Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
patrząc na dokonania niektórych znajomych to dość delikatnie
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
- Zły Marcin
- obieżyświat
- Posty: 864
- Rejestracja: 19-07-2013 07:10
- Lokalizacja: W-w
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Pudelek pisze:patrząc na dokonania niektórych znajomych to dość delikatnie
pełna zgoda, u niektórych zdjęcia wprost "świecą" i do tego oczywiście komentarz "no, ale TAM TAK BYŁO"
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Zły Marcin pisze:Pudelek pisze:patrząc na dokonania niektórych znajomych to dość delikatnie
pełna zgoda, u niektórych zdjęcia wprost "świecą" i do tego oczywiście komentarz "no, ale TAM TAK BYŁO"
A moze wlasnie tak widzieli swiat ich autorzy? teraz jest sezon na rozne grzybki
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Nocleg na Szczelińcu był wyjątkowo ciepły, ba - wręcz upalny, bo w pokoju oprócz kaloryferów warczał elektryczny grzejnik. W efekcie temperatura oscylowała w okolicach sauny co niezbyt pomaga w spokojnym śnie.
Rano siedząc w jadalni ujrzałem przez okno, że na dworze pojawia się trochę słońca. Pobiegłem szybko po aparat i w laćkach wyskoczyłem na dwór, budząc małą sensację u dwójki turystów . Ale trochę promieni jeszcze złapałem.
Widać, że nad Broumovskimi stěnami przewalają się chmurki, których błyskawicznie przybywało i przybywało, więc już po kilku minutach zrobiło się szaro.
W takiej sytuacji zrezygnowaliśmy z wchodzenia do labiryntu na Szczelińcu (mimo, że jeszcze nie działała kasa), lecz spakowaliśmy się i zaczęliśmy schodzić w dół do przełęczy. Na ścieżce było fest mokro, jakby cały wczorajszy dzień lało.
Z przeciwka zaczęli zjawiać się turyści - początkowo pojedynczo, potem grupami. Zapowiadało się niezłe oblężenie schroniska - w końcu to była niedziela, w dodatku "prawie" długi weekend.
Słońce ponownie zjawiło się, gdy odbiliśmy w kierunku leśnego parkingu (przed którym ostrzegają aby nie zostawiać tam aut na noc, bo regularnie są okradane). Ziemia była jednak śliska, trzeba było uważać na każdy krok, więc zamiast dalszym szlakiem przez las i pola podążyliśmy okrężnie asfaltem.
Przy znaku miejscowości Neska jako pasterka gęsi nie mogła nie zostać uwieczniona .
To zdjęcie jest też istotne, ponieważ po raz ostatni występuje na nim świnia George!
Ci co byli to wiedzą, że Pasterka (Passendorf) to koniec cywilizacji od polskiej strony. Z racji możliwości dojazdu samochodowego bywa tu jednak czasem tłumnie i teraz też mijamy liczną grupę obok "Szczelinki" - obiektu filialnego PTTK (kiedyś schroniska młodzieżowego).
A oto są i gęsi do pasania! Co prawda jak każe obecna moda - plastikowe - ale zawsze!
Zaglądam pod kościół Jana Chrzciciela z XVIII wieku, bo jakoś nigdy nie miałem okazji.
Przez kratę niewiele widać, więc spaceruję wśród nagrobków. Jest kilkanaście niemieckich i kilka polskich. Część niemieckich ma wyraźnie czeskie brzmienie, co wiąże się zapewne z bliskością Czeskiego Kątka.
W schronisku PTTK Pasterka jestem trzeci raz... w 2008 roku dzierżawił go prawdziwy kretyn i gbur, któremu w ramach zemsty puszczaliśmy bąki w jadalni (choć faktem jest, że wąchała je głównie jego biedna córka ). Ponad trzy lata temu odbył się tu sympatyczny zlot sudecki i już wtedy można było odczuć (nomen omen), że nowi właściciele (ci sami co Szwajcarki na Szczelińcu) dokonali tu prawdziwej zmiany. Na plus oczywiście. Choć może mogłoby być mniej hipstersko
Mimo, że jest przed południem nie ma problemu z zostawieniem bagażu w pokojach. Obsługa informuje nas, że razem z nami śpi jakiś ojciec z synem. Nie szkodzi. W plecaku zostawiam tylko najpotrzebniejsze rzeczy i z prawie pustym ruszamy dalej.
Przy dużym opuszczonym gospodarstwie, które zawsze mnie intrygowało, wchodzimy na niebieski szlak w kierunku punktu zwanego Nad Pasterkovem.
Mimo, że to jeszcze teren RP to tabliczki są już po czesku. Obok rozciąga się rozległa polana, na której kiedyś w nocy w zimie nie wiedziałem z Eco jak iść.
Za polaną na zielonym granicznym wydarza się nieszczęście - okazuje się, iż odpadł George! Nie wiadomo kiedy, choć w Pasterce jeszcze Neska go miała. Proponuję, że skoczę kawałek do góry i go poszukam, ale Inez twierdzi, że nie trzeba... widać go tak jednak mocno nie kochała Mamy nadzieję, że może znajdziemy go wracając wieczorem do schroniska.
W dolinie Machovskiego potoku, gdzie przed Schengen funkcjonowało przejście turystyczne, natykamy się tablice informacyjne o dawnej wsi - Nauseney, od 1937 Scharfenberg, czes. Nouzín. Na początku XX wieku mieszkało tu ponad 200 osób, głównie Czechów. To była jedna z miejscowości wspomnianego Czeskiego Kątka (Böhmischer Winkel, Český koutek) - około dziesięciu osad ziemi kłodzkiej, w której dominowali sąsiedzi zza miedzy, w sumie pięć tysięcy ludzi. Po ostatniej wojnie niemal wszyscy Czesi wyjechali mniej lub bardziej dobrowolnie do Czechosłowacji.
Nauseney leżało na samej granicy niemiecko-czeskiej i było bliźniaczą wioską Machovskiej Lhoty (Lhota Mölten), która zaczyna się kilkaset metrów dalej. Zanikła, bo sojusznicza socjalistyczna Czechosłowacja za miedzą nie była argumentem za rozbudową polskiego osadnictwa, dodatkowo przybysze z Kresów Wschodnich nie radzili sobie z surowym klimatem Gór Stołowych.
Oglądamy zdjęcia, gdzie widać dawne domy, gospodę (ah, jakby się przydała), szkołę, sklep. Dziś jest tylko Asmusstrasse - Machovska droga, dawny trakt pocztowy.
Wkrótce się jednak okaże, że jednak nie tylko droga. Znienacka pojawiają się groźne tablice informujące o terenie wojskowym i zakazie wstępu. Za drzewami stoi kilka drewnianych budynków.
Zollhäuser z okresu międzywojennego służące pierwotnie Hilterjugend należą dziś do polskiej armii - to "Ośrodek Szkolenia Piechoty Górskiej "Jodła" w Dusznikach Zdroju". Żółte tablice wyglądają w tym miejscu surrealistycznie, zwłaszcza postawione przy trawnikach oraz na tle schodów prowadzących donikąd - jedynych pozostałości po starych domostwach.
Oficjalnie te kilka wojskowych obiektów to miejscowość Ostra Góra - nazwę wzięto od górującego nad nią szczytu.
Idąc wyżej tablice na szczęście się kończą. Przy lesie stoi dzwonnica z 1868 roku, jakiś czas temu odremontowana.
Za nią zarastające ruiny podmurówek kolejnych gospodarstw.
Najbardziej intrygujący jest dziwny pomnik tuż przy ścieżce. Nieopisany, widać, że świeżej daty. Twarz jako żywo przypomina Jana Pawła, co wpisałoby się w nową, świecką tradycję janopawłomaniopomnikowaniawszędzie. Ale żeby bez opisu? No chyba, że każdy i tak będzie wiedział kogo przedstawia (co w przypadku niektórych papieskich pomników wcale nie jest oczywiste).
Szlak ciśnie w górę i co jakiś czas przecina Machovską Drogę. Czasem słychać warkot samochodu - pewnie ludzie skracają tu sobie drogę do Czech, chociaż ponoć oficjalnie jest to nielegalne. A pogoda wymarzona!
W pewnym momencie dochodzimy znów do granicy i czeskiego szlaku - na większości map, również nowych, przebieg w tym miejscu jest totalnie źle oznaczony. Na mapach.cz polskiego zielonego szlaku nawet nie ma!
Na skale widać stary drogowskaz, kierujący do Wilde Löcher, jak Niemcy nazywali Błędne skały.
Pojawiają się też kamienne schodki, jakieś wiekowe ławeczki - widać, że teren ten zagospodarowany turystycznie był od dawna.
Jedyne czego brak to widoków, bo skutecznie zasłaniane są przez las. W takie słoneczko! W jednym tylko punkcie na chwilę wyskoczył Szczeliniec Wielki, wydający się jakimś kopcem kreta.
A to chyba polana, gdzie mogliśmy zgubić Georga.
Idący z naprzeciwka ludzie to znak, że się zbliżamy - trochę nam mina rzednie, gdy okazuje się, iż wyszliśmy przy... wyjściu. Musimy więc dojść do wejścia antypoślizgowym chodnikiem - na plus, to że znów na sekundę wyskoczyła Fudżijama...
...a z innego miejsca widać Machov i Machovską Lhotę oraz fragment Broumovskich stěn.
Przy kasie sporo turystów, większość z małymi dziećmi. Ahaa! Kupujemy bilety i wchodzimy na jednokierunkową trasę. Gdzieś tu miał być punkt widokowy, ale poza drzewami panoram praktycznie nie ma. Zaczyna się skalny labirynt, który z każdym metrem jest coraz bardziej kręty i coraz ciaśniejszy.
Trzeba przyznać, że wygląda to pięknie!
Mimo wyraźnych zakazów jakiś bachor gramoli się na skały i po nich skacze, zachęcany przez tatusia. Przechodząc komentuję głośno, że w Stołowe musi się wybierać bardzo dużo analfabetów, gdyż w Ardspacko-Teplickich też jedyni, którzy wszędzie się wdrapywali, używali języka polskiego, bo zakazy są po to, aby je łamać. Mamusia nieco się stropiła i zaczęła wołać do męża, aby kazał synkowi schodzić
Im bardziej ciasno tym większy krzyk i płacz dzieciaków, które się boją albo odmawiają dalszej drogi. Potem krzyczą rodzice, którzy chcą iść dalej. W końcu także i my zaczynamy mieć problem, gdyż robi się tak ciasno, że kilkukrotnie muszę ściągnąć plecak i go pchać nogami, czasem trzeba się wręcz czołgać albo wchodzić nogami do wody.
Wiem jedno - z pełnym plecakiem nie miałbym szans tu przejść! Nawet z w połowie pełnym.
Uważam, że przy wejściu powinna być stosowna informacja, bo co bym zrobił z tymi wszystkimi klamotami? Cofał się czy porzucił? Należałoby też zakazać wstępu z dzieciakami do np. 3 roku życia, bo wyraźnie sobie nie radzili. A już facet trzymający noworodka w kocyku i ocierający się z nim o te wszystkie ściany to był miszcz.
Ostatecznie udało nam się przejść bez większych strat, nie licząc zasyfionych ubrań
Po wyjściu pauza z małym co nieco.
Następnie zeszliśmy kawałek zielonym szlakiem i przeszliśmy granicę pod cvičnou skálou. Od razu można było poczuć zmianę klimatu - to powietrze nasiąknięte ateizmem, narkomanią, dżenderem, sodomą i gomorą
Minęliśmy dwójkę chłopaków rzeczywiście ćwiczących coś na rzeczonej skałce i żółty szlak zaczął powoli schodzić w dół. Przed sobą mieliśmy fantastycznie kolorowe lasy góry Lhotecký Šefel (Machovskiego Szczytu).
Na polance stał samotny krzyż 1907 roku - czeska inskrypcja przypominała, że ufundowało go małżeństwo z Nouzína. Ciekawe czemu postawili go za granicą, a nie u siebie, pół kilometra niżej?
Widać już pierwsze domy Machovskiej Lhoty.
Po kwadransie jesteśmy w wiosce. Działa tu sympatyczna gospoda, znana również po kłodzkiej stronie.
Połączenie spelunki i restauracji z krótkim menu, ale jedzenie mają bardzo smaczne i w umiarkowanych cenach. Piwo wchodzi znakomicie i może tylko od ciepła człowiek robi się trochę senny
Na ścianach stare fotografie, portret Najjaśniejszego Pana, który w 1914 roku oberwał kuflem od kelnera (rana jest nadal widoczna) oraz jegomościa w austriackim mundurze.
Można też kupić piwo na wynos, które oczywiście kosztuje niemal połowę taniej niż w Pasterce.
Przyglądając się gościom Neska stwierdza, że w kącie siedzi ojciec z synem i to pewno ten z naszego pokoju. Jasne, na pewno
Lokal opuszczamy przy zapadającym zmroku. Po pewnych początkowych problemach ze znalezieniem szlaku maszerujemy dzielnie przez las w świetle czołówek. W dole w oddali majaczą małe punkciki które potem nikną i jest już tylko sama przyroda...
Na polanie szukamy Georga, lecz rzecz jasna przepadł Może ktoś go znalazł a może posłużył jako zabawka dla jakiegoś zwierza??
Po godzinie jesteśmy znów w Pasterce i w schronisku. No i zaraz okazało się, że syn z ojcem widziani w czeskiej knajpie byli naszymi współlokatorami
Cała galeria:
https://flic.kr/s/aHskvj928Z
Rano siedząc w jadalni ujrzałem przez okno, że na dworze pojawia się trochę słońca. Pobiegłem szybko po aparat i w laćkach wyskoczyłem na dwór, budząc małą sensację u dwójki turystów . Ale trochę promieni jeszcze złapałem.
Widać, że nad Broumovskimi stěnami przewalają się chmurki, których błyskawicznie przybywało i przybywało, więc już po kilku minutach zrobiło się szaro.
W takiej sytuacji zrezygnowaliśmy z wchodzenia do labiryntu na Szczelińcu (mimo, że jeszcze nie działała kasa), lecz spakowaliśmy się i zaczęliśmy schodzić w dół do przełęczy. Na ścieżce było fest mokro, jakby cały wczorajszy dzień lało.
Z przeciwka zaczęli zjawiać się turyści - początkowo pojedynczo, potem grupami. Zapowiadało się niezłe oblężenie schroniska - w końcu to była niedziela, w dodatku "prawie" długi weekend.
Słońce ponownie zjawiło się, gdy odbiliśmy w kierunku leśnego parkingu (przed którym ostrzegają aby nie zostawiać tam aut na noc, bo regularnie są okradane). Ziemia była jednak śliska, trzeba było uważać na każdy krok, więc zamiast dalszym szlakiem przez las i pola podążyliśmy okrężnie asfaltem.
Przy znaku miejscowości Neska jako pasterka gęsi nie mogła nie zostać uwieczniona .
To zdjęcie jest też istotne, ponieważ po raz ostatni występuje na nim świnia George!
Ci co byli to wiedzą, że Pasterka (Passendorf) to koniec cywilizacji od polskiej strony. Z racji możliwości dojazdu samochodowego bywa tu jednak czasem tłumnie i teraz też mijamy liczną grupę obok "Szczelinki" - obiektu filialnego PTTK (kiedyś schroniska młodzieżowego).
A oto są i gęsi do pasania! Co prawda jak każe obecna moda - plastikowe - ale zawsze!
Zaglądam pod kościół Jana Chrzciciela z XVIII wieku, bo jakoś nigdy nie miałem okazji.
Przez kratę niewiele widać, więc spaceruję wśród nagrobków. Jest kilkanaście niemieckich i kilka polskich. Część niemieckich ma wyraźnie czeskie brzmienie, co wiąże się zapewne z bliskością Czeskiego Kątka.
W schronisku PTTK Pasterka jestem trzeci raz... w 2008 roku dzierżawił go prawdziwy kretyn i gbur, któremu w ramach zemsty puszczaliśmy bąki w jadalni (choć faktem jest, że wąchała je głównie jego biedna córka ). Ponad trzy lata temu odbył się tu sympatyczny zlot sudecki i już wtedy można było odczuć (nomen omen), że nowi właściciele (ci sami co Szwajcarki na Szczelińcu) dokonali tu prawdziwej zmiany. Na plus oczywiście. Choć może mogłoby być mniej hipstersko
Mimo, że jest przed południem nie ma problemu z zostawieniem bagażu w pokojach. Obsługa informuje nas, że razem z nami śpi jakiś ojciec z synem. Nie szkodzi. W plecaku zostawiam tylko najpotrzebniejsze rzeczy i z prawie pustym ruszamy dalej.
Przy dużym opuszczonym gospodarstwie, które zawsze mnie intrygowało, wchodzimy na niebieski szlak w kierunku punktu zwanego Nad Pasterkovem.
Mimo, że to jeszcze teren RP to tabliczki są już po czesku. Obok rozciąga się rozległa polana, na której kiedyś w nocy w zimie nie wiedziałem z Eco jak iść.
Za polaną na zielonym granicznym wydarza się nieszczęście - okazuje się, iż odpadł George! Nie wiadomo kiedy, choć w Pasterce jeszcze Neska go miała. Proponuję, że skoczę kawałek do góry i go poszukam, ale Inez twierdzi, że nie trzeba... widać go tak jednak mocno nie kochała Mamy nadzieję, że może znajdziemy go wracając wieczorem do schroniska.
W dolinie Machovskiego potoku, gdzie przed Schengen funkcjonowało przejście turystyczne, natykamy się tablice informacyjne o dawnej wsi - Nauseney, od 1937 Scharfenberg, czes. Nouzín. Na początku XX wieku mieszkało tu ponad 200 osób, głównie Czechów. To była jedna z miejscowości wspomnianego Czeskiego Kątka (Böhmischer Winkel, Český koutek) - około dziesięciu osad ziemi kłodzkiej, w której dominowali sąsiedzi zza miedzy, w sumie pięć tysięcy ludzi. Po ostatniej wojnie niemal wszyscy Czesi wyjechali mniej lub bardziej dobrowolnie do Czechosłowacji.
Nauseney leżało na samej granicy niemiecko-czeskiej i było bliźniaczą wioską Machovskiej Lhoty (Lhota Mölten), która zaczyna się kilkaset metrów dalej. Zanikła, bo sojusznicza socjalistyczna Czechosłowacja za miedzą nie była argumentem za rozbudową polskiego osadnictwa, dodatkowo przybysze z Kresów Wschodnich nie radzili sobie z surowym klimatem Gór Stołowych.
Oglądamy zdjęcia, gdzie widać dawne domy, gospodę (ah, jakby się przydała), szkołę, sklep. Dziś jest tylko Asmusstrasse - Machovska droga, dawny trakt pocztowy.
Wkrótce się jednak okaże, że jednak nie tylko droga. Znienacka pojawiają się groźne tablice informujące o terenie wojskowym i zakazie wstępu. Za drzewami stoi kilka drewnianych budynków.
Zollhäuser z okresu międzywojennego służące pierwotnie Hilterjugend należą dziś do polskiej armii - to "Ośrodek Szkolenia Piechoty Górskiej "Jodła" w Dusznikach Zdroju". Żółte tablice wyglądają w tym miejscu surrealistycznie, zwłaszcza postawione przy trawnikach oraz na tle schodów prowadzących donikąd - jedynych pozostałości po starych domostwach.
Oficjalnie te kilka wojskowych obiektów to miejscowość Ostra Góra - nazwę wzięto od górującego nad nią szczytu.
Idąc wyżej tablice na szczęście się kończą. Przy lesie stoi dzwonnica z 1868 roku, jakiś czas temu odremontowana.
Za nią zarastające ruiny podmurówek kolejnych gospodarstw.
Najbardziej intrygujący jest dziwny pomnik tuż przy ścieżce. Nieopisany, widać, że świeżej daty. Twarz jako żywo przypomina Jana Pawła, co wpisałoby się w nową, świecką tradycję janopawłomaniopomnikowaniawszędzie. Ale żeby bez opisu? No chyba, że każdy i tak będzie wiedział kogo przedstawia (co w przypadku niektórych papieskich pomników wcale nie jest oczywiste).
Szlak ciśnie w górę i co jakiś czas przecina Machovską Drogę. Czasem słychać warkot samochodu - pewnie ludzie skracają tu sobie drogę do Czech, chociaż ponoć oficjalnie jest to nielegalne. A pogoda wymarzona!
W pewnym momencie dochodzimy znów do granicy i czeskiego szlaku - na większości map, również nowych, przebieg w tym miejscu jest totalnie źle oznaczony. Na mapach.cz polskiego zielonego szlaku nawet nie ma!
Na skale widać stary drogowskaz, kierujący do Wilde Löcher, jak Niemcy nazywali Błędne skały.
Pojawiają się też kamienne schodki, jakieś wiekowe ławeczki - widać, że teren ten zagospodarowany turystycznie był od dawna.
Jedyne czego brak to widoków, bo skutecznie zasłaniane są przez las. W takie słoneczko! W jednym tylko punkcie na chwilę wyskoczył Szczeliniec Wielki, wydający się jakimś kopcem kreta.
A to chyba polana, gdzie mogliśmy zgubić Georga.
Idący z naprzeciwka ludzie to znak, że się zbliżamy - trochę nam mina rzednie, gdy okazuje się, iż wyszliśmy przy... wyjściu. Musimy więc dojść do wejścia antypoślizgowym chodnikiem - na plus, to że znów na sekundę wyskoczyła Fudżijama...
...a z innego miejsca widać Machov i Machovską Lhotę oraz fragment Broumovskich stěn.
Przy kasie sporo turystów, większość z małymi dziećmi. Ahaa! Kupujemy bilety i wchodzimy na jednokierunkową trasę. Gdzieś tu miał być punkt widokowy, ale poza drzewami panoram praktycznie nie ma. Zaczyna się skalny labirynt, który z każdym metrem jest coraz bardziej kręty i coraz ciaśniejszy.
Trzeba przyznać, że wygląda to pięknie!
Mimo wyraźnych zakazów jakiś bachor gramoli się na skały i po nich skacze, zachęcany przez tatusia. Przechodząc komentuję głośno, że w Stołowe musi się wybierać bardzo dużo analfabetów, gdyż w Ardspacko-Teplickich też jedyni, którzy wszędzie się wdrapywali, używali języka polskiego, bo zakazy są po to, aby je łamać. Mamusia nieco się stropiła i zaczęła wołać do męża, aby kazał synkowi schodzić
Im bardziej ciasno tym większy krzyk i płacz dzieciaków, które się boją albo odmawiają dalszej drogi. Potem krzyczą rodzice, którzy chcą iść dalej. W końcu także i my zaczynamy mieć problem, gdyż robi się tak ciasno, że kilkukrotnie muszę ściągnąć plecak i go pchać nogami, czasem trzeba się wręcz czołgać albo wchodzić nogami do wody.
Wiem jedno - z pełnym plecakiem nie miałbym szans tu przejść! Nawet z w połowie pełnym.
Uważam, że przy wejściu powinna być stosowna informacja, bo co bym zrobił z tymi wszystkimi klamotami? Cofał się czy porzucił? Należałoby też zakazać wstępu z dzieciakami do np. 3 roku życia, bo wyraźnie sobie nie radzili. A już facet trzymający noworodka w kocyku i ocierający się z nim o te wszystkie ściany to był miszcz.
Ostatecznie udało nam się przejść bez większych strat, nie licząc zasyfionych ubrań
Po wyjściu pauza z małym co nieco.
Następnie zeszliśmy kawałek zielonym szlakiem i przeszliśmy granicę pod cvičnou skálou. Od razu można było poczuć zmianę klimatu - to powietrze nasiąknięte ateizmem, narkomanią, dżenderem, sodomą i gomorą
Minęliśmy dwójkę chłopaków rzeczywiście ćwiczących coś na rzeczonej skałce i żółty szlak zaczął powoli schodzić w dół. Przed sobą mieliśmy fantastycznie kolorowe lasy góry Lhotecký Šefel (Machovskiego Szczytu).
Na polance stał samotny krzyż 1907 roku - czeska inskrypcja przypominała, że ufundowało go małżeństwo z Nouzína. Ciekawe czemu postawili go za granicą, a nie u siebie, pół kilometra niżej?
Widać już pierwsze domy Machovskiej Lhoty.
Po kwadransie jesteśmy w wiosce. Działa tu sympatyczna gospoda, znana również po kłodzkiej stronie.
Połączenie spelunki i restauracji z krótkim menu, ale jedzenie mają bardzo smaczne i w umiarkowanych cenach. Piwo wchodzi znakomicie i może tylko od ciepła człowiek robi się trochę senny
Na ścianach stare fotografie, portret Najjaśniejszego Pana, który w 1914 roku oberwał kuflem od kelnera (rana jest nadal widoczna) oraz jegomościa w austriackim mundurze.
Można też kupić piwo na wynos, które oczywiście kosztuje niemal połowę taniej niż w Pasterce.
Przyglądając się gościom Neska stwierdza, że w kącie siedzi ojciec z synem i to pewno ten z naszego pokoju. Jasne, na pewno
Lokal opuszczamy przy zapadającym zmroku. Po pewnych początkowych problemach ze znalezieniem szlaku maszerujemy dzielnie przez las w świetle czołówek. W dole w oddali majaczą małe punkciki które potem nikną i jest już tylko sama przyroda...
Na polanie szukamy Georga, lecz rzecz jasna przepadł Może ktoś go znalazł a może posłużył jako zabawka dla jakiegoś zwierza??
Po godzinie jesteśmy znów w Pasterce i w schronisku. No i zaraz okazało się, że syn z ojcem widziani w czeskiej knajpie byli naszymi współlokatorami
Cała galeria:
https://flic.kr/s/aHskvj928Z
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
- Zły Marcin
- obieżyświat
- Posty: 864
- Rejestracja: 19-07-2013 07:10
- Lokalizacja: W-w
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
eee, bez takich! U Lidmanů to porządny restauran! w dodatku mają Krakonoša na kranie a i żarcie faktycznie godne polecenia.
Speluna jest dalej - w Machovie, za kościołem na placu obok supermarketu...prawdziwa potasznia, gorąco polecam
Speluna jest dalej - w Machovie, za kościołem na placu obok supermarketu...prawdziwa potasznia, gorąco polecam
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
jak dla mnie speluna to określenie pozytywne - w sensie sympatycznej knajpki z klimatem Restauracja to restauracja, gdzie głównie się je Gdyby tam było niefajnie to bym napisał "mordownia" W Machovie też byliśmy dzień później
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
A czy nie jest tajemnicą, jak przeprogramowałeś aparat? Użyłeś jakiegoś gotowego ustawienia, czy bawiłeś się w ustawienia manualne?
Przeszedłem w tym roku podobną trasę i... hmm... czy tereny wojskowe można sobie ot tak fotografować?
Knedliczki... jak bym je sobie teraz zjadł... Próbował ktoś samemu robić?
Przeszedłem w tym roku podobną trasę i... hmm... czy tereny wojskowe można sobie ot tak fotografować?
Knedliczki... jak bym je sobie teraz zjadł... Próbował ktoś samemu robić?
"Każdy ma prawo być szczęśliwym na własnych warunkach" - Frank Zappa
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Nic nie zmieniałem - robię jak poprzednio, tylko, że trochę dłużej dłubię w programie już na kompie
Tereny wojskowe oczywiście można w Polsce swobodnie fotografować z miejsc ogólnodostepnych, a tamtejsza droga i szlak są jak najbardziej takimi miejscami Zakaz fotografowania terenów wojskowych zniesiono bodajże za czasów ministra Sikorskiego i mam nadzieję, że w ramach powrotu do poprzedniej epoki go nie przywrócą
Tereny wojskowe oczywiście można w Polsce swobodnie fotografować z miejsc ogólnodostepnych, a tamtejsza droga i szlak są jak najbardziej takimi miejscami Zakaz fotografowania terenów wojskowych zniesiono bodajże za czasów ministra Sikorskiego i mam nadzieję, że w ramach powrotu do poprzedniej epoki go nie przywrócą
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
- Zły Marcin
- obieżyświat
- Posty: 864
- Rejestracja: 19-07-2013 07:10
- Lokalizacja: W-w
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Pudelek pisze:jak dla mnie speluna to określenie pozytywne
W sumie racja, kwestia semantyki.
Też jak widzę gdzieś w opisie: 'mordownia' czy 'speluna' - to WALĘ JAK W DYM!
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Zły Marcin pisze:[
Też jak widzę gdzieś w opisie: 'mordownia' czy 'speluna' - to WALĘ JAK W DYM!
mam tak samo!
"ujrzalam kiedys o swicie dwie drogi, wybralam ta mniej uczeszczana - cala reszta jest wynikiem tego, ze ja wybralam.. "
na wiecznych wagarach od zycia...
na wiecznych wagarach od zycia...
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
nie dało rady tych grzejników "ukręcić"?
wyskakiwać w kapciach rzeczywiście było warto!
a co do gospodarstwa, również mnie intrygowało, lecz w porze letniej było tak zarośnięte że nawet nie próbowałem się przedzierać...
no i odnośnie fundatorów krzyża - pewnie postawili za granicą bo wiedzieli, jaki ich naród jest bezbożny
Chyba żaden problem? Ja kupuję trochę wieprzowiny, łopatka czy szynka co akurat na promocji i robię zwyczajny gulasz, do tego kluski na parze zwane pampuchami czy pyzami i są knedliczki
wyskakiwać w kapciach rzeczywiście było warto!
a co do gospodarstwa, również mnie intrygowało, lecz w porze letniej było tak zarośnięte że nawet nie próbowałem się przedzierać...
no i odnośnie fundatorów krzyża - pewnie postawili za granicą bo wiedzieli, jaki ich naród jest bezbożny
Makuh pisze:Knedliczki... jak bym je sobie teraz zjadł... Próbował ktoś samemu robić?
Chyba żaden problem? Ja kupuję trochę wieprzowiny, łopatka czy szynka co akurat na promocji i robię zwyczajny gulasz, do tego kluski na parze zwane pampuchami czy pyzami i są knedliczki
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Pudelek pisze:Od razu można było poczuć zmianę klimatu - to powietrze nasiąknięte ateizmem, narkomanią, dżenderem, sodomą i gomorą
Teraz już wiem skąd to wrażenie, które zawsze mam po przejściu na czeską stronę, że oddycha się jakoś lżej.
"Nie dyskutuj z debilem. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem"
"Lepiej jest milczeć, narażając się na podejrzenie o głupotę, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości."
"Lepiej jest milczeć, narażając się na podejrzenie o głupotę, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości."
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Dolnoślązak pisze::arrow: nie dało rady tych grzejników "ukręcić"?
Neska ukręciła po kilku godzinach, bo spała koło niego
no i odnośnie fundatorów krzyża - pewnie postawili za granicą bo wiedzieli, jaki ich naród jest bezbożny
ale właśnie oni postawili ten krzyż po czeskiej stronie, mimo, że pochodzili z niemieckiej
Teraz już wiem skąd to wrażenie, które zawsze mam po przejściu na czeską stronę, że oddycha się jakoś lżej.
można od razu się zaciągnąć
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
-
- bardzo stary wyga
- Posty: 2208
- Rejestracja: 13-06-2008 12:39
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
Pudelek pisze:
Na polance stał samotny krzyż 1907 roku - czeska inskrypcja przypominała, że ufundowało go małżeństwo z Nouzína. Ciekawe czemu postawili go za granicą, a nie u siebie, pół kilometra niżej?
Ja to rozumiem, że jak z Nouzína to byli Czesi i postawili go u Niemców
- Pudelek
- bardzo stary wyga
- Posty: 4195
- Rejestracja: 12-11-2007 17:06
- Lokalizacja: Oberschlesien, Kreis Nikolei / Oppeln
Re: Góry Stołowe są zawsze zdrowe!
widać, że nie czytałeś dokładnie Czesi byli po obu stronach granicy, Nouzin to czeska nazwa Nauseney, które leżało po niemieckiej stronie, a dziś jest tam ten ośrodek wojskowy. Zresztą przecież schodząc z Błędnych przeszliśmy na czeską stronę
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś."
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/