
Generalnie na szlakach pieszych zupełne pustki, oprócz jedzenia i picia, trzeba zaopatrzyć się w dużo samozaparcia i motywacji do samotnego przecierania szlaków.
A przecierać miałem co, bo trafiłem na serię opadów: najpierw deszczu, a potem śniegu…miałem też swoje „okno pogodowe”, więc coś tam widziałem.

Zapraszam do relacji i na garść skanów:
Na początek ambitnie. Stoh (1607mnpm). Furmankę zostawiam na parkingu w Stefanovej i ruszam na Przeł. Medziholie (1185mnpm).
Na początku jeszcze jako takie widoki, tutaj Sokolie i Baraniarki, na tej rozległej przełęczy pośrodku będę w kolejnych dniach.

Niestety pogoda robi się jeszcze gorsza, w styczniu, w Małej Fatrze, na wys ok. 1100mnpm zaczyna padać…deszcz (padał nawet na Stohu).

Na przełęczy jest skromna wiatka, ale deszcz zacina prawie w poprzek, z widoków na Veľký Rozsutec oczywiście nici.

Nic to, powiedziałem „A”, to trzeba rzec i „B”. Wdrapuję się na cielsko Stoha północno-wschodnim „filarem”. Śnieg, to właściwie mokra breja, ale dość szybko wychodzę ponad granicę lasu. Rozglądam się i widzę, że szlakiem „coś” szło…

Kto mi rozszyfruje te tropy?


Widoki ze Stoha są już legendarne, ja jednak musiałem zadowolić się spacerem „od tyczki, do tyczki”

No cóż, bylimy na Stoh’u


Zastanawiam się co robić, schodzić po własnych śladach – wariant bezpieczny, czy bawić się w pętle i ruszyć w kierunku Południowego Grunia. Po 2osek wahania wybieram wariant nr II.
Szybko zbiegam na Stohove Sedlo (1230mnpm) i teraz wg mapy mam 45min na podejście na Południowy Gruń (1460mnpm). Łapie mnie kryzys, idzie mi strasznie wolno. Wiem, że dojdę, ale podejście jest upiorne. Pod koniec są takie typowe garby, gdzie można rzec – „widzę szczyt, a dalej zaszczyt za zaszczytem”, gdy wydaje mi się, że to musi być już, robi się kolejny garb…w końcu jednak widzę typowy żółty słupek z czerwonym daszkiem.
Ze szczytu z nową energią zbiegam do schroniska Chaty na Gruni. Tutaj zestaw regeneracyjny: czesnackova i 0,5l Kofoli.

Jestem cały mokry, ale to był dobry dzień, ogólnie 1200m przewyższenia i pierwsze moje wejście na Stoha.
W nocy zamiast deszcze zaczął sypać śnieg. Postanowiłem udać się na spacer do Schroniska pod Suchym, szlak zaczynam w Varinie. Wg mapy ok. 2,5 – 3h i będę spijał kolejne pół litra zacnego trunku w schronie…
Na szlaku kompletne pustki, pod nogami świeżutki śnieg, a pod spodem lukier z poprzednich dni.

Wydaje mi się, że tempo mam dobre, ale na północnych stokach Jedloviny, tam gdzie biegnie zielony szlak z Varina, las jest przeorany pod potężne stokówki. Kilka razy gubię szlak, we wszechobecnej bieli i braku jakiejkolwiek ścieżki, trudno jest go odszukać.

Kilka razy jednak się udaję, więc pełznę dalej. W zimowym lesie jest naprawdę super.

Niestety, za którymś tam razem, gdy kolejny raz gubię szlak na łysym stoku, odpuszczam sobie, jestem już grubo po czasie…cóż nie często zdarzało mi się zawracać na górskim szlaku.


Nie mam schroniska, nie mam pieczątki, nie mam Kofoli, mam za to fotę do Facebook’a, chociaż nie mam Facebook’a


Na pocieszenie znajduje fajne miejsce na „cup of tea”.


Cały czas sypie, w nocy również. Rankiem jestem trochę zniechęcony, jadę do Doliny Vratnej, w planach były Baraniarky i Krivarskie, ale już wiem, że nic z tego.
Na miejscu trafiam na zawody w narciarstwie zjazdowym. Fajna sprawa, mam pretekst aby nigdzie nie iść. Jestem zaskoczony rozmachem i ilością zawodniczek.

Są dziewczyny z Polski, Słowacji, Rosji, Węgier, Ukrainy, Serbii, Bośni i Hercegowiny…

…Estonii, Czarnogóry, Bułgarii, Holandii, a nawet jedna z Australii

Ostatecznie zwycięża Litwinka

Ja tymczasem bez entuzjazmu ruszam w kierunku przeł. Przysłop. Świeży puch tylko dla mnie.

W dobrym czasie jestem na przełęczy.

Jest tam wiatka, która daje mi możliwość, aby w ludzkich warunkach spożyć śniadanie. Wedle tablicy na szczyt Baraniarek jest 1h…ruszam!


Przełęcz powoli zostawiam poniżej, śniegu miejscami po uda, podejście strome, ale muszę przyznać, że szło mi się rewelacyjnie.

Kierunek marszu często wybieram intuicyjnie, śniegu od cholery, ale jest pięknie i to wszystko tylko dla mnie.

Na polanach podszczytowych za mgła majaczą Sokolie.

Szczyt osiągam, ku mojemu zdziwieniu po 70min, widoków nie ma, gdzieś tam widać Żitne i Kraviarskie.

Baraniarky (1270mnpm), szczyt może pomieścić tylko jedną osobę, dziewiczy śnieg, żywej duszy dookoła…czy tak czują się himalaiści?


Dalej w kierunku Kraviarskich jest wcale przyjemna „grańka”, podchodzę, myślę i oczywiście, że…daję sobie spokój.


Ranek dale mi długo wyczekiwaną nagrodę, waruny wydają się być w pytę. Najszybszym możliwym sposobem znajduję się na grani głównej.
Już Snilovskie Sedlo (1524mnpm) pokazuje mi jaki potencjał ma Mała Fatra. Patrzę sobie na swoje wczorajsze zmagania. Kravairskie (1380mnpm), z tyłu Baraniarky.

Sokolie (1171mnpm) w pełnej krasie.

Zerkam nieśmiało w stronę Rozsutców, jestem tu już 4 dzień i ani razu ich do tej pory nie widziałem. Są i mają się całkiem dobrze.

Co mamy dalej…? Są i Boboty (1086mnpm)

Tym razem Baraniarky w roli głównej.

Żeby nie było jednak za różowo, to z drugiej strony grani zaczynają się przelewać chmury, patrzę jak urzeczony na Dolinę Vratną i śpieszę na najwyższy szczyt pasma, Veľký Kriváň (1709mnpm).

Podczas podejścia jednak znów spacer „od tyczki do tyczki”, bo wszystko zakryte przez chmury. Tuż przed szczytem staje się jednak cud i mam, to po co tu przyjechałem. Zdobywam szczyt i pozostaje mi cieszyć się tym co dookoła.


Ponad chmury daje radę wybijać się również Malý Kriváň (1671mnpm).

Z kolei po drugiej stronie na horyzoncie dumnie stoją Tatry.

Jest też Chleb (1646mnpm) i Hromove (1636mnpm)


Oprócz Małego Krivania, spod chmur wydostaje się także Pekelnik (1609mnpm)


I jeszcze raz masyw Małego Krivania z jego śnieżną granią.

Znaczna część głównej grani Małej Fatry: Snilovskie Sedlo, Chleb, Hromove, Południowy Gruń i Wielki Rozsutec.

Chleb i Tatarki

Przyszedł wreszcie czas na „Księcia” Małej Fatry - Veľký Rozsutec (1609mnpm)

Jest też jego „mniejszy brat”

Nie mogę się powstrzymać, aby nie zajrzeć ponownie, co tam w Tatarkach słychać.


Jako ostatni, powoli z chmur wyłania się mój pierwszy zdobyty szczyt na tym wyjeździe, Stoh.

Całe widowisko trwa ok. 30min, potem wszystko zasłaniają chmury i mam już taki swój standard na tym wyjeździe, w planach miałem Chleb i Hromove, ale ostatecznie ruszam na Chaty pod Chlebem.

W schronisku kapustova i 0,5l Kofoli, to co widziałem kilkadziesiąt minut temu, na długo zostanie w mojej pamięci.


Zima w górach jest piękna i odwrotnie, góry zimą są piękne.

Nagle dostaję jeszcze jedną nagrodę tego dnia, bo oto na 30sek odsłania mi się Wielki Krywań.

Południowe stoki Chleba

Wschodnie stoki Wielkiego Krivania, za kilka sekund zrobi się już zupełne mleko.

Ostatni dzień, to już w sumie przygotowania do odwrotu, tym bardziej ze pogoda znów taka sobie. Podziwiam wrota do Małej Fatry, czyli wąwóz Tiesňavy.

Potem ruszam na szlak wokół Terchovej do Doliny Obsivanka, miejsce tyle tajemnicze…

…co naprawdę urokliwe

No, to byłoby na tyle. Kto wytrwał, ten jest wielki…

No koniec podaję aktualne ceny ze sklepu Coop:
Kofola oryginal i citron 2,0l – 1,19 euro
Kofola 0,5l – 0,75
Czekolada studencka – 2,05
Baton Margot (moj ulubiony) – 0,66
Ołomuński twarożek 100g – 1,30
Piwka – 0,50 – 0,60
Jednego dnia trafiłem na akcję Akcja, wówczas:
Czekolada studencka – 1,19
Baton Margot – 0,47