
Wczesna wiosna i Góry Krucze - po raz drugi w swojej trekingowej karierze. Pierwszy raz byłem tam jako górski gołowąs wiele lat temu z Apollo, Tają i Wlkp - członkami naszego forum.
Zaczynam w Lubawce, pogoda piękna, ciepło. Niestety godzina dość późna, a w planach Jański Wierch. Zamierzam iść zielonym szlakiem.
Nieczynne! A jeszcze kilka lat temu, gdy wraz z Agaciorem przechodziliśmy GSS, restauracja ta była otwarta... szkoda, mieli świetny żurek oraz pierogi.
Lubawkę zostawiam za sobą
Widok na Królową z rezerwatu "Kruczy Kamień"
Widoki z Kruczej Skały (681 m n.p.m.)
Nie ma co się lenić na Kruczej Skale. Przede mną jeszcze sporo kilometrów, szybkie piwko i jazda do przodu! Idę dalej zielonym szlakiem, następnie przy rozdrożu Trzech Buków odbijam na niebieski do Krzyżówki BHP (BHP??? sic!), a stamtąd kawałeczek czerwonym do granicy, gdzie wchodzę na szlak zielony, graniczny. Na krzyżówce BHP niewielka wiatka, nawet przez myśl mi przemknęło aby się w niej rozbić, ale było za wcześnie jeszcze, a i wiatka nie była zbyt luksusowa

W planach miałem wejść po drodze na Královecký Špičák (881 m n.p.m.) ale niestety nie było już czasu. Gnałem przed siebie robiąc sporadyczne przerwy. Szlak prowadzi przez las, w końcu jednak za Bogorią (645 m n.p.m.) – granicznym szczytem na południowym krańcu Gór Kruczych, zaczynają się łąki, a tym samym widoki.
Wchodzę w Worek Okrzeszyna

W końcu jednak opuszczam zachaszczone łąki i zaczynam na nowo wspinać się w górę (dalej zielonym szlakiem) w kierunku Jańskiego Wierchu. To tam upatrzyłem sobie dzisiejszy nocleg. Szlak początkowo prowadzi brzegiem łąki, następnie wchodzi w las. Robi się coraz ciemniej. A ja sam. Dawno nie czułem już w górach takiego napierającego zewsząd osamotnienia. Po drodze mijam kolejną wiatkę. W mojej głowie rodzi się pytanie, iść - czy zostać? Wiata jednakże jest "średnia", poza tym nie ma podłogi więc nie poddaję się i idę dalej!
W końcu docieram do Jańskiego! Teraz tyko szukać wiaty lub jaskini na nocleg

Jaskinie (w sensie dziury w skałach) jakoś mnie odstraszają, więc wybieram najbliższą wiatkę z widokami. Zatem rozbijam obozowisko. W dole widać światła z przejścia granicznego, jakieś pojedyncze samochody, światła z domów i słychać szczekanie psów. Bajka.
Zdjęcia z rana
Po porannej sesji zdjęciowej i śniadaniu, trza ruszać tyłek i iść dalej. Cel tymczasowy - Okrzeszyn i Uniemyśl. Potrzebuję sklepu!
Ruiny kościoła na granicy polsko-czeskiej (Okrzeszyn).
Standardowa sudecko-dolnośląska zabudowa
Dawny hotel-restauracja???
Zapomniałem, że jest niedziela. Okazuje się, że jedyny sklep jest czynny od 11stej, a jest coś koło 9Tej. Nic, idę dalej i staram się łapać stopa, aby dostać się do Chełmska Śląskiego. Mam szczęście. Pierwszy samochód który jedzie tam gdzie chcę, zatrzymuje się!
Po drodze dowiaduję się od sympatycznego kierowcy z Chełmska, że 60% mieszkańców tejże miejscowości pracuje w Czechach. Jak i on. Ponoć dużo lepsze zarobki.
Chełmsko. Cóż, znajduję sklepik przy rynku, uzupełniam płyny. Jakoś z tego względu nieco się rozleniwiłem. Zwiedzam domki Dwunastu Apostołów. W jednym zostaję zdecydowanie za długo! A wszystko to wina lokalnego miłośnika historii, turystyki i piwa

A może by tak teraz do Andrzejówki? Dawno tam nie byłem... - rodzi się plan w głowie. Problem jednakże taki, że dziś już tam nie dojdę

Łapię zatem znowu stopa i o dziwo, aż do Sokołowska! Stamtąd już tylko spacerek do schroniska...
Z nostalgią mijam wiatę, w której niegdyś spałem... Cóż, jej stan dzisiaj jest już dużo gorszy, spałem tam gdy była niemal nowa.
W końcu dochodzę do Andreasbaude. Obiad, kolacja, piwko. Jutro od rana powrót z Wałbrzycha do domu.
To na razie tyle, z opóźnionych relacji
