wrocławia na Śnieżkę i opisałem ją na forum. Specjalnie na potrzeby tego posta wykopałem ją z archiwum relacji
http://forum.sudety.it/viewtopic.php?t=2809
My szliśmy w dużej mierze drogami asfaltowymi, z wejściem na Ślężę, przemarszem przez Świdnicę, Witoszów, Wałbrzych, Boguszów-Gorce, Grzędy, Krzeszów (nocleg), Paczyn i przeł. Okraj. Nie zdecydowaliśmy się za to na Chełmiec, choć miałem taki pomysł przed wyprawą
W każdym razie ponowny przemarsz ze stolicy Dolnego Śląska na najwyżej położony punkt naszego regionu nie wchodzi w moim przypadku w grę Rozważam za to i mam w planach przemarsz ze Śnieżnika na Śnieżkę, ale nie trasą "Tercetu Idiotycznego" (171 km - przez Wielką Sowę), ale na skróty przez Czechy.
Nieskromnie też przypomnę, że 4 lata temu sam zainicjowałem wyprawę z Wrocławia na Śnieżkę i opisałem ją na forum. Specjalnie na potrzeby tego posta wykopałem ją z archiwum relacji
http://forum.sudety.it/viewtopic.php?t=2809
My szliśmy w dużej mierze drogami asfaltowymi, z wejściem na Ślężę, przemarszem przez Świdnicę, Witoszów, Wałbrzych, Boguszów-Gorce, Grzędy, Krzeszów (nocleg), Paczyn i przeł. Okraj. Nie zdecydowaliśmy się za to na Chełmiec, choć miałem taki pomysł przed wyprawą
W każdym razie ponowny przemarsz ze stolicy Dolnego Śląska na najwyżej położony punkt naszego regionu nie wchodzi w moim przypadku w grę Rozważam za to i mam w planach przemarsz ze Śnieżnika na Śnieżkę, ale nie trasą "Tercetu Idiotycznego" (171 km - przez Wielką Sowę), ale na skróty przez Czechy.
Re: Wrocław - Śnieżka z buta nonstop
wirek pisze:GPS pokazał 126,4 km. Ale po zrzuceniu danych do komputera okazało się, że w wielu miejscach stracił sygnał i interpolował trasę linią prostą. Mogę spokojnie jeszcze z 15 km doliczyć
To prawie jak Przejście Dookoła Kotliny wiadomo jakiej
wirek pisze:A zadowolenia mi moje przejście nie przyniosło, bo nie było takiego zmęczenia jakie lubię.
Wirku, czyżbyś chadzał po górach tylko dla tego efektu zmęczenia? Jakoś nie wierzę
Ogólnie gratuluję. Pomysłu, kondycji oraz determinacji. Podejrzewam że mnie takie przedsięwzięcie jednak by przerosło. Szczególnie przy takim reżimie czasowym
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Witam Jatu44, witam
Nie żartujcie sobie Panowie ze zmęczenia, które daje zadowolenie. Bo można by na przykład 100 km zrobić w Masywie Ślęży przechodząc kilkukrotnie z Sobótki czerwonym i żółtym na Tąpadłę i z powrotem. Tylko po co? Wiedziałem, że będzie bolało, ale bolało bo za dużo podchodziłem i to nie koniecznie w kierunku Śnieżki.
Nie żartujcie sobie Panowie ze zmęczenia, które daje zadowolenie. Bo można by na przykład 100 km zrobić w Masywie Ślęży przechodząc kilkukrotnie z Sobótki czerwonym i żółtym na Tąpadłę i z powrotem. Tylko po co? Wiedziałem, że będzie bolało, ale bolało bo za dużo podchodziłem i to nie koniecznie w kierunku Śnieżki.