Ci co czytają moje relacje na forum zapewne pamiętają, że w zeszłym roku zacząłem wraz z Agaciorem przechodzić Główny Szlak Beskidzki. Biorąc pod uwagę fakt, że jakoś nie mieliśmy czasu przejść go na raz, przechodzimy go etapami. Zeszły rok zakończyliśmy w Rytrze w Beskidzie Sądeckim, jest to mniej więcej w połowie tegoż pasma. W tym roku udało nam się dostać wolne w pierwszej połowie września, więc nie namyślając się długo postanowiliśmy wrócić na beskidzkie ścieżki, choć przygodę tak naprawdę zaczynaliśmy w... Zdzieszowicach u forumowego przyjaciela Nas wszystkich, czyli Eco


Następny dzień to już straszny ból spowodowany... niewyspaniem (Eco zapowiadał, że odprowadzi nas na peron, skończyło się tylko wyjściem do progu

Rytro przywitało nas pochmurną pogodą, jednakże było dość ciepło i grunt, że nie padało. Byliśmy niewyspani, ale szczęśliwi, że znowuż w Beskidach u progu nowej przygody.





Mozolna wspinaczka w górę z Rytra spowodowała, że w pierwszym napotkanym po drodze schronisku "Cyrla" wypijamy po dwa piwa, jednakże godzina jest jeszcze młoda więc idziemy dalej. W planach tej nocy mamy spać pod namiotem. Pod wieczór pogoda nieco się psuje, nachodzą ciemniejsze chmury.
Jeszcze odnośnie "Cyrli". Generalnie schronisko fajne, bardzo sympatyczny starszy barman (może właściciel?), który w trakcie rozmowy o górach poleca mi Rumuńskie Karpaty, jednakże wnętrze jest takie dość mało schroniskowe, takie... nowe, po remoncie, zapewne wiecie co mam na myśli. Najbardziej w oczy razi mnie głowa... lalki nad kominkiem, motyw jak z jakiegoś horroru


Miejsce na nocleg znajdujemy na Hali Jaworzyna nieopodal krzyża i ołtarza. Pierwsi tu nie nocujemy, widać ślady po ogniskach, jest nawet narąbane drzewo! Idealne miejsce na biwak... niestety zdążyliśmy się rozbić, zjeść "pierwszą" kolację po czym zaczyna padać deszcz... Po godzinie dwudziestej musimy już chronić się w namiocie, szkoda. Resztę wieczoru spędzamy nad przewodnikiem, mapą oraz wsłuchujemy się w otaczającą nas przyrodę. Mniej więcej koło 21.30 włosy na głowach zjeżył nam jakiś donośny ryk, charczenie, nie wiem teraz jak to opisać, nieopodal namiotu (nie brzmiało to jak jeleń na rykowisku, nie).
Mimo że strasznie zmęczeni podróżą, śpimy niespokojnie, co rusz się budzimy.



Następny dzień był typowo jesienny.

Było dość chłodno, na niebie przewijały się chmury, padało jednak tylko przez chwilę, jak konsumowaliśmy standardowo żurek w schronisku PTTK na Hali Łabowskiej. Schronisko dość "nudne" i drogie przynajmniej w części barowej. Za wodę z Biedronki która kosztuje chyba niecałą złotówkę płacimy złotych pięć, niezła przebitka. Do tego piwo nijakie, Tyskacze, Żywce, Okocimy... choć szarlotka dobra.





Na koniec tego dnia postanowiliśmy odbić z Głównego Szlaku Beskidzkiego na niebieski i przenocować przy, albo w Bacówce nad Wierchomlą, do której przychodzimy koło godziny szesnastej po wcześniejszym mozolnym podejściu na szczyt Runek (1080m).


W bacówce okazuje się, że za drobną opłatą jak najbardziej możemy rozbić się nieopodal budynku, wnętrze jest bardzo klimatyczne, miła obsługa. A do tego pyszne, regionalne piwa z browaru w Grybowie! Osiem rodzai! Dodatkowo osoby które nocują w bacówce lub tak jak my w namiocie pod bacówką, mają zniżkę na piwo. Pić, nie umierać.
Doczepić mogę się jedynie do letnio-chłodnej wody pod prysznicami, gdyż akurat w ten dzień marzyliśmy o porządnym "wygotowaniu się".


Namiot rozbiliśmy na łące z pięknym widokiem na Tatry, które od czasu do czasu wynurzały się zza chmur.


Późnym wieczorem idziemy spać, strasznie wieje, na dworze jest zimno. Mimo wszystko śpimy dobrze.
C.D.N.