W tym sezonie polecam rohliki posypywane solą i kminkiem, bardzo dobre a do piwa najlepsze.
Czesi morza nie maja i stąd ich wielka tęsknota za nim.
Przy okazji wychodzi podobieństwo języków, czeskie prázdniny, rosyjski praznik. Net podpowiada jeszcze prażnik
http://sjp.pwn.pl/doroszewski/pra%C5%BCnik

Muzeum w Lidicach, leniwię się tu z godzinę na łące, do budynków nie zaglądam ale niebawem dowiem się więcej o tym miejscu.

Ukrop lał się potokiem z nieba dlatego na drodze wyskoczyły wiejskie potraviny. Niewiele myśląc nabywam Branika.

Wesoły młody Czech zaprasza mnie do stolika ostrzegając, że słucha z komórki szatanistycznej muzyki
Muza była całkiem ok Czech też bardzo sympatyczny więc tak sobie siedzieliśmy rozmawiając o życiu co chwilę przychodził ktoś z wioski na jedno piwo. Po godzinie znałem już całą wieś

No i dowiedziałem się skąd to muzeum w polu. Budynki stoją w miejscu wsi spalonej przez Niemców.
https://pl.wikipedia.org/wiki/LidicePo 2h wóz strażacki przypomina mi że jadę do Brandyska bo tą fajną nazwę wypatrzyłem na kupionej mapie.

Na pożegnanie dostaję wielki bochen chleba z miejscowej piekarni no i słyszę od kamarada.
-Wiesz Radek zawsze myślałem że nie znam polskiego a tu masz rozmawiamy jak byśmy jednym językiem mówili



Tak to jest w tym kraju że zawsze gdzieś na horyzoncie znajdzie się chociaż jeden szczyt.

Olovnice były jedna z wielu wiosek na trasie ale to nie był ostatni kontakt z tą miejscowością.

Kralupy? To chyba będzie dobre miejsce.

Rynek wygląda jak po bombardowaniu ale to ludzie tworzą miasto.


Kobiety pod każdą szerokością geograficzną są takie same


Chłopy zresztą też

Knajpa fajna więc i ja się tu zatrzymuję na jedną 10kę. Przy okazji poznaję Czecha świetnie władającego polskim. Języka nauczył się w dzieciństwie od babci mieszkającej w Krapkowicach.
Tak ucieka kolejna godzina.


Dzień był oszczędny w kilometry ale fajnie pogadać sobie z tubylcami.
Powoli czas poszukać miejsca na dom. Rozbijam się nad Wełtawą.

Największą przyjemnością na rowerowych włóczęgach jest mieć wodę przy noclegu.
Poranna kąpiel daje siłę na cały dzień a przy okazji chroni przed obtarciami i innymi kolarskimi kontuzjami.


Wody tego dnia nie brakowało z czego mocno korzystałem.



Przeprawa na rzece była fajnym miejscem żeby zrobić sobie popas tzn dzień dziecka.

Siedzi sobie czlowiek chrupie prażynkę popija kofolką woda płynie co więcej trzeba?
Do grona kontemplariuszy dołącza się jeszcze trójka czeskich rowerzystów, tato z synami jadzie do Hamburga.


Nigdy stąd nie wyjadę, pokus same wpadają pod kola.

Panorama miasta ale zanim do niego wjadę czeka mnie jeszcze...

...cdn...